Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl.
Z góry dziękujemy.
Obrazu kraju nie namaluje jeden artysta. Nie namaluje go nawet sprawnie funkcjonująca pracownia – szkoła znakomitego artysty. Obraz kraju tworzą pokolenia zwykłych ludzi, pozostawiając w przyrodniczo-kulturowej, materialno-duchowej przestrzeni mniej i bardziej trwałe ślady swoich codziennych zmagań o chleb powszedni, godność i czyste sumienie, o zachowanie wiary i chwałę Bożą. Uważny obserwator bez trudu dostrzeże też powtarzający się w tym obrazie motyw troski, by dzieci, pokolenia które nadejdą nie zapomniały o tym co najważniejsze. Obraz kraju to żyjące dziedzictwo i testament. Owszem, choć brzmi patetycznie, taka właśnie, definicja szeroko rozumianego „krajobrazu” wydaje się słuszna. Na obraz kraju składa się bowiem zarówno obecna w naszym życiu spuścizna kulturowa (pamięć międzypokoleniowa, tradycja, system wartości, język i gwary, etc.) jak i kształt, jaki nasza kultura (uprawa) nadała otaczającemu przyrodniczemu środowisku, czyniąc zeń krajobraz kulturowy.
Wybitny przyrodnik i historyk brytyjskiego krajobrazu z Uniwersytetu Cambridge, Oliver Rackham (1939-2015) podkreślał, że “ani wojna ani trzęsienie ziemi nie są tak niszczące dla wartości historycznych jak nadmiar pieniędzy[1].” Jego drobiazgowa analiza przyrodniczej historii (czasem sięgającej czasów imperium rzymskiego) brytyjskich parków i lasów wielokrotnie potwierdzała tę tezę. Największe zniszczenia w historycznym krajobrazie – unicestwienie rejestrowanych od czasów Wilhelma Zdobywcy (1086 r.) parków i starych lasów, przekształconych w pola uprawne lub plantacje szybko rosnących obcego pochodzenia drzew – nie były powodowane biedą, czy głodem, a realizacją różnych modernizacyjnych „projektów”, jakie pojawiały się w czasach dobrobytu. Obserwując zanik zdolności rozumienia krajobrazu, potęgowany modernizacyjnymi „projektami”, profesor Rackham ze smutkiem wyznawał: „najbardziej przejmuje mnie utrata znaczenia” – dodając – „krajobraz to zapis naszych korzeni i rozwoju cywilizacyjnego.”
Gdy wędrujemy po polnych drogach, których przebieg nie uległ zmianie od setek lat, rozglądamy się wokół, wciągamy do płuc powietrze, rozpoznajemy niezakłócony hałasem nowoczesności dźwiękowy krajobraz wsi – uświadamiamy sobie, że kiedyś, w tym samym miejscu, bardzo podobnych wrażeń musieli doznawać nasi przodkowie. Choć w ostatnich dziesięcioleciach wielość wspólnych doznań wyraźnie zmalała (gdzie się podziały niosące się echem odgłosy pasących się zwierząt, ludzkie nawoływania i przyśpiewki, szczekanie psów, snujące się dymy spalanych na polach kopców naci ziemniaczanej?), wiejski krajobraz nadal pozostaje przestrzenią najbogatszych – zmysłowych i pozazmysłowych – więzi, dzięki którym nadal trwa nasza międzypokoleniowa wspólnota[2]. Niezwykle trafne są obserwacje C.S. Lewisa i J.R.R. Tolkiena wskazujące na kluczowe znaczenie tradycyjnego, samowystarczalnego, rolnictwa dla kulturowego zakorzenienia społeczeństw[3]. Dlatego nie dziwi niemal centralne miejsce wiejskiego polskiego krajobrazu w dziełach twórców kultury, którzy znaleźli się na obczyźnie. Polski krajobraz odnajdujemy w niejednej starej pieśni nabożnej, gdzie spełnia rolę skromnego tła najważniejszych wydarzeń historii Zbawienia. Dzięki swojej wielowymiarowości, społecznej inkluzywności, bezpośredniemu związkowi z naszymi genealogiami, tradycją i kulturą ludową, wiejski krajobraz może swoim znaczeniem dla narodowej tożsamości przewyższać niejeden ważny pomnik architektury. Jednocześnie, jako subtelna kompozycja gruntów różnych właścicieli, ulega degradacji i zniszczeniu wraz z rozpadem lokalnych wspólnot.
