Komentarze
2025.06.25 13:55

Kompetencje to za mało

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy. 

 

Najnowszy raport National Geographic Learning Polska, pod tytułem „Edukacja językowa w Polsce – stan, wyzwania i perspektywy przyszłości” (2025) ujawnia niepokojący (choć dla mnie oczywisty) paradoks. Mimo wieloletnich reform, polska szkoła nie gwarantuje trwałego opanowania języków obcych, a rodzice masowo szukają wsparcia poza systemem. Aż 83 proc. rodziców uważa, że skuteczna nauka języka odbywa się poza szkołą – na płatnych kursach i korepetycjach. Zaledwie garstka (5 proc.) dostrzega w szkołach porównywalne wsparcie, co świadczy o dramatycznej utracie zaufania do systemu. 95 proc. ankietowanych inwestuje w dodatkowe lekcje językowe dla swoich dzieci.

Jeszcze bardziej alarmujące są wnioski dotyczące efektów szkolnej nauki. Ponad połowa badanych (58 proc.) twierdzi, że szkolne oceny nie odzwierciedlają rzeczywistych umiejętności językowych uczniów. W praktyce „piątka” na świadectwie częściej oznacza biegłość w rozwiązywaniu testów niż autentyczną znajomość języka. Jak raport diagnozuje przyczyny? 

Oceny są oderwane od faktycznej zdolności komunikacji, rozumienia języka czy praktycznego zastosowania wiedzy. Szkolna nauka języków stała się bowiem schematyczna i nastawiona na odtwarzanie: podręcznikowe ćwiczenia pod klucz egzaminacyjny nie przekładają się na realne umiejętności komunikacyjne. Brakuje żywego języka, codziennych sytuacji, kulturowego kontekstu – a to wszystko obniża zarówno skuteczność, jak i motywację uczniów. Innymi słowy, system promuje krótkotrwałe, powierzchowne opanowanie materiału zamiast trwałej biegłości.

Co więcej, autorzy raportu wskazują, że źródłem problemu nie jest ani brak zajęć, ani lenistwo uczniów. Ich zdaniem główną barierą okazuje się anachroniczne podejście do nauczania – metody oderwane od potrzeb współczesnego świata. Gramatyczne regułki, „martwe” dialogi z podręczników i ćwiczenia pod egzamin mają niewiele wspólnego z prawdziwym użyciem języka. W efekcie polska szkoła przegrywa z życiem: młodzi znają teoretyczne konstrukcje (naprawdę?), ale nie potrafią swobodnie się komunikować. „Świat nie sprawdza z Present Perfect – sprawdza z odwagi i myślenia!” – podsumowuje dosadnie jeden z komentarzy.

Raport wzywa więc do zmiany podejścia: więcej komunikacji zamiast wkuwania formułek, więcej praktyki osadzonej w kontekście zamiast suchej teorii. Rodzice i uczniowie chcą lekcji, które uczą mówić, a nie tylko zaliczać, rozwijają rozumienie zamiast mechanicznego powtarzania. 

Słyszeliśmy tę „piosenkę” już setki razy. Owszem, dobrze że się dostrzega, iż edukacja nastawiona wyłącznie na wyniki testów i odtwórczą wiedzę jest ślepą uliczką. Jednak czy przesunięcie wahadła całkowicie w stronę kreatywnej zabawy i tzw. kompetencji rozwiązuje problem? Czy odejście od „starej szkoły” gwarantuje zbudowanie trwałej i głębokiej wiedzy? Tak naprawdę sugerowane remedium jest postulatem robienia „tego co dotąd, tylko bardziej”. 

W ostatnich latach w edukacji modne stało się hasło „kompetencje XXI wieku”. Chodzi o  krytyczne myślenie, kreatywność, współpracę, komunikację. Nacisk na kompetencje miękkie i nauczanie kontekstowe wyrósł z potrzeby, by szkoła nadążała za zmieniającym się światem. Jest to potrzeba do pewnego stopnia oczywiście uzasadniona. 

Wspomniany raport podkreśla, że młodzież musi uczyć się żywego języka, reagowania w praktycznych sytuacjach, pracy zespołowej czy otwartości. Te elementy są bez wątpienia ważne. Ale co jeśli prawdziwy problem polega na tym, że w entuzjazmie dla nowoczesnych metod, często popadamy w drugą skrajność: zaniedbujemy twardą wiedzę i dyscyplinę intelektualną?

