Z kapitularza
2018.10.27 14:04

Jeśli ludziom możnym. Czytanie Reguły (dzień pięćdziesiąty siódmy)

25. lutego 27. czerwca 27. października

Rozdział 20. O czci należnej Bogu podczas modlitwy

Jeśli ludziom możnym pragniemy przedstawić jakąś sprawę, ośmielamy się czynić to jedynie z najgłębszą pokorą i szacunkiem. Z o ileż większą pokorą i czystszym oddaniem musimy zanosić nasze prośby przed oblicze Boga, Pana wszechświata! A i to należy wiedzieć, że nie wielomówstwo, lecz tylko czystość serca i łzy skruchy zasługują w oczach Boga na wysłuchanie. Dlatego też modlitwa powinna być krótka i czysta, chyba że natchnienie łaski Bożej skłoni nas do jej przedłużenia. Wspólna jednak modlitwa niech będzie zawsze krótka, a na znak dany przez przełożonego wszyscy razem powstaną.

Jak wygląda modlitwa mnicha? Święty Benedykt mówi, że mnich powinien modlić się:

z pokorą i szacunkiem

 

z uniżeniem i czystym oddaniem

 

z czystym sercem i łzami skruchy

Na zakończenie autor Reguły dodaje:

Dlatego też modlitwa powinna być krótka i czysta, chyba że natchnienie łaski Bożej skłoni nas do jej przedłużenia. Wspólna jednak modlitwa niech będzie zawsze krótka, a na znak dany przez przełożonego wszyscy razem powstaną.

Zdaniem najbardziej wiarygodnych specjalistów nasz święty patriarcha mówi tu o wspólnej modlitwie w ciszy, która w czasach świętego była częścią Służby Bożej lub przynajmniej po niej następowała. W IV rozdziale II księgi Dialogów św. Grzegorza znajduje się fragment, który pośrednio ją opisuje:

W jednym z owych klasztorów, jakie Benedykt wokół pobudował, był pewien mnich, który nie mógł wytrwać spokojnie na modlitwie. Skoro tylko bracia pochylali się pogrążając w modlitwie, wychodził zaraz na zewnątrz, a myśląc o wszystkim i o niczym, zajmował się jakimiś sprawami ziemskimi i przemijającymi. Jego opat wielokrotnie go upominał, wreszcie zaś przyprowadził do męża Bożego, który również zganił ostro jego głupotę. Powróciwszy do swego klasztoru mnich ów zaledwie przez dwa dni przestrzegał zaleceń Benedykta, lecz już trzeciego powrócił do dawnych przyzwyczajeń i zaczął znowu włóczyć się w czasie modlitwy. A kiedy ojciec tego klasztoru, wyznaczony poprzednio przez Benedykta, doniósł mu o tym, sługa Boży powiedział: «Przyjdę i sam go uleczę». Przybył zatem mąż Boży do owego klasztoru. A gdy w oznaczonej godzinie, po zakończeniu psalmodii, bracia oddali się modlitwie, ujrzał, jak tego właśnie mnicha, który nie mógł wytrwać na modlitwie, jakiś czarny człowieczek wyciąga za drzwi, uchwyciwszy go za brzeg habitu. Wówczas rzekł cicho do Pompejana, ojca tegoż klasztoru, i do sługi Bożego, Maura: „Czyż nie widzicie, kto to tego mnicha wyciąga za drzwi?” Oni mu odpowiedzieli: „Nie". Na to Benedykt: „Módlmy się, abyście i wy zobaczyli, za kim ten mnich idzie”. Modlili się przez dwa dni i wówczas mnich Maur zobaczył, Pompejanus zaś, ojciec tegoż klasztoru, nic nie mógł ujrzeć. Następnego więc dnia, po zakończeniu modlitwy, kiedy mąż Boży wyszedł z oratorium i znalazł stojącego na zewnątrz mnicha wychłostał go rózgą, aby wyleczyć z zaślepienia serca. Od owego dnia czarny człowieczek nie mógł już go do niczego nakłonić. Mnich pozostawał niewzruszenie pogrążony w modlitwie. Odwieczny wróg nie próbował już więcej wtargnąć w jego myśli, zupełnie tak, jakby to on sam dostał chłostę.

