Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl.
Z góry dziękujemy.
Niedawno, w związku z dyskusjami po motu proprio Traditionis Custodes zaobserwowałem pewne wzmożenie w dzieleniu się anegdotami o złych tradycjonalistach. Różni ludzie potakujący surowości Papieża chętnie opowiadali o tym jak to widzieli lub słyszeli coś nagannego o ludziach chodzących na Mszę "trydencką". Świadectwa niekiedy naprawdę niepokojące (lecz niekoniecznie opisujące coś poza przypadkiem jednostkowym), a czasami "wysoce niepokojące" (czytałem, że ludzie ze Mszy "trydenckich" chcą i na nietrydenckich przyjmować Komunię na klęcząco i bezpośrednio do ust - faktycznie, horrendum...).
Fala przydatnych anegdot zachęca do podzielenia się jakimiś własnymi. Ale może na inny temat? Więc opowiem jedną, ważną dla mnie - wspomnienie z pierwszej ręki. Otóż w roku 2009 na raucie w Nuncjaturze - byłem tam z racji mojej krótkiej misji dyrektora Programu 2 Polskiego Radia - trafiłem na pewnego notabla-liturgistę (którego znajomość rzeczy i pozycja pozwalała myśleć, że miewa wiele do powiedzenia tam gdzie wykuwają się różne instrukcje i obowiązujące opinie). Nawiązała się między nami rozmowa, zostałem rozpoznany jako znany tradycjonalista, a prałat przeszedł dość szybko do wykładu swego pojmowania działań Benedykta XVI względem rytu tradycyjnego (dwa lata wcześniej wydano Summorum Pontificum, i było to wciąż wstrząsem dla establishmentu).
Miał gotową teorię. Kluczową rolę odgrywało w niej przekonanie o konieczności siłowego wprowadzania zmian w liturgii po Soborze: gdyby nie zasugerowany zakaz liturgii "trydenckiej", nowa liturgia Pawła VI nigdy nie weszłaby do użycia, ludzie wcale jej początkowo nie chcieli, byli przyzwyczajeni do formy zastanej. Dlatego - wyjaśniał prałat - władza najwyższa musiała użyć siły, przełamując skrupuły i przyzwyczajenia. A teraz - kontynuował - nic dziwnego, że Benedykt XVI, już po nieodwracalnym rozpowszechnieniu reformy, zdecydował się na nieco szersze uwolnienie dostępu do starego rytu.
Pamiętam, nie zmyślam. Zresztą z taką opinią - wypowiadaną ostrożniej - można było się spotkać się także "w druku". W rozmowie opublikowanej na łamach “Christianitas” (nr 44) w roku 2010 ks. Mateusz Matuszewski, wówczas konsultor komisji liturgicznej KEP, mówił w związku z motu proprio Summorum Pontificum: “Stolica Apostolska mogła zezwolić na koegzystencję obu form dopiero w odpowiednim czasie, tak by przyniosła ona pożytek, a nie szkodę”. To samo, co usłyszałem wyraźnie jakiś czas wcześniej: przez dziesięciolecia trzeba było robić wrażenie, że stara liturgia jest zakazana - żeby mogła rozpowszechnić się liturgia nowa. Przynajmniej od roku 1985 było wiadomo, że zakazana nie była - lecz była to wiedza wewnętrzna, którą się Stolica Apostolska nie dzieliła. W końcu w roku 2007 Benedykt XVI ogłosił uroczyście, że rzeczywiście zakazu nie było.
Przypominam sobie tamtą rozmowę w Nuncjaturze i inne podobne objaśnienia sytuacji, a budzi to zawsze myśl, że umysły ludzi zmierzają do "uładzenia" zjawisk trudnych do pojęcia. Prałata najwyraźniej trapiła, jako rzecz nie do pojęcia, ta rzecz, że Papież właśnie ogłosił, iż nie było zakazane to, co przez długie lata prałat miał za zakazane. Za zakazane przez Papieża. Innego Papieża.