Psychologia uczenia się wyraźnie ostrzega: nie da się zbudować umiejętności wyższych rzędów bez solidnej bazy faktów i pojęć w pamięci długotrwałej. To nic nowego: już klasyk katolickiej ascezy, Tomasz a Kempis pisał że najwyższe na najniższym wznosi się i opiera. Z badań psychologów wynika, że nasz mózg ma ograniczoną pojemność pamięci roboczej (krótkotrwałej). Pamięć krótkotrwała to taki „RAM” naszego umysłu – możemy naraz świadomie przetwarzać tylko kilka elementów informacji. Jeśli przy rozwiązywaniu zadania cała uwaga ucznia skierowana zostaje na podstawowe fakty lub chaotyczne szukanie informacji, brakuje mu „mocy obliczeniowej” na myślenie krytyczne czy kreatywne. Dlatego trwała, głęboka wiedza wymaga automatyzacji pewnych podstaw, ich mocnego zakorzenienia w pamięci długotrwałej. Jak obrazowo ujął to dr Piotr Kirschner, „ograniczenia pamięci roboczej oznaczają, że musimy dysponować zasobem faktów w pamięci długotrwałej, by móc w ogóle myśleć”. Innymi słowy: im więcej wiemy, tym lepiej potrafimy myśleć.

Niestety, w dobie smartfonów, Wikipedii i sztucznej inteligencji, pokutuje mit, że „nie trzeba wiedzieć, wystarczy umieć znaleźć”. To pułapka. Informacja to nie to samo co wiedza. Swobodne posługiwanie się wiedzą wymaga jej wcześniejszego przyswojenia, zrozumienia i utrwalenia w pamięci. Dopiero mając pewien bank pojęć i faktów, uczeń jest w stanie efektywnie analizować, porównywać, wyciągać wnioski. Kreatywność nie polega na tworzeniu z niczego – to łączenie w nowych kombinacjach tego, co już dobrze znamy. 

Dlatego wyłączne skupienie na metodach aktywizujących, projektach, dyskusjach – bez równoległego wymogu opanowania konkretnych treści – grozi płytkim efektem. Uczeń może błyszczeć na prezentacji grupowej, a jednocześnie nie umieć samodzielnie sformułować poprawnej argumentacji na piśmie ani rozwiązać zadania bez podpowiedzi.

Klasyczne elementy edukacji, takie jak wieloetapowe ćwiczenie pamięci, nauka jasnego formułowania myśli w języku ojczystym, precyzyjne definiowanie pojęć, logiczne rozumowanie i intelektualna dyscyplina, nie są anachronicznym balastem. Przeciwnie – to fundament, na którym dopiero można budować nowoczesne kompetencje. 

Jeżeli zanegujemy potrzebę pamięciowego opanowania czegokolwiek, rezultatem będzie pozorna wszechstronność, ale bez rdzenia. Szkoła zamieni się (a często już się zamieniła) w festiwal projektów, z których niewiele wynika na dłuższą metę. Dlatego poprawa jakości nauczania wymaga przywrócenia równowagi: połączenia aktywnych, angażujących form pracy z dbałością o rzetelne opanowanie podstawowej wiedzy i umiejętności.

Klasyczne podstawy: pamięć, język, logika, dyscyplina

Edukacja klasyczna od wieków opierała się na trivium: gramatyce, logice i retoryce – czyli biegłości językowej, jasnym rozumowaniu i umiejętności wyrażania myśli. Współcześnie te filary są osłabiane, a jednak nie przestały one być kluczem do głębokiego opanowania każdego przedmiotu. Rozważmy, co to oznacza w praktyce:

 - W ćwiczeniu pamięci – nie chodzi o bezmyślne „wkuwanie” dat czy definicji, lecz o trenowanie umysłu w zapamiętywaniu i przywoływaniu informacji. Pamięć jest jak mięsień: regularnie używana, rozwija się. Swoją drogą to zadziwiające, że ta analogia w dobie wielkiego rozkwitu i sportu i powszechnej aktywności fizycznej, jest powszechnie odrzucana. Nauka wiersza na pamięć, tabliczki mnożenia czy słówek języka obcego to trening dla mózgu, który procentuje później łatwiejszym przyswajaniem kolejnych treści. Co więcej, opanowanie pewnych faktów na pamięć odciąża ograniczoną pamięć roboczą, dzięki czemu podczas rozwiązywania złożonych problemów możemy skupić się na istocie zagadnienia, a nie na podstawach. Przykładowo, uczeń, który ma tabliczkę mnożenia w małym palcu, rozwiąże zadanie z ułamkami znacznie sprawniej, bo jego uwaga może iść na rozumienie ułamków, a nie na liczenie 7×8 na palcach. Badania potwierdzają, że płynność w podstawowych operacjach (np. biegłe dodawanie jedno i dwucyfrowe) silnie koreluje z sukcesami w matematyce na dalszych etapach. Krótko mówiąc, pamięć to fundament, na którym wznosimy wyższe piętra wiedzy.

 - Sprawne posługiwanie się językiem ojczystym – często niedoceniane, ma ogromny wpływ na całość edukacji. Język jest narzędziem myślenia: w nim formułujemy pojęcia, rozumiemy treści, wyjaśniamy sobie świat. Uczeń, który bogato włada polszczyzną, łatwiej uczy się zarówno historii (bo pojmuje złożone teksty), jak i programowania czy matematyki (bo lepiej rozumie polecenia i potrafi nazwać problemy). Niestety, obserwujemy dziś zjawisko ubożenia języka młodzieży – ograniczony słownik, niechlujna składnia, nieumiejętność precyzyjnego wyrażenia myśli, są powszechnymi słabościami nastolatków i studentów. To przekłada się na chaos w rozumowaniu. Bez jasnego języka trudno przecież o jasne myśli. Dlatego szkoła musi znów położyć nacisk na kulturę języka: bogacenie słownictwa, poprawną i klarowną polszczyznę w mowie i piśmie, świadome czytanie i pisanie różnorodnych form wypowiedzi. Co ważne, biegłość w ojczystym języku ułatwia też naukę języków obcych. Osoby dwujęzyczne lub dobrze znające gramatykę własnego języka szybciej przyswajają nowe. Gramatyka nie jest niepotrzebną teorią. Jest opisem używania języka do wyrażania myśli. Czesław Miłosz w swoich wspomnieniach opowiadał, jak wiele nauczył się od łacinnika, który potrafił poświęcić godziny na analizę jednego zdania.  Ponadto znajomość polskiego to nie tylko wartość kulturowa, ale i bodziec dla rozwoju mózgu – opanowanie trudnej polskiej gramatyki i bogatego słownictwa stanowi intelektualne wyzwanie, które wzmacnia ogólne zdolności poznawcze. W efekcie dziecko ćwiczące język ojczysty uczy się uczyć: wyrabia nawyk skupienia, analizy tekstu, formułowania wniosków – czyli kompetencje niezbędne we wszystkich dziedzinach.

 - Rozumienie pojęć i precyzja myślenia – klasyczna edukacja uczyła, by nie zadowalać się powierzchownym rozpoznaniem tematów, lecz wnikać w znaczenie pojęć, definiować je, dostrzegać zależności logiczne. Dziś często gonimy z programem, dając uczniom listę terminów do nauczenia, ale bez pogłębienia. Tymczasem umiejętność tworzenia i operowania pojęciami jest istotą intelektualnego rozwoju. Uczeń powinien rozumieć dlaczego definiujemy coś tak, a nie inaczej, umieć samodzielnie wyjaśnić własnymi słowami nowe pojęcie. Taka głęboka praca z językiem kształci nie tylko humanistów – to podstawa nauk ścisłych. Matematyka również opiera się na precyzyjnie zdefiniowanych pojęciach i symbolach; fizyka czy biologia – na zrozumieniu terminologii. Jeżeli uczeń mechanicznie wkuwa definicję z podręcznika, ale nie przeanalizuje jej znaczenia to nie jest najlepiej. Wtedy przy drobnej zmianie kontekstu gubi sens. Ale jest znacznie gorzej jeśli w ogóle ją ignoruje (a jest to powszechne i tolerowane przez nauczycieli!) W tym pierwszym przypadku jest szansa, że spotykając tę definicję w jakichś innych kontekstach edukacji dozna kiedyś olśnienia i ją zrozumie. W drugiej mamy po prostu do czynienia z zawinioną ignorancją.  Z drugiej strony, jeśli ktoś przyzwyczai się od młodości do dociekania sensu (np. analizując definicje podczas lekcji języka polskiego lub dyskutując nad paradoksami na logice), nabiera elastyczności umysłu. Potrafi potem zastosować znane pojęcie w nowym zadaniu, bo rozumie jego głębszą strukturę. Ta zdolność transferu wiedzy jest właśnie wyznacznikiem głębokiego opanowania materiału. Eksperci różnią się od nowicjuszy m.in. tym, że ich wiedza jest bardziej „elastyczna” – umieją dostrzec wspólną zasadę w różnych sytuacjach, bo głębokie struktury pojęć są trwale zapisane w ich pamięci. Aby wychować pokolenie zdolne do twórczego myślenia, musimy więc znów przywiązać wagę do precyzji i logiki w codziennym nauczaniu: zachęcać do zadawania pytań o definicje, do porządkowania wiedzy w mapy pojęć, do dokładnego rozumowania krok po kroku.

