Artykuł ukazał się w piśmie „Opcja na prawo” w numerze 4/137 (2014)
Prezydent Rowhani przekonuje Zachód
By zobaczyć jak trudno jest nam pojąć świat współczesnego Islamu i jak sam islam jest dla siebie niezrozumiały odwołajmy się na wstępie do jednego, niedawnego wydarzenia. W końcu września prezydent Iranu Hasan Rowhani przemawiał podczas dorocznej sesji Organizacji Narodów Zjednoczonych. Kontekst tego przemówienia był dla wszystkich jasny. Bliski Wschód, a także Afryka subsaharyjska wciąż są miejscem konfliktu. W ostatnim czasie już nawet nie tylko tlącego się, ale wręcz eksplodującego. To już nie jedynie „islamska wiosna” i syryjski konflikt dyktatury Asada z rebeliantami, ale przede wszystkim samozwańczy Kalifat w Iraku założony przez ISIS (pełna nazwa organizacji to Islamic State of Iraq and Sham, ostatnio po założeniu Kalifatu po prostu IS – Islamic State). Twarz ISIS znamy już dość dobrze – pod względem wykorzystania mediów są siostrzeńcami, a może nawet synami Osamy bin Ladena. Może nie porwali jeszcze czterech samolotów i nie uderzyli w Kapitol, czy Pałac Buckingham, ale za to regularnie dokonują publicznych mordów na białych zakładnikach (Europejczykach i Amerykanach), którzy dostali się w ich ręce. To oczywiście nie wszystko – popełniają też całą masę mordów niepublicznych a także przyczyniają się do eksodusu milionów ludzi. W tym w znacznej mierze chrześcijan, ale nie tylko, także muzułmanów, którzy im nie odpowiadają, jak również licznych innych grup religijnych, których tysiącletnie bogactwo tradycji mogliśmy oglądać na Bliskim Wschodzie jeszcze za czasów Saddama Husseina.
Z perspektywy Zachodu wszystko, co dzieje się na Bliskim Wschodzie to kolejna erupcja islamskiego zła. Gdy połączymy je jeszcze z agresywnymi wypowiedziami niektórych przedstawicieli islamu w Europie obraz nam się uspójnia i dając temu publicystyczny odpór czujemy się jak rycerze Karola Młota zmierzający na pola Poitiers. Nie jest to spojrzenie niesłuszne, ale też i pełne. Oczywiście warto zapytać, czy w ogóle możliwe jest pełne spojrzenie na węzeł gordyjski, jaki stanowi splot spraw ideowych i geopolitycznych pomiędzy islamem a Zachodem. Spróbujmy jednak.
Hasan Rowhani z mównicy ONZ zaproponował krajom zachodnim nowy sojusz. Nie jest to sojusz polegający za zupełnym oddaniu się Iranu pod dominację Zachodu, ale bez wątpienia mamy do czynienia z sytuacją nową. Można wypowiedź prezydenta Iraku potraktować lekceważąco – jak zrobił to premier Izraela Benjamin Netanjahu, który będąc pod stałą presją arabską nie ma ochoty teraz bratać się ze swoim największym wrogiem. Media izraelskie faktycznie podkreśliły to, że Rowhani wzbraniał się ocenić skalę Holocaustu dokonanego przez nazistów na Żydach, a także krytycznie odniósł się do okupacji Palestyny przez Izrael – wyciągnięto z tego wniosek, że Rowhani porównał zagładę Żydów do sytuacji na terenach okupowanych. Jednak w tym samym Izraelu zauważono – poza nurtem mediów publicznych, – że Iran zmienia swój stosunek do historii i odchodzi od negacjonizmu. Czy to tylko zagrywka piarowa prezydenta tego kraju, dążącego do zniesienia sankcji, jakie na Iranie ciążą? A może wyraz jego osobistych poglądów? Wszystko to możliwe, ale nie koniecznie znów pełne. Problemem szczególnie dla Amerykanów, ale i całego Zachodu jest oczywiście program atomowy Irańczyków, którzy są wciąż podejrzewano o wzbogacanie uranu nie tylko w służbie produkcji energii. Rowhani przekonuje jednak, że Iran nie ma planów militarnych związanych z technologią jądrową. Są powody by mu nie wierzyć, ale są też powody by tym razem uwierzyć. Iran ma, bowiem inny kłopot na głowie.
