Komentarze
2023.09.13 19:28

Fundament

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy.

 

Muszę na początku zaznaczyć, że w zasadzie nie mam wielkiej ochoty na udział w dyskusji wokół ostatnich tekstów Marcina Kędzierskiego czy Tomasza Terlikowskiego. Nie widzę niczego szczególnie wartościowego w pochylaniu się nad coraz to nowymi nawrotami do starych błędów, które zazwyczaj są… dość nudne i mało dla mnie budujące. Tak się jednak składa, że znam Marcina Kędzierskiego od kilku lat i cenię zwłaszcza jego dorobek jako niezależnego ekonomisty i komentatora społeczno-politycznego, potrafiącego spojrzeć na Polskę z ponadpartyjnej  perspektywy, przenikniętej niewątpliwie chrześcijańskim światłem.

Marcin wciągnął mnie w tę debatę na Facebooku i chcąc nie chcąc wejdę więc w tę rolę dyskutanta.

Punktem wyjścia do naszej dyskusji był znakomity esej Jana Maciejewskiego, będący zresztą odpowiedzią na wizję chrześcijaństwa, przedstawioną przez Tomasza Terlikowskiego w wiosennym numerze "Więzi". Jeśli jeszcze nie znają Państwo tekstu Maciejewskiego, zachęcam, by jak najszybciej nadrobić ten brak. Mój głos jest w pewnym stopniu glosą do tego eseju.

Jak się wydaje, w obecnej dyskusji podstawowym zarzewiem sporu między "tradycjonalistami" a "progresistami" (proszę potraktować te określenia tak umownie, jak tylko się da) jest spór o źródła naszej nadziei na przyszłość. Wielu spośród tych, którzy wieszczą koniec chrześcijańskiej cywilizacji/imaginarium/świata, widzi właśnie w tym upadku dotychczasowego porządku szansę na oczyszczenie chrystianizmu z błędów poprzednich pokoleń, z jakichś czysto ludzkich, uwarunkowanych kulturowo nawarstwień. Spodziewają się, że zniszczenie dotychczasowej "nadbudowy" chrześcijaństwa pomoże współczesnemu człowiekowi spotkać Jezusa Chrystusa w swoim życiu, tu i teraz.

O ile do tego miejsca ich diagnoza może wydawać się radykalna, ale w jakiś sposób uprawniona, o tyle problemy zaczynają się dalej. Maciejewski słusznie zauważa, że w ujęciu "wieszczów końca" wszystkie znane dotąd kanały łaski przestały działać. Terlikowski w swym tekście porównuje naszą współczesną kondycję do sytuacji Żydów krótko po zniszczeniu Świątyni. Wszystkie dotychczasowe pewniki zostały zniszczone, dlatego musimy odnaleźć nowe punkty orientacyjne. Stąd biorą się różnego rodzaju redukcje chrześcijaństwa, w których przykrawamy je do tego, co dla nas osobiście jest najważniejsze. Jedni będą się więc skupiać na dobroczynności, działaniach charytatywnych, inni na swoistej chrześcijańskiej etyce życia i działania, "byciu dobrym człowiekiem"; jeszcze inni zredukują chrześcijaństwo do troski o dobro wspólne, czy to ekologiczne, czy szerzej polityczne. Dla części warte ocalenia pozostaną wartości duchowe, jakieś mniej lub bardziej sprecyzowane wartości transcendentne, poszukiwanie łączności z Najwyższą Istotą. Wszystko to prowadzi ostatecznie do prywatyzacji wiary, do upragnionego przez "wieszczów końca" odnajdywania swojego Chrystusa i swojego chrześcijaństwa.

To jednak oznacza, że w istocie przepuszczany atak na cywilizację/imaginarium/świat, atak który ma wyzwolić chrześcijaństwo z błędów minionych czasów, okazuje się być atakiem na Kościół w jego istocie. Podważa się bowiem zaufanie do Kościoła, ukazując jako bezsilnego wobec wyzwań współczesności. Skoro musimy szukać odpowiedzi na nękające nas pytania poza nauczaniem Kościoła, odrzucamy nie tyle wytworzone przez wieki, chrześcijańską cywilizację/imaginarium/świat, lecz w istocie całe roszczenie katolicyzmu do głoszenia Prawdy.