Święty Grzegorz opowiada tę historię, by zilustrować trzy prawdy o życiu monastycznym:

Modlitwa w ciszy - to, co my obecnie nazywamy adoracją i jako adorację praktykujemy - nie może być oddzielona od chóralnej modlitwy liturgicznej.

Diabeł ma na widoku jeden cel: powstrzymać mnicha od modlitwy. Szatan zabiega głównie o to, by odciągnąć mnicha od adoracji, ponieważ przynosi ona owoce w krótkim czasie. Są one słodkie dla tych, którzy się modlą, ale gorzkie dla diabła. To miłość, radość, pokój, cierpliwość, łaskawość, dobroć, wielkoduszność, łagodność, wiara, skromność, umiarkowanie i czystość (por. Ga 5,22-23).

Święty Benedykt jest potężnym orędownikiem, spieszącym na ratunek tym, którzy ulegają pokusie opuszczania modlitwy lub którzy są odciągani „za drzwi” oratorium, „z dala od modlitwy” przez rozproszenia, oschłość serca, fizyczny dyskomfort, niepokój, zmęczenie, zmartwienia doczesne, strach przed ciszą lub opór przed ukrytym działaniem Boga w duszy, które sprawia się, że człowiek musi się zatrzymać i uznać swoją niemoc, by spokojnie i łagodnie poddać się całkowicie oczyszczającemu, oświecającemu i jednoczącemu działaniu łaski. Święty Benedykt jest ojcem, wodzem i opiekunem tych dusz, dla których trwanie w modlitwie jest okupione walką.

Modlitwy w ciszy przed tabernakulum (lub modlitwy przed Hostią wystawioną w monstrancji, takiej jaką my praktykujemy w czwartki, piątki, niedziele i większe święta) nie da się niczym zastąpić. Ojciec Hieronim z opactwa Sept–Fons nauczał, że dziesięć minut przed tabernakulum jest zawsze znacznie bardziej wartościowe niż godzina skrytej modlitwy w celi lub na dworze. Nasza modlitwa karmi się zachwytem Najświętszą Hostią, Bogiem ukrytym, Deus absconditus. Ze wszystkich rodzajów modlitwy najbardziej cenimy sobie trwanie nieruchomo, w milczeniu i adoracji, przed Najświętszym Sakramentem.

Modlitwę taką zaczynamy pozdrowieniem Pana w dowolny sposób, pamiętając jednak, by zwracać się do Boga z pokorą, wiarą i szacunkiem. Potem czytamy stronę czy dwie czy nawet więcej, zależnie od potrzeby, z Ewangelii, z liturgii danego dnia, z notatek poczynionych podczas lectio divina lub też z innej książki, a wszystko po to, by wyciszyć duszę i otworzyć się na działanie łaski. Zrobiwszy tak, spoglądamy na Świętą Hostię (ukrytą w tabernakulum lub wystawioną w monstrancji) lub też, jeśli z powodu choroby lub innych przyczyn nie możemy się modlić w oratorium, patrzymy na krucyfiks lub na obraz Jezusa, powtarzając powoli jeden z aktów strzelistych, które chowamy w sercu na takie okazje:

Oblicza Twego szukać będę, Panie! Nie odwracaj Twego oblicza ode mnie.

Dusza moja spragniona jest Boga żywego! Kiedyż dojdę i pojawię się przed Bożym obliczem?

Jestem tu dla Ciebie, ponieważ Ty jesteś tu dla mnie.

Boże serca mego, dziedzictwem moim jest mój Bóg na wieki!

O Jezu, Królu Miłości, ufam Twojej miłosiernej dobroci.

Jezu, Jezu, Jezu, bądź dla mnie Jezusem.

Jeśli uda nam się przylgnąć wtedy do Pana, w ciszy, która jednoczy nasze dusze z Jego miłością, poddajmy się temu. Gdy czujemy znużenie lub gdy coś nas rozprasza, powróćmy do czytania, a potem do powtarzanej wcześniej inwokacji, aż zapłoną w nas znowu ognie czystej modlitwy. Należy powtarzać tę sekwencję wielokrotnie, póki nie skończy się wyznaczony czas adoracji. Zawsze trzeba opierać się pokusie skrócenia modlitwy. Znacznie lepiej wydłużyć ją o minutę, dwie, a nawet pięć niż wsłuchiwać się w tykanie zegara i kończyć ją gwałtownie, poskąpiwszy Bogu naszego czasu.