Niezależnie od tego jak sprawy mają się faktycznie w tej kwestii, zachowanie prezydenta Iranu nie wydaje się by wynikało jedynie z relacji z Zachodem. Mniej sobie z tego zdajemy sprawę, ale na naszych oczach rozgrywa się wojna wewnątrzislamska i najprawdopodobniej Kalifat Państwa Islamskiego i jego agresywna ekspansja jest jednym z powodów, dla których Iran poszukuje porozumienia z szatanem z Białego Domu.
Rewolta IS-u dobrze nam pokazuje, że jedność świata islamskiego jest zachodnim złudzeniem, a zorganizowany dżihadyzm w postaci Kalifatu bywa postrzegany, jako tkanka rakowa bliskowschodniej społeczności nawet przez kraje, które jednoznacznie wrogo taktują Zachód. Oczywiście, jak to w polityce, Rowhani być może czysto instrumentalnie chce wykorzystać Stany Zjednoczone do pozbycia się niewygodnego sąsiada, ale może być też tak, iż sytuacja nabrzmiała na tyle, że nawet Iran szuka dla siebie ratunku z sytuacji zagrożenia.
Wróćmy jeszcze na moment do problemu niezrozumienia, jaki panuje pomiędzy światem islamskim a światem Zachodnim. Wspomnieliśmy o negatywnej reakcji Izraela na propozycję Iranu, dodajmy do tego pozytywną reakcję Baracka Obamy, który wyraził zadowolenie z umiarkowanego kursu Iranu. Dodajmy do tego dwa jeszcze inne – wtórne i wewnętrzne głosy. „Washington Post” w tekście odredakcyjnym pisał: „Czy optymizm prezydenta jest uzasadniony? Rowhani wprawił w podniecenie obserwatorów Iranu swą ofensywą wdzięku. Nie ma w niej jednak istotnej treści i są powody do sceptycyzmu, czy rzeczywiście zanosi się na rezygnację Iranu z dążenia do osiągnięcia zdolności do budowy broni atomowej". Zatem sceptycyzm mamy także na Zachodzie. Dodajmy jeszcze jeden. Nasze zachodnie dyskusje oddziaływają poprzez media też na opozycyjne wobec prezydenta Rowhaniego grupy w Iranie – są to zwykle środowiska prezentujące sztywniejsze stanowisko. Niezależnie od intencji prezydenta – jeśli poniesie porażkę w tej grze – Iran może pójść ostrzejszym kursem. Czy nam to odpowiada? Czy tego chcemy w konflikcie z ISIS-em? Trzeba brać pod uwagę, że Kalifat silnie wpływa na wyobraźnię radykalnych jednostek z niezasymilowanych grup w państwach Europy. Wiemy, że część bojowników rekrutuje się z Europy. Czy będziemy liczyć na to, że dżihadyści wyciągną ich od nas, a może będzie inaczej i zaczną oni walki na Starym Kontynencie? A jeśli nawet ludzie ci wyjadą to czy nie wrócą za sterami boeingów lub airbusów, jako żywe torpedy? To pytanie, przed jakim stoi Zachód.
Wojna domowa islamu i zatrute nasienie nowożytności
Problemy Zachodu to jedna sprawa – druga to problemy świata islamskiego. Trzeba postawić sobie pytanie, dlaczego Kalifat budzi aż taką niechęć także tych państw, które zwykle bardziej niechętnie patrzą na Zachód i nawet wspierają inne radykalne grupy, czasem także terrorystyczne.