 - Dyscyplina intelektualna – to pojęcie bywa mylnie kojarzone z pruskim drylem, ale naprawdę chodzi o wytrenowanie wytrwałości, skupienia i systematycznego myślenia. W świecie rozpraszaczy (smartfony, media społecznościowe) młodym coraz trudniej wysiedzieć nad jednym problemem dłużej niż kilka minut. Tymczasem wiedza głęboka wymaga czasu i cierpliwości. Klasyczne metody – jak rozwiązywanie zadań problemowych, tłumaczenie tekstu z łaciny, analizowanie dowodu geometrycznego – uczyły cierpliwego rozwiązywania trudności krok po kroku. Taka intelektualna zaprawa procentuje potem w życiu zawodowym i naukowym: absolwent umie doprowadzić rozumowanie do końca, nie zraża się pierwszą przeszkodą, potrafi dyskutować merytorycznie, bo ma nawyk klarownej argumentacji. Współczesna szkoła, skupiona na projektach i krótkich aktywnościach, często zaniedbuje tę sferę – uczeń rzadko doświadcza sytuacji, w której musi samodzielnie pogłówkować dłuższy czas. Dlatego przywrócenie elementów klasycznych oznacza także powrót do zadań wymagających dłuższego skupienia. Nie oznacza to nudy – wręcz przeciwnie, wiele dzieci z satysfakcją rozwiązuje łamigłówki czy prowadzi dociekliwe eksperymenty, gdy się je do tego zachęci. Chodzi o to, by zbalansować lekcje: obok gier i pracy w grupach powinno znaleźć się miejsce na samodzielne zmierzenie się z trudnym tekstem lub problemem. Taki trening charakteru intelektualnego jest nieodzowny, by uczniowie stali się odpornymi psychicznie, myślącymi dorosłymi. W świecie pełnym łatwych rozrywek, umiejętność wytrwałej pracy umysłowej staje się wręcz cechą na wagę złota.

 

Matematyka też potrzebuje języka i pamięci

Ktoś mógłby powiedzieć: „To wszystko ma sens w nauce języków czy historii, ale matematyka i przedmioty ścisłe rządzą się innymi prawami – tam liczy się wynik, a nie pamięć czy język”. Nic bardziej mylnego. Nauczanie matematyki w oderwaniu od kultury języka i pamięci również skazane jest na porażkę. Matematyka to wprawdzie królestwo abstrakcji, ale poruszamy się w nim za pomocą słów i symboli, a nasz umysł – niezależnie od dziedziny – ma te same ograniczenia poznawcze.