Zakorzenienie we własnej tradycji, w rozpoznawalnym ojczystym krajobrazie jest źródłem tradycyjnej kultury. Kulturowe bogactwo „kosmopolitycznych” miejskich metropolii karmi się owocami lokalnych, odrębnych i rozproszonych kultur, wiernych swoim tradycjom i krajobrazom. W dłuższej perspektywie czasowej utrzymanie tego bogactwa nie jest jednak możliwe. O ile nie zapewni się odpowiedniej autonomii etnicznych i narodowościowych gett, które mogłyby zachować swoją pełną kulturową odrębność – kulturową „glebę” pozwalającą na wzrost kolejnych pokoleń. Wydaje się jednak, że nawet przestrzeganie należytej segregacji w warunkach metropolii nie byłoby w stanie utrzymać pierwotnej autentycznej kulturowej różnorodności, typowej dla historycznych, prawdziwie kosmopolitycznych ośrodków takich jak Kair, Konstantynopol, czy Kijów. Przepaść między sposobem funkcjonowania dużych miast i wiejskich, tradycyjnych prowincji nigdy nie była głębsza niż obecnie. Globalistyczny mit multikulturowości jest więc ewidentnym antropologicznym kłamstwem. Pierwotne zróżnicowanie środowiska „kosmopolitycznej” metropolii przekształca się z czasem w jednorodny amalgamat wykorzenionych ze swoich ojczystych kultur dzieci, posługujących się na co dzień jednolitym, wspólnym dla wszystkich, wielkomiejskim kodem, a „dar” „globalnych wartości” dla tradycyjnej prowincji jest dla niej tym co „pocałunek śmierci”.
Jednym ze skuteczniejszych narzędzi globalizacji jest strategia subwencji. Centralnie sterowany „deszcz” dotacji dezintegruje i dewastuje lokalne tradycyjne społeczno-gospodarczo-ekologiczne systemy oparte na trwałym wykorzystaniu i regeneracji miejscowych zasobów przyrody. Trwałość tych systemów wymaga od uczestniczących w nich społeczeństw sztuki samoograniczenia oraz umiejętności zrównoważonego wykorzystania potencjału produkcyjnego otaczającego środowiska przyrodniczego. Trudna sztuka samodyscypliny i wstrzemięźliwości znajduje silne oparcie w zasadach wynikających z obowiązującego systemu wartości, przy czym, potrzebę samoograniczenia, umiarkowania, wyrzeczenia, skromności, oszczędności nakazują wszystkie „Religie Księgi”. Z kolei umiejętność trwałego zagospodarowania otaczającego środowiska przyrodniczego zdobywano dzięki dziedziczonej od poprzedzających pokoleń, stale uzupełnianej, weryfikowanej i przekazywanej następcom „tradycyjnej wiedzy ekologicznej[4]”. Nie można zatem oddzielić procesu formowania się kultury od kształtowanego przez nią krajobrazu. Niszczenie kultury skutkuje dewastacją krajobrazu i na odwrót – zaniedbanie lub modernizacja krajobrazów sprzyja kulturowemu wykorzenieniu i wyjałowieniu.
Nawiązując do toczącej się dyskusji dotyczącej udziału Polski w Europejskim Funduszu Odbudowy, dla przekonania nieprzekonanych, zatroskanych o ojczysty krajobraz, można by wykorzystać dobrze sprawdzoną retorykę kampanii pro-akcesyjnej ze wczesnych lat 2000. „Skoro polskie instytucje, polskie środki, nie radzą sobie z załatwieniem tych spraw (np. ochrony krajobrazu), to Unia Europejska ze swoją silną zieloną agendą niezbędne zmiany i rozwiązania wymusi.” To, że wraz z zobowiązaniami krajów członkowskich dotyczące korzystania z EFO, dostanie Unia do ręki potężną dźwignię realizacji różnych europejskich polityk – w tym „zielonej” agendy – nie ulega wątpliwości. Problem w tym, że jej „zielona” agenda może okazać się równie szkodliwa dla lokalnych tradycyjnych krajobrazów jak unijne polityki społeczne dla kulturowych i narodowych odrębności. Skąd taka obawa? Najważniejszym celem „zielonej” agendy UE nie jest zachowanie lokalnego biokulturowego zróżnicowania Europy, ale jak najszybsze osiągnięcie celu tzw. „neutralności” węglowej. Czy unijny technokrata dysponujący potężnym publicznym funduszem będzie się trudził, by odbudować rodzinne, wielofunkcyjne rolnictwo, zapewnić mu dominującą pozycję na lokalnym i regionalnym rynku żywności – ograniczając znacznie dystans transportu i obniżając przerażający poziom marnowania żywności[5]? Czy raczej, przekaże te środki na wielkie projekty inwestycyjne – zapewniające łatwiejszą kalkulację „klimatycznej efektywności” wydanego euro? Albo na kolejne, dewastujące wiejskie krajobrazy, kampanie zalesieniowe?[6].
