Recenzje
2025.10.08 11:48

Grubo ciosane żarty

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy.

 

Drugi sezon „1670” za nami. Pojawiły się zróżnicowane głosy, w tym wyraźnie niezrozumiana przez szereg czytelników – biorąc pod uwagę społecznościowe komentarze pod tekstem – refleksja Konstantego Pilawy z Klub Jagielloński. Głównym problemem serialu nie jest bowiem niezgodność z realiami historycznymi. Nie są nim także przyjęte konwencje odpowiednie dla netflixowego hitu rozrywkowego, ani świetnej pod względem technicznym i realizacyjnym satyry na współczesność osadzonej w kostiumie historycznym, pokazanej w duchu inspirowanym Monty Pythonem, choć raczej nie mogąca równać się z inteligentnym, kąśliwym humorem Brytyjczyków. Nie jest tym problemem w końcu kwestionowanie lub nawet drwiny z paradygmatu sarmatyzmu, gdyż mówiąc szczerze, nie żyjemy w czasach młodego Gombrowicza, gdzie tego typu zabiegi miałby być traktowane jako odkrywcze, buntownicze transgresje.

Mało kto bowiem postawi tezę, że współcześni Polacy wciąż są wychowywani w duchu kultu Wielkiej Sarmacji, a karmazynowe kontusze, kołpaki w szkofii i pióra oraz karabele nieustannie organizują naszą zbiorową wyobraźnię tak, jak jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Wręcz przeciwnie. Wydaje się, że czasy pokazane w jednym z odcinków „Czterdziestolatka”, ironicznie portretującym inteligencję techniczną PRL poszukującą na siłę szlacheckich przodków i kupujących ich drogie portrety w „Desie” do nowego M-3 w bloku, nieodwołalnie minęły.  Podobnie, jak do przeszłości należy raczej popularność filmów przesiąkniętych duchem tradycji ziemiańskich w rodzaju „Nocy i dni” w adaptacji Jerzego Antczaka. Stanowiły one w latach 70. odtrutkę wobec kinematografii pokazującej gierkowską modernizację, ale też i zaangażowanego, kina moralnego niepokoju. Obecnie, zalew narracji o ludowych i chłopskich historiach Polski doprowadził do widocznego wypchnięcia kultury sarmackiej, szlacheckiej i ziemiańskiej nie tylko z debat o historii idei, ale także popkultury. Uznały one ich dziedzictwo za rodzaj źle odbieranego w towarzystwie krindżu lub jako temat wyłącznie do prześmiewczych memów. W tych okolicznościach wyrazem nieszablonowego myślenia byłoby nakręcenie jak najbardziej „kanonicznego” (co wcale nie wyklucza formy komediowej) filmu o naszych Sarmatach, przywracającego myśleniu zbiorowemu niezastąpioną i oryginalną wartość tej formacji dla całej polskiej tożsamości i naszego kodu kulturowego.

Tymczasem „1670” postrzega Sarmację wyłącznie poprzez pryzmat grubo ciosanego żartu i przez okulary komentatora, który w zasadzie nie wyrósł już w świadomości znaczenia tego doświadczenia dla polskiej kultury. Nie mając tej świadomości (jak sądzę - kluczowej zarówno dla realizacji trafiającej do serc i emocji apologii starej Rzeczpospolitej z czasów hetmanów koronnych, sejmików oraz rozmów z wysłannikami sułtanów, rozgrywających się gdzieś w wielkiej przestrzeni pomiędzy Bałtykiem i Morzem Czarnym, jak i nakręcenia inteligentnej, ironicznej i krytycznej satyry) – twórcom pozostaje dość ograniczony dobór symboliki. Operuje się więc „Janem Pawłem największym Polakiem”, niewybrednymi żartami z kebabem ukazanym niczym Hostia w momencie przeistoczenia podczas liturgii, drwinami z pogrzebowego „pompa funebris” i „castrum doloris”, zastawionym stołem na wakacjach w Turcji w kształcie krzyża i ukazaniem duchownego jako cynicznego wręcz półgłówka posługującego się cienkim, „księżowskim” tonem głosu i proponującym wygrać mecz w palanta „metodą na Antychrysta”. Jak i również innymi, przewijającymi się przez kolejne odcinki tzw. żartami z grubej rury odwołującymi się do fizjologii, które automatycznie wywołują śmiech – taka już ludzka natura. Oczywiście, są też w filmie żarty trafione i udane, jak słynny dialog o blefowaniu podczas gry w pokera Jana Pawła Adamczewskiego z panem Eustachym. Niemniej, wszystkie trwałe instytucje kultury, duchowości i tożsamości sarmackiej zostały w serialu pokazane wyłącznie w sposób prześmiewczy i karykaturalny. Z kolei motywy odwołujące się do nowoczesności, jak nauka chłopek przez Anielę zachowań ekologicznych lub romanse szlachcianki z chłopem przedstawiono w „1670” co prawda żartobliwie, ale w tego rodzaju wątkach ironia i żarty ciosane są znacznie  łagodniej i subtelniej. Można więc sądzić, że punktem wyjścia realizatorów były nie tyle fundamenty i źródła historyczne, chociaż dokładnie i bardzo sprawnie odtworzone w elementach scenograficznych, ale raczej polska i globalna popkultura ostatnich dziesięcioleci. Przy tym - humor bliższy „Włatcom móch” oraz współczesnemu stand-upowi, często balansującymi na granicy dosadnej wulgarności.

Jeżeli jednak „1670” obudzi i przywróci przynajmniej u części widzów zainteresowanie Sarmacją i czasami, w których Wespazjan Kochowski pisał „Królowa Polska, Sarmacyi Pani, / Tobie i nieba, morze i otchłani/ Posłuszne zawsze, świetną słońce togą,/ Miesiąc pod nogą” lub zachęci do sięgnięcia do najnowszych, pisanych z różnych pozycji światopoglądowych książek o sarmatyzmie, o których wspomniał w recenzji Pilawa – będzie to największą zaletą serialu.

Łukasz Kobeszko

 

Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcia pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co więcej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.


Łukasz Kobeszko

(1975) filozof, publicysta, współpracuje z portalem Aleteia PL.