Po pierwsze, język pełni kluczową rolę w rozumieniu zadań matematycznych. Dzieci często już na starcie edukacji mają problemy z matematyką nie dlatego, że brakuje im talentu do liczb, ale dlatego, że nie rozumieją treści zadań tekstowych. Rozważmy prosty przykład: „Jacek miał dwa jabłka, zjadł jedno, a jutro planuje dokupić kolejne. Ile jabłek będzie miał jutro?”. Dla wielu uczniów ukryta trudność tkwi nie w arytmetyce (2–1+1), ale w zrozumieniu języka: co wydarzyło się wcześniej, co nastąpi, jak interpretować słowo „kolejne” w kontekście czasu. Nieznajomość słownictwa, niezrozumienie form gramatycznych (np. czasu przeszłego i przyszłego) czy zaimków potrafi całkowicie zablokować rozwiązanie zadania. Uczniowie gubią sens, gdy w poleceniu zmieni się sformułowanie: np. zamiast „mniej niż” może wystąpić „poniżej”, „niższy od” – kto nie opanował dobrze języka, może nie skojarzyć, że wszystkie te wyrażenia oznaczają mniej. Zdolność czytania ze zrozumieniem i precyzyjnej interpretacji zdań jest zatem warunkiem poprawnego rozwiązania zadań matematycznych. W praktyce szkolnej widać to na każdym kroku: uczeń, który ma kłopot z językiem polskim (np. słabo czyta, nie rozumie dłuższych zdań), będzie też kiepsko radził sobie z tekstowymi zadaniami z matematyki.

Po drugie, matematyka wymaga równie silnej podstawy pamięciowej i wyćwiczenia automatyzmów, co inne dziedziny. Umysł matematyka, rozwiązując złożony problem, nie tworzy wszystkiego od zera – on w dużej mierze przypomina sobie znane wzorce i fakty. Nauka tabliczki mnożenia, wzorów algebraicznych, twierdzeń czy schematu dowodu to nic wstydliwego – to fundament, który potem pozwala przeznaczyć zasoby myślowe na kreatywne aspekty zadania. Jeśli uczeń w trakcie rozwiązywania równania musi w panice wymyślać, ile jest 12 do kwadratu, albo nerwowo szukać w tablicach wzoru na deltę, to jego pamięć robocza błyskawicznie się zapycha szczegółami. Traci wątek rozumowania, popełnia błędy „głupie”, bo brakuje mu miejsca w umyśle na kontrolę całości. „pracując nad zadaniem – czy to matematycznym, czy językowym – w znacznej mierze polegamy na reprezentacjach w naszej pamięci długotrwałej. Gdy stajemy przed nowym problemem, tak naprawdę rzadko coś wyliczamy od podstaw – częściej przypominamy sobie podobne rozwiązania”. Dlatego biegłość w podstawach jest najsilniejszym predyktorem dalszych sukcesów: w badaniu Institute of Education w Londynie stwierdzono, że szybkie i bezbłędne dodawanie jednocyfrowe (a więc prosta, wyćwiczona sprawność) koreluje najsilniej z ogólnymi osiągnięciami matematycznymi w szkole podstawowej. 

To, co dla krytyków „starej szkoły” jest bezdusznym drillem, w istocie stanowi przepustkę do wyższych umiejętności. Gdy dziecko zautomatyzuje podstawowe rachunki, może swobodniej operować na ułamkach, równaniach czy funkcjach – bo jego pamięć robocza jest odciążona, gotowa do podjęcia większych intelektualnych wyzwań. Jak celnie podsumowuje to dr Helen Abadzi, „jeśli chcesz zbudować drugi poziom, musisz najpierw solidnie postawić pierwszy”.

Wreszcie, matematyka wymaga precyzji i dyscypliny – cech, które rozwija się również poprzez język i pamięć. Uczenie się rozwiązywania równań czy dowodzenia twierdzeń jest trochę jak uczenie się nowego języka – języka logiki. Trzeba zrozumieć definicje (słowa), reguły (gramatykę) i umieć stosować je krok po kroku (syntaks i składnię rozumowania). Bez cierpliwego treningu – który przypomina uczenie się gramatyki – uczniowie często chaotycznie „zgadują” rozwiązania zamiast planować je logicznie. Widać to przy rozwiązywaniu zadań geometrycznych: uczniowie pomijają uzasadnienia, bo nie umieją ubrać myśli w zdania. Albo zapisują równanie bez jasno zdefiniowanych zmiennych, bo brakuje im nawyku precyzyjnego nazwania, co oznacza x lub y.