Musiał być w tym tajemny plan - a w nim na początku, jak w micie, jakiś gwałt, a potem uspokojenie. Wtedy, w 2009 dążyliśmy już do kościelnego pokoju i katharsis...
Rozumiem te rozterki kościelnego umysłu. Nie rozumiem założonej tu zgody na reformę przez przemoc. W czasach, w których reformy dokonuje władza kościelna (a nie np. cesarz), ogłaszająca erę dialogu i pastoralności. Lub bliskości, decentralizacji i synodalności.
Zadaję sobie pytanie czy w dość długich dziejach bezpośredniej odpowiedzialności papieży za liturgię w całym Kościele (jak wiadomo, trwa to od czasu zakończenia Soboru Trydenckiego) istniały reformy przemocowe - to znaczy takie, w których Stolica Apostolska praktycznie czy oficjalnie zlikwidowała jakiś tradycyjny obrządek.
Niedawno - a propos zamachu przeprowadzanego w Traditionis Custodes przez papieża Franciszka na udział wiernych w tradycyjnej liturgii rzymskiej - spotkałem się z przypomnieniem dwóch "zakazów" rzymskich. Przypominano zakaz nałożony po kilku latach na obrządek rzymsko-słowiański świętych Cyryla i Metodego w IX w. (początkowo zatwierdzony przez papieża, a potem potępiony surowo przez innego) oraz zakaz dla "rytów chińskich" praktykowanych na odnośnym terenie misyjnym przez jezuitów w XVII-XVIII wieku. Przypominający te casusy biskup Michał Janocha zdawał się mówić: bywały i w przeszłości zakazy liturgiczne, które po jakimś czasie oceniono negatywnie i uchylono (w domyśle: jak obecne ograniczenie rytu "trydenckiego"?)[1].
Jednak to inna sprawa. W obu przypadkach papieski Rzym wycofywał zgodę na obrzędy "eksperymentalne", o krótkiej historii. Zresztą w sprawie chińskiej nie chodziło o ryt liturgiczny, tylko o pewne elementy obyczaju konfucjańskiego, którym jezuici nadali interpretację katolicką. W obu przypadkach skłaniamy się dzisiaj do negatywnej oceny zakazowego postępowania Rzymu, ale nie są to przypadki zakazu tradycyjnego rytu katolickiego. Interesuje nas bowiem obecnie właśnie to czy Stolicy Apostolskiej zdarzało się likwidować albo praktycznie zamykać dostęp do jakiegoś tradycyjnego rytu liturgii katolickiej, mającego dotąd niekwestionowaną pozycję i ciągłość używania.
Takiego przypadku próby zakazu rytu tradycyjnego - wedle mojej najlepszej wiedzy - nie było, przynajmniej aż do wieku XX. Mam jednak wrażenie, że na ogół nie ma świadomości tego - więc przykładna umysłowość dzisiejszego katolika po prostu rzutuje w przeszłość wyobrażenie o dzisiejszej omnipotencji urzędu rzymskiego. Dobrym ludziom wydaje się oczywiste, że “papież może wszystko”, w każdym razie wszystko poza grzechem. Mieszana jest przy tym jurydyczna niepodległość wyroków Stolicy Świętej (kanoniczna zasada, że nie może być ona przez nikogo sądzona) ze słusznością oraz z prawomocnością czy skutecznością moralną. Jest jednak jasne zarówno to, że nikt nie może legalnie osądzić i podważyć aktu najwyższej władzy kościelnej - jak i to, że niektóre z tych aktów bywały i mogą być prawami niesprawiedliwymi; a więc takimi aktami, które nie wiążą w sumieniu lub wręcz nie wymagają przestrzegania w każdych okolicznościach, a mogą zostać zniesione w przyszłości przez samo oficjalne wykonanie aktów im przeciwnych przez tę samą władzę, która je wydała.
Nie wdajemy się tu jednak w niuanse kwestii obowiązywalności przepisów wydawanych przez Stolicę Apostolską - lecz idziemy do naszej kwestii: czy jest w historii jakaś podstawa opinii, że papieże rządzą liturgią m.in. przez zakazywanie starszego przy wprowadzaniu nowego? Przyjrzyjmy się więc tej sprawie bardziej detalicznie.
