Gdzie jest siostra Twoja? O modelu toksycznej „matki” i niemożliwym ojcostwie kapłana w „fajnym” Kościele
Z psycholog Katarzyną Wozinską rozmawia Karolina Staszak.
Czy głos kobiet w Kościele jest brany pod uwagę? Ich mądre zaangażowanie w życie Kościoła bywa niezastąpione, ich obecność w gremiach doradczych jest ważna – co do tego nie ma wątpliwości. Czy jednak sam fakt bycia kobietą sprawia, że nieistotne staje się, jaki system wartości wnosi ona do kościelnych instytucji i do naszej wspólnoty wiary? Czy Kościołowi może doradzać kobieta, która – w imię „ewangelii fajności” – usiłuje np. znormalizować pornografię? Jeśli głos kobiet coś znaczy, może warto posłuchać także tych realnie zaangażowanych w Kościół.
KAROLINA STASZAK: Od jakiegoś czasu widzimy w Kościele tendencję do udowadniania, że katolicyzm może być „fajny” – że można go włączyć w nowoczesny styl życia, gdzie liczy się przede wszystkim subiektywne poczucie szczęścia, które zostało utożsamione z dobrostanem i doczesnym sukcesem. Tym „szczęściem” nierzadko jesteśmy epatowani poprzez media społecznościowe. Ono często stanowi wręcz towar, który usiłuje się nam sprzedać. W tym celu wmawia się katolikom, że jeśli nie mamy przyklejonego uśmiechu do twarzy, to jest z nami coś nie tak. Czy w Kościele jest Ci wesoło? Czy w Kościele musi być nam wesoło?
KATARZYNA WOZINSKA: Z jednej strony, katolik ma być pogodny, bo Jezus zwyciężył śmierć. Katolicka narracja podkreślająca radość odnosi się do Zmartwychwstania i nadziei, jaką ono z sobą niesie. Z drugiej strony, Pan Jezus z jakiegoś powodu błogosławił smucących się… No i pamiętajmy, co wydarzyło się trzy dni przed Zmartwychwstaniem: Męka, Ukrzyżowanie, Śmierć Boga. Pogodny, ale i dźwigający swój krzyż katolik co tydzień uczestniczy w uobecnieniu Ofiary i staje pod Krzyżem. W naszej wierze jest aspekt powagi i smutku – i bynajmniej nie jest on nieistotny czy drugoplanowy. Krzyż wydarzył się i musi się wydarzać w związku z naszą kondycją duchową. Więc nie, nie musi nam być wesoło. Wiara dostrzega i tę radosną, i tę pełną smutku część rzeczywistości – tak doczesnej, jak i duchowej.
KS: Kiedy słyszę, jak głosiciele „fajnej ewangelii” drwią z innych katolików za brak uśmiechu, myślę sobie, że jest to bardzo niesprawiedliwe, bardzo raniące. Myślę wtedy o tych kobietach, które codziennie na Mszy Świętej modlą się za całe rodziny, za Kościół, za Polskę i świat. Myślę o tym, jak przeżywamy Eucharystę, czyli Ofiarę Chrystusa, w którą poprzez przyjęcie Jego Ciała włączamy się, by zjednoczyć z Jego bólem nasze cierpienie i cierpienia, które na siebie bierzemy i Mu przynosimy, np. zagubienie naszych nienawróconych bliskich, ich mrok…
KW: Niestety jako ludzie mamy problem z balansowaniem różnych wymiarów, dlatego po okresie, który zidentyfikowano jako epokę „nadmiernej powagi”, nadeszła epoka jej niedostatku. I bywa, że rywalizujemy ze sobą, kto przedstawi sprawy najpoważniejsze z większą lekkością, żartobliwie, z dystansem, a nawet machnięciem ręki. To taki test na nowoczesność – nie brać rzeczy poważnych zbyt poważnie.
KS: W samym Kościele wydarza się wiele rzeczy, które ranią wiernych. Kościół jest dziś nie tyle różnorodny, co po prostu podzielony. Różnorodność jest naturalna i dobra, natomiast podział jest wtedy, gdy jedna strona rani drugą. Mam na myśli obiektywne zranienia, czyli takie, które wynikają z łamania Prawa Bożego, z braku szacunku do Bożego kultu. Chodzi mi o ból eklezjalny, w którym przejawia się troska osoby wierzącej – o Kościół, o stan duchowy naszych braci i sióstr, o przyszłe pokolenia, o naszą misję ewangelizowania świata, która staje pod znakiem zapytania, o liturgię itp. Paradoksem jest to, że kiedy taki ból wyrażamy, niejednokrotnie oskarża się nas o „dzielenie” Kościoła…
KW: Pierwsza reakcja, z jaką się często spotykamy, to bagatelizowanie, jak w kabarecie: oj tam, oj tam. Przesadzasz, nie traktuj tego tak poważnie! Ale jeśli nie odpuszczamy, jeśli konsekwentnie wskazujemy, że dzieje się coś złego, że ten śmiech jakoś mało jest śmieszny, że nie wszystko da się połączyć, że nie każde spotkanie jest dobre – wywołujemy niepokój. Następuje więc próba zagłuszenia. Jeśli nadal nie uznajemy, że sprawa jest zamknięta, bo ważnych spraw nie można tak po prostu zamknąć, zostajemy oskarżeni o przeróżne rzeczy: wywyższanie się, ocenianie, sądzenie, faryzeizm, prozelityzm, nieposłuszeństwo… O dużo rzeczy da się oskarżyć osobę, która z ważnych powodów psuje dobry nastrój reszcie. Niestety dziś ten dobry nastrój wysuwa się na plan pierwszy, kosztem uczciwego poszukiwania Prawdy, która nie zawsze zapewnia dobre samopoczucie. A często boli.
KS: Mówisz o reakcjach bardzo powszechnych nawet wśród tych katolików, którzy choć sami nie zniekształcają Ewangelii, to jednak nie rozumieją, że reagowanie na zamęt – nie jest sianiem zamętu. Dziś jednym z najpoważniejszych problemów Kościoła jest reinterpretowanie czy nawet cenzurowanie Ewangelii. Niektórzy chrześcijanie chcą być bardziej ewangeliczny od samego Pana Jezusa i w tym celu traktują Jego przesłanie wybiórczo. W ich wizji katolicyzmu już nie ma miejsca na mówienie o tym, że jakieś zachowanie jest grzechem, bo rzekomo nie wolno nam zasmucać ludzi komunikatem, że robią coś złego. Musimy wszystkich „przyjąć”. Mamy już chyba do czynienia z nowym kulturowym katolicyzm, który nie chce się narażać światu, lecz pragnie być przez wszystkich lubiany.
KW: A konsekwencje tego można zobaczyć przez analogię: co dzieje się w grupie z dzieckiem, które jest skłonne oddać rówieśnikom wszystko, byle je tylko lubiano? Nie tylko nikt tak naprawdę go nie lubi – co najwyżej te chipsy, które dziś rozdał – ale w dodatku nikt go nie szanuje. A jak w tym momencie interweniujemy? Uczymy dziecko szacunku dla samego siebie, wspieramy je, by poczuło swoje kompetencje, siłę – by mocno stanęło na nogach… Strategia przymilania się nie przynosi owoców. I sprawia, że tracimy swoją tożsamość.
