Atak z użyciem broni chemicznej w Chan Szajchun, podczas którego 4 kwietnia zginęło ponad 70 osób, w tym około 20 dzieci wstrząsnął światem. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że za atak odpowiedzialny jest reżim Baszara al-Asada. Sami przedstawiciele reżimu próbują oczywiście zrzucić odpowiedzialność na tych, z którymi walczą, czyli w większości mniej lub bardziej radykalne islamistyczne ugrupowania. Można było usłyszeć, że to islamiści przechowywali trujące chemikalia - paraliżujący sarin - i zostały one tylko rozprowadzone przez konwencjonalne ataki wojsk syryjskich. Nawet gdyby tak miało być to wiarygodność Asada, wobec jego wcześniejszych działań z użyciem broni chemicznej, jest w tej sytuacji zerowa.
W sprawę dodatkowo zamieszani są Rosjanie na których także padło podejrzenie o współudział. W końcu od pewnego czasu Rosjanie stali się sojusznikami wciąż formalnej i oficjalnej władzy w Syrii, czyli dyktatury Baszara al-Asada. Rosjanie także powtarzają, że to rebelianci ukrywali sarin i atak syryjskiego lotnictwa ujawnił tylko jego obecność. Czy był to jedynie atak syryjskiego lotnictwa i czy nie zaangażowali się w niego także Rosjanie? Trzeba tu postawić znak zapytania.
W informacjach prasowych można było przeczytać takie oto zdanie: “Syryjska opozycja i wiele państw zachodnich winą za atak obarcza reżim prezydenta Baszara al-Asada, który zaprzecza, jakoby stosował broń chemiczną.” Słowo opozycja jest jednak bardzo łagodnym określeniem na organizacje bojowe jakie dzisiaj prowadzą wojnę domową w Syrii. Mówiąc szczerze wiele z nich jest niewiele lepszych w swoich metodach i poglądach od Państwa Islamskiego - z pewnością większość z nich chce utworzenia w Syrii islamskiego kalifatu z szariatem jako bezwzględnie obowiązującym prawem. Co to oznacza dla wszystkich nieislamskich mniejszości żyjących w religijnie dość tolerancyjnym religijnie państwie Asada? Oznacza koniec normalnego życia, na pewno nie oznacza końca trwających teraz prześladowań, i prawie na pewno będzie ciągiem dalszym tułaczki po świecie.
Czy zatem trafnie można wesprzeć nadzieje tych, którzy w ataku odwetowym wojsk amerykańskich widzą pierwszy krok do obalenia Baszara al-Asada. Czy brak dalszych kroków powinniśmy odbierać jako zmarnowaną szansę na wprowadzenie w Syrii demokracji? W Syrii może być w dzisiejszych czasach tylko jedna demokracja - demokracja islamska, a to bardzo złe rozwiązanie dla całego regionu. Demokracja islamska będzie oznaczała utworzenie w krótkim czasie radykalnego i brutalnego kalifatu. Dlatego trzeba mieć nadzieję, że atak Amerykanów nie był pierwszym krokiem do obalenia syryjskiej dyktatury, ale bardzo zdecydowanym sygnałem - także wobec Rosjan - że czasy kiedy mogli robić wszystko i wszędzie właśnie się skończyły. Dla Baszara el-Asada to znak, że jego trwanie u władzy w Syrii ma charakter ograniczony i jest uwarunkowane przez dobre sprawowanie - jak u więźnia.
Syria, niestety, wciąż potrzebuje swojego dyktatora, ponieważ tylko on może dzisiaj realnie obronić mieszkających w Syrii chrześcijan, jazydów, czy bardziej roztropnych muzułmanów. Żadna z tych pokojowych mniejszości nie jest w stanie rządzić Syrią ani przynieść jej pokoju, natomiast islamska większość reprezentowana przez opozycję i do niedawna wspierana przez Zachód może zawładnąć całym krajem bez problemu organizując połowie jego ludności kolejne piekło. Zamiast więc szukać prostych recept jak “obalenie złego dyktatora”, trzeba przywrócić chrześcijańską perspektywę myślenia o polityce, czyli trzeba za swój wziąć interes najsłabszego. W tym wypadku będą to chrześcijanie i inne mniejszości religijne oraz etniczne Syrii. Dla nich Asad jest gwarantem normalizacji życia po zakończeniu wojny.
Trzeba mieć zatem nadzieję, nie na obalenie Baszara al-Asada, ale na roztropność Donalda Trumpa. Kluczem do pokoju w Syrii jest zdolność do postawienia zdecydowanych granic militarnych i politycznych syryjskiemu satrapie, Rosjanom, ale też pacyfikacja islamskiego radykalizmu. Wszystkie te elementy są bardzo trudne do zrealizowania. Trudno jest odzyskiwać porzuconych sojuszników, a przecież Asad był sojusznikiem Stanów Zjednoczonych po zamachach na WTC we wrześniu 2001. Dziś widzimy, że nic z tego nie zostało, i coś trzeba z tym zrobić skoro ustanowienie pokoju w Syrii stało się moralnym obowiązkiem całej społeczności międzynarodowej.
Tomasz Rowiński
Felietony Tomasza Rowińskiego ukazują się na łamach Tygodnika Bydgoskiego.
(1981), senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.