Pierwsza odpowiedź na takie pytanie byłaby pragmatyczna i powierzchowna, co nie znaczy, że pozbawiona sensu i znaczenia. Terroryści z ISIS-u tak samo zabijają szyitów jak i chrześcijan, co oznacza, że radykalnie występują także przeciw wszystkim innym odłamom islamu poza reprezentowanemu przez nich samych sunnityzmowi. Zresztą i nie wszyscy sunnici uchodzą spod ich noża cało. To by wystarczyło do zmiany polityki większości państw regionu. Można także jednak postawić hipotezę, że dżihadyzm od Al-Kaidy do Państwa Islamskiego jest w jakiś sposób obcy współczesnej tradycji islamu. Nie znaczy to, że islam nie jest, czy może, nie bywa agresywny – o tym poucza nas zarówno historia jak i współczesność, chodzi jednak o to, że IS nosi w sobie nie tylko zdegenerowane pierwiastki religijne, ale także pierwiastki nowoczesności i wcale nie należy jedynie do świata islamu tak bardzo jak byśmy sobie tego życzyli. Oczywiście powołuje się na islam (jest islamski po prostu) i to powinniśmy brać pod uwagę – wskazuje nam na takie elementy tej religii, które łatwo otwierają się na radykalną przemoc nie dają się porównać choćby z wyprawami krzyżowymi. Te ostatnie, mimo, że nieczęsto to zauważamy, ponieważ jest to niepoprawne politycznie, stanowiły raczej formę obrony świata chrześcijańskiego przez inwazją islamską. Inwazja ta trwała przez setki lat – najpierw zniszczyła wysoką kulturę chrześcijańsko-rzymską północnej Afryki, potem zaś objęła Ziemię Świętą, która dla katolickiej Europy była faktycznie czymś znacznie więcej niż miejscem pielgrzymek. Przynależność polityczna Jerozolimy miała wymiar nie tyle pragmatyczny (choć także), ale nade wszystko duchowy. Można dodać, że duchowość Średniowiecza była bardzo cielesna, konkretna, a zatem też i polityczna. Jeśli coś politycznie było utracone, było też poza obszarem duchowej władzy i duchowego oddziaływania. Jak wiemy ekspansja islamu nie skończyła się tam – niemal do czasów nowożytnych Hiszpania znajdowała się przynajmniej częściowo pod władzą państw islamskich, gdzie chrześcijanie byli według prawa koranicznego obywatelami drugiej kategorii.
Nie waham się patrzeć na sytuację A.D. 2014 jako na islamską wojnę domową, ale równocześnie na innym poziomie jak na chorobę, której nasionko odłączyło się od trującego kwiatu europejskiej nowoczesności. Zachodnioeuropejska (euroatlantycka) nowoczesność nosi w sobie liczne zarodki śmierci, co znamy dobrze przynajmniej z dziejów wieku XX. Na Zachodzie te zarodki są często hamowane, ograniczane, a mimo to ujawniają się w różnych miejscach, jako zjawiska dehumanizacji. Dziś jest to aborcjonizm, eksperymenty z płcią, swoisty powrót gnozy objawiający się w niechęci do ciała rzeczywistego i uwielbienia jego wyidealizowanych form, niechęci do poczynania potomstwa i w tzw. „swobodzie obyczajowej”. Nowoczesność poza Zachodem, w obcym kontekście, jeśli nie została wyselekcjonowana odsłania swoje nieludzkie oblicze, którego, na co dzień nie jesteśmy świadomi. To charakterystyczne, chrześcijaństwo zadomowiło się pokojowo w wielu zakątkach świata – także na Bliskim Wschodzie, tymczasem nowoczesność przyniosła licznym kulturom całkowitą dekompozycję – często w imię tego samego chrześcijaństwa. I nie chodzi tylko dekompozycję wynikającą z kolonializmu Hiszpanów, Francuzów, czy Brytyjczyków, ale próby asymilacja jej elementów do rozmaitych kultur lokalnych przez samych „lokalsów”.
Dwie nowożytne drogi i post scriptum o trzeciej
a)komunizm
Zarówno nazizm jak i komunizm są często opisywane, jako dwa ataki wymierzone w Zachód. Jeśli jednak pozwolimy sobie na nieco szersze spojrzenie i przestaniemy patrzeć na Zachód z perspektywy jednej, mniej lub bardziej wąskiej tradycji – np. liberalnej – wtedy ocena tych dwóch ideologii może się zmienić. Jeśli jesteśmy chrześcijanami, a dokładniej katolikami, będzie nam łatwiej, ponieważ ten niekończący się chaos teorii, stanowisk filozoficznych i religijnych, z niekończącymi się sektami, stowarzyszeniami itd., jaki dziś widzimy, ma swój początek w rozłamie dokonanym na średniowiecznej christianitas. Jej samej nie ma potrzeby idealizować jednak tragiczne w skutkach fale „wolnomyślicielstwa” mieszczą się w katolickim wyobrażeniu o konsekwencjach, również społecznych, porzucenia prawdziwej nauki religijnej, czy po prostu prawdy. Prawda nie jest w tym przypadku abstrakcyjna – chodzi o Boga i o człowieka, ale też społeczności. Zarówno Bóg jak i człowiek (ale też państwo) stają się w czasach nowoczesnych jedynie narzędziami, którymi można się posługiwać jak przedmiotami martwymi w planie realizacji projektu. Nowoczesność nie jest nigdy narracyjnie explicite celem samym w sobie – jest nim królestwo wolności, przestrzeń życiowa, państwo świeckie, zniesienie przymusu, etc. Jednak właściwym projektem jest właśnie sama nowoczesność – nie ma nic poza projektem, który kosztuje życie kolejne istnienia. Owe narracje to mit uzasadniający zabijanie.
