Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy.
Cixin Liu, znakomity autor powieści science fiction, w jednej ze swych książek opisał zjawisko zwijania przestrzeni. Wspaniale poradził sobie z przedstawieniem czterowymiarowych przedmiotów, marniejących w istnieniu, gdy przestrzeń stopniowo zapadała się w siebie, tracąc kolejne wymiary. Redukcja do jednego wymiaru przestrzennego zamieniała rzeczy w pieczątki odbite na kosmicznej widokówce - w tej roli Liu obsadził czarną dziurę. Ale przecież i dwuwymiarowa czasoprzestrzeń jest jakimś światem.
Przypomina mi się ten pomysł, gdy myślę o ideach zajmujących głowy części z moich uniwersyteckich nauczycieli. Z reguły były to głowy humanistyczne, nawykłe do rozważań teoretycznych, zasadniczo stroniące od formalizmu, świetnie zorientowane. Idee natomiast okazały się już całkiem niemłode a mocne i, co od samego początku rzucało się w moje studenckie oczy, dość apodyktyczne. Za tymi ideami stały głośne nazwiska, wsparte francuskim duchem rewolucyjnym, i dyskutowano je na uniwersytetach całego tzw. Zachodu. Siłą rzeczy angażowałam się w te dyskusje, krążąc w drugiej połowie lat pierwszych między wydziałami polonistyki i filozofii.
Zgodnie z tezami postmodernistów nie ma nic poza opowieścią, a nawet jeśli coś jest, to nic nam o tym nie wiadomo. Wyjść z opowieści można tylko do innej opowieści, która skutkiem elokwencji narratora/ów lub wsparta narzędziami jawnie niedyskursywymi może stać się opowieścią dominującą. I tyle. Szybko okazało się jednak, że w modelu tym nie wszystkie opowieści są mile widziane i muszą być konfrontowane z nieprzejrzystym, nie zawsze chętnie eksponowanym, zbiorem aksjomatów. Nie ma jednej prawdy, czyli Prawdy, rzeczywistość pozajęzykowa jest niepoznawalna, teorie tworzy się, żeby rządzić. I chociaż wszystkie punkty widzenia powinny być równouprawnione w niezobowiązującej wymianie upodobań, na którą Richard Rorty pragnął wymienić publiczną debatę, postmodernistyczny punkt widzenia okazuje się najrówniejszy. Sposób myślenia, który na każdym kroku walczył z jakimkolwiek przejawem filozoficznego realizmu, miał kompletnie realistyczne pretensje do totalnej obowiązywalności. Kreślił wąskie horyzonty, zamykając świat w tekście. Obserwowałam więc, jak na modłę fantastycznego opisu Liu, gdy w czasie wykładów przychodziło do postmodernistów, następowało zwijanie świata. W tym wypadku nie przez redukcję czasoprzestrzeni, a przez dekonstrukcję i jej najprzeróżniejsze przepoczwarzenia. I było to niestety serwowane jako science, nie fiction.
Gdy w latach 60. Jacques Derrida zaczynał walkę z "logocentryzmem", a tym samym z obiektywnym sensem, młody, nieznany fizyk teoretyczny, Peter Higgs rozmyślał o tym, skąd właściwie bierze się masa. Nad tym samym problemem głowiło się wówczas dwóch belgijskich fizyków, Francois Englert oraz Robert Brout. Wszyscy trzej doszli do zbieżnych konkluzji, choć wybrali dwa odmienne podejścia (comment est-ce possible, oh, mon postmodernisme?). Postulowali istnienie pola, dzięki któremu oddziałujące z nim cząstki elementarne zyskują masę. Poziom tego oddziaływania jest różny. Im silniej cząstka oddziałuje z polem, tym większą zyskuje masę - niczym mucha w smole. Stąd nieoddziałujący z polem foton jest bezmasowy.
Najpierw swój artykuł opublikowali Belgowie, kilka tygodni później Higgs i to pod jego nazwiskiem postulat zyskał rozgłos. Fizycy dowiedzieli się o mechanizmie, polu oraz bozonie Higgsa, cząstce będącej nośnikiem oddziaływania pola z innymi cząstkami, zwanej także po prostu Higgsonem. Był rok 1964. To dokonanie umożliwiło rozwój modelu standardowego, obecnie najbardziej rozwiniętej teorii cząstek elementarnych, która, wraz z ogólną teorią względności Einsteina, pozwala podpatrywać coś z tego, co działo się za kulisami ewolucji wszechświata.
