Po pierwsze, na Wawelu nie chowa się konkretnej osoby tylko za jej zasługi, ani tym bardziej w nagrodę za całe, nieskazitelnie przeżyte życie. Po przykłady sięgać daleko w głąb dziejów nie trzeba, wystarczy wspomnieć postać gen. Sikorskiego, który czynów - nazwijmy to łagodnie - niegodnych ma na swoim sumieniu nieco.
Na Wawelu chowa się symbole. Symbole zbrojnego oporu narodu wobec utraty państwowości (Kościuszko), symbole odbudowanego po 123 latach niewoli niepodległego państwa polskiego (Piłsudski), symbole walki żołnierza polskiego na wszystkich frontach drugiej wojny światowej, w podziemiu oraz jego kaźni na Wschodzie (gen. Sikorski). Lech Kaczyński jest symbolem tego pokolenia polskich polityków, których działalność od końca lat sześćdziesiątych doprowadziła do tego, że Polska nie jest dzisiaj sowieckim protektoratem. Że nie jest symbolem jedynym? Nic nie stoi na przeszkodzie, by po jak najdłuższym życiu kiedyś w wawelskiej krypcie dołączyli do niego inni. Zwłaszcza jeden z nich, który w ostatnich latach o Lechu Kaczyńskim i jego żonie wyrażał się wyłącznie obraźliwie. Może kiedyś majestat śmierci pogodzi ich na wieki.
Po drugie, na Wawelu chowa się przywódców Polski, którzy stracili życie podczas pełnienia obowiązków swego urzędu. W dwudziestym wieku mieliśmy trzy takie postaci: prezydent Narutowicz, premier i naczelny wódz gen. Sikorski i prezydent Kaczyński. Spośród tych trzech jedynie Gabriel Narutowicz nie spoczywa na Wawelu i to tylko dlatego, że nie zgodził się na to ówczesny biskup krakowski Adam Stefan Sapieha. Książę - biskup stał na stanowisku, że w krakowskiej katedrze nie należy chować już nikogo, krypta powinna pozostać na zawsze zamknięta. Nie zgodził się w 1916 r. na pogrzeb Henryka Sienkiewicza, nie przyjął również Gabriela Narutowicza. Ugiął się dopiero wobec nacisku marszałka Piłsudskiego i przyjął w 1927 r. sprowadzone z Francji ciało Juliusza Słowackiego i wreszcie w 1935 r. pod naciskiem Stolicy Apostolskiej osobiście na Wawel odprowadzał Marszałka. Warto o tym niejako "przymusowym" charakterze pochówku autora Trylogii jak i pierwszego prezydenta II Rzeczypospolitej w warszawskiej katedrze pamiętać i dzisiaj, gdy prezentuje się to miejsce jako "najgodniejsze" dla Lecha Kaczyńskiego. Chodź naturalnie pochówek w archikatedrze św. Jana niczego by Lechowi Kaczyńskiemu nie ujmował i też byłaby miejscem w pełni "godnym".
Lech Kaczyński zginął w całym znaczeniu tego słowa "na służbie". Na służbie narodowej pamięci, na służbie prawdy o polskiej historii, na służbie przekazania tej prawdy całemu światu.
Po trzecie wreszcie, przyjrzyjcie się setkom tysięcy witających Prezydenta w Warszawie. Przyjrzyjcie się tłumowi przed Pałacem Prezydenckim, który nawet w środku nocy nie pozostawia Go samego. Przyjrzyjcie się dziesiątkom tysięcy ludzi, którzy w przejmującym zimnie kwietniowej nocy czekają osiem godzin, by na chwilę przyklęknąć przy jego trumnie. Ludzie naprawdę zagłosowali nogami.
Po czwarte wreszcie, spójrzcie na reakcję świata. Na przełykającego łzy Vaclava Klausa. Na żałoby narodowe, ogłoszone w całej w zasadzie środkowej i wschodniej Europie. Spójrzcie na listę gości niedzielnego pogrzebu. Czy naprawdę chcecie by tym, co im Polska w tych dniach pokaże były płonące nienawiścią twarze i krzywe uśmieszki rozwydrzonej gówniarzerii, która wczoraj urządzała żenujący spektakl się pod pałacem biskupów krakowskich krzycząc "Powązki, Powązki"? Jakkolwiek by to cynicznie nie zabrzmiało, czy naprawdę chcecie zmarnować ten gigantyczny kapitał, jaki Polska na arenie międzynarodowej zdobyła w wyniku smoleńskiego nieszczęścia?
Michał Barcikowski
Komentarze