KS: Niedawno mieliśmy okazję zobaczyć jaskrawy przykład tracenia tożsamości przez katolików. Widzieliśmy, jak w celu szerzenia „fajnej ewangelii” „fajny” ksiądz wypacza przesłanie Pana Jezusa, afirmując dumną z siebie aktorkę filmów pornograficznych. I widzieliśmy też model „fajnej” katoliczki, która jest przede wszystkim wesoła – bawi ją nawet upadek drugiej kobiety. Mówię oczywiście o rozmowie gospodarzy kanału Trzy światy, ks. Tomasza Maniury i Moniki Hoffman-Piszory, z aktorką filmów pornograficznych, Polą. Są to postacie bardzo znane. Ksiądz, misjonarz oblat Maryi Niepokalanej, jest głównym organizatorem największego w Polsce młodzieżowego wydarzenia Festiwal Życie w Kokotku oraz konsultorem Rady ds. Duszpasterstwa Młodzieży przy Konferencji Episkopatu Polski. Z kolei współprowadząca kanał to influencerka, która bywa zapraszana w charakterze prelegentki na wydarzenia związane z ewangelizacją, gdzie mówi np. o „duchowości kobiet”, a dosłownie przed chwilą ogłosiła na swoim Instagramie, że została zaproszona przez bp. Grzegorza Suchodolskiego do Rady ds. Apostolstwa Świeckich. Rozmowa z panią Polą została zdjęta kilka dni po publikacji dzięki interwencji niektórych biskupów, ale prowadzący do tej pory nie przeprosili za nią, lecz postawili się – jak to zwykle bywa – w roli ofiar katolików „zamkniętych” na dialog, „hejterów”. Jak wynika z ich oświadczeń, nie mają pojęcia, gdzie popełnili błąd. Przy tym istotny jest fakt, że – jak w jednym z ostatnich materiałów podkreśla pani Monika – patronem kanału Trzy światy jest bp Artur Ważny. Ksiądz Maniura natomiast zapewnia, że swoją działalność rozeznaje z przełożonymi zgromadzenia. A zatem wydaje się, że dążenia, których ilustracją była rozmowa normalizująca pornografię, mają mocne wsparcie instytucjonalne – episkopatu oraz zgromadzenia misjonarzy oblatów. Kto ma w pamięci ten film, a wyświetlono go blisko 50 tysięcy razy, słusznie może zadawać sobie pytanie, czy był to eksperyment np. spod znaku nowej ewangelizacji. W tej rozmowie pojawiło się tak wiele alarmujących problemów, że nie sposób nie zareagować na ten materiał. Zacznijmy od ogółu do szczegółu. Co możesz powiedzieć o klimacie tego spotkania jako psycholog?
KW: Widzieliśmy rozmowę, która miała pewne założenia. Pierwsze założenie: fakt, że ktoś robi coś bardzo złego, czyni go bardzo atrakcyjnym rozmówcą. Drugie założenie: nie wolno mu uczynić jakiegokolwiek dyskomfortu, zestresować go, uświadamiając mu, jakie popełnia zło. Trzecie: gdy damy przestrzeń do poznania osoby czyniącej zło jako „fajnej”, wtedy będziemy prawdziwie ewangelicznymi świadkami Jezusa. Uda się to, jeśli gość poczuje się z nami świetnie, z nami – przedstawicielami Kościoła. Wtedy możemy jednocześnie należeć do Kościoła i być OK. Dostrzegam w tym ze strony prowadzących przedmiotowe traktowanie zaproszonej do rozmowy kobiety oraz postawę, którą nazywamy virtue signalling, czyli sygnalizowanie cnoty. Demonstrują oni, że reprezentują tę fajniejszą część katolików, przyjmującą i akceptującą każdego. W dodatku tę część świadomą, że nie wystarczy nie nazywać zła, które popełnia dana osoba, i być miłym, ale trzeba jeszcze odcinać się od Kościoła i wskazywać na jego błędy. W tym wywiadzie często prowadzący robią to na siłę. Mam wrażenie, że najpewniej, najbardziej „u siebie” wszyscy rozmówcy czują się wtedy, gdy mogą osiąść na krytyce Kościoła. Jest to temat, do którego różne wątki prowadzą – nawet te najbardziej kłopotliwe i żenujące, mówiące o zajęciu pani Poli, czyli biznesie pornograficznym. Czasami wygląda to tak, że gospodarze nie wiedzą, co powiedzieć, by spełnić wymienione wyżej założenia, bo realność pracy otwartej i szczerej rozmówczyni momentami powala. Wtedy można zmienić temat na zaniedbania Kościoła – i tu można emocjonalnie odpocząć. Myślę, że tak naprawdę ta rozmowa w gospodarzach programu wzbudziła ogromne napięcie. Ich mocne, skrajne reakcje – nie tylko w moim odbiorze, ale wielu komentujących – są tego dowodem. Chociaż są bardzo różne, to obie moim zdaniem wynikają z napięcia.
KS: Napięcie wywołuje oczywiście bohaterka programu. Na samym początku pani Monika, prowadząca, mówi podekscytowana: „Dzisiaj mamy cudownego gościa, na którego ja się tak bardzo cieszyłam, jak jeszcze na żadnego innego!”. Potem z tą samą emocją podkreśla, że pani Pola nie przyszła, żeby dać świadectwo nawrócenia, ponieważ kobieta cały czas gra w „filmach dla dorosłych” i „jest z tego duma”. I Pola to z wielką radością potwierdza. Podobno była lekko zmieszana przed rozmową, ale na filmie wydaje się, przynajmniej w porównaniu z prowadzącymi, swobodna. Ksiądz natomiast jest mocno spięty, jednak w czasie rozmowy następuje jakaś jego przemiana, o której mówi wprost. Wyznaje, że na początku był zmieszany, na szczęście w pewnym momencie poczuł się dobrze w towarzystwie pani Poli. Cały czas jednak widać, że jest na tyle zestresowany, że nawet jeśli próbuje coś wytłumaczyć z perspektywy nauki Kościoła, to robi to bardzo niezręcznie…
KW: Wiele pokazuje tutaj mowa ciała. Ksiądz dosłownie prosi o możliwość powiedzenia czegokolwiek – nawet składa dłonie w geście błagalnym, aby mu pozwolono coś powiedzieć. Jego współprowadząca natomiast często kładzie swoje dłonie na kolanach pani Poli w geście, który sygnalizuje bliskość przyjaciółek, dobre porozumienie. Pani Monika jej potakuje i jakby podpisuje się pod jej słowami, punktując palcem momenty, gdy Pola krytykuje Kościół, np. kwestię koniecznego w naszej duchowości żalu za grzechy, który jest dla niej nie do przyjęcia.