Tylko czy taki opis rzeczywistości w ogóle odpowiada prawdzie? Czy Chrystus faktycznie ukrył się, albo został zagubiony pod gruzami Świątyni i musimy szukać go na własną rękę? Jest jedna perspektywa, która wydaje się być niedostatecznie obecna w apokaliptycznych wizjach końca cywilizacji/imaginarium/świata. Jest nią rzeczywistość liturgii i sakramentów, a szerzej sakramentalnej struktury świata po Wcieleniu. Chrystus objawił się światu, wszedł w niego najdosłowniej jak się dało, ale nie porzucił go, wstępując z powrotem do Ojca. Pozostał z nami w sakramentach, w szczególności w Eucharystii, która, jak głosi po tysiąckroć powtarzane, lecz ciągle nie dość przyjęte zdanie Soboru Watykańskiego II stanowi "źródło i szczyt" naszego życia chrześcijańskiego. W istocie od początku Kościoła organizuje się On wokół Ofiary ołtarza i sakramentów, bo w nich w sposób jasny i pewny odnajduje swojego Pana. Cała teologia Kościoła, cały sens Jego istnienia zasadza się na chronieniu żywej Obecności Jezusa w Eucharystii. I jeżeli ostatni Sobór nazywa Kościół "jakby sakramentem, czyli znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego", to może to uczynić dzięki temu, że Chrystus jest w Kościele obecny rzeczywiście i realnie.

Niezależnie od tego, po której stronie katolickiego spektrum umieszczają się dyskutanci, w olbrzymiej większości podzielają oni zdanie, że Kościół obecny znajduje się w poważnym kryzysie. Zostawmy na boku pytanie o istotę i przyczynę tego kryzysu, a zastanówmy się w czym obie strony pokładają nadzieję na przezwyciężenie go. Jak się wydaje, "wieszczowie końca" sądzą, że właśnie z owej epoki chaosu i poszukiwań nowego sposobu obecności Chrystusa w świecie narodzi się odpowiedź na bieżące problemy. Stąd wynika ich bezwarunkowe poparcie dla Synodu o synodalności, w którym upatrują nadziei na jakiś nowy początek. Dlatego głoszą konieczność przemyślenia na nowo różnych elementów tradycyjnego nauczania Kościoła, rzekomo podważonych przez "współczesną naukę". Dlatego akceptują autorytarny styl kierowania katolicyzmem przez Papieża Franciszka, jednoosobowo i na podstawie wątpliwych przesłanek, zmieniającego nauczanie Kościoła. Niektórzy zaś, przekonani o jakimś braku, trapiącym wspólnotę katolicką, są gotowi przyznać, że jest ona tylko jedną z wielu, równorzędnych dróg do prawdy.

A przecież ciągle pozostaje w mocy napomnienie św. Pawła: "Niech każdy jednak baczy na to, jak buduje. Fundamentu bowiem nikt nie może położyć innego, jak ten, który jest położony, a którym jest Jezus Chrystus. I tak jak ktoś na tym fundamencie buduje: ze złota, ze srebra, z drogich kamieni, z drewna, z trawy lub ze słomy, tak też jawne się stanie dzieło każdego: odsłoni je dzień [Pański]; okaże się bowiem w ogniu, który je wypróbuje, jakie jest." (1 Kor 3, 10b-13). Fundamentem naszej wiary i wspólnoty Kościoła jest Jezus Chrystus, ale nie rozumiany jako pewna ogólna idea, abstrakcyjny wzór, który każdy z nas musi po swojemu wypełnić treścią. Nie, w sakramentach On działa pewnie, osobiście i bezpośrednio, w Eucharystii On jest obecny "prawdziwie, rzeczywiście i substancjalnie". Dlatego każda realistyczna próba wyjścia z kryzysu powinna odwoływać się do tej "sakramentalnej zasady", wokół niej powinna się koncentrować, z niej czerpać swe siły. I jeżeli my, ludzie Tradycji, sprzeciwiamy się w ostatnich latach niektórym działaniom Papieża Franciszka i jego otoczenia, to czynimy tak nie z powodu ślepego uporu, przywiązania do przeszłych form czy niechęcią do aktów prawnych. Nasz opór wynika z wiary w Chrystusa, który daje nam się spotkać i poznać poprzez liturgię czy pragnienie obrony integralnego sensu Najświętszej Tajemnicy.

