Czy to się komuś podoba czy nie, każdy Portugalczyk zna Fatimę i prawdopodobnie był tam przynajmniej raz w życiu. W umysłach niemałej rzeszy, Fatima jest czymś zupełnie niezależnym od Kościoła. Ile razy słyszałem od ludzi (nawet takich, którzy tam regularnie pielgrzymują): „Nie wierzę w Kościół, ale mam dużo wiary w Fatimę”. Nigdy nie rozumiałam, co miałoby to znaczyć. Jak rozumieją Fatimę ci, którzy wyznają takie przekonanie? Czy to znaczy, że wierzysz w jakieś „cudowne” wydarzenie, jakąś „siłę”, z którą zamierzasz ubić korzystny interes? Czy to znaczy, że wierzysz w orędzie? Jeśli tak, to musisz koniecznie wierzyć w Kościół. Matka Boża nie może być zrozumiana w oddzieleniu od Kościoła. Ona jest typem Kościoła. Jeśli wierzysz w Nią, a nie w Kościół, to w twojej wierze jest jakaś poważna skaza.
Ale to tylko dygresje….
Fatima (a właściwie pole Cova da Iria) jest oddalona około godzinę i piętnaście minut jazdy autostradą od mojego rodzinnego miasta. To tam formalnie powróciłem (opatrznościowo?) do Kościoła 10 lat temu. Przez prawie dwa lata jeździłem tam w każdą niedzielę, aby móc uczestniczyć we mszy w dawniejszej formie rytu rzymskiego (lub okazjonalnie w Boskiej Liturgii w miejscowej kaplicy Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego w Domus Pacis). Kiedy ludzie dowiadywali się, że jeżdżę do Fatimy w każdą niedzielę, mówili: „Wow, musisz mocno wierzyć w Fatimę.” Jednak nigdy nie przychodziło mi do głowy podczas wszystkich tych wyjazdów, że jeżdżę tam z powodu Fatimy. W jakimś sensie, w moim umyśle, Fatima była przypadkowa. Po prostu odprawiano tam w formie dawniejszej i tyle. Z czasem zacząłem dostrzegać „sakramentalne” znaczenie tego miejsca i w ten sposób sanktuarium (a przede wszystkim kaplica objawień) stały się dla mnie rodzajem ziemi świętej. Deipara, Dei genetrix objawiła się tutaj. Uświęciła to miejsce (a przynajmniej sam dąb) przez namacalny kontakt. Dla mnie to miejsce stało się czymś w rodzaju relikwii pierwszego stopnia, więc zawsze zatrzymywałem się tam choćby tylko na 5 minut aby powiedzieć „cześć” i oddać w jej opiekę moje powołanie, jakiekolwiek by ono miało być. Kilka lat później, siostra Maria do Rosario i ja zostaliśmy w Fatimie przyjęci do nowicjatu oblatury benedyktyńskiej.
Przez te wszystkie lata starałem się zrozumieć, czym dokładnie było „orędzie fatimskie” i dlaczego „świat potrzebuje Fatimy”. Poszukiwanie odpowiedzi w internecie powiększało jedynie zamieszanie. Nigdy nie przestałem czytać odpowiedniej literatury o objawieniach. Dostawałem jednak tylko kawałki, fragmenty historii, od czasu do czasu rozmawiając z ludźmi, którzy przenieśli się do Fatimy z zagranicy, jak również z kimś, kto znał siostrę Łucję przez wiele lat i służył jej jako swego rodzaju tłumacz. Dopiero po rozmowie ojca Przeora Silverstream z postulatorem sprawy kanonizacyjnej bł. Franciszka, sprawy nagle zaczęły się porządkować w mojej głowie. Zacytuję własne słowa ojca Przeora:
Zadałem pytanie dr. Coelho. Wyjaśnił, że podczas gdy mała Hiacynta była ekstrawertyczką, łatwo nawiązującą kontakt z innymi i zainteresowaną dotarciem do wszystkich, zwłaszcza do biednych grzeszników, Franciszek był duszą bardzo skierowaną ku wnętrzu, skupiającą się tylko na Bogu, lub, jak sam to ujął, na pocieszaniu Ukrytego Jezusa. W ten sposób osobowości i łaski Franciszka i Hiacynty są komplementarne. Hiacynta jest symbolem misjonarskiego impulsu Kościoła, podczas gdy Franciszek ilustruje wezwanie do życia ukrytego i całkowitego poświęcenia się temu "co jedynie konieczne" (Łk 10, 42). Franciszek, wyjaśnił dr Coelho, był od samego początku objawień wyróżniony jako dusza kontemplacyjna.