KS: Szokujące jest to, że w reakcji na kolejne wyznania aktorki filmów pornograficznych pani Monika dosłownie piszczy z zachwytu, jest rozbawiona jej stylem życia. Może masz rację, że wynika to z potrzeby rozładowania napięcia… Zachowuje się jak młodsza siostra, która chciałaby się jak najwięcej dowiedzieć, co takiego robi ta „starsza siostra”. Na przykład, kiedy pani Pola wyznaje, że piszą do niej chłopcy, którzy „wychowali się” na jej filmach, prowadząca reaguje śmiechem. Czyli aktorka filmów pornograficznych komunikuje, że uzależnia od siebie młodych mężczyzn i kształtuje ich seksualność, a chrześcijanka okazuje wobec tej informacji jakiegoś rodzaju entuzjazm. Dalej np. Pola chwali się, że jej specjalnością jest uczenie mężczyzn masturbacji i używa tutaj wulgarnego sformułowania, na co prowadząca znów jest rozbawiona.Co więcej, ona wciąż prowokuje kobietę do dalszych opowieści o szczegółach prowadzenia biznesu porno. Natomiast kiedy ksiądz próbuje być księdzem, pani Monika okazuje zniecierpliwienie. W pewnym momencie mówi np. „Zejdziemy na ziemię?”, gdy ksiądz próbuje cokolwiek powiedzieć o zbawieniu…
KW: I tę „ziemię” oznacza po prostu opowieść o stylu życia, jaki uprawia ta dziewczyna – o tym, jak to zorganizować, jak się na tym zarabia, ile ma się wyświetleń, jakie wątki trzeba na tych filmach pokazać itp. Dowiadujemy się o wielu szczegółach, które następnie w żaden sposób nie są obrobione moralnie. Właściwie one nie są w jakikolwiek sposób obrobione, chociażby pod względem społecznym, psychologicznym. Gdyby prowadzący chcieli zrobić wartościową rozmowę, zamiast ślizgać się po wszelkich wątkach, można byłoby pogłębić osobowy wymiar tego, co robi pani Paulina – takie jest jej prawdziwe imię. Absolutnie pogłębienia rozmowy tutaj brak. Ba! Wątki, które aż proszą się o pogłębienie, są po prostu ucinane. Mam poczucie, że to jest celowy zabieg wynikający z założeń programu. Przy tym jednak naprawdę dużo możemy się dowiedzieć o sposobie takiego zarobkowania w internecie. Do tego stopnia, że zaciekawionemu widzowi pozostaje już tylko skorzystać z oferty – w drugiej minucie nagrania podany został adres jej konta na Instagramie, więc od razu można było sprawdzić, obejrzeć zdjęcia, a potem za linkiem pójść dalej, czyli do strony docelowej, gdzie znajdują się filmy pornograficzne.
Warto zauważyć, że wokół jej instagramowego konta buduje się cała społeczność, do której każdy może się włączyć. Ta społeczność jest zresztą przedstawiona tutaj jako grupa ludzi wspierających się nawzajem. Jest to wspólnota dobra, wrażliwa, ucząca się… A mówimy o społeczności twórców i odbiorców materiałów pornograficznych… I reakcja gospodarzy sprowadza się do potakiwania: tak, społeczność, wsparcie, to bardzo ważne. I tyle.
KS: Skoro już pojawił się wątek Instagrama, to chwilę przy nim zostańmy. Wspomniałaś o tym, że pani Monika wyraża mową ciała bardzo dobre porozumienie z aktorką. Weszłam dziś na instagramowe profile obu pań i chyba zrozumiałam, co je łączy. To są dwie dziewczyny, które żyją bardzo mocno w świecie wirtualnym. Obie wystawiają na widok publiczny, estetyzują i monetyzują swoją prywatność. Ich światem naturalnym jest estetyczny Instagram i one w roli „gwiazd”. Pani Pola jest instapornogwiazdą, a pani Monika – instamamą. Dla tych, którzy nie wiedzą należy zrobić tu dopowiedzenie, mianowicie Monika Hoffman-Piszora zbudowała swoją obecność w sieci na treściach związanych z macierzyństwem. Jej misją jest pokazanie, że „życie z dziećmi obciążonymi wyzwaniami rozwojowymi może być tak samo piękne, jak z dziećmi bez takich trudności”. Wzbudziła tym projektem ogromny entuzjazm. Niewiele osób ośmiela się zauważyć, że estetyzowanie macierzyństwa, a tym bardziej monatyzowanie dzieciństwa swoich pociech jest samo w sobie mocno kontrowersyjne.
KW: Życie na Instagramie jest w ogóle bardzo dużym problem. Rozmawiam w gabinecie z kobietami i słyszę, jak wielką rolę w ich codzienności odgrywają społecznościówki tego typu. I nie jest to dobra rola. Mówię, po pierwsze, o standardach, które kobiety sobie narzucają – standardach ustalonych przez tę wykadrowaną rzeczywistość i niemożliwych do realizacji. Kobiety mają wrażenie, że dowiadują się o jakiejś prawdzie, która je inspiruje, ale to wszystko jest zaaranżowane. Dlatego ukrytym kosztem, jaki ponoszą, jest znerwicowanie, depresyjność, bo im się wydaje, że to są standardy, które powinny spełniać. Druga opcja to prezentowanie swojego upiększonego życia i monetyzowanie tego fałszu – o macierzyństwie, rodzicielstwie, kobiecości, ale też o katolickości. Jestem przekonana, że to jest bardzo niebezpieczne duchowo. Można tak powiedzieć od strony psychologicznej, można stworzyć taką teorię i ona byłaby logiczna, natomiast od strony wiary trzeba z całą pewnością stwierdzić, że jest to niebezpieczne. I to jest bardzo kobieca pokusa – Instagram jest przecież specyficznie kobiecą platformą społecznościową. W ogóle cały ten ruch estetyzacji czegokolwiek wydaje mi się bardzo dużym zagrożeniem dla chrześcijan. A tak się dzisiaj w dużej mierze robi ewangelizację – tworząc produkt sprzedażowy, wizerunkowy. Jeśli my, jako katolicy, idziemy w takim kierunku, to sami wsadzamy się w sposób myślenia, który jest z definicji kłamliwy.
KS: Czyli mówimy o dwóch pokusach – zapychanie się ładnymi obrazkami cudzego życia oraz próżne eksponowanie siebie. Ale życie na Instagramie daje niesamowite porozumienie, co widać na przykładzie bohaterki i gospodyni programu Trzy światy. Co ciekawe, one mają także wspólnych odbiorców, tak wynika z tej rozmowy. Ale pani Monika jest nie tylko mamą z Instagrama, bo również na tym kanale występuje pod pseudonimem „Matka”, przy ks. Tomaszu jako „Ojcu”. Słowa te dla chrześcijan mają ogromne znaczenie. Dlatego chciałabym porozmawiać o macierzyństwie, które według naszej wiary jest powołaniem każdej kobiety, chodzi o macierzyństwo biologiczne i/lub duchowe. Znam wiele wspaniałych kobiet w Kościele, bardzo różnych, o rozmaitych temperamentach, o różnych posłaniach, w różnych sytuacjach życiowych. Wszystkie one były poruszone tym, jak szkodliwa społecznie, raniąca Kościół, uprzedmiotawiająca kobietę była rozmowa „Matki” i „Ojca” z aktorką filmów pornograficznych. A przede wszystkim, jak bardzo zachowanie „Matki” nie licowało z głęboką treścią, którą niesie to słowo. Jak powinna się zachować matka?