O tym, jak nieskuteczne, a często przeciwskuteczne, są centralnie kreowane i adaptowane przez państwa członkowskie UE polityki z zakresu ochrony przyrody od lat donosi naukowa literatura przedmiotu[7]. Największe, w zasadzie nieodwracalne przyrodnicze straty Europy wynikają z postępującej globalizacji i centralizacji, prowadzących do rozpadu samowystarczalnych lokalnych gospodarek wiejskich – przez stulecia niezatapialnej „arki” naszego bogactwa przyrodniczego.[8]
Choć tak oczywisty – zarówno w swoim wymiarze fizycznym jak i niematerialnym, jako „gleba” kulturowej tożsamości – tradycyjny wiejski w zastraszającym tempie znika z pola widzenia współczesnego człowieka. Coraz szersze kręgi obejmuje stale pogłębiająca się „pokoleniowa amnezja”. Młodzi migranci ze środowisk wiejskich do miast bardzo szybko przejmują miejskie wzorce myślenia i zachowania. Wywodzących się ze środowiska wiejskiego mieszkańców stolicy Podkarpacia – pomimo ich nieskrywanego sentymentu do krajobrazów dzieciństwa, deklarowanego szacunku dla wiejskiej kultury i tradycji – znacznie bardziej niepokoją zmiany klimatyczne i wycinka lasów (od 1945 r. lasów nieustannie w Polsce, jak i w całej Europie przybywa) niż błyskawicznie postępująca zabudowa okolicznych pól, pastwisk i łąk[9]. Jednocześnie, nieskodyfikowana, niespisana tradycyjna wiedza ekologiczna, której jedynym powiernikiem jest ostatnie pokolenie prawdziwych gospodarzy, bezpowrotnie ginie wraz ze śmiercią człowieka. Choć postępujący zanik takiej wiedzy obserwowany jest w całej Europie[10], w Polsce, z uwagi na brutalną politykę „urynkowienia” wsi w pierwszej dekadzie lat 1990., a zaraz potem włączenie jej w system Wspólnej Polityki Rolnej, straty te mogą być wyjątkowo duże.
Czy sprawa jest już przegrana? Co mogłaby oznaczać fatalistyczna pozytywna odpowiedź? Przychodzi na myśl publikowane niedawno na tych łamach omówienie przez Marka Jurka „Praw Człowieka” J. Madirana[11], a szczególnie fragment wskazujący na niezbędny dla realizacji rewolucyjnych kulturowo-społecznych projektów postulat „wymiany” ludności. Czy wielki, centralistyczny program subwencji nie okaże się przysłowiową „miotłą”, która ostatecznie wymiecie, zachowane pomimo trwającej od lat trzydziestu „modernizacji”, pozostałości naszego specyficznego, bio-kulturowego dziedzictwa, oczyszczając ostatecznie naszą polską „scenę” pod budowę zupełnie nowej rzeczywistości kulturowej? Na pewno łatwiejsza jest strategia całkowitego zerwania ze starym (choć nie wyklucza ona kultywowania abstrakcyjnej, bo już w żaden sposób nie odnoszącej się do praktyki życiowej społeczeństwa, symboliki „tożsamościowej”) i budowania całkiem od nowa, niż strategia ciągłości, gwarantująca żywą obecność własnej tradycji w aktualnym gospodarczym i kulturowym życiu społeczeństwa.
Czy nie jest jakąś ekstrawagancją rozważanie o krajobrazie w czasie, gdy jedni cieszą się z szansy na wielki modernizacyjny skok Polski w przyszłość, a drudzy przestrzegają przed nieuchronną utratą narodowej suwerenności? Mimo wszystko sądzę, że nie. Co więcej, przyszłość wiejskiego krajobrazu może okazać się wiarygodną miarą zarówno naszego rozwoju jak i suwerenności. Z całą pewnością, gdyby miało się okazać, że tradycyjny obraz kraju zostanie złożony w ofierze na rzecz jak najszybszego osiągnięcia poziomu dochodów średniej UE i przybliżenia unijnego celu neutralności klimatycznej, oznaczałoby to koniec suwerennej naszej wspólnoty.