Bolszewizm nie jest ideą rosyjską. Korzystał z rosyjskiej tradycji despotycznych, ale w całości został pomyślany na Zachodzie. Marksizm to jak wiadomo dość powszechnie, odwrócona perspektywa heglowska. Hegel patrzył na dzieje, jako ewolucję pojęć – stąd mówimy o idealizmie Hegla, Marks tymczasem zaproponował faktycznie inny rodzaj idealizmu – oto wszystkimi ideami rządzi materialna baza. Materializm Marksa jest echem idealizmu romantycznego, w którym to, co duchowe, religijne, związane ze sferą życia umysłowego jest tylko rodzajem subiektywizmu, epifenomenem doczesnego życia. Najprawdziwsza z religii i filozofii jest jedynie szczytem geniuszu kultury, ale nigdy dziełem nadprzyrodzoności. Na chorobę romantyczną chorował już nawet Chateaubriand widząc w chrześcijaństwie przede wszystkim „geniusz”. W tym akurat miejscu znamienne jest to odwołanie do pogańskiej kategorii.
Kiedy Lenin przejął władzę w Rosji szczytem cywilizacji nie były już jednak katedry, które kochał Chateaubrand, czy nawet Victor Hugo, ale industrializacja odzwierciedlająca matematyczność i pragmatyzm nauk pozytywnych. Choć koło wiedeńskie święcące wtedy tryumfy wypchnęło moralność poza obszar sensownych badań to jednak zeświecczony chrześcijański dramat moralny zawarty w dialektyce Marksa przyczyniał się do wzmożenia moralnego w największych krajach Zachodu. Była to moralność mas pracujących w fabrykach, szukających silnej tożsamości, którą dawało życie na wiecach partyjnych, ale i manifestacje rodzącej się nowoczesnej narodowości. Wszystko to jednak nie miało nic wspólnego z Rosją poza jednym. Bolszewizm okazał się kolejną próbą okcydentalizacji Rosji, objawił też współczesnym i potomnym, czym jest nowożytność, jaka jest jej groza zwykle kamuflowana przez kulturową kurtynę zachodniej kurtuazji. Zapowiadana „emancypacja człowieka” okazała się „emancypacją od człowieka” – jasnym się powinno wtedy stać, że człowiek nie może przeżyć nowoczesności w jej radykalnej postaci.
Tę dehumanizacja i odcieleśnienie bolszewizmu widać było nie tylko w kolejnych czystkach czy prostym zabijaniu ludzi za pomocą strzału w tył głowy, ale nade wszystko w realizacji planów wielkich reform zgodnych z wytycznymi idei w efekcie których umierały z głodu miliony ludzi. Model sowiecki był wdrażany w wielu krajach całego świat i wszędzie przynosił skutki podobne do tych rosyjskich, czasem nawet jeszcze gorsze jeśli weźmiemy pod uwagę choćby reżim Pol Pota.
