Komentarze
2017.05.02 13:39

Francja dryfuje

Pierwsza tura wyborów prezydenckich we Francji, która budziła tak wiele zainteresowania także w Polsce potwierdziła tylko istnienie głębokiego kryzysu w jakim znajduje się ten kraj. Wydaje się także, że sami Francuzi są bardzo podzieleni w kwestii tego, w którą stronę chcą pójść. Świadczy o tym kilka prostych faktów. Po pierwsze do drugiej tury wyborów nie wszedł żaden z kandydatów dwóch głównych sił politycznych ostatnich dziesięcioleci, czyli gaulistowskiej centroprawicy i socjalistów, po drugie dobry wynik osiągnęli kandydat trockistów Jean-Luc Melenchon oraz Marine Le Pen z izolowanej przez dekady prawicy w postaci Frontu Narodowego. Ostatnim znakiem tego kryzysu jest zupełnie już prawdopodobne zwycięstwo w drugiej turze Emmanuela Marcona człowieka, którego jedynym doświadczeniem politycznym jest ponad dwuletni okres pełnienia funkcji ministra gospodarki, przemysłu i cyfryzacji.

 

Zatem prezydentem V Republiki najprawdopodobniej zostanie osoba bez własnego zaplecza politycznego w parlamencie, kandydat o najsłabiej zarysowanym programie politycznym dla swojego kraju ze wszystkich startujących, a także - co nie jest bez znaczenia - człowiek powiązany w przeszłości silnie z interesami światowej finansjery. Macron zatem - z dużym prawdopodobieństwem - reprezentuje przede wszystkim uczucie niezadowolenia jakie dotknęło część francuskiej burżuazji i mieszczaństwa. Taka reprezentacja to bardzo niewiele, oznacza to bowiem tyle, że Marcon jest żółtą kartką od części wyborców dla głównych sił politycznych francuskiej sceny politycznej. Choć wiele się mówi o populizmie prawicy, to właśnie Macron jako człowiek bez programu wyrasta na populistę numer jeden. Wrażenie to tylko wzmacniają takie wypowiedzi jak ta w Amiens, po spotkaniu z robotnikami zagrożonych redukcją z powodu planów przeniesienia produkcji do Polski Macron zapewnił, że będzie zmierzał do objęcia naszego kraju sankcjami z powodu nieprzestrzegania praworządności. Opinię tę wyraził w wywiadzie dla dziennika “Voix du Nord” oskarżając Polskę także o dumping socjalny. Wczoraj zaś (1.05.2017) wspomniał o "reżimach Putina, Kaczyńskiego i Orbana", które "łamią liczne swobody" i "przyjaźnią" się z Marine Le Pen. Wypowiedzi te i kontekst w jakim padały są przykładem czystego populizmu. Macron, który prezentuje się jako kandydat liberalny także gospodarczo nagle próbuje dotrzeć do tych socjalnie zorientowanych wyborców, którzy nie zdecydowali na kogo oddać głos. Nie jest przypadkiem, że stanowisko nieliberalne w sprawach ekonomii zajmuje Marine Le Pen.

 

Inaczej trzeba ocenić dobry wynik Marine Le Pen. Kiedy w roku 2002 ojciec obecnej liderki Frontu Narodowego dostał się niespodziewanie do drugiej tury przegrał w niej przytłaczającą liczbą głosów. W procentach było to 82 do 18. Od tamtej pory Front Narodowy bardzo się zmienił - nie jest już archipelagiem rozmaitych prawicowych stronnictw o silnym nurcie chrześcijańskim i katolickim, ale zajął pozycję, którą można by określić mianem suwerenistycznej lewicy (pomimo tego, że jest uznawany za “skrajną prawicę”) - republikańskiej, antyeuropejskiej, antyislamskiej, skupionej na wewnętrznym tożsamościowym umacnianiu Francji, zapewniającej równocześnie socjalne status quo. Dlaczego jednak należałoby kwestionować prawicowy charakter dzisiejszego Frontu Narodowego? Przede wszystkim, jak pisał o tym w lutowym numerze Polskiego Przeglądu Dyplomatycznego Michał Kazimierz Ujazdowski, dlatego “że partia M. Le Pen dystansuje się od La Manif pour tous, ruchu i środowisk chrześcijańskich, które tak zdecydowanie występowały przeciwko legalizacji związków partnerskich i przyznaniu im prawa do adopcji dzieci”, czyli “oddala się od idei chrześcijańskiej prawicy obecnych niegdyś w starym wydaniu tej partii.”

 

W tym też sensie sentyment jaki część polskiej prawicy odczuwa do Frontu Narodowego jest już ideowo chybiony. Silny francuski suwerenizm obecny w programie Le Pen - ukierunkowany z naszej perspektywy na rozmontowanie narzędzi solidarności europejskiej, przyjazne zerknie na Rosję oraz traktowanie krajów pomiędzy Berlinem a Moskwą, głównie jako przedmiotu politycznego oddziaływania, a nie podmiotów polityki europejskiej są dalekie od polskiego interesu. I to nawet jeśli traktujemy Unię Europejską jako instytucję niezwykle szkodliwą dla wielu aspektów życia naszego kontynentu i recenzujemy te działania bardzo krytycznie. Gwałtowny rozpad europejskiego politycznego projektu, który mógłby nastąpić po ewentualnym Frexicie, proponowanym przez Le Pen, miałby dla Polski konsekwencje choćby w postaci pogorszenia się sytuacji geopolitycznej naszego kraju. Całkowita fragmentaryzacja polityczna Europy oznaczałaby bez wątpienia jej polityczne osłabienie np. wobec Rosji. Jeszcze bardziej osłabiona byłaby Europa Wschodnia i Środkowa, która dopiero -  w porównaniu z Zachodem - odbudowuje swoje instytucje i zasoby.

 

Po majowej drugiej turze i prawdopodobnym zwycięstwie Marcona zanosi się jednak raczej na dalszy kryzysowy dryf Francji, trwanie a nawet pogłębianie się problemów społecznych. Być może pojawią się propozycje reform gospodarczych, jednak trzeba się raczej spodziewać w tej kwestii oporu politycznego ze strony sił politycznych reprezentowanych w parlamencie, które Macron już ograł wchodząc do drugiej tury razem z Marine Le Pen. Czy jednak po swoich populistycznych atakach na Polskę z pragmatycznej perspektywy naprawdę Marcon ma jeszcze jakiś walor, czy nie okaże się politykiem destabilizującym sytuację europejską podobnie jak Le Pen. Gdyby jednak jego wypowiedzi przeciwko Polsce okazały się tylko przedwyborczymi wystrzałami jaki walor wynikałby z jego stabilizującej postawy? Odpowiedź jest prosta Polska nie jest na destabilizację przygotowana ani politycznie, ani gospodarczo. W naszym interesie jest by europejska pauza historyczna jeszcze trwała.  

Tomasz Rowiński

Artykuł jest rozszerzoną wersją felietonu, który ukazał się na łamach Tygodnika Bydgoskiego.

 


Tomasz Rowiński

(1981), redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, publicysta poralu Aleteia.org, senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.