Najbardziej prawdopodobnie zdaje się wyglądać powtarzana tu i ówdzie teza, że ryty tradycyjne zlikwidował św. Pius V - gdy wprowadzał w całym Kościele Brewiarz Rzymski (1568) i Mszał Rzymski (1570). Dokładnie mówiąc, byłaby to eliminacja innych rytów tradycyjnych na rzecz jedności tradycyjnego rytu rzymskiego, który Papież podniósł do rangi powszechnej normy w Kościele łacińskim, prezentując jako odtąd obowiązujące w całym Kościele księgi wzięte z tradycji kaplicy papieskiej.
Jednak potrydencki akt uniwersalizacji starej tradycji rzymskiej nie zawierał w sobie automatycznej eliminacji innych tradycji liturgicznych. Zajrzyjmy do dokumentów.
W bulli wprowadzającej Brewiarz Rzymski w roku 1568 Papież “usuwał i znosił … nowy Brewiarz” kardynała Quiñonesa (istniejący od 1535 roku), a także “jakiekolwiek inne Brewiarze, już to stare, już to obwarowane jakimkolwiek przywilejem, już to promulgowane przez Biskupów w ich Diecezjach” należących do obrządku łacińskiego. Jednak to zarządzenie nie dotyczyło dalszego używania takich partykularnych ksiąg, które zawierałyby zwyczaj liturgiczny trwający “od ponad dwustu lat”. Mówiąc krótko: starożytne brewiarze lokalne i zakonne były wyłączone spod wcześniej wyrażonego zakazu. Papież “nie odbierał im owego dawnego uprawnienia do odmawiania i psalmowania swego Oficjum”.
Podobnie w bulli wprowadzającej Mszał Rzymski w roku 1570 Pius V zarządzał: “niech nie śpiewa się lub recytuje [Mszy] inaczej niż według formuły Mszału wydanego przez nas, we wszystkie przyszłe czasy we wszystkich w świecie chrześcijańskim kościołach” obrządku łacińskiego - chyba że “przez ponad dwieście lat” jest tam kultywowany odmienny zwyczaj katolicki; “tym nie odejmujemy wspomnianego w celebrowaniu ustanowienia lub zwyczaju…”
Pius V umieścił zatem w aktach wprowadzających "swoje" księgi zastrzeżenie, że każdy kościół posiadający ryt o dziejach przynajmniej dwustuletnich może je zachować (chociaż z drugiej strony nie można i tam zabronić swobodnego używania ksiąg rzymskich). Kryterium dwustu lat może wydawać się wymagające - ale pamiętamy, że Pius V prowadził swoistą akcję ratunkową przeciw chaosowi rozwijającemu się w Kościele od XIV w., więc chodziło właśnie o eliminację tworów o świeżym pochodzeniu, późnośredniowiecznych i nowożytnych, z zachowaniem możliwości dalszego życia dla dawnych tradycji (lokalnych i zakonnych), o ile tylko trwają ich naturalne podmioty (wspólnoty lokalne, zakony).
Zarządzenia Piusa V “ustawiły” standardy potrydenckiej reformy liturgii, które można streścić w punktach: 1) “restytucja” tradycji rzymskiej, 2) rozszerzenie oficjalnego wydania księgi rzymskiej na cały Kościół łaciński, 3) akceptacja długotrwałych tradycji partykularnych. Nie mamy tu żadnej narzucanej likwidacji rytów tradycyjnych. To prawda - o czym przypominają dziś historycy - że swoisty entuzjazm w przyjmowaniu liturgii rzymskiej spowodował zarzucenie wielu innych tradycji, w tym i rytów lokalnych o niekwestionowanej prawowitości. Jednak to już inny temat - gdyż to nie Papież wymagał tego zarzucenia, lecz dokonywały go same kościoły partykularne.