b) nazizm
Przykład nazizmu także nie pozostawia wątpliwości co do swojego osadzenia w nowoczesności. Naukowy rasizm, ewolucjonizm społeczny, eugenika – wszystko to zaistniało dzięki przełomowi oświeceniowemu. Możemy dorzucić do tego nauki społeczne, które wiążą się znów z romantyzmem i pozytywizmem - z nich to ostatecznie wykiełkowały ruchy masowe w Europie i Ameryce, a zatem i hitlerowskie Niemcy. Co więcej nazizm był bardzo bliski poglądom elit europejskich przed drugą wojną światową. Owa triada: naukowy rasizm, ewolucjonizm, eugenka nie były poglądami z pobrzeży, ale z głównego nurtu kultury. Przeciwstawiał im się praktycznie jedynie Kościół, który w związku z tym uważany był za główny przykład nienowoczesności (w negatywnym sensie) i obskurantyzmu. Naziści, choć nienawidzili komunistów to, jak się zdaje, przede wszystkim jako konkurentów do miana przodowników rewolucji – podobnie jak ci drudzy uważali się za prawdziwych rewolucjonistów na miarę jakobinów. Warto przywołać w tym kontekście barwny fragment książki Artura Koestlera „Krucjata bez krzyża”. Monolog stanowi część wypowiedzi niemieckiego dyplomaty, ideowego nazisty:
Czy Pan rozumie, że to co robimy jest najprawdziwszą rewolucją, bardziej międzynarodową w skutkach niż zburzenie Bastylii lub szturmowanie Pałacu Zimowego w Petersburgu?... Proszę przymknąć oczy. Proszę wyobrazić sobie Europę, aż po Ural jako pustą przestrzeń na mapie. Są tylko pola energetyczne: woda, rudy magnetyczne, pokłady węgla, źródła ropy naftowej… Niech Pan rozwali te kręte śmieszne granice, te mury chińskie, które przecinają wzdłuż i w szerz nasze pola energetyczne. Niech Pan wyrzuci na szmelc lub przeniesie ośrodki przemysłowe, które zostały lekkomyślnie zbudowane w niewłaściwych miejscach. Niech Pan zlikwiduje nadwyżkę ludności w okręgach, których nie jest ona potrzebna. Niech Pan przeniesie ludność pewnych okręgów, a jeśli to będzie konieczne i całych narodów, na ziemie gorzej zaludnione, albo do takich korzeni produkcji, które wymagają robotników o pewnych określonych właściwościach rasowych. Niech Pan zniszczy wszystkie konkurencyjne linie sił, które nakładają się na naszą sieć – to znaczy: wpływ Kościoła i kapitału zamorskiego, wszelką filozofię i religię, etyczne i estetyczne systemy przeszłości…" (Koestler 1947, 168)
Jest prawdą, że nazizm, a także faszyzm był przez część kręgów konserwatywnych postrzegany jako metoda na powstrzymanie rewolucji społecznej stąd zyskiwał wielostronne poparcie i budził fałszywe nadzieje zarówno w zdeklasowanych kryzysem ekonomicznym i Wielką Wojną „aryjczykach”, jak i tych, którzy tej deklasacji się obawiali jak choćby brytyjscy czy pruscy arystokracji. Nie uniknęli jej faktycznie, ani jedni, ani drudzy – przyszła ona razem z wojną wywołaną przez nazistów, w których nadzieję pokładano. Druga wojna światowa przeorała rzeczywistość klasową społeczeństwa europejskiego, nie naruszyła jednak struktur nowoczesności.
Post scriptum: liberalizm
Bez wątpienia przynajmniej niektóre punkty charakterystyczne dla komunizmu i nazizmu znajdziemy także w dzisiejszym państwie i społeczeństwie liberalnym. Jest to wszechstronna niechęć do ludzkiego ciała, które jest przeszkodą dla realizacji liberalnej odmiany projektu nowczesnego – przemysł aborcyjny, coraz sprawniejsze manufaktury eutanazyjne (w Holandii eutanazje sięgają już 5 tys. przypadków rocznie, rośnie też ilość eutanazji z przyczyn psychiatrycznych), niechęć do płodzenia i posiadania dzieci, niechęć do ciała ludzkiego takiego jakim ono jest i coraz głębsza ingerencja chirurgiczna w jego kształt – z drugiej zaś strony anoreksja, pokrywanie ciał tatuażami, które weszły do głównego nurtu kultury, nadużywanie edycji graficznej w fotografice i kreowanie ideału ciała poza jego rzeczywistymi predyspozycjami i nieprzekraczalnymi granicami.