Rozpoczęło się polowanie na cząstki. Fizycy, ignorując zmianę czasów i niestosowalność/niestosowność teorii prawdy Tarskiego, postanowili sprawdzić, czy ich opowieść ma jakieś przełożenie na świat pozateoretyczny. Na celowniku oprócz Higgsona były też inne bozony. Konstruowano coraz to bardziej wyrafinowaną aparaturę doświadczalną, budując zarówno w Stanach Zjednoczonych (Tevatron w amerykańskim ośrodku badawczym Fermilab), jak i w Europie (Wielki Zderzacz Hadronów - LHC - wykorzystywany przez naukowców współpracujących w ramach CERN) akceleratory cząstek - urządzenia rozpędzające cząstki do prędkości bliskich prędkości światła i doprowadzające do ich kolizji. Niejako przy okazji badanie cząstek elementarnych przyczyniło się do powstania sieci internetowej1.
Budowa tak potężnych narzędzi, operujących najwyższymi, wytworzonymi dotąd energiami z konieczności pochłaniała ogromne środki finansowe państw zaangażowanych w projekty. Minister Zjednoczonego Królestwa, William Waldegrave, szukając dobrego uzasadnienia dla przekazania środków z brytyjskiego budżetu, poprosił naukowców o opis bozonu Higgsa, który byłby zrozumiały dla fizycznych laików i zajmował nie więcej niż jedną stronę A4. Autorem odpowiedzi, która zyskała niemałą sławę, był profesor fizyki David J. Miller. Mechanizm Higgsa wyjaśnił na przykładzie Margaret Thatcher, zjawiającej się na przyjęciu pełnym polityków. Gdy Thatcher przechodzi przez pokój, dotąd rozmieszczone równomiernie w nim osoby, skupiają się wokół niej, powodując, że zyskuje ona większą masę i trudniej ją poruszyć, jeśli się zatrzyma, oraz trudniej ją rozpędzić, gdy się nie porusza2. Nie wiem, czy ktoś wówczas próbował przekonywać, że pieniądze są potrzebne, bo od początku XX w. naukowcy budują nową narrację i potrzebują "zainscenizować" eksperymenty, by nowe elementy w tej opowieści uspójniły się w oczach innych naukowców z dotychczas zredagowanym tekstem o tytule "współczesna fizyka". Miller został nagrodzony obiecaną przez Waldegrave'a butelką szampana, Wielka Brytania zaangażowała się w budowę LHC, a fizycy cząstek działali, zakładając istnienie świata fizycznego, niezależnie od tego, co każdy z nich mógłby stwierdzić expressis verbis na temat tego założenia.
Eksperymenty doprowadziły do odkrycia przewidywanych przez teorie bozonów W+, W- i Z0. 10 września 2008 roku uruchomiono LHC, mając nadzieję, że uda się złapać w końcu także Higgsona. 9 dni później doszło do katastrofy. Stopieniu uległo łącze miedzianej płyty, przekazującej prąd pomiędzy nadprzewodzącymi magnesami, co w efekcie doprowadziło do wybuchu i uszkodzenia rury akceleratora. Wielki Zderzacz Hadronów znowu potrzebował pieniędzy. Nie zabrakło determinacji, przeprowadzono konieczne prace i na powrót uruchomiono urządzenie. 4 lipca 2012 roku, po prawie 50 latach od sformułowania teoretycznego postulatu, ogłoszono detekcję bozonu Higgsa.
Jak to możliwe, że w takim momencie historii idei, w epoce ponowoczesności, po wielokrotnym zakwestionowaniu pojęcia prawdy, poznawalnej rzeczywistości oraz po podważeniu sensu pytań fundamentalnych, decydowano się wciąż na wydatkowanie czasu, energii i pieniędzy, by prowadzić badania, które nie obiecywały wprost żadnych praktycznych zastosowań? It's about understanding! Understanding the world! - wykrzyknął Higgs w uniesieniu3.