KW: Matka to jest ktoś, kto funkcjonuje w żywiole odpowiedzialności – odpowiedzialności za innych i troski o innych. I w związku z tym – w żywiole przewidywania. Naprawdę, macierzyństwo, rodzicielstwo to jest żywioł, w którym nieustannie się martwisz i przewidujesz możliwe konsekwencje negatywne. Nasze mózgi są tak skonstruowane, bo to jest potrzebne w tej roli. Dzieci, które są pod naszą opieką, nie przewidują, żyją tu i teraz, więc żywioł rodzicielski to uzupełnia. Co się wydarzyło z tej troski, z tej odpowiedzialności, z tego przewidywania konsekwencji w rozmowie z panią Pauliną? Poza tym, że dbano o to, by nie poczuła, że robi coś złego? Nic. A byłoby o kogo się zatroszczyć i zadbać. Nie tylko o stan duchowy samej bohaterki, ale także o to, jak ona wpływa na innych ludzi. Aktorka filmów pornograficznych mówi nam o chłopcach, którzy dziękują jej, że się na niej „wychowali”. O kobietach, które podobno już akceptują swój cellulit, bo zobaczyły go u aktorki – naprawdę chrześcijanie mogą chwalić pornografię za „ciałopozytywny” przekaz, tak jak robi się podczas tej rozmowy? Usłyszeliśmy o ludziach podejmujących z panią Polą „współprace”, czyli nagrywających razem z nią, jak uprawiają seks. O mężu, z którym również robi te filmy, spełniając jego marzenia. On jest tu takim wielkim nieobecnym tej rozmowy…. Pola mówi też o obserwatorach – jeden z jej hitów miał 6 milionów odsłon, więc to jest bardzo duża widownia! I w końcu ta rozmowa na kanale Trzy światy miała blisko 50 tysięcy odsłon! Ilu młodym osobom, w tym młodym katolikom, „Matka” i „Ojciec” po prostu polecili działalność aktorki pornograficznej?! W ilu głowach wprowadzili zamęt co do tego, czym w ogóle jest pornografia! Czy w ogóle istnieje dobro i zło?
KS: W którymś z poprzednich wywiadów pani Monika mówiła, że ma w sobie bardzo dużo empatii. Zastanawia mnie to słowo „empatia”, które jest dziś chyba nadużywane. Empatia jest rozumiana jako „wczuwanie się w perspektywę drugiej osoby”. Ironicznie można by powiedzieć, że pani Monika rzeczywiście świetnie to robi – Pola jest dumna z tego, że uprawia seks przed kamerą, i „Matka” też jest dumna. Może więc empatia to o wiele za mało?
KW: Należy rozróżnić empatię i syntonię. Empatia to jest umiejętność wchodzenia w perspektywę drugiej osoby, ale nie w tym celu, żeby utracić własną, lecz by lepiej dostosować swoją reakcję do tego, co się zrozumiało. Nie po to, żeby przestać być sobą, nie po to, by zamienić się w kopię tej drugiej osoby. Syntonia jest czymś takim. Wtedy jakby się podłączasz pod stan człowieka, z którym rozmawiasz. Mam więc wątpliwość, czy tutaj w ogóle możemy mówić o jakiejkolwiek empatii. Empatia to współcierpienie. Jest taki bardzo ważny moment w tej rozmowie. Pola mówi o tym, jak jej mama cierpi. I to zostaje tak strasznie obśmiane przez panią Monikę. Pola mówi coś takiego wrażliwego, delikatnego, czyli wreszcie pęka, na chwileczkę się rozszczelnia ten pancerz osoby zadowolonej z siebie. Wspomina, że mama podczas wigilii prosiła ją, żeby przestała nagrywać, że mówiła o swoim wstydzie i o tym, że ją to boli. Pola zacytowała jej słowa: „Paulinka, to jest przecież taki wstyd, ja chodzę do kościoła”. Pojawił się „kościół”, więc można było to obśmiać – jakby mama bała się tylko o swój wizerunek katoliczki. I pani Monika to robi. Obśmiewa to w sposób obrzydliwy.
KS: „Matka” obśmiewa cierpienie prawdziwej mamy...
KW: A mogła ten wątek delikatnie wykorzystać do rozmowy pogłębiającej. Na przykład: „Powiedziałaś wcześniej, że pornografia nic ci nie odebrała, nie zniszczyła ci relacji, jednak relacja z mamą się zmieniła?”. Bo pani Paulina wcześniej mówiła, że jej relacje są w świetnym stanie, a tutaj widzimy, jak ten „świetny stan” wygląda, jeśli chodzi o bliskich. Kiedy się robi ankiety, w których ludzie mają uszeregować najważniejsze dla siebie wartości, to wszyscy praktycznie zawsze wskazują, że rodzina jest na pierwszym miejscu. U niej na poziomie deklaracji najważniejsze są relacje, ale co to właściwie znaczy? W jakim sensie są najważniejsze? Kiedy Pola przedstawia swój system wartości, to mówi, że dla niej ważne są: ona sama, relacje z bliskimi i joga kundalinii. To wszystko właściwie sprowadza się do niej. Ale na ten system wartości ks. Maniura mówi coś w rodzaju: „Siła jest we wspólnocie, Bóg też jest wspólnotą!” – zupełnie nieadekwatna reakcja. Bo czy tu naprawdę chodzi o wspólnotę, czy o tę jednostkę, która stawia się w centrum i chce się czuć zawsze najlepiej? Mnie to się kojarzy raczej z myśleniem przeciwnym chrześcijaństwu. Wiesz, na czym polega współczesny satanizm? Bo nie na zjadaniu chomików na cmentarzu…
KS: Na afirmacji siebie. Na postawieniu swojego ego w centrum.
KW: A do czego służą relacje w satanizmie? Do zapewnienia sobie komfortu. Do czasu, kiedy mi jest dobrze, to jesteś mi potrzebny do czegoś. Drugi człowiek ma funkcję użytkową, podporządkowaną mojemu „ja”. Postawę pani Poli możemy nazwać „uśmiechniętym nihilizmem”. Jest to postawa człowieka współczesnego, który osobowym Bogiem nie jest zainteresowany, bo mu to do niczego nie jest potrzebne. Sam sobie wystarcza absolutnie.
