Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy.
Wyobraźmy sobie następującą sytuację. Na Tron Piotrowy zostaje wybrany papież o poglądach mocno konserwatywnych, w dodatku żywiący duże nabożeństwo do św. Pawła VI i bezwzględnie przekonany do jego rozstrzygnięć zawartych w Humanae vitae. Wydaje on motu proprio, w którym zarządza, że biskupi powinni w swoich diecezjach sprawdzać, być może za pośrednictwem wysłanych do każdej parafii delegatów, czy będący ich członkami małżonkowie szczerze podzielają jego stosunek do nauki HV. Jeśli nie, to powinni zostać w jakiś sposób odseparowani od pozostałych aż do rewokacji, a także poddani reedukacji, aby wreszcie odkryli piękno niezakłóconego fizycznymi czy farmakologicznymi barierami małżeńskiego współżycia oraz sens katolickiej wizji pożycia małżeńskiego. Biskup może wyznaczyć im kaplicę, gdzieś na uboczu, w której będą odbywać się dla nich Msze św., żeby swoją obecnością w kościołach parafialnych albo, nie daj Boże, katedrach, nie gorszyli innych wiernych. Po dwóch latach funkcjonowania takiego duszpasterstwa dysydentów, biskup ma wysłać do Stolicy Apostolskiej raport, w którym, poza szczegółami typu liczby reedukowanych tam małżeństw, opisze również kroki, jakie podjął, aby uświadomić im piękno i spójność katolickiego rozumienia małżeństwa oraz ile z nich powróciło na łono „Kościoła św. Pawła VI”.
Marzenia katolickiego fundamentalisty? To proszę przeczytać Traditionis custodes i jego normatywne rozwinięcia, takie jak niedawna odpowiedź Dykasterii Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów na list abp. Petera A. Comensoliego, w którym prosił o możliwość pozostawienia w katedrze w Melbourne Mszy św. w tradycyjnej formie rytu rzymskiego. Odpowiedź była odmowna, ponieważ w katedrze nie może być sprawowana liturgia nie będąca “jedynym wyrazem lex orandi rytu rzymskiego” (biskup został w zasadzie napomniany, że jego prośba jest niezgodna z zasadą “wzorcowości” liturgii katedralnej dla całej diecezji zapisanej w Caeremoniale episcoporum). Innymi słowy, wielowiekowa, tradycyjna i ortodoksyjna forma kultu jest zaprzeczeniem prawidłowego wzorca, a ludzi na nią uczęszczających trzeba odseparować od pozostałych. Dalej DDKBiDS zezwoliła na utrzymanie mszy w klasycznej formie w dwóch innych kościołach miasta, a ewentualne przedłużenie tej zgody powiązała z koniecznością przesłania przez arcybiskupa relatio podającego liczbę osób biorących udział w tej mszy, a także opisującego “kroki podjęte w celu [ich] doprowadzenia (...) do celebracji liturgii, która jest zgodna z księgami liturgicznymi zreformowanymi na mocy dekretu Soboru Watykańskiego II, która to stanowi jedyny wyraz lex orandi rytu rzymskiego” (najwyraźniej TC 1 zyskało sobie status analogiczny do cytatów z Lenina i musi być wciskane gdzie się da).
To jest praktycznie ta sama historia, co w wyżej zarysowanej imaginacji. Papieżem jest Franciszek jako forsujący “soborowe” dzieło św. Pawła VI, nauką HV – wierność „Soborowi Watykańskiemu II i jego liturgii” (cokolwiek to znaczy), katolickimi zwolennikami antykoncepcji – ludzie chcący uczestniczyć w tradycyjnej liturgii Kościoła, a nawróceniem na małżeńskie pożycie bez farmakologii i barier – powrót do owczarni „jedynego wyrazu lex orandi rytu rzymskiego”. Poza tymi drobnymi szczegółami struktura jest identyczna. I doprawdy nie sposób nie zauważyć, że podejście to ma pewne punkty zbieżne z cieszącymi się wśród entuzjastów „Kościoła posoborowego” ponurą sławą działaniami zarządzonymi przez Piusa X w Pascendi dominici gregis. Każda diecezja miała ustanowić radę nadzorczą śledzącą wszelkie możliwe przejawy modernizmu, a biskupi i przełożeni zakonni mieli przesyłać Stolicy Apostolskiej raport na temat podjętych przez siebie kroków w celu zaprowadzenia zarządzeń encykliki. Taki sobie paradoks.
