Trudno się chyba nie zgodzić, że choć pod względem chrześcijańskiej religijności Polska ciągle stanowi pewien ewenement na mapie Europy, powoli również u nas dochodzi do procesów fragmentaryzacji i atrofii aktywnego uczestnictwa pierwiastka religijnego w życiu społeczeństwa. Stosunkowo często można w tym kontekście usłyszeć biadania nad niskim poziomem edukacji religijnej i korelujące z nimi pozytywistyczne stwierdzenia, że gdyby ludzie wiedzieli to czy tamto, z pewnością sytuacja byłaby lepsza. W moim odczuciu problem leży blisko, ale jednak gdzie indziej. Spróbuję to zilustrować, sięgając, w kontekście edukacji religijnej, do własnego rodzicielskiego doświadczenia.
W ramach pewnej niedzielnej rozmowy poświęconej problemowi upadku pierwszych ludzi, udziału w nim szatana oraz jego konsekwencji, nasz czteroipółletni syn, Samuel, narysował rysunek, na którym przedstawił Pana Jezusa walczącego z diabłem. Rysunek, jak to dziecięce rysunki, w pewnym sensie mógł przedstawiać wszystko, choć kolorystyka i pewne szczegóły pozwalały rozpoznać antagonizm przedstawionych postaci. Jednak do rysunku został dołączony szereg objaśnień, z których część była naprawdę zaskakująca. Było ich sporo, bardzo różnych (np. „on [diabeł] jest taki głupi, bo ciągle sobie coś wymyśla i to mu się udaje”, albo „smok w końcu umarł od tego Pana Boga”), ale moją uwagę zwróciło zwłaszcza wyjaśnienie ubioru Pana Jezusa, którym w zamierzeniu miał być najwyraźniej ornat. Samuel, który będąc spokojnym i wrażliwym chłopcem jednocześnie bardzo interesuje się wszystkim, co wiąże się z rycerzami, mieczami itd., opisał go jako „specjalne ubranie, które [Jezus] pożyczył sobie od księdza; w nim się śpiewa i w nim się walczy”.
Ta krótka fraza wywołuje u mnie wiele różnych, m.in. religioznawczych, skojarzeń, ale pierwsze, które miałem, odsyłało do modlitwy, jaką w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego wypowiada kapłan, nakładając na siebie humerał. Brzmi ona: Impone, Domine, capiti meo galeam salutis, ad expugnandos diabolicos incursus(„Włóż, Panie, przyłbicę zbawienia na głowę moją dla odparcia ataków diabelskich”). Akcent „militarny” pojawia się również w rycie bizantyjskim, przy nakładaniu tzw. epigonationu (sztywny, zdobiony romboidalny emblemat, zakładany przez wszystkich biskupów i tych księży, którzy zostali obdarzeni prawem jego noszenia; zawiesza się go na pasku idącym od lewego ramienia przez pierś, tak że epigonation wisi po prawej stronie na wysokości uda). Kapłan całuje go i nakłada, mówiąc: „Bohaterze, przypasz do biodra swój miecz, swą chlubę i ozdobę! Szczęśliwie wstąp na rydwan w obronie wiary, pokory i sprawiedliwości, a prawica Twoja niech ci wskaże wielkie czyny! W każdym czasie, teraz i zawsze i na wieki wieków, amen”.
Źródłem tych modlitw (lub też ich punktem odniesienia) jest fragment z szóstego rozdziału Listu do Efezjan. Jego autor zaleca adresatom: „Obleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła” (Ef 6,11), po czym wymienia poszczególne części tej zbroi: pas prawdy, pancerz sprawiedliwości, nagolenniki gotowości głoszenia Ewangelii, tarczę wiary, oraz właśnie hełm zbawienia i miecz ducha, tj. słowo Boże (por. Ef 6,14-17). Sam ten tekst nie ma bezpośrednich odniesień liturgicznych, ale tradycja chrześcijańska, w procesie nieustannej i twórczej hermeneutyki, niejako „wczytała” jego fragmenty w układ liturgiczny. Ciekawe, że słowa mojego syna, oczywiście bez żadnego świadomego zamiaru z jego strony, wchodzą w relację znaczeniową zarówno z kwestią walki z szatanem, potrzebnej do tego zbroi, oraz liturgii. Mało tego, w owym zaskakującym obrazie „pożyczenia” przez Jezusa stroju do „śpiewu i walki” od księdza, odsyłają również do teologii występowania kapłana w liturgii in persona Christi, którą z pewnym przymrużeniem oka można określić jako „wypożyczenie” osoby kapłana przez Chrystusa. Wszak strój (szata), w różnych religijnych układach symbolicznych i rytualnych, jest jedną z najbardziej klasycznych metonimii człowieka, osoby ludzkiej. W tym sensie, to, co można – zresztą w pewnym sensie nie bez słuszności – określić jako dziecięcą paplaninę, daje się również odczytać jako intuicję posiadającą faktyczne referencje znaczeniowe.
Można za semiotykami powiedzieć, że kultura – również religijna – to system znaków, które nawzajem do siebie odsyłają. Innymi słowy, kultura to komunikowanie. Wypowiedź Samuela zafrapowała mnie z dwóch powodów. Po pierwsze, pokazuje, jak kontakt ze znakami wewnątrz kultury religijnej wpływa, już na wczesnym etapie, na tworzenie się specyficznych połączeń pomiędzy nimi, włączenie się w nurt komunikacji w sposób jednocześnie nieświadomy i twórczy. Po drugie, że te połączenia bardzo często pozostają w rzeczywistym związku ze światem religijnych znaczeń, tzn. uruchamiają proces asocjacyjny, odsyłający do jego różnorakich elementów. Dzięki czemu, jeśli wychowawca(y) wystarczająco sprawnie się w nim porusza, może on wykorzystać te połączenia tworzone przez dziecięcą inwencję, dla głębszego zakorzenienia myślenia dziecka w samym systemie.
To ostatnie jednak wymaga również, aby system był komunikowalny oraz bogaty w znaki, może przede wszystkim te konkretne, odnoszące się do sfery zmysłów, pozwalające na faktyczne wejście w ich wzajemne interakcje (wszak tym, co było kluczowe w skojarzeniach Samuela był ornat – strój rytualny). Nasza aktualna kultura religijna jest pod tym względem coraz bardziej blada i niemrawa, przechodząca od moralizmu do pseudomistycznej negacji świata znaków. Można by powiedzieć, że jest tak skupiona na ekskluzywistycznie rozumianej „istocie” chrześcijaństwa, że lekceważy konsekwencje płynące z cielesności jako jednego z konstytutywnych elementów naszej natury. Aby być chrześcijanami mniej potrzebujemy edukacji sensu stricto, a więcej kultury religijnej bogatej w znaki. Sama wiedza to mało, potrzebne jest wdrożenie w system znaczeń, który wiedzę tę czyniłby pod względem poznawczym i praktycznym, logiczną i egzystencjalnie znaczącą.
Tomasz Dekert
Tekst został pierwotnie opublikowany w "Ignatianum" (Półrocznik Akademii Ignatianum w Krakowie), nr 1/2014 (11 i 12), s. 23-24.
(1979), mąż, ojciec, z wykształcenia religioznawca, z zawodu wykładowca, członek redakcji "Christianitas", współpracownik Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.