Chciałbym jeszcze dodać kilka słów na temat różańca. Różaniec jest jednocześnie (1) sam w sobie modlitwą, (2) ziarnem modlitwy kontemplacyjnej i (3) niezawodnym środkiem, za pomocą którego możemy uzyskać od Najświętszej Maryi Panny łaskę wytrwałości na modlitwie. Obrazuje to w wspaniale życie dominikanina ojca Marie–Étienne Vayssière’a (1864-1940). Wytrwałość w modlitwie zawsze jest związana z obecnością Najświętszej Maryi Panny w życiu wspólnoty i w życiu poszczególnych mnichów.

Hi omnes erant perseverantes unanimiter in oratione cum mulieribus, et Maria matre Jesu, et fratribus ejus.

Ci wszyscy trwali jednomyślnie na modlitwie z niewiastami i Maryją, matką Jezusową, i z braćmi jego (Dz 1,14).

Modlitwa różańcowa może zajmować w życiu mnicha na przestrzeni lat raz więcej, raz mniej czasu, ale nigdy nie powinna zniknąć całkowicie. Najlepiej jest, by mnich traktował różaniec jako formę 56. narzędzia dobrych uczynków: Orationi frequenter incumbere – „Często znajdować czas na modlitwę”. Zaskakujący jest zachwyt niektórych zachodnich chrześcijan nad wykorzystaniem sznurów modlitewnych przez prawosławnych chrześcijan i hezychastów, przy jednoczesnym pogardliwym stosunku tych osób do modlitwy różańcowej praktykowanej przez pokornych mnichów i mniszki z zachodnich zgromadzeń kontemplacyjnych. Znałem kiedyś pewnego starszego mnicha, ojca Raymonda z opactwa w Rougemont, który z prostotą przyznawał, że odmawia nawet trzydzieści różańców każdego dnia, modląc się podczas pracy w polu czy w sadzie przy różnej pogodzie. Ojciec Raymond często był zwalniany z modlitwy chóralnej, szczególnie w początkach swojego pobytu w klasztorze, ale rekompensował sobie nieobecność w chórze, modląc się na różańcu niemal przez cały czas. Pod koniec swojego długiego monastycznego życia ojciec Raymond był żywym płomieniem modlitwy, a było to owocem, jak szacuję, niemal 700000 różańców odmówionych przez niego od momentu wstąpienia do klasztoru.

Wykorzystujmy każdą najmniejszą przerwę w pracach, by „znaleźć czas na modlitwę”. Nauczmy się odmawiać różaniec bardzo pokornie i z prostotą. Nawet jeśli nic „nie czujemy” podczas odmawiania różańca, ta modlitwa działa. Jest wyrazem gotowości naszej duszy, by „trwać na modlitwie” „z Maryją, Matką Jezusową”, nawet gdy nie czujemy nic i nie potrafimy się ani trochę skoncentrować. Nierzadko zdarza się, że od modlitwy powstrzymuje ludzi pewien neurotyczny perfekcjonizm, polegający na tym, że człowiek rezygnuje z modlenia się, będąc przekonany, że nie potrafi tego robić właściwie, wartościowo czy w satysfakcjonujący sposób. Prokrastynacja to wnuczka perfekcjonizmu, a perfekcjonizm, to dziecko pychy. Nigdy nie mówmy „Pomodlę się wtedy, gdy okoliczności będą bardziej sprzyjające lub gdy poczuję się lepiej lub gdy zmieni się pogoda”. Nigdy nie mówmy: „Pomodlę się później” albo „pomodlę się jutro”. Czas na modlitwę jest teraz, ponieważ mnich jest człowiekiem, który modli się zawsze.

Mark Kirby OSB

tłum. Natalia Łajszczak


Dom Mark Daniel Kirby OSB

(1952), przeor klasztoru Silverstream w hrabstwie Meath w Irlandii.