KS: To, co się dzieje na tym filmie bardzo przypomną mi takie powiedzenie: „Diabeł jest małpą Boga”. Aktorka porno z taką swobodą opowiada o swoim świecie, który jest karykaturą wspólnoty, relacji, miłości, życia duchowego, a ks. Tomasz za każdym razem naiwnie usiłuje wskazać, że w katolicyzmie jest wszystko bardzo podobne... Ale w tym momencie myślę o tym, jak ta internetowa „Matka” wypiera prawdziwą mamę Poli i szydzi z matczynego bólu. To jest niezwykle przejmujące…
KW: Bo co to za ból, że ona wstydzi się przed ludźmi działalności swojej córki?! Przecież chodzi o to, żeby niczego się nie wstydzić. Jest to część szerszego dyskursu, w którym wstyd jest czymś takim pasożytniczym, że jak ktoś się czegoś wstydzi, to znaczy, że nie przepracował jakiegoś tematu, czegoś nie zrozumiał… Podobny sposób myślenia widzimy u ks. Maniury, gdy w pewnym momencie mówi, że na początku spotkania czuł się zmieszany, bo obawiał się, co ludzi powiedzą na tę rozmowę, ale zaczyna się z tego wyzwalać. I przyczepia do tego pseudoreligijną interpretację, według której wstyd, zażenowanie, zakłopotanie oznacza, że jest się za mało ewangelicznym. Składa autokrytykę, że jeszcze nie jest wystarczająco ewangeliczny i jeszcze nie upodobnił się do Jezusa, bo Jezus nie miałby tych uczuć, które on ma. A przecież zakłopotanie, konsternacja, zażenowanie, wstyd – czy te emocje oznaczają, że jesteśmy ograniczeni w miłości? Czy może jednak mają jakąś ważną funkcję? One są naszymi wewnętrznymi sygnalizatorami! Oczywiście, może być wstyd nieuzasadniony, przesadny itp. Ale my tu jesteśmy w samym środku dyskursu, w którym wstyd z definicji jest nieadekwatny. Ksiądz siedzi na kanapie z aktorką filmów porno, która mówi mu, że uczy mężczyzn – tu cytat – „walić konia” i ten ksiądz chciałby nie czuć zażenowania? Czy to zażenowanie jest raczej znakiem, że jeszcze ma kompas wewnętrzny?
KS: Ewidentne jest jednak to, że ten kompas stara się rozstroić współprowadząca. Podczas tej rozmowy dwa razy pojawia się nawiązanie do Ewangelii o jawnogrzesznicy. Kiedy po raz pierwszy ks. Maniura referuje ten fragment, wyczuwalne jest ogromne napięcie. Przytacza słowa Pana Jezusa, ale poprawia się niezręcznie. Brzmi to tak: „I na końcu Jezus mówi do tej kobiety: «I co, nikt Cię nie potępił? Idź i nie grzesz więcej», to znaczy nie: «Idź i żyj»” – i wtedy pani Monika mówi: „No!”. Jednak ksiądz wraca do prawidłowej wersji: „To znaczy: «Idź i nie grzesz więcej»”. Sumienie jednak na chwilę zadziałało. Ale to jeszcze nie są słowa skierowane do Poli. Komunikat w jej stronę jest już sformułowany jak należy. Pod koniec rozmowy ks. Tomasz znów przytacza historię o jawnogrzesznicy: „Jezus powiedział tej kobiecie: «Idź i nie grzesz więcej. I żyj po prostu». No więc ja też chcę ci powiedzieć: Żyj i kochaj swoje życie. Jak będziesz swoje życie kochała, to innych też będziesz kochała…”. To jest tak bardzo oczywiste, że „fajna” katoliczka wymusza na „fajnym” księdzu cenzurowanie słów Pana Jezusa. To ona jest jakby jego przewodnikiem duchowym. Z okazji chwilowego odejścia z kanału Trzy światy ks. Tomasz na Instagramie napisał o pani Monice: „Chciałbym jak ona umieć kochać człowieka…”. To przed nią ten ksiądz chce się wykazać, stąd to pytanie, które pada pod koniec rozmowy: „I co, Matka jest dumna?”.
KW: Tak, on pyta jakby: Czy jesteś dumna z mojej postawy? Czy wystarczająco się postarałem?
KS: Więc to jest jakaś dziwna sytuacja, z jednej strony ks. Tomasz próbuje spełnić jej oczekiwania, z drugiej – przyznaje, że te rozmowy są mu potrzebne, bo dzięki nim „poznaje siebie”. Myślę, że jako Kościół ponosimy bardzo duży koszt tej szczególnej terapii.
KW: Tutaj tak naprawdę wszyscy wszystkich traktują przedmiotowo. Ksiądz robi sobie publiczną terapię, pani Monika promuje swoją markę osobistą i książkę, a oboje wykorzystują panią Paulinę w celu fajnokatolickiego znormalizowania grzechu. Bo ona nie została potraktowana jako osoba w całości. Zaproszono ją ze względu na to, czym się zajmuje – gospodarzy interesowała aktorka filmów pornograficznych, a nie to, kim jest Paulina tak naprawdę. Nie to, co znajduje się pod tą rolą. Powtórzę: ona została potraktowana przedmiotowo!
KS: Pokazano nam grzech i przykleili mu twarz tej konkretnej dziewczyny. Zlepiono kobietę z grzechem i dodano do tego metkę: „Jesteś fajna”. Dosłownie tak! Finałem spotkania było przecież wręczenie jej książki autorstwa pani Moniki pt. Jesteś fajna, czemu towarzyszyło zapewnienie księdza, że jest to przesłanie dla Poli. Chociaż nic wartościowego na jej temat nie wiemy. W każdym razie „nieocenianie” jest tu mitem. Zdecydowanie chodzi o to, by ocenić człowieka, który epatuje grzechem – ale tylko pozytywnie!
KW: Mam wrażenie, że prowadzący nie słuchali jej uważnie. Byli tak skupieni na tym, by krytykować Kościół, że nawet jej słowa interpretowali pod swoją tezę. Na przykład ks. Maniura miał taką refleksję na temat odejścia pani Poli z Kościoła: „Słuchałaś tych kazań […] Gdyby te treści jakoś cię prowadziły, gdyby odpowiadały na twoje potrzeby, to pewnie z dniem bierzmowania byś się nie pożegnała z Kościołem…”. A przecież ona chwilę wcześniej powiedziała, że miała świetnego księdza, który bardzo do niej trafiał, bardzo rezonował z jej potrzebami. Ale narracja prowadzących musi się zgadzać z założeniami – jeśli coś jest nie tak, to winien jest Kościół. Bardzo dużo idzie w to energii.
KS: Kiedy ksiądz próbuje być księdzem, to z jednej strony widać, że brakuje mu wiedzy, ale z drugiej – jak już wspomniałyśmy – po prostu nie ma tu wiele do powiedzenia. Myślę, że ten medialny duet jest bardzo szkodliwy nie tylko ze względu na to, że stać ich na tak żenujące rozmowy jak ta z panią Polą, ale także dlatego, że jest to antyprzykład współpracy księdza z kobietą. Taka współpraca jest oczywiście możliwa i bywa piękna – kobieta może wspierać kapłaństwo mężczyzny, ojcostwo kapłana. Jest jednak ważny warunek – ona musi, najogólniej i wprost rzecz ujmując, być zapatrzona w Chrystusa.