Trochę inaczej rzecz przedstawiała się z księgami liturgicznymi innymi niż Mszał i Brewiarz. I tak wydając w roku 1584 pierwszą oficjalną wersję Martyrologium Rzymskiego (księgi zawierającej codzienne notki o świętych), Grzegorz XIII polecił, aby wszyscy użytkownicy tej księgi “odłożywszy wszelkie inne Martyrologium, używali tylko tego” - ale zezwolił, żeby pamiątki świętych wspominanych lokalnie zebrano obok obowiązującego Martyrologium i odczytywano w swoim czasie. Ogólnie jednak “zakazał wszystkim” używania “wszelkich innych Martyrologiów publicznie i prywatnie”.
Klemensowi VIII przypadło uporządkowanie praktyki dotyczącej obrzędów zarezerwowanych biskupom. Podobnie jak poprzednicy poszedł tu linią “restytucji”, czyli nie zajął się komponowaniem nowych ksiąg, lecz wydaniem starych. W roku 1596 wprowadził do użycia w całym Kościele łacińskim Pontyfikał Rzymski, księgę z obrzędami biskupimi (np. święceniami, bierzmowaniem) będącą wznowieniem średniowiecznego Pontyfikału Duranda. Jednak jego postępowanie wobec innych pontyfikałów nie ma wyjątków. W swoim brewe Papież był stanowczy: “z własnej inicjatywy i na podstawie wiedzy pewnej oraz z pełnią władzy apostolskiej” Ojciec Święty “usuwał i znosił wszystkie i poszczególne Pontyfikały aż do dnia obecnego gdziekolwiek na ziemi drukowane i aprobowane”, zakazując ich używania na przyszłość. “Wszystkim zatem … przykazujemy i polecamy, aby pominąwszy wszystkie inne Pontyfikały, które w ten sposób usunęliśmy i znieśliśmy, przyjęli ten Nasz … a następnie zawsze go używali”.
Pewną kontynuacją decyzji dotyczących Pontyfikału było rozporządzenie tego samego Papieża dotyczące Ceremoniału Biskupiego, czyli pomocniczej księgi liturgicznej zawierającej przepisy ceremonialne funkcji biskupich. W roku 1600 ukazała się pierwsza oficjalna edycja tej księgi, a w brewe ją wprowadzającym Klemens VIII “przykazywał i polecał”, by była ona “na trwałe zachowywana w Kościele powszechnym przez wszystkie i poszczególne osoby, których to dotyczy”. Będąc stanowczy w geście wprowadzenia Ceremoniału jako jedynego obowiązującego, Papież nie był jednak tak samo surowy w stosunku do ksiąg już istniejących, choć stawiał przy tym wymagania: “Niniejszym zaś nie chcemy znosić dawnych Ceremoniałów lub uznawać ich za zniesione w tym, co jest w nich zgodne ze wspomnianym Ceremoniałem zreformowanym, lecz zezwalamy nawet na ich używanie (z zachowaniem wspomnianej reformy)”.
W stronę inną niż już wspomniane zdaje się iść rozporządzenie Pawła V dotyczące wprowadzenia w roku 1614 księgi funkcji prezbitera, czyli Rytuału Rzymskiego (zawierającego obrzędy sakramentów i sakramentaliów). Tutaj Papież jedynie “zachęcał w Panu” wszystkich biskupów, opatów i proboszczów, “aby w przyszłości jako synowie Kościoła rzymskiego używali w świętych czynnościach Rytuału ustanowionego władzą tegoż Kościoła, matki i mistrzyni wszystkich”. Tak jak nie czytamy tu tak samo stanowczego wymagania, tak i nie mamy żadnego zakazu stosowania innych rytuałów - czemu rzeczywiście w praktyce odpowiadała stosunkowo duża różnorodność w niektórych obrzędach (np. w zaślubinach małżonków, ale już np. nie w chrzcie dzieci). Rytuał Rzymski funkcjonował trochę jak rama, a wiele lokalnych obrzędów trwało w celebracji sakramentów, egzekwii, błogosławieństw.