Te nawyki precyzji kształtuje się także na lekcjach języka i poprzez szkolną dyscyplinę myślenia. Gdy polonista wymaga, by uczeń uzasadnił interpretację wiersza konkretnymi argumentami, a nie ogólnikami – uczy tym samym logicznego argumentowania, które potem przyda się np. przy uzasadnianiu hipotezy w fizyce. Gdy nauczyciel chemii egzekwuje poprawne jednostki i notację, kształci dokładność, którą równie dobrze można nazwać dyscypliną intelektualną. Widać zatem wyraźnie, że przedmioty humanistyczne i ścisłe są w procesie uczenia komplementarne. Zaniedbanie fundamentów w jednych odbija się czkawką w drugich. Uczeń o słabych kompetencjach językowych nie rozwinie skrzydeł w matematyce; z kolei brak treningu logicznego myślenia i pamięci utrudni głębokie opanowanie np. historii. W edukacji wszystko jest ze sobą powiązane, a spoiwem jest właśnie język, pamięć i logika.

Ale to nie znaczy, jak chcą postępowi edukatorzy, by likwidować tradycyjny podział na przedmioty. Nie, bo wtedy zamiast uporządkowania, do wiedzy wkrada się niewyobrażalny chaos. To jednak inny temat, którego nie sposób tu rozwijać. 

Apel: przywróćmy równowagę w edukacji

Obraz wyłaniający się z przytoczonych analiz jest jasny: nie poprawimy jakości kształcenia, jeśli nie wrócimy do podstaw. Szkoła przyszłości nie może być ani skansenem wkuwania regułek, ani lunaparkiem powierzchownej „edutainment” (to angielski neologizm utworzony z połączenia słów „education” i „entertainment”. Oznacza ono połączenie nauki i zabawy, czyli takie formy przekazywania wiedzy, które mają być atrakcyjne i angażujące jak rozrywka – np. gry edukacyjne, aplikacje, filmy, symulacje, escape roomy edukacyjne itp.). Potrzebujemy synergii podejścia klasycznego i nowoczesnego. Owszem, uczmy krytycznego myślenia, współpracy, kreatywności – ale nie w próżni, tylko w oparciu o solidną wiedzę. Zachęcajmy do komunikacji i swobodnej ekspresji – ale dbajmy o poprawność języka i klarowność argumentów, by ta ekspresja niosła realną treść. Wprowadzajmy projekty i gry – lecz równolegle trenujmy pamięć i systematyczność, by projektom towarzyszyło rzeczywiste opanowanie materiału.

Apeluję więc do decydentów edukacyjnych: spójrzcie raz jeszcze na podstawy programowe i dominujące metody nauczania. Czy nie wylaliśmy dziecka z kąpielą? Czy w pogoni za innowacyjnością nie zgubiliśmy tego, co w edukacji nienowe, ale niezastąpione? Ćwiczenie pamięci, dbałość o język, logika i dyscyplina – te fundamenty wymagają wzmocnienia na każdym etapie kształcenia. To nie jest krok wstecz, lecz podstawa do prawdziwego kroku naprzód. Trwała, głęboka wiedza buduje się latami, warstwa po warstwie – od łaciny i tabliczki mnożenia naszych dziadków, po umiejętność programowania i krytycznego myślenia u wnuków. Nie dajmy sobie wmówić, że w epoce Google’a pamięć jest zbędna – to mit obalony przez naukę. Nie ulegajmy pokusie łatwych rozwiązań, które obiecują „kompetencje bez treści”.

Przywróćmy edukacji równowagę i głębię. Wprowadźmy z powrotem elementy klasyczne w nowej, atrakcyjnej formie – dla dobra uczniów i przyszłości. Od tego zależy, czy kolejne raporty o stanie edukacji będą opisywać ciągły kryzys, czy wreszcie przełom. Wartościowa zmiana nie polega na zastąpieniu jednego podejścia drugim, lecz na mądrym połączeniu tradycji z nowoczesnością. Miejmy odwagę spojrzeć prawdzie w oczy i wyciągnąć wnioski: bez silnych fundamentów nawet najpiękniejsza fasada długo się nie utrzyma. Czas na refleksję nad podstawami programowymi i metodami nauczania – czas na decyzje, które zbudują mocne fundamenty polskiej edukacji na przyszłość.

Michał Jędryka

 

Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcia pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co więcej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.


Michał Jędryka

(1965), z wykształcenia fizyk. Był nauczycielem, dziennikarzem radiowym i publicystą niezależnym. Jest ojcem czwórki dzieci. Mieszka w Bydgoszczy.