Wtedy nie wiedziałam zbyt wiele na temat tego, czym żyją nauki przyrodnicze. Zaledwie opuściłam mury uniwersytetu, który wtłoczył mi do głowy, że piłka jest po stronie nominalistycznych pragmatystów lub pragmatycznych nominalistów. Miałam jednak swoje obserwacje: za każdym razem, kiedy odwracałam na lewą stronę wypowiedzi dystansujące się od metafizyki, znajdowałam dość zgrzebne metafizyczne założenia.
W 2013 roku Peter Higgs wraz z François Englertem otrzymali nagrodę Nobla, bozon Higgsa stał się sławny. Zaczęłam drążyć, a w ręce wpadały mi książki o rzeczach niesłychanych i zachwycających. Odkrywałam więc dla siebie, całkiem amatorsko i z wielkim zapałem, ogólną teorię względności, mechanikę kwantową z jej całkowicie zdumiewającą funkcją falową, spontaniczne łamanie symetrii, mikrofalowe promieniowanie tła, parujące czarne dziury, fale grawitacyjne i wiele więcej. I wciąż dręczyło mnie pytanie: jak w ramach tzw. racjonalnego oglądu można godzić w sobie tak różne strategie podchodzenia do rzeczywistości? Jak to się dzieje, że z jednej strony wydajemy miliardy euro na badania podstawowe, z drugiej - dość powszechnie przyjmujemy, że nie sposób nawet otrzeć się o Prawdę, a w wersji bardziej radykalnej - że żadnej Prawdy nie ma. Byłam przy tym świadoma kwestii dość oczywistych: zajmowanie się naukami przyrodniczymi, w tym współczesną fizyką, nie czyni nikogo z konieczności realistą, a tym bardziej stronnikiem Prawdy. Dowodów na to jest niemało. Wydaje się jednak, że skręt, który wydarzył się w humanistyce w latach 60., zepchnął ją na kurs kolizyjny z naukami przyrodniczymi. Można powiedzieć: nic nowego. Historia tej rywalizacji sięga przecież schyłku średniowiecza, gdy na uniwersytetach XIII i XIV wiecznych rósł opór wobec coraz to mocniej rozpychającej się dialektyki, owocujący zresztą nastawieniem antyscholastycznym w XV wieku4. Można pewnie wskazać jeszcze starsze źródła. To jednak, co wydarzyło się w XX wieku, wyróżniało się tym, że po stronie nauk humanistycznych rozwinęły się koncepcje, których implikacje doprowadzone do kresu sugerowały całkowitą bezsensowność dążeń poznawczych. Czego szukać, skoro nie ma żadnej tajemnicy? Stanowiło to pewnego rodzaju asumpt do kulturowego przetworzenia nowej sytuacji egzystencjalnej tłumaczonej poprzez literaturę i sztukę, nowe koncepcje w naukach społecznych czy filozofii, ale siłą rzeczy źle wróżyło rozwojowi systematycznych badań. W tym czasie fizyka mierzyła się z własnymi upiorami, jak np. problem pomiaru i ingerencji obserwatora w obserwowane zjawiska. Urósł on niezmiernie na gruncie mechaniki kwantowej. Nie rezygnowano jednak z podstawowego założenia, które trzeba przyjąć przynajmniej jako hipotezę, gdy przychodzi do przeprowadzenia eksperymentu: że świat istnieje i jest jakoś dostępny poznaniu, a co za tym idzie, że wiarygodność stawianych tez jest od tego istnienia uzależniona. Te stanowiska są nie do pogodzenia, doszło więc do sporu, a nawet naukowej wojny.
W latach 90. głośno było o tak zwanej prowokacji Sokala, obnażającej ideologiczne nastawienie części środowisk naukowych. Alan Sokal, amerykański fizyk matematyczny, przygotował artykuł Transgressing the Boundaries: Towards a Transformative Hermeneutics of Quantum Gravity5, w którym używając specjalistycznego żargonu wyprowadzał uzasadnienia dla emancypacji i postmodernistycznych twierdzeń z ustaleń mechaniki kwantowej i teorii grawitacji Einsteina. Jako argumenty przedstawiał między innymi bełkotliwe wypowiedzi samych postmodernistów na temat pojęć fizycznych, jak chociażby wypowiedź Derridy o stałej kosmologicznej, czy twierdzenia Lacana o topologii rzekomo wyjaśniającej strukturę chorób psychicznych. Sokal wysłał swoją pracę do akademickiego pisma Social Text, które artykuł przyjęło i wydrukowało. Autor ujawnił wkrótce, że była to prowokacja, a tekst został nasączony bzdurami. Okazało się, że wystarczyło mieć stopień naukowy i umiejętność zgrabnego opakowania jakiejkolwiek aberracji w modne, poprawne wg nowej epoki hasła, by opublikować tekst w czasopiśmie naukowym z zakresu nauk społecznych. Sokal rozbudował swoją krytykę postmodernistycznego podejścia do nauki w książce o znamiennym tytule Modne bzdury.