Zatem mimo różnych akcentów w tej czy innej części kultury liturgicznej, trudno byłoby mówić o znoszeniu rytów tradycyjnych przez papieży ustanawiających potrydencki ład liturgiczny.
Czy zakusy w stronę likwidacji starych rytów nie pojawiały się później? Ktoś mógłby twierdzić, że miało to miejsce każdorazowo gdy w wiekach XVII, XVIII i XIX papieże dokonywali nowych wydań ksiąg rzymskich - w końcu nawet niektóre dokumenty wydawane przy takich okazjach wyraźnie zakazywały dalszego używania ksiąg poprzedniego wydania. Jednak to znowu nie nasza kwestia: dopóki substancjalna ciągłość między starszym i nowszym wydaniem była pewna, było również jasne, że nowsze wchodzi w miejsce starszego. Nie było z tym problemu przez wieki - właśnie dlatego że zmiany, owszem, wprowadzano (czyniła to zawsze Stolica Apostolska, choć decyzje podejmowano z czasem na niższym niż własny papieski szczeblu kongregacji obrzędów, podpisem jej prefekta czy nawet sekretarza), ale były to zmiany dotyczące wyłącznie porządku rubryk, tekstów nowych obchodów i zapisu śpiewów.
W ten sposób dochodzimy do końca XIX wieku. W ciągu kilku wieków papieże dokonywali wielu nowych wydań Mszału, Brewiarza, Pontyfikału, Ceremoniału, Rytuału i Martyrologium. Każde nowe wydanie wchodziło w miejsce poprzedniego, nie budząc żadnego sprzeciwu i zastrzeżenia, może poza zwykłym niezadowoleniem z powodu kosztów przy wymianie ksiąg na nowe, zwykle tak nieznacznie zmodyfikowane. To ważne spostrzeżenie: wydań ksiąg było wiele, w niektórych pojawiały się znaczne dodatki (np. w Pontyfikale i Rytuale), w jeszcze w innych dopisywano rubryki (np. w Mszale) - ale nigdy nie pojawił się ruch “na rzecz starej liturgii”. Istotna tożsamość starszego i nowego była oczywista.
Pierwsza wątpliwość poświadczona w samych dokumentach Stolicy Apostolskiej pojawia się dopiero na początku wieku XX, za pontyfikatu św. Piusa X. Jak wiadomo, Papież ten wprowadził w życie m.in. bardzo głęboką zmianę układu Psałterza w Brewiarzu Rzymskim: wychodząc naprzeciw ponawianym sygnałom, że dotychczas stosowany przez wieki tradycyjny układ rytu rzymskiego jest uważany za aktualnie niewykonalny (z powodu innych obowiązków duchowieństwa…), Ojciec Święty zezwolił na jego przebudowę. Była to operacja łącząca szacunek dla fundamentalnej zasady psałterza brewiarzowego (odmawianie go w całości w ciągu jednego tygodnia) z bardzo daleko idącą zmianą “przydziałów” poszczególnych psalmów do określonych godzin brewiarzowych (w związku z czym zniknęła np. pochodząca być może nawet z czasów świątyni jerozolimskiej i Chrystusa na ziemi obecność trzech ostatnich psalmów (pochwalnych, 148-150) w modlitwie porannej)[2].
W bulli ogłaszającej tę reformę Pius X zawiadamiał, że „znosi układ Psałterza, który jest dzisiaj w Brewiarzu Rzymskim” i „całkowicie zakazuje jego używania” od stycznia 1913. Nakazując używania od tej pory „nowego układu Psałterza”, Papież grozi karami tym, którzy by się temu zarządzeniu nie podporządkowali, konkludując: “niech wiedzą, że tej ważnej służbie [codziennego odprawiania Godzin kanonicznych] zadośćuczynią jedynie, jeśli przyjmą ten nasz porządek Psałterza”.