KW: Taka relacja ze strony kobiety wymaga dużo ostrożności wobec samej siebie, wobec swoich motywacji. Reflektor musi być puszczony tam, na zewnątrz, ku Chrystusowi, ale musi być też cały czas badanie wewnętrzne, badanie siebie. Inaczej taka przyjaźń może się skończyć adorowaniem kapłana.
KS: Albo adorowaniem siebie kosztem kapłana, któremu nie pozwala się być ojcem, jak w przypadku tu omawianym. Myślę, że to jest przestroga dla księży, którzy wchodzą w takie relacje, gdzie kobieta wcale nie jest zakorzeniona w Kościele, a chce kapłanowi tłumaczyć życie, a nawet jego kapłaństwo. Widać po tej rozmowie, że pani Monika niewiele wie o duchowości chrześcijańskiej. Jest np. taki moment, w którym Pola opowiada, że dzięki jodze ma kontakt ze swoimi emocjami, a prowadząca jest tym zachwycona, twierdząc, że w Kościele brakuje takich praktyk, które wyciszają i pozwalają zrozumieć siebie. Pytanie więc, jak w tym „fajnym” katolicyzmie wygląda życie duchowe, jak wygląda modlitwa? Innym bardzo ważnym wątkiem jest ukazany tu stosunek „Matki” do Matki Bożej. Na drobną uwagę księdza, że życie Maryi różniło się od ich życia, pani Monika mówi: „Tak, ona miała jedno dziecko, a ja mam sześcioro”. Taki niby żart... Ale znów „Matka” wypiera Matkę. Wcześniej wyśmiała mamę biologiczna pani Poli, teraz Matkę Bożą. Wydaje mi się, że ten model „fajnej” katoliczki po prostu nie może stać przy kapłanie, który miałby być ojcem duchowym, odpowiedzialnym wychowawcą...
KW: W tym co ona oferuje księdzu jest dużo takiej nowomowy kościelnej, która nie jest nawet z psychologii ani z coachingu, bo my jako psychologowie nie mamy „kochać” swoich pacjentów. To jest nomenklatura właśnie „fajnokościółkowa”, nomenklatura nowego katolicyzmu kulturowego. Jeżeli ksiądz jest zachwycony tym, jak pani Monika „kocha drugiego człowieka”, to o jakie kochanie mu chodzi? Czy o takie „kochanie”, które jest zaaranżowane na tym nagraniu? Co to znaczy to „kochać”, które jest niby takim zachwycającym punktem ewangelicznym, do którego wszyscy mamy dojść? Czy to jest jakiś taki cel emocjonalny, który się wyraża w tym, że druga osoba czuje się z nami dobrze? Wydaje mi się, że na to się Pan Jezus z nami nigdy nie umawiał. Nigdzie nie powiedział: Chodźcie po świecie i pamiętajcie, że każdy ma się z wami czuć dobre. To w ogóle nie jest ta religia!
KS: Wiesz, ja nie wierzę w takie publiczne kochanie. Tym bardziej w wykonaniu kogoś, kto jest zależny albo nawet uzależniony od atencji. Kogoś, kto musi być „lubiany”, bo od tego zależy jego medialny wizerunek, a w konsekwencji zyski.
KW: No właśnie – publiczne kochanie… Zobacz, że czasami przez podobieństwo słów odkrywa się zasadnicze różnice. Celem tego spotkania było właśnie „publiczne kochanie”, czyli niby ta ewangeliczna miłość, która rzekomo wyraża się tym, o czym przed chwilą powiedziałyśmy, ale przecież pani Pola też mówi o „miłości” w kontekście swojego zawodu. Mówi, że nie podejmuję „współpracy” z ludźmi, z którymi nie czuje vibe’u – bo to trzeba robić „z miłości”. Jesteśmy tu w jakichś dziwnych rejonach. Może to jest ta joga kundalini? Są nurty ezoteryczne, w których seks jest drogą wyzwolenia, spełnienia ponad wszelkimi podziałami materii. Jaki wspaniały rozwój duchowy – i jeszcze można to zmonetyzować! Tak więc o miłości można mówić różnie. Kiedy ks. Tomasz zachwyca się tym, że pani Monika „kocha drugiego człowieka”, to może warto zapytać, o jakim kochaniu my tu mówimy, skoro druga kobieta opowiada jej o tym, że tkwi w nierządzie, a ona ją po prostu afirmuje.
KS: Myślę, że bardzo ważne jest to, że ta dziewczyna, Pola, nie jest poganką, ona jest poprzez przyjęte sakramenty chrześcijanką, siostrą w Chrystusie. A zatem oni wobec niej mają konkretny obowiązek. Ksiądz Maniura podczas tej rozmowy utożsamia nawracanie z kamieniowaniem, co jest zupełnym pomyleniem pojęć. Święty Jakub pisze: „Bracia moi, jeśliby ktokolwiek z was zszedł z drogi prawdy, a drugi go nawrócił, niech wie, że kto nawrócił grzesznika z jego błędnej drogi, wybawi duszę jego od śmierci i zakryje liczne grzechy”. Ale żeby kogoś nawrócić na drogę Prawdy, trzeba spróbować dotrzeć do prawdy o danej osobie i o jej sytuacji. To mogłoby się odbyć poza kamerami, a jeśli konieczne było nagranie rozmowy, to też można było zrobić to mądrze. Jak myślisz, jakby mogło to wyglądać?
KW: Prowadzący musieliby przede wszystkim normalnie, adekwatnie reagować. Oczywiście to zależy od tego, jaką kto ma formację duchową i intelektualną, ale przecież zdolność do szybkich, adekwatnych reakcji to chyba jest coś, co powinno charakteryzować gospodarzy takich programów. Nie zabierajmy się za takie rozmowy na antypodach Kościoła z ludźmi, którzy czynią duże zło i są z tego dumni, jeżeli kompletnie nie mamy do tego przygotowania!
KS: W opisie odcinka czytamy, że rozmowa dotyczy seksualności, ale oni nie rozmawiają o seksualności człowieka, lecz o jej patologii. Cały czas mówią o pornografii i nigdzie nie jest powiedziane, czym ona jest. Słyszymy: „Pornografia jest jak nóż”, czyli może być i zła, i dobra, zależnie od sposobu użycia – tak mówi Pola i parę minut później potwierdza to ks. Maniura.
