Tekst jest reakcją na felieton Pawła Milcarka "Archipelag niech żyje".
Bardzo się cieszę, że na stronie Christianitas znów pojawił się temat archipelagu ortodoksji radykalnej. Wyblakła okładka pisma z Melem Gibsonem przypomina czasy, gdy byliśmy o kilkanaście lat młodsi, nie było jeszcze Facebooka, a Forum Frondy gromadziło zaangażowanych katolików z różnych stron Kościoła. Pomysł Pawła Milcarka, aby szukać między nami wspólnego mianownika i na nim opierać pożyteczne działania, był i jest konkretną alternatywą dla tradycjonalizmu chowającego się przed światem i wrogiego rzeczywistości posoborowej. Na miarę swoich skromnych możliwości starałem się zatem budować takie archipelagi, najpierw w obrębie forum wielodzietni.org, a od kilku lat także w grupach skautowych Wędrowników Mamy Róży. Jeżeli przestajemy myśleć wyłącznie w kategoriach partykularnych korzyści swojego środowiska, a wyznaczamy sobie cele bardziej fundamentalne, to różnice między nami, tak bardzo wyostrzane w internetowych dyskusjach, okazują się być drugorzędne.
Artykuł pt. “Archipelag niech żyje” ma dla mnie jeszcze jedną zaletę. Można go potraktować jako punkt wyjścia do rozważań na temat miejsca, które w Kościele powinni zajmować wierni tradycji łacińskiej. Widać bowiem, że po trwającej pół wieku wojnie z tradycjonalistami pojawia się szansa na trwały pokój. Jakkolwiek konflikt dotyczył bezpośrednio tylko środowiska Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X, to w praktyce promieniował na wszystkich wiernych, którzy traktowali z sympatią świat Kościoła przed Soborem Watykańskim II. Przez kilkadziesiąt lat nauczyliśmy się żyć w stanie izolacji, znosić upokorzenia i niesprawiedliwości, tworzyć alternatywną, przedsoborową rzeczywistość. Co jednak zrobimy, kiedy pewnego dnia okaże się, że nie musimy już walczyć, a zwyczajnie pracować? I że nasze Msze w starszej formie to już nie gniazda oporu przeciwko zalewowi modernizmu, tylko jeden z punktów w parafialnym rozkładzie jazdy, gdzieś między spotkaniem wspólnoty charyzmatycznej, a kołem Przyjaciół Radia Maryja?
Paweł Milcarek kończy swój tekst listą zadań dla frakcji archipelagu. “Konieczne, by dalej tradsi udzielali wszystkim korepetycji z ducha liturgii, opusi szerzyli umiejętność tworzenia instytucji, teokonsi pilnowali znajomości Iliady etc. Naprawdę każdy ma wciąż coś do zrobienia.” Myślę, że nasze zadanie jest dużo trudniejsze. Przede wszystkim nikt nie uzna naszego autorytetu jako samozwańczych mentorów. Współczesny Kościół ma już swój porządek liturgiczny, którego pilnują odpowiednie władze. To, że ten porządek czasem wydaje nam się chaosem i zbiorem nadużyć, nie ma znaczenia. Taka jest rzeczywistość, która przyciąga przeważającą większość zaangażowanych wiernych. Co więcej, nie da się jej wytknąć złych owoców, kiedy okazuje się, że “novusowi” katolicy są ortodoksyjni w wierze, odważni w dawaniu świadectwa, a ich rodziny skutecznie formują nowe pokolenia.
Kiedyś jedna z dziewczynek z naszej gromady wilczków, na wiadomość, że będziemy uczestniczyć w liturgii trydenckiej, westchnęła ciężko: - Znowu Msza po łacinie? Chyba umrę z nudów. - Możemy się oczywiście oburzać na brak poważania dla tego, co dla nas tak drogie, ale jest to sytuacja, z którą będzie trzeba się zmierzyć, kiedy już wyjdziemy z okopów. Przez te pół wieku Kościół bardzo się zmienił, także w sensie mentalnym. Musimy znaleźć sposób na pokazanie, że tradycyjna Msza nie jest nudna, ale nie językiem ze starych katechizmów, tylko takim, którym rozmawiają dziś członkowie posoborowych wspólnot. Trzeba poznać naszych braci w wierze, otworzyć się na to, co mają do zaproponowania, docenić to, zamiast na wstępie potępiać. Aby móc dzielić się skarbem Tradycji musimy nauczyć się pokory i cierpliwości. Pomysł archipelagu ortodoksji radykalnej może zatem okazać się obecnie bardziej potrzebny, niż wcześniej przypuszczaliśmy.
Maciej Tryburcy
Idea "archipelagu ortodoksji radyklnej" została przedstawiona przez Pawła Milcarka po raz pierwszy w teście "Katolicy - nowa mapa" w roku 2004.
(1972), mąż jednej żony i ojciec sześciorga dzieci. Prywatny przedsiębiorca, po godzinach szefuje Stowarzyszeniu Rodzin im. bł. Mamy Róży. Mieszka na wsi mazowieckiej.