W praktyce ostrość tego zarządzenia była łagodzona przy pomocy indultów, dopuszczających posługiwanie się „starym układem Psałterza” w odmawianiu prywatnym. O istnieniu owych indultów – o które występowali „nie nieliczni” (non pauci) – dowiadujemy się z dekretu Św. Kongregacji Soboru z 10.3.1913 (AAS 5 (1913) 96-97), w którym sprecyzowano, że nie wolno mieszać używania obu układów Psałterza, lecz – w wypadku otrzymania indultu – odmawiać wszystko według starego układu, zachowując nowe reguły Kalendarza i rubryk.
Jest to nowa sytuacja: kategoryczny nakaz i zakaz papieski tym razem ma echo w postaci licznych starań o korzystanie z porządku dotychczasowego, vetus ordo. Nie wydaje się co prawda, żeby w dalszych latach ten fenomen “indultowy” miał kontynuację (no cóż, “stary porządek” był też porządkiem wyraźnie cięższym) i by przybrał kształt w jakikolwiek sposób porównywalny z posoborowym ruchem tradycjonalistycznym, ale trudno tu nie dostrzec pierwszego sygnału alarmowego: głęboko idąca modyfikacja rytu może być rozpoznawana we wspólnocie Kościoła jako nowość zbyt wyraźnie odrywająca się od nurtu tradycji - nawet gdy zmianę autoryzuje mocnym ramieniem najwyższa władza.
Oczywiście w roku 1911 zmienił się tylko układ Psałterza (w związku z czym pojawiło się po raz pierwszy wyrażenie “nowy porządek”, novus ordo). W roku 1914 ukazał się po raz pierwszy Brewiarz Rzymski, w którym ten “nowy układ” Psałterza zastąpił tradycyjny, z pozostawieniem wszystkich innych warstw tradycyjnego rytu.
Ostatecznie “nowy Psałterz” wniknął jakoś w tradycyjny Brewiarz Rzymski, który zachował te same godziny i schemat oraz te same antyfony, czytania i oracje. Pozostała jednak pamięć tego wstrząsu i kontrowersje w literaturze kościelnej. Z drugiej strony - główny cel reformy (czyli ułatwienie duchowieństwu odmawiania Godzin) zdaje się nie został w pełni osiągnięty, a postulat dalszych ułatwień będzie wracał aż do Vaticanum II.
Nieco inny styl głębokiej innowacji zaprezentował w roku 1945 Pius XII. Rzecz znowu dotyczyła Psałterza brewiarzowego, ale tym razem chodziło o sam tekst Psalmów. Papież - namawiany przez biblistów jezuickich z o. Beą na czele - zdecydował się wprowadzić do użytku przygotowany przez nich zupełnie nowy przekład łaciński Psalmów (oparty na wersji hebrajskiej, a nie na Septuagincie jak Wulgata). W dokumencie wprowadzającym to nowe tłumaczenie Ojciec Święty bardzo je chwali, oddaje „tym wszystkim, którzy są obowiązani do codziennego odmawiania Modlitwy Godzin”, i zezwala, aby „jeśli zechcą, posługiwali się nim przy odmawianiu zarówno prywatnym jak publicznym”.
Chociaż decyzji Papieża nie poprzedziło jakieś publicznie widoczne oczekiwanie na taką zmianę, po fakcie rozległy się głosy pochwalne podejmujące argumentację wyłożoną przez Ojca Świętego: że bardziej naukowy i “źródłowy” przekład uratuje księży od zderzania się z niedoskonałościami Wulgaty. Natomiast zastanawiające jest to, że Papież jednak nie zdecydował się uczynić tego “nowego lepszego przekładu” czymś jedynym i obowiązującym w rycie rzymskim. W roku 1947 Święta Kongregacja Obrzędów zadeklarowała wyraźnie, że można nadal “drukować Brewiarz ze starym tłumaczeniem”. Zatem tym razem “nowe” nie zastępuje “starego”[3].
