Komentarze
2017.03.27 16:37

Koniec odprężenia z Białorusią?

W środę (22.03.2017) media obiegła niepokojąca wiadomość podawana przez wszystkie prawie media: “Do aresztów trafiło kilku współpracowników Biełsatu, resort edukacji szykuje przepisy rusyfikujące polskie szkoły, a prezydent Alaksandr Łukaszenka oskarżył Warszawę o finansowanie prowokacji z użyciem broni palnej”. Przez część komentatorów wydarzenia te zostały potraktowane jako jednoznaczny koniec “odprężenia” w stosunkach Polski i Białorusi.

Za “odprężenie” uznano, jak należy sądzić, polską grę na dwóch fortepianach w stosunkach z Białorusią - z jednej strony utrzymywanie wsparcia dla białoruskiej opozycji (telewizja Biełsat), a z drugiej podjęcie próby politycznego porozumienia się z realną władzą białoruską.

Czy zatem teraz mamy “koniec odprężenia”? Ten język stosowany kiedyś do opisu relacji pomiędzy mocarstwami wydaje się jednak zupełnie anachroniczny w kontekście relacji Polski i Białorusi. Wzajemne stosunki nie mają dla żadnego z państwa wymiaru autotelicznego, a są jedynie elementem prowadzonej polityki. Dlatego trafny wydaje się komentarz z portalu dziennik.pl, w którym czytamy: “Dla Łukaszenki priorytetem jest stabilność systemu politycznego. Gdy protesty przeciwko podatkowi od darmozjadów rozlały się po całym kraju, władze wzmogły represje, nie zważając na możliwe skutki dla odwilży w relacjach z Zachodem”.

Tak jak dla Białorusi stosunki z Polską są częścią większej gry, w której główną rolę odgrywa jednak Władimir Putin i Rosja, tak i naszym celem głównym nie powinna być demokratyzacja Białorusi, czy jej liberalizacja. Być może te procesy - dziś zupełnie nierealne do przeprowadzenia - miałyby pozytywny wpływ na realizację tego, co powinno być głównym celem polskiej polityki wschodniej, czyli utrzymywanie możliwie najszerszego “pasa ziemi bez Rosji”. Sama Białoruś nie stanowi dzisiaj dla Polski jakiejś osobnej wartości. Można założyć ten sam stosunek w druga stronę.

Bez wątpienia zaistniała sytuacja daje możliwość krytyki rządu - jeśli Mińsk przeprowadzi zapowiadane zmiany w systemie edukacji, które to zmiany pozostają w sprzeczności z podpisanym niedawno polsko-białoruskim porozumieniem edukacyjnym, oznaczać to będzie krok w stronę rusyfikacji polskich szkół w tym kraju. Zatem bezpośredni cel ostatnich wysiłków MSZ spełznie na niczym. Jednak trzeba postawić pytanie, czy w obecnej sytuacji Białorusi ten cel był realny do osiągnięcia i czy ten cel był w ogóle potrzebny. Na pierwsze pytanie nie potrafię odpowiedzieć, ale jak widać, być może nie. Łukaszenka jest politykiem o niskiej wiarygodności traktatowej. Na drugie pytanie odpowiedziałbym - utrzymanie polskiego szkolnictwa na Białorusi powinno być celem prowizorycznym.

Być może przy okazji innych rozgrywek - poszukiwania porozumienia z Rosją - Łukaszenka sprawdza jak bardzo zależy Polsce na Biełsacie, kontaktach z opozycją białoruską i polskiej mniejszości. Szczególnie na tę ostatnią sprawę warto spojrzeć z perspektywy tego, co uznaję za główny cel polskiej polityki wschodniej, czyli poszerzania “pasa ziemi bez Rosji”. W tym kontekście obecność polskiej mniejszości na Białorusi, z której tylko nikły odsetek jeszcze dobrze posługuje się językiem polskim, nie ma dzisiaj politycznego sensu i należałoby raczej myśleć o przeprowadzeniu repatriacji tych trzystu tysięcy naszych rodaków żyjących pod władza Mińska. Taki ruch rozwiązałoby wręcz część problemów Polski z Łukaszenką. Ci Polacy tu są bardziej potrzebni, tam wciąż stanowią punkt oparcia dla kolejnych prowokacji.

Ta propozycja może w pierwszym odruchu wydawać się oburzająca czy jednak nie mam racji Tomasz Gabiś, gdy pisze szerzej w kontekście polskich Kresów:

“Czy chce się wykorzystać mniejszości polskie jako instrument polityczny, np. jako pretekst do wysunięcia roszczeń terytorialnych czy interwencji w celu „ochrony mniejszości”? A może jako narzędzie osłabiania i rozbijania sąsiedniego państwa? Jeśli tak, to wówczas „polityka kresowa” miałaby jakiś (geo)polityczny sens. Jeśli jednak takich politycznych celów nie ma, to z natury rzeczy nie można prowadzić żadnej polskiej „polityki kresowej”, zwłaszcza, że Kresy przestały de facto istnieć w 1939 roku (w następnych latach przestały istnieć de jure). Kresowa Atlantyda pogrążyła się na zawsze w odmętach historii, zaś Kresy pozostały jako element polskiej tradycji narodowej, składnik polskiej wyobraźni i świadomości historycznej, miejsce akcji polskich powieści, sceneria filmów „płaszcza i szpady” czy sag rodzinnych. Musimy pogodzić się z tym, że polskie dziedzictwo materialne na dawnych Kresach ocaleje tylko w pewnym i to raczej niewielkim, zakresie, gdyż uratować mogłyby je wyłącznie narody, które je przejęły. Niechaj pociechą będzie dla nas, że także poczucie nieodwołalnej utraty może stać się kulturotwórczym impulsem”.

Może ktoś poda lepszy argument, ale jeśli domyślnie chodzi nam o umacnianie “pasa ziemi bez Rosji”, to nie możemy skrycie hołdować zaburzającemu właściwą perspektywę sentymentowi, że Polska kiedyś wróci do Mińska czy Wilna, ponieważ jest w tym sentymencie jakaś polityczna sprzeczność. Polska znów na Kresach to Polska z długą granicą z Rosją. Nie szukamy tego dzisiaj. Pomijając kwestię, że taka myśl to polityczna fantastyka.

 

+++

 

Tekst ten powstał jeszcze przed eskalacją wydarzeń na Białorusi, czyli protestów ludności i reakcji władz, jednak autor nie sądzi by nawet taka sytuacja była powodem do zmiany celów polskiej polityki. Co więcej można się spodziewać, że gwałtowna reakcja Łukaszenki na protesty w sprawie dekretu o pasożytnictwie jest próbą zapobieżenia ingerencji Rosji w sprawy Białorusi. Gdyby tak faktycznie miało być, to domagając się respektowania ludzkiego traktowania demonstrujących, Polska powinna wspierać stabilizację sytuacji politycznej na Białorusi, jako względnie integralnego politycznie obszaru “bez Rosji”.

 

Tomasz Rowiński

 

 

Krótsza wersja felietonu ukazała się pierwotnie na portalu małydziennik.pl.


Tomasz Rowiński

(1981), redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, publicysta poralu Aleteia.org, senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.