KW: W tym materiale teologia jest delikatnie mówiąc bardzo dziwna. To jest właśnie to niebezpieczeństwo dawania ludzi nieprzygotowanych na trudne fronty. Pada np. teza: „Bez zła nie ma dobra”. A więc jeżeli zło jest konieczne, by zaistniało dobro, to właściwie powinniśmy być wdzięczni złu… Zatem: każde zło jest ostatecznie... dobre. Każde zło jest przez Boga chciane i właściwie wręcz aranżowane. Ksiądz mówi: „…żądze ludzkie były, są i będą. Tak jak powiedziałaś z tym nożem – ważne jest, co my z tym zrobimy. Generalnie wszystko jest od Boga”. Żądza nie jest od Boga! Żądza to jest niepohamowany pociąg seksualny. Sam pociąg pochodzi od Boga, służy dobrym celom, ale po grzechu pierworodnym człowiek jest zdolny do użycia drugiego człowieka. To nie jest od Boga! Pornografia nie jest od Boga! Zło nie jest z Boga! Tutaj mamy zupełnie odwróconą teologię. Poza tym to ich porównanie pornografii do noża… W podręcznikach religii dla pięciolatków są takie obrazki, gdzie dziecko ma pokazać, co stworzył Bóg, a co zrobił człowiek. I jest narysowane np. jabłuszko i łyżeczka. I dziecko ma zaznaczyć, że Bóg stworzył jabłuszko, a człowiek łyżeczkę. Jesteśmy na tym poziomie niezrozumienia. Także nie, nóż nie jest od Boga – nóż wytworzył człowiek dzięki dłoniom i mózgowi, które ma do Boga.
KS: Jeśli mamy tu etap przedszkolny – oblany! – to nawet trudno się dziwić, że prowadzący nie przeczytali przed rozmową żadnych badań na temat pornografii. Pola w pewnym momencie opowiada o tym, jak zaczęła się jej przygoda z pornografią. Mówi, że gdy była małą dziewczynką, to bardzo lubiła zdjęcia nagich kobiet, które w tamtym czasie pojawiały się na ostatniej stronie gazetek z programem telewizyjnym. Wskazuje więc na moment, kiedy zaczęła się uzależniać, bo mówi, że czekała na te gazetki. Pani Monika, „Matka”, jest tym zachwycona. Mówi, że to jest niesamowite, że mała Pola dostrzegła piękno nagiej kobiety. I zaczyna się taki żenujący, nostalgiczny wątek, że kiedyś to pornografia była dostępna na ulicy.
KW: Połowa polskich dzieci przed dziesiątym rokiem życia ogląda porno – tak pokazują najnowsze raporty. Kościół powinien o tym krzyczeć! Tymczasem „fajny” Kościół w osobach ks. Maniury i pani Moniki normalizuje pornografię. Tak, te gazetki, o których wspomina pani Pola, to było popularne źródło niezdrowej fascynacji seksem w wulgarnej wersji. Takie wyznanie Poli powinno zadziałać jak alarm dla „Matki” – powinna się zainteresować, że właśnie czasami tak się to zaczyna, od jednego, drugiego obrazka. Ale żeby się zmartwić, że tu się zaczyna coś złego, żeby nazwać to niebezpieczeństwem, to trzeba by przyznać, że obecny styl życia tej kobiety jest złem.
KS: Szczytem absurdu jest moment, w którym aktorka filmów pornograficznych mówi: „Ja [jako osoba młoda] oglądałam filmy i nie uważam, żeby to miało na mnie zły wpływ…”. I tu nie ma żadnej reakcji!
KW: A zatem powiedzmy coś na temat pornografii. Po pierwsze, pornografia – a ta w formie filmów szczególnie – jest bardzo silnym narkotykiem wykorzystującym mechanizm, w którym mózg sam produkuje substancję, od której się uzależnia. Są to tzw. strzały dopaminowe. Poza potrzebą kolejnych dawek stopniowo następuje przyzwyczajenie, zobojętnienie na tę samą dawkę, więc trzeba dostarczać więcej coraz mocniejszych bodźców, co wkręca człowieka coraz dalej w strefę mroku, dewiacji, okrucieństwa. Po drugie, mózgi dziecka i nastolatka działają inaczej niż mózg dorosłego – dzieci są wręcz bezbronne wobec takich bodźców. Po trzecie, korzystanie z pornografii zazwyczaj występuje w duecie z masturbacją – i to bynajmniej nie jest neutralne dla powstających szlaków w mózgu. Po czwarte, myślenie o sobie, o innych, o miłości, intymności, o tym, co normalne w sferze seksualności, zostaje na zawsze naruszone. Pornografia realnie, fizycznie zmienia struktury mózgowe, upośledzając obszary związane z samokontrolą i myśleniem. Teoria? Przekłada się na bolesną praktykę, np. mnóstwo mężczyzn niezdolnych do współżycia z prawdziwą kobietą – tak mocno uwarunkowali się na bodźce z internetu. A to wierzchołek góry lodowej. Są opracowania, książki, artykuły… I przede wszystkim miliony złamanych życiorysów, zniszczonych rodzin, morze ludzkiego cierpienia.
KS: Gdyby ta „Matka” chciała usłyszeć ludzi uzależnionych od pornografii, którzy zostali uratowani z tego nałogu, to zrozumiałaby, że tylko uznanie własnego grzechu otwiera człowieka na łaskę Bożą, która potrafi całkowicie przemienić serce, uzdrowić z dnia na dzień. Dlatego tak ważne jest nazywanie grzechu grzechem! Ale jak głosisz „fajną ewangelię” i chcesz „fajnego” Kościoła, to odbierasz ludziom szansę na życie.
KW: Znieczulasz ich na łaskę. Dłużej mogą w tym tkwić z mniejszym albo żadnym dyskomfortem.
KS: Kiedy myślę o zachowaniu pani Moniki, to ona nie jest w moich oczach żadną „Matką”, ale „siostrą” Poli. I chciałabym ją zapytać: „Gdzie jest siostra Twoja?”. Jest to oczywiście nawiązanie do pytania, które skierował Bóg do Kaina, kiedy ten zabił swojego brata. W Katechizmie Kościoła katolickiego w kontekście przykazania „nie zabijaj” jest omówione gorszenie jako grzech, który może doprowadzić do śmierci duchowej bliźniego. To są m. in. różne manipulacje, które odciągają od wartości moralnych. Tak widzę tę rozmowę – jako utwierdzanie dziewczyny, która bardzo błądzi i pociąga za sobą innych, w jej grzechu, a więc w duchowej śmierci.
KW: Myślę sobie o tytule kanału Trzy światy... W tej rozmowie pada takie zdanie, które mnie zmroziło: „Chodzi o to, żeby te światy na siebie wpływały”. Serio? O to chodzi, żeby ten świat na Was i na Waszych widzów wpłynął? Pani Pola przyszła reprezentować świat pornografii, pornografii rzekomo niewykorzystującej człowieka, bo jak sama siebie sprzedajesz, a nie przez wytwórnię, to ponoć już nie ma uprzedmiotowienia. A jak wejdziesz w to z mężem, tak jak ona, to już w ogóle jest wspaniale – zaczniesz się z nim lepiej dogadywać, spełniasz jego marzenia… Powtórzę, ten mąż jest takim wielkim nieobecnym tej rozmowy. Pani Pola mówi, że to był jego pomysł. On jest stręczycielem ich seksu, sprzedaje i siebie, i ciało swojej żony. Zabrakło wątku małżeństwa – czym jest małżeństwo, kim jest mąż, czym jest seks w małżeństwie?