Rozporządzenie papieskie wytworzyło niebywałą sytuację: przekład rekomendowany przez Piusa XII miał odtąd współwystępować w liturgii Kościoła z wersją Wulgaty – chyba że wszyscy „zechcieliby” przyjąć nowe tłumaczenie. Wiadomo, że wszyscy nie zechcieli - i że wraz z upływem lat coraz głośniejsze były uwagi krytyczne: przekład Bei uważano za oderwany od chrześcijańskiej tradycji przekładu, bardziej cyceroniański niż chrześcijański, a ponadto za zupełnie nie nadający się do recytowania w chórze. Za pontyfikatu Jana XXIII obie wersje Psałterza funkcjonowały obok siebie, co oczywiście wywoływało pewne kłopoty organizacyjne tam gdzie teksty psalmowe recytuje się lub śpiewa wspólnie.
Należałoby oczywiście wspomnieć o dokonanej w roku 1955 Piusowej reformie nabożeństw Wielkiego Tygodnia, zwłaszcza - Wigilii Paschalnej. Budząca liczne kontrowersje, charakteryzująca się zmieszaniem rzeczy niezbyt kontrowersyjnych i bardzo kontrowersyjnych, modyfikacji rzeczy starych i dołączania rzeczy zupełnie nowych - reforma ta bywa dziś rozpoznawana przez niektórych jako pierwszy przykład rzeczywistego zastąpienia rytu tradycyjnego przez nową kompozycję. Chociaż osobiście też widzę pewne elementy takiej operacji (np. w dotyczącym Wigilii usunięciu większości czytań i wprowadzeniu odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych), jednak nadal mamy tu do czynienia raczej z daleko idącą modyfikacją rytu tradycyjnego (a nie z wytwarzaniem całego obrzędu ex novo), na dodatek punktową (jakkolwiek jest to punkt centralny w obchodzie kościelnym misterium Chrystusowego). Gdy więc w dekrecie kongregacji obrzędów z 1955 stwierdzano, że “Porządek Wielkiego Tygodnia, umieszczony dotąd w Mszale i Brewiarzu Rzymskim, zastępuje się odnowionym Porządkiem Wielkiego Tygodnia”, nie wywołało to jeszcze ruchu sprzeciwu, choć wywoływało pewne żywe dyskusje i gesty niezadowolenia, mieszające się z głosami zadowolenia i nadziei duszpasterskich oraz z typową propagandą kościelnej jedności.
Prawdopodobnie podobne byłyby losy Mszału reformowanego zgodnie z wytycznymi Soboru Watykańskiego II - gdyby ta reforma odbyła się w stylu widocznym w Ordo missae ogłoszonym w styczniu 1965 roku. Podobnie jak przy reformie Wielkiego Tygodnia, mamy w tym porządku mszalnym dość forsowne “oczyszczenie” tradycyjnego Ordo missae i na pewno nie wszystkie zmiany można by uznać za szczęśliwe - ale jest niemal pewne, że ten rodzaj “odnowienia” zostałby rozpoznany jako po prostu ciąg dalszy pewnej tradycji. Nowe zwyczajnie zastąpiłoby stare wewnątrz tego samego dziedzictwa.
Tak się nie stało, gdyż już od roku 1967 następne reformy poszły w stronę tworzenia ex novo - i nic tu nie zmienia fakt, że używano przy tym znanego budulca, branego również z dotychczasowej konstrukcji rytu. Efektem intensywnych prac, przynoszących efekty począwszy od reformy święceń w 1968 oraz oczywiście reformy porządku Mszy i obrzędu chrztu dzieci w 1969, było wyłonienie się z boku tradycyjnego rytu rzymskiego różnego odeń “nowego rytu”, także rzymskiego co do swego przeznaczenia określonego przez najwyższą władzę Kościoła.
Tu jednak skończyła się dotychczasowa, w zasadzie nieprzerwana od wieków zgoda powszechna w Kościele na to, że “nowe” zastępuje “stare”, gdy tak powie Stolica Apostolska. Gdyż “nowe” okazało się tak bardzo nowe, odmienne, że nie przypominało “starego” - zatem w przestrzeniach Kościoła najbardziej zaprzyjaźnionych z własną tradycją obrządku rzymskiego pojawił się odruch sprzeciwu, tym razem wychodzący od razu poza dziedziny debat klerykalnych ekspertów. Wewnątrz Kościoła powstały grupy wiernych kierujących się intuicją silniejszą niż również zinternalizowane u nich wymaganie posłuszeństwa względem Papieża. W sercu tej intuicji znajduje się przekonanie, że nawet najwyższa władza nie ma upoważnienia do zakazywania długowiecznych prawowiernych rytów.
