Ostatnie wydarzenia (przede wszystkim medialne) pokazują, że im bliżej daty rozpoczęcia synodu biskupów, który ma być poświęcony duszpasterskim wyzwaniom, jakie stwarza aktualna sytuacja rodziny, tym bardziej zastanawiające stają się poczynania tych hierarchów, którzy dążą do zmiany dotychczasowej praktyki Kościoła w jego stosunku do osób rozwiedzionych żyjących w ponownych związkach. Wyglądają one tak, jakby próbowali oni w jakiejś mierze postawić Kościół przed faktem dokonanym, nie wahając się przy tym sięgać do chwytów, delikatnie mówiąc, niezbyt czystych.
Popatrzmy na rzecz w telegraficznym skrócie. W perspektywie synodu do coraz silniejszego (w sensie medialnym) głosu dochodzi frakcja hierarchów, która głosi konieczność rewizji katolickiej nauki o nierozerwalności małżeństwa i niemożliwości przystępowania do Komunii eucharystycznej w stanie grzechu ciężkiego. Dzieje się to w obliczu faktu, że duża grupa wiernych już jej nie rozumie i nie jest skłonna przyjmować za wiążącą. Nie jest to rzecz nowa w Kościele, po raz pierwszy dążenia tego typu pojawiły się już 20 lat temu, zresztą częściowo przy udziale tych samych aktorów. Oczywiście wszyscy ww. hierarchowie zarzekają się, że bynajmniej nie o to im chodzi, ale trudno to potraktować inaczej niż jak nominalistyczne zaklinanie rzeczywistości. W każdym razie żaden z nich nie przedstawił tymczasem argumentów, które obalałyby proste logiczne wnioski, które płyną z postulatów „przemyślenia na nowo” kwestii Komunii dla osób rozwiedzionych żyjących w nowych związkach. Kardynał Walter Kasper, prominentny przedstawiciel owej frakcji, na konsystorzu, który odbył się w lutym br. wygłasza wykład, w którym wychodzi od zdrowych fundamentów teologicznych, ale następnie roztacza mętną, opartą na nieprawidłowej intepretacji pewnych faktów z historii wczesnego Kościoła i zdominowaną przez poczucie „dyktatu rzeczywistości” pastoralną wizję, której konkluzją jest stwierdzenie (w formie pytania retorycznego), że Kościół praktycznie zaprzeczy własnej sakramentalnej strukturze, jeśli nie dopuści do wyjątków. I znów, jak przekonuje, nie ma on zamiaru robić zamachu na katolicką koncepcję sakramentalnego małżeństwa, a ustępstwa miałyby być dla nielicznych i pod specjalnymi warunkami (zob. przemówienie kard. Kaspera).
Na marginesie. Nie podejmuję się w tym miejscu szerszej własnej oceny pomysłów kard. Kaspera, ale podzielę się jedną, trywialną, praktyczną i abstrahującą od wszelkiej teologii refleksją. W swoim przemówieniu niemiecki purpurat twierdzi, że nie możemy kierować się w myśleniu o małżeńtwie romantycznymi przesądami, ale podchodzić do niego z realizmem. Następnie jednak przedstawia nieprawdopodobnie naiwną wizję, zakładającą dobrą wolę i szczerość wszystkich par chcących skorzystać z rozluźnienia praktyki dopuszczania do sakramentów oraz ofiarność i dokładność duszpasterzy, którzy mieliby decydować o tym, które z nich rzeczywiście mogą z wyjątku od reguły skorzystać. Jednym z głównych zagadnień związanych z aktualnym kryzysem rodziny znajdującym się obecnie pod lupą Kongregacji Nauki Wiary (mówi o tym kard. Gerhard Mueller w wywiadzie-rzece pt. The Hope of Family, której fragmenty opublikował portal First Things), jest pytanie o skalę zjawiska nieważnie zawieranych małżeństw w sytuacji faktycznego braku wiary wśród nominalnych katolików (“ochrzczonych niewierzących”). Jest to poważny problem wiążący się bezpośrednio z duszpasterskim przygotowaniem do zawarcia małżeństwa, które bardzo wyraźnie niedomaga (mniejsza tymczasem o to, z jakich powodów). Na tę sytuację, która jest może nie najważniejszym, ale z pewnością jednym z ważniejszych korzeni kryzysu, kard. Kasper proponuje dodanie do obowiązków duszpasterzy konieczności rozstrzygania, które spośród - myślę, że można to powiedzieć bez oskarżenia o popadania w przesadę - tysięcy osób, które byłyby chętne skorzystać z drogi wyjątku spełnia sugerowane przez niego pięć warunków dopuszczenia do sakramentalnej Komunii. Krótko mówiąc, używając frazy pratchettowskiej można powiedzieć, że proponuje podanie tonącemu szklanki wody.
Wracając do przeglądu wydarzeń. Wystąpienie kard. Kaspera wywołuje reakcje innych hierarchów (głosy kardynałów: Brandmuellera, Muellera i Caffarry publikowaliśmy w ostatnim numerze “Christianitas”), którzy pokazują nieortodoksyjność tych projektów i ich negatywne duszpasterskie implikacje. Rzecz wydaje się całkowicie naturalna i konieczna, zresztą, jak zauważył ostatnio o. Joseph Fessio SJ, sam kard. Kasper nie mógł uważać swojego głosu za jakiekolwiek ostateczne rozwiązanie, lecz co najwyżej za impuls do debaty. W ostatnich dniach pojawiła się informacja o rychłej (początek października, a więc na krótko przed synodem) publikacji, przez wydawnictwo Ignatius Press, książki, pt. Remaining in the Truth of Christ. Marriage and Communion in Catholic Church. Jej autorami jest dziewięć osób, w tym pięciu kardynałów (G. Mueller, W. Brandmueller, C. Caffarra, R. Burke, V. De Paolis), którzy od różnych stron pokazują, iż droga proponowana przez kard. Kaspera wynika z błędnych założeń historycznych, doktrynalnych i duszpasterskich.
