Komentarze
2025.01.28 17:25

Dlaczego papież nie może być psychoanalitykiem – glosa

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy.

 

W poprzednim tekście opisałem, jaki problem powstaje, kiedy ktoś o tak wielkiej władzy jak Ojciec Święty kieruje się w swoich ocenach podległych mu wiernych przekonaniami o ich problemach psychicznych i tendencją do uogólniania swoich jednostkowych obserwacji (nie wspominając o możliwych imaginacjach) na część wspólnoty Kościoła. Cała jednak sytuacja, której słowa Franciszka w autobiografii są tylko symptomatycznym przejawem, ma swoje szersze wymiary. Z pewnością jest ich więcej, ja jednak chciałbym tutaj wskazać jeden z nich.

Zarzut hipokryzji w stosunku do tradycjonalistycznie czy choćby konserwatywnie nastawionych katolików pojawia się w autobiografii Franciszka w kontekście reakcji tych środowisk na adhortację Amoris Laetitia. Papież wydaje się widzieć ją w rozbieżności pomiędzy niezgodą na laksystyczne potraktowanie grzechu cudzołóstwa a milczącym przyzwoleniem albo wręcz zaangażowaniem w dużo poważniejsze grzechy duchowe – jak pisze Franciszek: „mające więcej «anielskości»”: pychę, kłamstwo, nienawiść, nadużywanie władzy itp. Wydaje mi się, że hipokryzja w sensie właściwym miałaby miejsce, gdyby tradycjonaliści krzyczeli o cudzołóstwie, sami je po cichu uprawiając, ale mniejsza z tym. Moją uwagę zwraca tu coś innego, mianowicie dość niesłychany, wręcz dialektyczny paradoks w podejściu forsowanym przez Ojca Świętego, który widać właśnie w kontekście Amoris Laetitia

Jak wiadomo jednym z zasadniczych wymiarów tego dokumentu i propagowanych przez niego rozwiązań jest rezygnacja z koncepcji czynów wewnętrznie złych (a w każdym razie jej problematyzacja i relatywizacja) i w związku z tym z zasady niemożności przystępowania do Komunii św. w stanie obiektywnie stwierdzalnego grzechu ciężkiego. Zwolennicy tego podejścia, w tym sam Franciszek, twierdzą, że ludzkie drogi życiowe są tak różne, sytuacje tak nieporównywalne, sumienia tak odmienne, że nie sposób trzymać się jednej zasady, która miałaby obowiązywać wszystkich. Każdy przypadek trzeba rozpatrywać oddzielnie, indywidualnie, w procesie duszpasterskiego rozeznania, z czułością, otwartością, towarzyszeniem, synodalnością itp. itd.

Dokładnie odwrotnie wydaje się być w sytuacji ludzi „grzeszących” sztywnością, rygoryzmem i – jakkolwiek absurdalnie by to brzmiało – przywiązaniem do eleganckich i wystawnych tekstyliów. Oni podlegają pod jedną, równającą wszystkich linijkę, określającą te postawy czy nawet upodobania jako zło, które należy traktować zbiorczo, bez żadnych niuansowań czy prób zrozumienia. Paradoks polega na tym, że „nowa ortodoksja”, dekonstruując strukturę tradycyjnej chrześcijańskiej moralności i jej powiązania z dyscypliną sakramentów, w rzeczywistości robi to przez tworzenie systemu potępienia dla tej części Kościoła, która się o te rzeczy upomina. Tym samym robi z postaw czy tendencji, które w pewnych okolicznościach i u pewnych osób mogą być problematyczne czy patologiczne, ale same w sobie są akcydentalne i moralnie neutralne, a mogą też być jak najbardziej pozytywne (wierność tradycyjnej nauce Kościoła), nowy katalog peccatorum mortalium.

W dodatku funkcjonujące w myśli papieża Franciszka – pytanie, czy u innych zwolenników „nowej ortodoksji” również – powiązanie „grzechu” rygoryzmu z „winą” upodobania do kosztownego i eleganckiego ubioru, a ich obu z tendencją do popadania w „anielskie” grzechy, stwarza rodzaj stygmatu. Oto elegancki ubiór, koronki, rokiety itp. mogą się w tej optyce stać oznaką, po której daje się niechybnie rozpoznać skrzywione duchowo wnętrze. Nosisz do kościoła dobre garnitury? – pewnie jesteś sztywnym zwolennikiem bezdusznego traktowania grzeszników, a „belki we własnym oku nie widzisz”. Jesteś duchownym, który chadza w rokietach? – z pewnością twoja niezgoda na laksyzm w kwestiach seksualnych mistyfikuje przepełniającą cię klerykalną pychę. Itd. Kojarzy mi się to z pewnym typem kaznodziei, dla których założenie przez kobietę spodni to nieledwie grzech nierządu, a tatuaż lub kolczyk w nosie to w zasadzie satanizm. Struktura jest analogiczna, choć podejścia te nie są bynajmniej symetryczne. Wszak ci, którzy stają się dla „nowej ortodoksji” nową klasą publicznych grzeszników, w rzeczywistości upominają się o tradycyjną naukę Kościoła, a cała ta stygmatyzacja służy – nie wiem, na ile w ramach świadomych działań, a na ile po prostu jako wynik pewnego rodzaju myślenia – ich zdyskredytowaniu. W ostatecznym rozrachunku zaś, służy zdyskredytowaniu samej tej nauki jako „rygorystycznej”, „sztywnej”, „klerykalnej” i  produkującej tych wszystkich dobrze ubranych i zadowolonych z siebie faryzeuszy, którzy „sami nie wchodzą i nie pozwalają wejść [innym]” (por. Mt 23,13).

Jeśli ktoś potrzebuje dowodu, że w przypadku Komunii św. dla rozwodników żyjących w nowych związkach nie mówimy tu o jakimś rozwoju doktryny, tylko o próbie jej zastąpienia i wyparcia niektórych jej elementów, to ma go tutaj jak na dłoni. „Nowa ortodoksja” nie polega na głębszym zrozumieniu dotychczasowego nauczania, tylko na jego podważeniu i zdyskredytowaniu. A to ostatnie osiąga m.in. przez umieszczenie tego nauczania w takich ramach interpretacyjnych, które skojarzą je z patologiczną religijnością, przypisywaną z kolei en bloc – na podstawie tak „mocnych” przesłanek jak sposób ubierania się – jego obrońcom. Całe to podejście jest bardzo słabe, problem jednak w tym, że uprawia je Ojciec Święty, udzielający mu autorytetu swojego urzędu. To bardzo skutecznie mistyfikuje jego bezpodstawność.

Tomasz Dekert

 

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy. 


Tomasz Dekert

(1979), mąż, ojciec, z wykształcenia religioznawca, z zawodu wykładowca, członek redakcji "Christianitas", współpracownik Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.