Postulator wyjaśnił, że gdyby Matka Boża powiedziała, że Franciszek ma stać się "duszą kontemplacyjną", znaczenie jej słów byłoby dla niego całkowicie niezrozumiałe. Posługiwał się on prostym słownictwem dziecka, chłopca przyzwyczajonego do konkretnych rzeczywistości natury. Słowa Matki Boskiej, że Franciszek „będzie musiał odmówić wiele różańców”, zanim pójdzie do nieba, był w istocie jej sposobem powiedzenia, że Franciszek ma stać się duszą całkowicie kontemplacyjną, zanim tam trafi, a to za sprawą odmawiania wielu różańców. Rozumiemy przez to, że dla Franciszka i dla większości zwykłych ludzi odmawianie wielu różańców jest najbardziej prostym i skutecznym sposobem na zjednoczenie z Bogiem.
Przez jakiś czas rozumiałem to przesłanie „pokuty i modlitwy o nawrócenie grzeszników” jako tożsame z Ewangelią, wskutek czego zastanawiałam się, co takiego wyjątkowego znajdowało się w objawieniach i przekazanym w nich przesłaniu. Nagle, wraz z wyjaśnieniami postulatora o Matce Boskiej, która dostosowuje swój język do rozmówców/słuchaczy, zaczęło to nabierać sensu.
Co nasza Matka chce nam powiedzieć? O czym zapomnieliśmy?
Pokuta - umartwienia; modlitwa o nawrócenie grzeszników - wstawiennictwo; módlcie się na różańcu – właściwe zadanie dla świeckich na Zachodzie. Matka Boża przypominała prostym ludziom prostą wiarę i co to znaczy być chrześcijaninem. Nie używam słowa „prosty” w pejoratywnym sensie. Mam na myśli prostotę w znaczeniu dziecięctwa, pewnej (?) niezdolności do zrozumienia skomplikowanych idei teologicznych, której towarzyszy wierność wystarczająca do intuicyjnego rozpoznawania ich w żywym sensus fidelium. W bardzo prostych słowach przypominała im ich kapłaństwo chrzcielne. Synowie w Synu, mogą łączyć swoje cierpienia i umartwienia z Chrystusem, aby „dopełniać to, czego brakuje w cierpieniach Chrystusa” (por. Kol 1,24). Jak nasz Pan złożył samego siebie w ofierze na Krzyżu za grzeszników, tak oni mają stać się obrazem całej ludzkości, składając w sobie ofiarę ze wszystkiego Ojcu przez Syna w Duchu Świętym, szczególnie za tych, którzy nie wierzą. Codzienny różaniec ma być realizacją zalecenia, by „modlić się nieustannie.” Przez długi czas różaniec był alternatywą względem brewiarza dla tych, którzy nie umieli czytać. Brewiarz, w szczególności poprzez psalmy, pokazuje nam vultus Christi. Modląc się psalmami umożliwiamy sobie współmyślenie z Chrystusem. Nie potrafiąc tego zrobić, zwracamy się do Maryi, a kontemplując ją, widzimy twarz jej Syna, której blask świeci poprzez jej twarz.