Dżihadyzm i nowoczesność
a) fundamentalizm
Jaki powyższa dawka historii idei ma związek z naszym tematem, czyli dzihadyzmem? Można by na to odpowiedzieć żartobliwie słowami jednego z amerykańskich komentatorów na temat ataków z 11 września 2001 roku na World Trade Center. – No jak to przecież „11 września nastąpił atak islamskich faszystów na nowoczesność” (M. Woolf, „Financial Times”, 4.09.2002). W perspektywie tego co powiedzieliśmy powyżej zrozumiała jest bezsensowność takiej charakterystyki. Zresztą być może nie bezsensowność. Wypowiedź ta raczej wyraziła emocjonalny stosunek amerykańskich komentatorów życia społecznego do wydarzeń z Nowego Jorku. Mamy tu do czynienia z nagromadzeniem pozytywnych i negatywnych etykietek stygmatyzujących (negatywnie i pozytywnie) uczestników terrorystycznego dramatu. Nowoczesność jest tą jasną stroną, nienowoczesność ciemną a bycie faszystą lub „islamskim faszystą” oznacza zapewne tyle co bycie „religianckim ludobójcą”, świecką inkarnacją diabła.
Wskazuje się czasem, że islamski terroryzm ma swoje analogie w ruchu reformacyjnym, kiedy to protestancki reformator odrzucili zarówno autorytet Kościoła jak i tradycję ulegając przekonaniu, że prawdziwym powrotem do źródeł pobożności jest sam tekst biblijny. Paradoksalnie to sami egzegeci reformowani dowiedli, że bez tradycji tekst biblijny może znaczyć cokolwiek, a fundamentalizm chrześcijański potwierdził to w praktyce dzieląc się w nieskończoność w gąszczu sprzecznych literalnych odczytań Pisma Świętego. Jeśli czytaniem Pisma nie rządzi tradycja, rządz nim duch czasu, trend epoki, interesy i władze. Faktycznie protestantyzm stworzył własne tradycje – zwykle doktrynalnie zanieczyszczone, ale też często pobożnościowo pełne ducha. Przykładem nieco osobnym choć potwierdzającym katolickość różnych elementów pozakatolickiej pobożności jest przyjęcie praktyk religijnych grup anglikańskich wracających do łączności z Rzymem na mocu dokumentu Anglicanorum Coetibus z czasów pontyfikatu Benedykta XVI.
Warto wspomnieć o fundamentalizmie biblijnym by zwrócić uwagę na nowoczesne korzenie samego fundamentalizmu. Można wręcz powiedzieć, że od fundamentalizmu biblijnego zaczyna się nowoczesność w Europie i liczne wynikające z tego nieszczęścia.
b) anarchizm
Jako inną analogię źródłową dla dżihadyzmu podaje się także anarchistów rosyjskich i ich ideologa Michaiła Bakunina, który niszczenie nazywał działaniem twórczym. Z drugiej jednak strony trzeba pamiętać, że anarchiści posługiwali się terrorem oszczędnie w porównaniu do tego co robi choćby Państwo Islamskie. Być może bliższy byłby im Siergiej Nieczajew, który na pytanie kogo z carskiej rodziny Romanowów należy zgładzić odpowiedział: „Wszystkich”. Ostatecznie jednak rosyjska tradycja terrorystyczna skupiała się na uderzaniu w ważnych urzędników, a nie w postronnych obywateli co praktykuje dżihadyzm. Oczywiście nie trzeba odrzucać tych, wydawać by się mogło, odległych podobieństw islamskiego terroryzmu do fundamentalistów reformacyjnych, czy anarchistów – podobnie ja do komunistów, rasistów, czy liberałów, szczególnie, że ideolodzy dżihadyzmu przeważnie poznali Zachód z osobistych podróży czy studiów, a zatem sami byli w znacznej mierze produktem nowoczesności i jego uniwersytetów.
c) modernizacja
Trzeci korzeń dżihadyzmu jaki można spotkać w literaturze to historia kolonializmu z XIX, a szczególnie XX wieku, kiedy to następowała niejako przymusowa modernizacja Bliskiego Wschodu. Jego przymusowość polegała w znacznej mierze na tym, że próby oparcia się naciskowi kulturowemu europejskich najeźdźców kończyły się przejmowaniem ich narzędzi. Nie tylko w sensie dosłownym dotyczącym karabinu, czy prasy drukarskiej, ale także organizacji partyjnej, paramilitarnej, umiejętności formułowania ideologii.
d) islam
Te trzy wątki muszą być uzupełnione o czwarty bardzo ważny – przednowoczesne dzieje islamu, jak i treść samego Koranu w wysokim stopniu jednoznacznie słaniają do gloryfikacji przemocy w drodze zbawienia.