Być może powyższa historia mojego prywatnego zachwytu współczesną fizyką i intelektualnej niechęci do postmodernizmu buduje wrażenie fałszywej dychotomii. Podział na nienaukową humanistykę i nauki przyrodnicze jako wzorzec z Sevres tego, czym nauka być powinna, to tragiczna pomyłka, zresztą przećwiczona już w nie tak odległej przeszłości. Linia podziału nie przebiega między naukowymi dziedzinami, a nawet poszczególnymi wydziałami uniwersytetu. Znamienne, że wybitny fizyk teoretyczny i noblista, Roger Penrose, podobnie jak Sokal odwołał się w tytule swojej książki do słowa „moda”6. Tym razem nie chodziło jednak o postmodernizm, tylko o fizykę. Alarmująco o stanie współczesnej fizyki pisze Jim Baggot w książce Kwantowa rzeczywistość. Przywołuje on mocno spekulatywne interpretacje mechaniki kwantowej, których autorzy w przeciwieństwie do postmodernistów nie kryją się ze swoimi metafizycznymi skłonnościami, nie czyniąc przy tym zadość – i tu już bliżej do postmodernizmu - wymogowi dostarczenia naukowych dowodów dla swoich twierdzeń7. Z drugiej strony na terenie nauk przyrodniczych pojawili się postmoderniści a rebours, nowi ateiści z Richardem Dawkinsem na czele. Dla nich również świat nie stanowi większej zagadki. Oni wiedzą jak jest, a jeśli nie wiedzą, to dowiedzą się z czasem, w związku z tym nie ma potrzeby trzymać się granic nakreślonych przez Kanta. Nauka może zajmować się każdym pytaniem, na które z pewnością wcześniej czy później znajdzie naukową odpowiedź. Być może Dawkins widział oczami wyobraźni świat, w którym ludzie pragnący zaspokoić swoje duchowe potrzeby sięgaliby po Samolubny gen zamiast Biblii.
To wszystko nie zmienia jednak podstawowego faktu, na który chciałam zwrócić uwagę: współczesna fizyka jest zachwycająca. Potrafi dystansować się w stosunku do własnych ustaleń i wciąż z pokorą podchodzić do tajemnicy i piękna. Być może stało się tak, bo fizycy postanowili działać zgodnie z trawestacją znanej frazy: calculate and everyone will shut up8 i w zasadzie zignorowali postmodernistyczne dramaty.
Alicja Straszecka
-----
Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.
1 Zwięźle przedstawioną historię poszukiwań bozonu Higgsa można znaleźć w: L. Lederman, Ch. Hill, Dalej niż boska cząstka, przeł. U. i M. Seweryńscy, Warszawa 2015, Wprowadzenie
2 Odpowiedź Millera wraz z rysunkami dostępna pod linkiem: https://www.hep.ucl.ac.uk/~djm/higgsa.html , dostęp: 21.4.20224
3 https://www.theguardian.com/science/2007/nov/17/sciencenews.particlephysics , dostęp: 21.04.2024
4 Więcej na ten temat tego sporu można przeczytać np. w: S. Swieżawski, Filozofia w Europie w XV wieku i jej uwarunkowania w tenże, Między średniowieczem a czasami nowymi, Kraków 1982.
5 https://physics.nyu.edu/sokal/transgress_v2/transgress_v2_singlefile.html, dostęp: 22.04.2024
6 R. Penrose, Moda, wiara i fantazja w nowej fizyce Wszechświata, przeł. Ł. Lamża, T. Miller, Kraków 2020.
7 J. Baggott, Kwantowa rzeczywistość, przeł U. i M. Seweryńscy, Warszawa 2021, ss. 257-289.
8 Oryginał „Shut up and calculate!” pochodzi od Davida Mermina, który w ten sposób podsumował interpretację kopenhaską mechaniki kwantowej.