Ten spór rozlewał się w następnych latach w wiele wątków ubocznych, które czasami wyglądały jak główne, a niekiedy odwracały uwagę od istoty sprawy. Jednak tak jak na początku, tak i potem przedmiotem głównym pozostała nie tyle dyskusja o możliwości wprowadzania “nowych rytów” przez papieża, ile teza o niemożliwości likwidowania przy tym rytów tradycyjnych, nawet przez papieża.
Nie jest zaskoczeniem, że właśnie tego serca kwestii dotknął kard. Joseph Ratzinger w swej słynnej konferencji do pielgrzymki tradycjonalistów w Rzymie w roku 1998: “Dobrze jest tu przypomnieć to, co stwierdził kardynał Newman, który powiedział, że w całej swej historii Kościół nigdy nie zniósł, ani nie zakazał prawowiernych form liturgicznych, co byłoby całkowicie obce Duchowi Kościoła. Liturgia prawowierna – to znaczy wyrażająca prawdziwą wiarę – nigdy nie jest kompilacją wytworzoną według kryteriów pragmatycznych, związanych z różnymi ceremoniami, które można by kształtować na sposób pozytywistyczny i arbitralny – dzisiaj tak, a jutro inaczej. Prawowierne formy obrzędu są żywymi rzeczywistościami, zrodzonymi z miłosnego dialogu między Kościołem i Jego Panem. Są one dla życia Kościoła sposobami wyrazu, w których została skondensowana wiara, modlitwa i samo życie pokoleń, oraz w których ucieleśniło się w konkretnym kształcie zarazem działanie Boga i odpowiedź człowieka”[4].
Ratzinger mówił nam to wiele razy: tam, gdzie dotykasz liturgii, tam dotykasz czci Boga i uświęcenia człowieka. Nie ma takiej kwestii teologicznej i duszpasterskiej, która nie wychodziłaby z doświadczenia liturgii i nie miała w niej konkretnego kryterium.
Powiedzmy więc na końcu: nie, nie jest prawdą, że papież kieruje sprawami liturgii przez zakazywanie rytów tradycyjnych. W ciągu długich wieków - w czasach gdy jej władza po Soborze Trydenckim jawiła się coraz większa - Stolica Apostolska nigdy tego nie próbowała. Ale gdy - po Soborze Watykańskim II - spróbowała tego gestem despotycznym, czujemy to do dziś, a ból przypominający najpierw jakieś bóle fantomowe stał się następnie żywą udręką wspólnot w wielu ranach świata katolickiego. A - jak widać dobrze po wydaniu Traditionis Custodes - problem nie skończy się jutro. Być może jest to jedna wielka nauka dla nas wszystkich: o władzy, o tradycji, o kontynuacji i nowości, o konkretnej obecności wśród nas misterium naszego odkupienia, o źródle i szczycie życia chrześcijańskiego. Nauka, która przechodzi przez cały Kościół bólem - i która jedna może ból zakończyć.
Paweł Milcarek
-----
Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ
[1] Tradycja liturgiczna – ciągłość i zmiany. Rozmowa z biskupem Michałem Janochą, teologiapolityczna.pl
[2] Por. P. Milcarek, Od psałterza pełnego do psałterza łatwiejszego. Z dziejów reformy Brewiarza rzymskiego w wieku XX, christianitas.org
[3] Por. tamże.
[4] Kard. J. Ratzinger, Rozproszyć obawy przed dawną liturgią, christianitas.org
(1966), założyciel i redaktor naczelny "Christianitas", filozof, historyk, publicysta, freelancer. Mieszka w Brwinowie.