Zdaję sobie sprawę, że opisana wyżej wyimaginowana sytuacja jest analogią w dużej mierze i na różnych poziomach wadliwą i nieadekwatną. Bez żadnych wątpliwości przekonanie owego papieża co do słuszności HV byłoby w zgodzie z tradycyjnym i jasno wyrażonym kościelnym nauczaniem. Poza tym, nauczanie to strzeże rzeczywiście istotnej prawdy na temat pożycia małżeńskiego, co do której niestety bardzo wielu katolików, być może nawet większość, ma wątpliwości albo zwyczajnie ją ignoruje (nie wspominając o tych, którzy ją aktywnie podważają). Użyłem jej z jednego podstawowego względu: ilustruje sytuację w której dany papież i realizuje swoją władzę pasterską na zasadzie tępej administracyjnej centralizacji, zacieśniania mechanizmów kontroli sumień i systemowego egzekwowania współodczuwania z jakimś jego rozumieniem jednego z aspektów życia religijnego wiernych. Swoją drogą, co działoby się wówczas w Kościele i nie tylko? To oczywiście tylko przypuszczenia, ale jeśli pamiętać o reakcji na samą encyklikę, to czego można by się spodziewać po takim jej forsowaniu? Milionowe apostazje. Światowe i kościelne media w panice i histerii. Całe episkopaty wypowiadające posłuszeństwo. Zastępy teologów bezbrzeżnie oburzonych bezpardonowym atakiem na prymat sumienia, innych lamentujących nad odrzuceniem przez władze kościelne współczesnego sensus fidei oraz dojrzałości i odpowiedzialności wiernych, a jeszcze innych pomstujących na robienie z biskupów zwykłych funkcjonariuszy, żeby nie powiedzieć strupli ultrakonserwatywnej ideologii, która opanowała Watykan. Itd. itd….
Na pierwszy rzut oka nie ma nic dziwnego w tym, że sposób traktowania ludzi przywiązanych do vetus ordo liturgiae nie wywołuje niczego choćby w ułamku procenta podobnego do takich reakcji. W końcu chodzi o ciągle mimo wszystko nieliczną grupę katolików, którzy w dodatku potrafią być czasem cierniem w boku albo i w innej części ciała. Z pewnością zasłużyli, a nawet jeśli nie, to dobrze, że dostają po nosie, a nas to przecież nie dotyczy. Ale z drugiej strony, jest to jednak jakoś zaskakujące, że wystarcza to, aby całe mnóstwo ludzi puszczało mimo uszu i oczu, że papież i jego biurokraci zamieniają Kościół w folwark, gdzie wierni niepasujący do wyznawanej przez aktualne kierownictwo ideologii są otaczani kordonem sanitarnym, a z biskupów - następców apostołów - faktycznie robi się strupli albo też karbowych, mających bez gadania wdrażać wolę pana. Tyle się mówi o “odfeudalizowaniu” Kościoła, tymczasem w zasadzie niezauważone przechodzą działania, które nie tylko robią z niego folwark konkretnej opcji ideologicznej, ale w dobrym starym rewolucyjnym stylu robią to przez oznaczanie i gettoizację reakcyjnych dysydentów. Jeśli to zatem folwark, to coraz bardziej zwierzęcy.
Tomasz Dekert
-----
Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.
(1979), mąż, ojciec, z wykształcenia religioznawca, z zawodu wykładowca, członek redakcji "Christianitas", współpracownik Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.