Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl.
Z góry dziękujemy.
Bogusław Kiernicki: Po co bawić się w tłumaczenie pieśni Tybalda hrabiego Szampanii, króla Nawarry?
Jacek Kowalski: Po co? Przyczyn jest wiele, wszystkie słuszne i sprawiedliwe – ale przede wszystkim po to, żeby je po prostu śpiewać. Śpiewać w języku zrozumiałym dla słuchaczy. To przyczyna główna, a zarazem przygoda, o której w książce opowiadam szerzej, i która stała się dla mnie jednym z najciekawszych życiowych doświadczeń. Będąc jeszcze studentem, za późnej komuny, pomyślałem, że pieśni trubadurów i truwerów warte są, aby wykonywać je tak, jak pieśni Okudżawy, Kaczmarskiego, Wysockiego. Twarzą w twarz ze słuchaczem, z gitarą w ręku, po polsku.
BK: Karkołomny pomysł – muzyka dawna w zderzeniu z gitarą i ogniskiem.
JK: Owszem, wtedy i na polskim gruncie – niby karkołomny. W istocie był prosty i oczywisty. Przecież po to właśnie te pieśni kiedyś układano: dla żywego przekazu. Tymczasem odkąd zaczęto wykonywać tak zwaną muzykę dawną, królują koncerty pieśni starofrancuskich w języku oryginalnym, bardzo piękne i skądinąd słuszne, ale niezrozumiałe dla słuchacza, a tym samym zamazujące dawny sposób wykonywania i słuchania. Bo dawne pieśni były żywym, poetyckim słowem, które odbiorca miał zrozumieć. Taki był ich sens i ten sens staramy się zachować w podejmowanych od lat przedsięwzięciach. I okazuje się, że jeśli dawna pieśń wykonywana dziś – wzrusza, porywa i śmieszy – to już nie jest dawna, tylko współczesna. Pod koniec komuny porywały nas zwłaszcza pieśni z wypraw krzyżowych… były bardzo aktualne.
BK: Od tamtych początków zrealizowałeś różne projekty tego rodzaju, pisałeś książki i nagrywałeś płyty. Był zatem wybór pieśni trubadurów i truwerów po polsku, były pieśni wypraw krzyżowych, były stare francuskie ballady, ostatnio pieśni walczącej Wandei i Szuanów. Dlaczego teraz Tybald?
JK: Pragnąłem skupić na jednej, wybitnej i oryginalnej postaci. A Tybald to właśnie postać ciekawa, wielowymiarowa i z konkretnym oeuvre. Monarcha, krzyżowiec, kochanek, człowiek pobożny, wreszcie poeta obdarzony niezwykłym wyczuciem słowa i doskonale wykształcony, z dużym literackim bagażem. Tworzył wielką poezję. Już za życia zyskał rozgłos, i to dosłownie: jego pieśni powszechnie śpiewano, podziwiano, w rezultacie przepisywano i dzięki temu ocalały. Spośród wszystkich starofrancuskich autorów z XIII wieku znamy tylko czterech, których pieśni przetrwały w tak większej liczbie: ponad sześćdziesięciu. Nadto dziś popularność Tybalda ma wymiar urzędowy – jego utwory i biografię znajdziemy we francuskich podręcznikach szkolnych.
BK: W Polsce jednak Tybald to postać nieznana.
Niemal, czyli tak i nie. Bo z jednej strony w ogóle poezja średniowieczna, jakże obfita we Francji, Niemczech, Anglii, Italii (mówimy o setkach autorów i tysiącach utworów!) – jest u nas nieznana. Nie trafia do polskiego czytelnika, bo jej przekłady są nieliczne. A jednak, jeśli chodzi o Tybalda, ma on w Polsce pewną popularność dzięki jednej z pieśni, wzywającej do krucjaty.
BK: Bo przełożyłeś ją i nagrałeś.