Można by powiedzieć: debata trwa w najlepsze, no i nie ukrywajmy, że teraz należałoby się spodziewać merytorycznej repliki ze strony zwolenników opcji laksystycznej. Jednak zamiast zapowiedzi takiego responsu otrzymujemy informację, że większość niemieckiego episkopatu, z kard. Marxem na czele, zamierza wystosować na synodzie apel o dopuszczenie publicznych cudzołożników do Komunii. Dla nich sprawa jest już więc przesądzona i wygląda na to, że w żadne merytoryczne debaty nie mają zamiaru się wdawać. Natomiast sam kard. Kasper udziela wywiadów włoskim dziennikom “La Stampa” i “Il Mattino”, w których narzeka na wydawcę książki oraz na jej autorów oskarżając ich o to, że działając w tak publiczny sposób rozbijają jedność wśród współpracowników papieża, oraz że chcą przekształcić synod w wojnę teologiczną (zarzut “publicznej i zorganizowanej interwencji” błyskotliwie odparł szef Ignatius Press, wspomniany wyżej o. Fessio). Mało tego, sam zasłania się Papieżem, z którym jakoby tekst jego odczytu został uzgodniony i zarzuca swoim krytykom, że dementując jego pomysły godzą w samego Ojca Świętego. I znowu okazuje się, że te wątpliwe teologiczno-pastoralne teorie nie są propozycją do rozważenia, ale czymś już praktycznie zatwierdzonym.
Te rewelacje wskazują być może paradoksalnie na to, że zwolennicy zmian czują się coraz bardziej niepewnie, stąd próby wytworzenia medialnego fermentu i nacisku. Jednak jest w nich, a zwłaszcza w narracji samego kard. Kaspera, coś więcej. Oto bowiem okazuje się w niej, że ponieważ – jak twierdzi – Papież zaaprobował jego pastoralne koncepcje, to ci, którzy domagają się spojrzenia na problem przez pryzmat ortodoksyjnej nauki są mącicielami, a może nawet kimś więcej. Skoro Papież już się z nim zgodził, to w przypadku autorów Remaining in the Truth of Christ mamy do czynienia z nieposłuszeństwem Papieżowi, a stąd już tylko krok do schizmy. Krótko mówiąc, ortodoksja staje się drogą transgresji.
Jest to bardzo sprytne zagranie na rodzaju bezrefleksyjnego medialnego „ultramontanizmu”, który za pontyfikatu Papieża Franciszka dociera na nieznane chyba wcześniej wyżyny. Wygląda na to, że jesteśmy świadkami narodzin nowego oblicza ortodoksji, w której Papież jest przedstawiany jako sam z siebie gwarant ortodoksyjności każdej koncepcji, z którą miałby być in agreement. A jeśli jest ona sprzeczna z dotychczasową ortodoksją, cóż, tym gorzej dla tej ostatniej.
W tym kontekście nie sposób nie wyrazić zwykłego zaniepokojenia praktycznym milczeniem Ojca Świętego. Co prawda kilkakrotnie w jego wypowiedziach (zob. np. kwietniowe przemówienia do biskupów Południowej Afryki) pojawiły się stwierdzenia na temat nierozerwalności małżeństwa, problem jednak leży w tym, o czym wspomniałem wcześniej, że również kardynałowie Kasper, Marx i wszyscy inni z tej grupy mają tę nierozerwalność na ustach. W tej sytuacji brak wyraźnego, niezapośredniczonego w wieloznacznych homiletycznych frazach, opowiedzenia się Głowy Kościoła po stronie ewangelicznej prawdy o małżeństwie, budzi duży niepokój. Jak stwierdził ostatnio kard. Pell, istnieje ogromna potrzeba, aby na przededniu synodu Stolica Apostolska potwierdziła nienaruszalność integralnej katolickiej nauki o sakramentalnym małżeństwie i jej fundamentalność dla wszystkich rozwiązań pastoralnych (nb. to ostatnie jakby nie istnieje, nie spotkałem się tymczasem z żadną propozycją, która byłaby nakierowana nie na objawowe leczenie skutków kryzysu a na jego korzenie). Takie jest jedno z zadań urzędu papieskiego: umacniać braci w wierze (por. Łk 22,32). Inaczej - jak kontynuuje kard. Pell - będziemy mieli sytuację podobną do tej po wydaniu przez Papieża Pawła VI encykliki Humanae vitae, kiedy oparte na błędnych przesłankach oczekiwania co do zmiany stanowiska Kościoła w sprawie antykoncepcji były tak wielkie, że ich zawiedzenie, doprowadziło to do niespotykanej fali nieposłuszeństwa. W synowskim zaufaniu zakładam, że wbrew słowom kard. Kaspera jego optyka nie pokrywa się z papieską i nie chcę nawet brać pod uwagę opcji przeciwnej,która kazałaby się obawiać, że destrukcyjne pomysły niemieckiego hierarchy zostaną w Kościele wdrożone. Wówczas czekałoby nas radykalne pogłębienie aktualnego kryzysu, a dla katolików wiernych tradycyjnej nauce Kościoła oznaczałoby potężny dylemat sumienia.
Tomasz Dekert
(1979), mąż, ojciec, z wykształcenia religioznawca, z zawodu wykładowca, członek redakcji "Christianitas", współpracownik Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.