Fatima, tak jak ją rozumiem, nie jest niczym „nowym”. Przesłaniem jest Ewangelia. To życie, które odbija się echem w życiu Ojców Pustyni. Prowadzili oni (nadzwyczaj wymagające) życie pokuty i umartwienia. Trzeba poczytać ich wypowiedzi (apoftegmaty), aby zobaczyć, jak niezbędne i jak ważne dla nich było praktykowanie pokory. To nie było coś negatywnego a raczej wyzwalającego. Zobaczmy na przykład taką wypowiedź Abby Pojmena:
Pewien brat rzekł do abba Pojmena: „Popełniłem wielki grzech i chcę pokutować za niego przez trzy lata.” Starzec mu odpowiedział: „To dużo.” Brat rzekł: „Więc przez jeden rok?” A starzec znów powiedział: „To dużo.” Pytali inni obecni: „Więc przez czterdzieści dni?” A on znów odpowiedział: „To dużo.” I dodał: „Powiadam: jeżeli człowiek nawraca się z całego serca i postanawia nie grzeszyć, to Bóg przyjmie go i po trzech dniach.” (Abba Pojmen, 12)
Nawet na łożu śmierci pokuta nadal była (czy nie powinna wtedy właśnie być szczególnie?) w ich myślach:
Opowiadano o abba Sisoesie, że gdy miał umierać i ojcowie siedzieli wokół niego, jego twarz zajaśniała jak słońce, i powiedział: „Oto przyszedł abba Antoni”. A po chwili powiedział: „Oto przyszedł chór proroków”. I jeszcze bardziej zajaśniała jego twarz, i powiedział: „Oto przyszedł chór apostołów.” I znowu ze zdwojoną siłą zajaśniała jego twarz i wydawało się, że z kimś rozmawia. Starcy go zapytali: „Z kim mówisz, ojcze?” On odpowiedział: „Oto przyszli aniołowie, żeby mnie zabrać, a ja ich proszę, żebym mógł jeszcze zostać i trochę odpokutować.” Starcy mu powiedzieli: „Ojcze, nie potrzebujesz pokuty!” Odpowiedział im starzec: „Zaprawdę, nie mam świadomości, żebym chociaż początek uczynił”. (Abba Sisoes Wielki, 14)
Stała modlitwa była również zagadnieniem zajmującym Ojców Pustyni. Dzięki swojemu doświadczeniu wiedzieli, że wymagało wielkiego wysiłku wypracowanie tego nawyku, zwłaszcza jeśli miałaby to być modlitwa nieustanna, będącego celem wszystkich chrześcijan, który pewnego dnia będą wypełniać doskonale, zjednoczeni z Chrystusem, Wiecznym i Najwyższym Kapłanem . Psalmy były ich szkołą modlitwy.
Ten sam, kiedy już odszedł na pustynię, znowu się modlił tymi słowami, i znowu usłyszał głos: „Arseniuszu, uciekaj, milcz, módl się, to są bowiem korzenie bezgrzeszności.”(Abba Arseniusz, 2)
I znowu bracia go pytali: „Ojcze, która cnota lub dzieło jest najtrudniejsze ze wszystkich?” Odrzekł: „Wybaczcie - wydaje mi się, że nie ma trudu tak wielkiego jak modlitwa. Bo zawsze kiedy człowiek chce się modlić, nieprzyjaciele starają się mu przeszkadzać: wiedzą bowiem, że mu inaczej nic nie zrobią, a tylko gdyby go powstrzymali od modlitwy. I w każdym innym ćwiczeniu, jakiego by się człowiek podjął, jeśli jest wytrwały, zdobywa łatwość; w modlitwie zaś, aż do ostatniego tchu potrzeba walki.” (Abba Agaton, 9)
Znajdujemy też opowieści o modlitwie wstawienniczej Ojców za grzeszników:
Kiedyś abba Serapion w Egipcie przechodził przez pewną wieś i ujrzał tam nierządnicę stojącą przed swoją chatką. I powiedział jej starzec: “Oczekuj mnie dziś wieczorem, bo chcę przyjść do ciebie i tę noc spędzić u ciebie”. Ona odpowiedziała: “Dobrze, abba”. I przygotowała się, i usłała łóżko. A wieczorem starzec przyszedł do niej i zapytał: “Przygotowałaś łóżko?” Odrzekła: “Tak, abba” - i zamknęła drzwi. On jej powiedział: “Poczekaj trochę, bo my mamy swoją regułę, i muszę najpierw ją wypełnić”. I zaczął starzec swoje pacierze: najpierw psalmodię, psalm po psalmie, modląc się i błagając Boga za nią, żeby się nawróciła i dostąpiła zbawienia. I Bóg go wysłuchał: i stanęła kobieta przy starcu, drżąc i modląc się. A kiedy starzec odśpiewał już cały psałterz, upadłą na ziemię, on zaś przeszedł do Apostoła i z pamięci odmówił dużą część tekstu, i tak zakończył pacierze. A kobieta przejęła się skruchą i zrozumiała, że on przyszedł do niej nie dla grzechu, ale po to, by zbawić jej duszę; więc upadła do jego stóp mówiąc: “Zmiłuj się nade mną, abba i zaprowadź mnie tam, gdzie mogłabym służyć Bogu”. Wtedy starzec zaprowadził ją do klasztoru panien i przekazał ją tamtejszej matce [amma]. Powiedział: “Przyjmij tę siostrę i nie nakładaj na nią ciężarów ani nakazów jak na inne siostry, ale dawaj jej, czego by chciała i pozwalaj jej żyć jak zechce”. A ona przebyła tam kilka dni, a potem rzekła: “Grzeszna jestem, chciałabym jadać tylko co drugi dzień”. A po krótkim czasie powiedziała: “Mam wiele grzechów na sumieniu, chcę jadać tylko co czwarty dzień”. I znów po krótkim czasie prosiła: “Amma, ponieważ bardzo zasmuciłam Boga moimi przestępstwami, okaż mi litość i umieść mnie w zamkniętej celi, a dawaj mi przez okno odrobinę chleba i robotę”. I amma tak z nią zrobiła; a ona służyła Bogu przez całą resztę życia. (Abba Serapion, 1)
Czy Fatima ciągle ma znaczenie? Myślę, że jest to szczególnie poruszające w stulecie później, ponieważ przynagla nas do postawienia pytania: „O czym zapomnieliśmy?” Wydaje mi się, że niemal opatrznościowo Matka Najświętsza przypomniała nam o nadprzyrodzonym wymiarze wiary u zarania rewolucji „anty-Ewangelii”, „ewangelii” materialistycznej, która miała ziścić doczesny eschaton. A przecież w 100 lat później, u progu rocznicy objawień, jeśli ktoś słucha większości „świadectw” o znaczeniu Fatimy, także na stronieinternetowej popieranej przez Sanktuarium i katolickie radio, odkrywamy, że wiele zapomnieliśmy. Większość tych świadectw o tym, co Fatima oznacza dla ich autorów, jest skupiona na nich samych, na mglistych pojęciach miłości i pokoju, na dobrym samopoczuciu, jakiejś formie duchowej higieny. Bóg nie wpisuje się w taki obraz, gdzie wiara ogranicza się przede wszystkim do tego doczesnego świata ziemskiego, do praktycznego systemu etycznego i niewiele więcej poza tym.
Zapomnieliśmy o Krzyżu. To Krzyż, Lignum dulce, najlepiej ujmuje wiarę. Starając się uczynić go bardziej atrakcyjnym, stosując rozmaite sposoby do osłodzenia gorzkiej pigułki, zaszliśmy tak daleko, że zapomnieliśmy, o co w tym wszystkim chodzi.
Czym dla mnie jest Fatima? Fatima jest nieprzerwaną tradycją Kościoła; Fatima jest życiem mnichów, zakonników, duchownych i świeckich; Fatima jest wiarą Ojców Pustyni - Fatima jest chrześcijańskim życiem w całej pełni i w takiej prostocie, że nawet dziecko może to zrozumieć. I jest przypomnieniem, aby każdy dzień był początkiem.
Marco da Vinha
Tłum. Piotr Chrzanowski
Wszystkie cytaty z ojców pustyni w tlumaczeniu s. Małgorzaty Borkowskiej OSB, Apoftegmaty Ojców Pustyni tom 1. Gerontikon (Księga Starców), wydanie trzecie, Kraków 2007
(1981) Portugalczyk, żonaty ojciec dwójki dzieci, mieszka w Wielkiej Brytanii, oblat benedyktyński zainteresowany kwestiami liturgicznymi.