Sajjid Kutb
Najbardziej wpływowym pisarzem-ideologiem dżihadyzmu pozostaje, urodzony w 1906 roku, Egipcjanin Sajjid Kutb. Pochodził z niewielkiej wioski, potem jednak zamieszkał Kairze, gdzie był urzędnikiem państwowym, ale także namiętnym pisarzem i komentatorem Koranu. Pod wpływem innego ideologa, pochodzącego z Pakistanu, Abu Alego Maududiego zaczął używać słowa dzihad w sensie stricte politycznym. Kutb szybko stał się głównym myślicielem Bractwa Muzułmańskiego jednak jego pisma są czytane w znacznie szerszych kręgach. Kubt stracił życie za rządów prezydenta Nassera. W roku 1966 został rozstrzelany w wyniku wyroku śmierci razem z siedmioma innymi przywódcami Bractwa Muzułmańskiego oskarżonymi o przygotowywanie zamachu na prezydenta Nassera. Wcześniej wiele lat spędził w więzieniu, gdzie poświęcił się pisarstwu.
Kutb przez kilka lat mieszkał w Stanach Zjednoczonych i ten okres ukształtował jego poglądy na życie na Zachodzie, które opisywał jako zupełną pustkę duchową. W jego pismach USA uchodzi za model, antywzór nowoczesnego państwa. Co interesujące nie zauważył, że religijność amerykańska ma przede wszystkim charakter fundamentalistyczny. Może się wydawać zaskakujące – religijność w USA nie zrobiła na nim pozytywnego wrażenia. Oczywiście tak jak zauważyliśmy i jak jest to powszechnie wiadomo, rozdrobnienie religijne w USA sprawia, że trudno mówić o jakiekolwiek jednolitości życia chrześcijańskiego wśród amerykanów. Są liczne kongregacje liberalne, ograniczające się do spotkań towarzyskich czy charyzmatycznych a akceptujące w pełni liberalny permisywizm, jest Kościół katolicki, są wspólnoty pochodząc z tradycyjnych odłamów protestantyzmu i są wreszcie grupy radykalne i fundamentalistyczne szczególnie silnie w geograficznym obszarze tzw. pasa biblijnego. John Gray w swojej książce „Al-Kaida i korzenie nowożytności” wyraża opinię, że Kutba w Stanach Zjednoczonych najbardziej irytowała wolność. Wolność nie musi jednak oznaczać pustki – a fiksacja na poszukiwaniu wrogów wolności jest domeną liberalnych publicystów. Wydaje się, że raczej islamskiego myśliciela odrzucała niemoralność. Takie postawienie akcentu sprawia, że jego logika staje się bardziej zrozumiała. To zresztą tendencja charakteryzująca fundamentalizm – oglądaliśmy to także w Europie w XVI wieku. Porzucenie tradycji, sakramentów, kultu – czyli de facto zeświecczenie religijności – wymuszało wynalezienie innego punktu odniesienia. Najczęstszym takim punktem odniesienia dla sekularyzującej się religii – sekularyzującej się z powodów radykalnych – jest skupienie na moralności. Była to cecha całego pierwszego kryzysu nowożytności, będącego też kryzysem rozumu i religijności równocześnie – od Kalwina, przez jezuitów, aż po jansenistów – w każdej z tych grup objawiało się to w innej, mniej lub bardziej destrukcyjnej, skali.
Kutb był w Ameryce, jak pisze Gray, przerażony otwartą seksualnością jaką spotkał w środowiskach chrześcijańskich: „ramiona obłapiały ramiona, usta spotykały się, pierś dotykała pierś” podczas tańca, na który przyzwalał pastor. Dbanie o trawnik przy domu uważał za wyraz braku ducha wspólnotowego. Krytykował też muzykę jazzową – która stanowiła w tamtych czasach popularną formę rozrywki. Nazywał ją „rodzajem muzyki, który wymyślili czarni, żeby zaspokoić swe prymitywne skłonności i pragnienie hałasu”.