Mamy jako ludzie skłonność do absolutyzowania doświadczeń swojej epoki, postrzegania jej jako szczególnie złej. Dość często popadają w ten sposób myślenia także ludzie ze wspólnot Tradycji. Nie umniejszając w niczym naszych trudów, warto jednak spojrzeć na dzieje Kościoła z większej perspektywy i zobaczyć, że nie jest to pierwszy trudny okres w Jego historii. Oczywiście historię wyjść z wielkich kryzysów można odczytywać przez pryzmat soborów, działań reformatorskich, nowych struktur i ściślejszych definicji. Można jednak spojrzeć na tę historię jako na dzieje wielkich świętych, którzy pojawiali się pośród największych ciemności. Św. Benedykt nie założył klasztoru w świecie pełnym ładu, jedności wiary i pokoju, lecz w zamęcie wędrówek ludów i szerzących się herezji i schizm. Św. Grzegorz Wielki, podejmując swą działalność teologiczną, misyjną i organizacyjną, opisywał swój świat w apokaliptycznych barwach, pisząc w te słowa:

„Oto wszystko w krajach europejskich zostało wydane prawu barbarzyńców, zburzone miasta, zniszczone warownie, wyludnione prowincje; żadnego mieszkańca uprawiającego ziemię; czciciele bałwanów srożą się i codziennie mordują wiernych (...)" [św Grzegorz Wielki, Listy, tłum. J. Czuj, Warszawa 1954, t. I-II, Warszawa 1955, t. III-IV, PAX; księga V, 37]. 

Klasztor w Cluny, który już wkrótce rozświetlił całe chrześcijaństwo umiłowaniem liturgii i dbałością o poziom moralny chrześcijaństwa powstał w 910 roku, gdy papieżem był Sergiusz III, aktywny uczestnik "synodu trupiego", który zapoczątkował jedną z najpotworniejszych serii papieży w dziejach (przypuszczalnie był zresztą dziadkiem lub ojcem jednego ze swych następców). To przykłady tylko z pięciuset, być może najtrudniejszych lat chrześcijaństwa zachodniego. Jeżeli przetrwało ono wszystkie kryzysy, to nie dzięki rozpaczy zagubionych, lecz upartemu powracaniu przez niektórych do Chrystusa, obecnego w Kościele.

Jak konkludował niedawno swój tekst Paweł Milcarek: “Dlatego pozornie niemożliwe do dobrego zakończenia kryzysy jednak kończą się - dzięki świętym, którzy w największych ciemnościach przestawali się w nie wpatrywać, natomiast starali się codziennie wykonać dobrze te dzieła wiary, które wynikały z ich powołania. Ludzie tworzący >zdrowy ruch oporu<.”

Tak właśnie jest: zamiast wpatrywać się w otchłanie naszych rozpaczy, lepiej powracać do Fundamentu, do Jezusa Chrystusa obecnego w sakramentach i liturgii.

Grzegorz Jazdon

----- 

Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.


Grzegorz Jazdon

(1984), mąż i ojciec, z wykształcenia teolog i administratywista, z zawodu pracownik muzeum. Członek Klubu Jagiellońskiego. Publikował na łamach "Przewodnika Katolickiego", "Pressji" i na stronie klubjagiellonski.pl