JK: Przełożyłem i nagrałem przed niemal ćwierćwieczem, ale przecież śpiewam wiele pieśni średniowiecznych, a ta, jako jedna z kilku, zyskała status szczególny. Geniusz autora sprawił, że również i po polsku utwór ten ma wyjątkową siłę przebicia. Bojowa muzyka, dobitne słowa przypadły do gustu bodaj głównie współczesnym rycerzom, czyli rekonstruktorom historycznym. Opowiadano mi, że kiedyś, słysząc swoich kolegów znad Sekwany, wykonujących chóralnie wersję francuską tej pieśni, odpowiedzieli im wersją polską.
BK: W książce znajdziemy jednak więcej niż jedną pieśń.
JK: Tak, są to przekłady jednej trzeciej zachowanych pieśni Tybalda. Z krucjatą wiążą się tylko trzy, a kolejne trzy to pieśni nabożne. Pozostałe opiewają miłość, zwaną dzis popularnie miłością dworną. Bo trzeba wiedzieć, że Tybald był przede wszystkim mistrzem poezji miłosnej i jako taki przeszedł do historii literatury.
BK: Jakżeby inaczej, skoro wzdychał do samej królowej Francji.
JK: Uwaga! To oszczercza plotka. Polityczni wrogowie, chcąc zdyskredytować Tybalda, oskarżyli go o cudzołóstwo z królową Blanką, zresztą znacznie odeń starszą, matką króla Ludwika Świętego. Oskarżenie, choć absurdalne i bezpodstawne, zyskało rozgłos. Po latach okazało się, że we Francji (tak wtedy jak i teraz) damsko-męskie plotki dają dobry PR. Oszczerstwo przekształciło się w romantyczną legendę, która trwa do dziś ku chwale Tybalda.
BK: Kontekst chyba równie ciekawy, co same pieśni.
JK: Owszem, dlatego książka ma obszerny wstęp, a każda piosenka (wydrukowana i w oryginale, i w przekładzie) poprzedzona została dodatkowym, krótkim komentarzem. Cóż; było o czym pisać. I nie myślę tu jedynie o anegdotach, ale o zagadnieniach, które z rzadka porusza się w pozycjach pisanych po polsku.
BK: Obok pieśni jest i nagranie na CD, są i nuty.
JK: A nawet gitarowe akordy, dla tych, którzy sami zechcą zabawić się w wykonanie moich przekładów lub oryginałów. I tu wchodzimy w problemy muzykologiczne. Ostatni rozdział książki powstał pod piórem mojego przyjaciela, Tomasza Dobrzańskiego, wybitnego znawcy i wykonawcy muzyki dawnej, który podczas nagrania dowodził zespołem Klub Świętego Ludwika. Zarówno on, jak i ja, uznaliśmy za pożyteczne, aby w dwóch końcowych rozdziałach – jego i moim – dotknąć długiej historię debat o tym, jak interpretować muzyczne zapisy dawnych pieśni.
BK: To chyba rozważania bardzo fachowe.
JK: No… to zależy. Jedna z decydujących debat zakończyła się pojedynkiem ze skutkiem śmiertelnym dla jednego z dyskutantów. W naszym przypadku te rozdziały przeznaczone są zarówno dla fachowca, jak i dla amatora: zależało nam na tym, żeby uświadomić czytelnikowi spoza branży, o co chodzi w muzyce dawnej – a następnie tak jemu, jak i specjaliście wytłumaczyć się z własnych decyzji, to jest zasad, wedle których ja dokonywałem parafrazującego przekładu i łączyłem polski tekst z melodią, a Tomasz opracował muzycznie całość. Dodam, że w dziedzinie muzyki dawnej niemal nic nie jest jednoznaczne i oczywiste. To zarówno pewna wiedza tajemna (a zatem również pole popisu dla fantastów), jak artystyczna praktyka. Dopiero ze złożenia tych dwóch powstaje coś, co sprawia, że ludzie w ogóle chcą słuchać dawnej muzyki.
BK: Mam nadzieję, że teraz będą też chcieli słuchać pieśni Tybalda – i to po polsku.
JK: Tak jest. A może też przeczytają książkę.
BK: Dziękuję za rozmowę
-----
Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.
(1964), historyk sztuki, Sarmata, pieśniarz, poeta; adiunkt w Instytucie Historii Sztuki UAM; autor książek naukowych i popularnonaukowych, płyt CD; zob. www.jacekkowalski.pl