Idee rewolucyjne Kutba mają według Graya bardzo nieodległe źródła i pokrywają się one ze źródłami innych nowoczesnych ideologii. Samo pismo koraniczne Kutb traktował dalece nieortodoksyjnie. Nie jako źródło prawdy religijnej, ale jak dzieło sztuki. Gray cytuje pewną opinię, która w sposób jak się zdaje nieco ironiczny przedstawia co przyjmował islamski radykalny myśliciel. „Przyjął, jak się zdaje, pokantowską etykę liberalnego indywidualizmu, która była dziedzictwem europejskiego romantyzmu pozostawionym elitom kulturalnym świata kolonialnego”. Trudno o bardziej dobitne oddzielenie marzeń o przednowoczesności od islamskiego terroryzmu. Skłaniałbym się tu ku opinii, że pierwiastek islamski jest niedowartościowany w tej diagnozie jednak komponent nowoczesny jaśnieje w całej pełni. Jeśli tak jest to przynajmniej część chorób nowoczesności jakie omówiliśmy przy okazji komunizmu, nazizmu i liberalizmu tkwi także w dżihadyzmie. W tym sensie nawet można powiedzieć, że hordy ludzi wyglądających na barbarzyńców – wykrzykujących do kamer, palących flagi i podrzynających gardła białym ubranym w pomarańczowe kombinezony obozu w Guantanamo – są bardziej przedstawicielami Zachodu niż nam i im się wydaje.
Intelektualne korzenie radykalizmu islamskiego – pisze Gray – tkwią w europejskim kontroświeceniu. W tym nurcie myśli, który zaczął się kształtować na przełomie wieków XVIII i XIX, racjonalny sceptycyzm takich myślicieli jak David Hume doprowadził do odrzucenia samego rozumu. J.G. Hamman zanegował racjonalne badania na rzecz objawienia religijnego. Kirkegaard bronił wiary religijnej w kategoriach subiektywnego doświadczenia. J.G. Herder odrzucał oświeceniowy ideał cywilizacji powszechnej, uważając że kultur jest wiele i każda jest na swój sposób niepowtarzalna. Później myśliciele tacy jak Fichte i Nietsche sławili wolę przedkładając ją ponad rozum. (Gray 2006)
Trafne spostrzeżenie Graya można jedynie spuentować czymś czego on sam nie zauważył – częściowa kontroświeceniowość romantyzmu jest powtórzeniem reakcji nowożytnej na integralną i realistyczną rozumność średniowiecza. Oświecenie jest już rozumnością słabą, która pręży muskuły, ale faktycznie zamiast prawdy przynosi ideologię. Tym bardziej jednak widzimy związki współczesności i przeszłości.
Właśnie fakt, że fundamentalizm islamski odrzuca rozum, świadczy o tym, że jest to ruch nowoczesny. Świat średniowieczny był może zjednoczony przez wiarę, ale nie pogardzał rozumem. Ówczesny światopogląd powstał z połączenia greckiego racjonalizmu i judeochrześcijańskiego teizmu. W średniowiecznym porządku rzeczy Natura uznawana była za racjonalną.
Romantyczne przekonanie, że świat można przekształcić aktem woli jest tak samo elementem nowych czasów jak oświeceniowy ideał cywilizacji powszechnej opartej na rozumie. Jedno powstało w reakcji na drugie. A oba są mitami. (Gray 2006)
Gray nie zauważa tu związku jaki wydaje się zasadniczy – nowoczesny (romantyczny) kult woli doskonale współgra z woluntaryzmem religii islamu. Islam średniowiecznych mistrzów filozofii jest religią, w której Bóg stoi ponad rozumem, aż do potwierdzenia zasady podwójnej prawdy. Nie wymaga on w rzeczywistości rozważania prawdy, ale posłuszeństwa. Co więcej kryzys chrześcijaństwa średniowiecznego i europejskiego rozpoczyna się wtedy, gdy w Kościele przewagę nad racjonalną teologią, mówiąc w uproszczeniu, dominikańską, zdobywa skupina na woli Bożej teologia franciszkańska. Gdzieś rozpoczyna się współgranie sił rozkładu także pomiędzy myślicielami islamu i chrześcijaństwa – tam gdzieś rozpoczyna się nowożytność, która już nigdy nie wraca do syntezy wiary i rozumu tylko coraz bardziej stacza się ku przemocy.
Tomasz Rowiński
Odwołania
J. Gray, Al.-Kaida i korzenie nowoczesności, przeł. Wojciech Madej, ALETHEIA, Warszawa 2006
A. Koestler, Krucjata bez krzyża, przeł. Gustaw Herling-Grudziński, Instytut Literacki, Rzym 1947
(1981), senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.