KS: Wspomniałaś o mężu pani Poli jako wielkim nieobecnym tej rozmowy. A ja myślę o drugi wielkim nieobecnym – bp. Arturze Ważnym. W materiale, w którym ks. Maniura ogłasza swój powrót do kanału po chwilowej przerwie związanej z tym, że nie udźwignął krytyki, pani Monika ogłasza, że „Artur” jest patronem projektu Trzy światy. Rodzi się więc pytanie, czy bp. Ważny widział ten wywiad... W każdym razie mamy: „Ojca”, który nie może być ojcem, „Matkę”, która z całą pewnością nie spełnia tu roli matki, oraz pasterza Kościoła, który zgodził się zostać w tym układzie „Arturem”. Ciekawe prawda?
KW: Ta rozmowa jest bardzo przejmującą ilustracją kryzysu ojcostwa w „fajnym” Kościele. Ksiądz Maniura zamiast spełniać rolę ojca jest tutaj chłopcem na terapii, ale tak naprawdę chłopcem do bicia. Oglądając ten materiał, miałam nadzieję, że on zaczyna się orientować, w co wdepnął, ale wygląda na to, że krytyka tego odcinka i konieczność obrony całego projektu Trzy światy spowodowały u niego wyparcie tego doświadczenia. A było ono przykre. Ksiądz nie był w stanie obronić swojego punktu widzenia przed nikim podczas tej rozmowy. Domyślam się, że ta jego nieumiejętność to właśnie powód, dla którego pani Monika weszła z nim we współpracę. Bo gdyby był w stanie cokolwiek obronić z nauki Kościoła, to cała ta sytuacja by nie zaszła, bo w ogóle ten kanał by nie powstał. A tak istnieje program, w którym każdego można posadzić na tle okładki z Playboya – bo taki mamy tu wystrój. Program, w którym dwie bardzo niekompetentne osoby mogą krytykować i kompromitować Kościół, promując własną wersję fajnokatolicyzmu. I taki układ dostaje patronat od kolejnej osoby, która redefiniuje swoją rolę. Woli być „Arturem”, który zresztą parę odcinków wcześniej także zasiadał na tle okładki Playboya i dał się wciągnąć w bardzo niezręczny dialog z prowadzącą… Owce zostają opuszczone na każdej flance. A my? Możemy wyć, bo chyba takim krzykiem rozpaczy jest nasza rozmowa.
Czy ta kastracja, poniżanie i dezercja mężczyzn z ich ról, ma być jakąś formą docenienia „kobiecości” w Kościele? Jakiej „kobiecości”!?
KS: Niestety chodzi o model „fajnej kobiecości”. I wydaje się, że on jest nie tylko doceniany, ale wręcz promowany, skoro bp. Grzegorz Suchodolski zaprosił panią Monikę do Rady ds. Apostolstwa Świeckich. A przecież widział omawiany przez nas materiał, bo problem był do niego zgłaszany wprost. Szczerze mówiąc, mnie brakuje na to słów… Czujesz się wypychana przez Kościół?
KW: Nie, nie czuję się wypychana... Może bardziej wygłupiona? Strasznie mi po tej informacji gorzko. Co się dzieje? O co chodzi? Sztorm jest tak silny, że nie wiadomo, gdzie łódź, gdzie morze.
POST SCRIPTUM – „Fajny” Kościół w ofensywie
Całe to wydarzenie ma bardzo ciekawy kontrapunkt. W najnowszym odcinku na kanale Trzy światy „Matka” i „Ojciec” rozmawiają z parą charyzmatyków – Krzysztofem, który do niedawna był jezuickim klerykiem, oraz jego partnerką Klaudią. Tworzą oni parę, o której w ostatnim czasie zrobiło się bardzo głośno. Zewsząd dosięga ich bardzo mocna krytyka (częściowo uzasadniona), ale także zwykły hejt, przez co należałoby założyć, że oboje mogą obecnie doświadczać jakiegoś rodzaju kryzysu emocjonalnego. Rozmowa z nimi jest jednak prowadzona zupełnie inaczej niż z aktorką filmów pornograficznych. Pani Klaudia również krytykuje Kościół, ale z perspektywy osoby wierzącej (choć nieco zagubionej). Mówi więc o braku żywej wiary wśród katolików, o braku modlitwy, o tym, że musimy wziąć odpowiedzialność za Kościół, o tym, że trzeba zacząć mówić kościelnym językiem, o potrzebie życia Słowem Bożym, o pożytkach z ascezy, a przede wszystkim o tym, że istnieje grzech, z którego Bóg potrafi człowieka uwolnić. Nawet wymienia te grzechy: masturbacja, pornografia… Czy może nas dziwić, że tym razem prowadzący nie złapali porozumienia ze swoimi gośćmi? Od samego początku pani Klaudia jest przez prowadzących ustawiona w roli niemądrej, zbyt wymagającej neofitki, a „Matka”, która przed chwilą afirmowała aktorkę filmów pornograficznych, poucza ją, czym jest dojrzałość w Kościele… Oczywiście goście najnowszego odcinka mówią kontrowersyjne rzeczy, bo w poszukiwaniu żywej wiary i zaniedbani przez środowisko jezuickie, zeszli na protestanckie manowce, ale z całą pewnością są to ludzie wierzący, przejęci Panem Bogiem. Jestem przekonana, że ani „Matce”, ani „Ojcu” nie przeszkadzają protestanci – byle byliby „fajni”… I znów dochodzi na tym kanale do uprzedmiotowienia bohaterów, bo z osób przeżywających ogromny kryzys, także wizerunkowy, zrobiono tło, na którym ks. Maniura mógł wreszcie wystąpić jako ksiądz Kościoła katolickiego. Mógł w końcu wyciągnąć Katechizm i pouczać, co Kościół mówi np. o rozeznawaniu. A przede wszystkim mógł raz jeszcze podkreślić, że jego udział w projekcie Trzy światy był, w przeciwieństwie do działań bohaterów nowego odcinka, rozeznany z przełożonymi. „Fajny” Kościół już nie jest taki milutki – rozpoczął swoją inkwizycję. I manifestuje swoje instytucjonalne umocowanie.
Karolina Staszak
_______
Katarzyna Wozinska
Żona, matka piątki dzieci, starszych prowadzi w edukacji domowej. Psycholog, psychoterapeutka, trenerka umiejętności interpersonalnych. Na co dzień pracuje w założonym przez siebie „Centrum Słowo – Psychologia z duszą” w Poznaniu. Publikowała w usuniętym z przestrzeni publicznej przez obecną władzę piśmie „Wychowujmy”. Jej teksty można przeczytać m.in. w periodyku „Polonia Christiana” oraz na blogu okiemwozinskiej.pl. Prowadzi też kanał w serwisie YouTube „Psycholog z innej bańki”.
(1985), krytyk sztuki, dawniej redaktor naczelna miesięcznika o sztuce „Arteon”, współtwórca oraz zastępca redaktora naczelnego magazynu „Verbum”.