Andrzej Bobiec
-----
Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.
[1] O. Rackham (1989) The History of the Countryside: The full fascinating story of Britain's landscape. London: J.M. Dent & Sons Ltd. ISBN 0-460-04449-4.
[3] Hooper W. (ed.) C.S. Lewis: Collected letters. Harper Collins, 2000, London, fragmenty w: J. Pearce, C.S. Lewis a Kościół Katolicki, Klub Książki Katolickiej, 2005, Poznań
[4] „Traditional ecological knowledge” – pojęcie to na dobre zadomowiło się w literaturze naukowej z zakresu etno-botaniki, ekologicznej historii, antropologii przyrody, czy ekologii krajobrazu
[5] Wielkość emisji gazów cieplarnianych towarzyszącej rozkładowi marnotrawionej i wyrzucanej żywności wynosi niemal tyle, co emisje całego transportu drogowego na ziemi; do tego dochodzą olbrzymie koszty środowiskowe (także emisje gazów cieplarnianych) związane z bezsensownym, dalekodystansowym transportem produktów, które mógłby dostarczać miejscowy rolnik.
[6] Tradycyjne krajobrazy wiejskie obfitują w mniejsze i większe zadrzewienia, przylaski i pojedyncze piękne drzewa; wszystkie rośliny zielone – nie tylko drzewa – produkują tlen, a najnowsze badania wcale nie rozstrzygają jednoznacznie, że w klimacie umiarkowanym biocenozy leśne stanowią najtrwalszy „magazyn” węgla – prawdopodobnie nie, a jeśli tak, to jedynie pod ściśle określonymi warunkami, których sztuczne masowe nasadzenia na gruntach porolnych na pewno nie spełniają; utworzone w ten sposób bardzo ubogie przyrodniczo „lasy” w żaden sposób nie zrekompensują strat wynikających z utraty znacznie bogatszego wiejskiego kulturowego krajobrazu. Więcej pisałem na te tematy m.in. TU.
[7] Na przykład:
A. Bobiec, R. Podlaski, B. Ortyl, M. Korol, S. Havryliuk, K. Öllerer, J.M. Ziobro, K. Pilch, V. Dychkevych, T. Dudek, K. Mázsa, A. Varga, P. Angelstam, Top-down segregated policies undermine the maintenance of traditional wooded landscapes: Evidence from oaks at the European Union’s eastern border, Landscape and Urban Planning, 189 (2019), pp. 247-259, 10.1016/j.landurbplan.2019.04.026M; Agnoletti, Rural landscape, nature conservation and culture: Some notes on research trends and management approaches from a (southern) European perspective, Landscape and Urban Planning, 126 (2014), pp. 66-73, 10.1016/j.landurbplan.2014.02.012; M. Antrop, Why landscapes of the past are important for the future? Landscape and Urban Planning, 70 (2005), pp. 21-34, 10.1016/j.landurbplan.2003.10.002
[8] Tradycyjna wieś stanowiła niezwykle skuteczny i trwały „zagęszczacz” różnorodności gatunkowej; dzięki kultywowanym przez stulecia zasadom trwałego korzystania z dóbr przyrody, rolnictwo tworzyło i utrzymywało bogaty system zastępczych środowisk, w których mogły funkcjonować gatunki pochodzące z bardzo odległych naturalnych „ojczyzn”, np. stepów (np. liczne gatunki kwiatów polnych), a stare rozłożyste i dziuplaste drzewa zamieszkiwane przez nietoperze i ptaki były w krajobrazie rolniczym znacznie liczniejsze niż we współczesnych lasach – pisałem o tym m.in. TU i TU.
[9] A. Bobiec, J. Paderewski, A. Gajdek, Urbanisation and globalised environmental discourse do not help to protect the bio-cultural legacy of rural landscapes, Landscape and Urban Planning, 208 (2021), 104038,
https://doi.org/10.1016/j.landurbplan.2021.104038.
[10] Hernández-Morcillo, M., Hoberg, J., Oteros-rozas, E., Plieninger, T. & Reyes-garcía, V. (2014). Traditional Ecological Knowledge in Europe. Environment: Science and Policy for Sustainable Development, 56, 3–17. Doi: 10.1080/00139157.2014.861673.