Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl.
Z góry dziękujemy.
Papież mocą autorytetu Piotrowego coraz częściej wchodził w rolę liturgicznego prawodawcy, co w rezultacie stworzyło podstawę prawną do daleko idącego przekształcania liturgii. Im bardziej umacniał się prymat Piotrowy, tym bardziej oczywiste powinno było stać się pytanie o zakres i granicę tego pełnomocnictwa, jakkolwiek nad pytaniem tym nigdy się nie zastanawiano. Po Soborze Watykańskim II powstało wrażenie, że w sprawach liturgii papież może właściwie wszystko, szczególnie jeśli działa w imieniu soboru powszechnego. Ostatecznie w świadomości Zachodu idea odgórności liturgii, która nie jest podatna na dowolne jej „robienie”, w dużym stopniu zanikła. W rzeczywistości jednak Sobór Watykański I bynajmniej nie definiował papieża jako absolutnego monarchy, lecz wprost przeciwnie – jako gwaranta posłuszeństwa wobec posłanego Słowa. Pełnomocnictwo papieża związane jest tradycją wiary, a to obowiązuje także w zakresie liturgii.
Joseph Ratzinger, Duch Liturgii
|
Kolejne decyzje Papieża Franciszka stały się powodem kościelnych, nieraz ostrych dyskusji, w tym także tej, która bezpośrednio dotyczy miejsca urzędu papieskiego w Kościele[1]. Kto śledzi debatę, z łatwością zobaczy, że temat ten jest już obecny w różnych kręgach językowych katolickiego świata. Pytania, jakie się w tych dyskusjach pojawiły, dotyczą zakresu papieskiej władzy, zakresu posłuszeństwa, jakie obowiązuje wiernych, ale także zobowiązań, które stoją przed Papieżem i muszą być wykonywane, by można było powiedzieć, że we właściwy sposób spełnia on swoje powołanie. Niedawno problem papiestwa w dobrej perspektywie postawił choćby kard. Raymond Burke, który w swoim liście, będącym komentarzem do opublikowanego 16 lipca 2021 roku papieskiego motu proprio Traditionis custodes (dalej TC), napisał w taki sposób:
Pełnia władzy (plenitudo potestatis) papieża jest władzą konieczną do obrony i promowania doktryny i dyscypliny Kościoła. Nie jest ona „władzą absolutną”, obejmującą moc zmiany doktryny lub wykorzenienia dyscypliny liturgicznej, która pozostaje żywa w Kościele od czasów papieża Grzegorza Wielkiego, a nawet od czasów wcześniejszych [2].
W tym kontekście kardynał odniósł się także do zawartej w TC próby rozłożonego w czasie zakazu odprawiania starszej formy rytu rzymskiego.
Prawidłowa interpretacja art. 1 [TC – przyp. TR] nie może być negacją faktu, że UA (usus antiquior – dawny obyczaj, w domyśle: starsza forma liturgii łacińskiej) jest ciągle żywym wyrazem „lex orandi Rytu Rzymskiego”. Nasz Pan, który dał wspaniały dar w postaci UA, nie dopuści, aby został on wykorzeniony z życia Kościoła[3].
Przypomnijmy, że Papież Franciszek we wspomnianym przez kardynała punkcie motu proprio napisał, że:
Księgi liturgiczne promulgowane przez świętych papieży Pawła VI i Jana Pawła II, zgodnie z dekretami Soboru Watykańskiego II, są jedynym wyrazem lex orandi Rytu Rzymskiego[4].
Do dnia publikacji motu proprio Summorum Pontificum (SP) i towarzyszącego mu listu, w których to dokumentach znajdziemy wykład teologii liturgii dla czasów dwóch współistniejących form rytu rzymskiego, brakowało jeszcze dziewięciu lat, gdy kard. Ratzinger w roku 1998 już reasumował pracę Kościoła wykonaną w sprawie rozpoznania, zrozumienia i przyjęcia ważności dawnego obyczaju liturgii rzymskiej w perspektywie doświadczeń Kościoła po Soborze Watykańskim II:
Dobrze jest tu przypomnieć to, co stwierdził kardynał Newman, który powiedział, że w całej swej historii Kościół nigdy nie zniósł ani nie zakazał prawowiernych form liturgicznych, co byłoby całkowicie obce Duchowi Kościoła. Liturgia prawowierna – to znaczy wyrażająca prawdziwą wiarę – nigdy nie jest kompilacją wytworzoną według kryteriów pragmatycznych, związanych z różnymi ceremoniami, które można by kształtować na sposób pozytywistyczny i arbitralny – dzisiaj tak, a jutro inaczej. Prawowierne formy obrzędu są żywymi rzeczywistościami, zrodzonymi z miłosnego dialogu między Kościołem i Jego Panem. Są one dla życia Kościoła sposobami wyrazu, w których została skondensowana wiara, modlitwa i samo życie pokoleń oraz w których ucieleśniło się w konkretnym kształcie zarazem działanie Boga i odpowiedź człowieka. Ryty tego rodzaju mogą obumrzeć, jeśli zniknie ich historyczny nośnik albo gdy zostanie on wprowadzony w inne ramy życia. Władza Kościoła może określić i ograniczyć używanie rytów w różnych sytuacjach historycznych – ale nigdy nie zabrania ich w ogóle i po prostu! I tak właśnie Sobór zarządził reformę ksiąg liturgicznych, ale nie zakazał ksiąg wcześniejszych[5].
Wyrazem prac podjętych szczególnie za pontyfikatu św. Jana Pawła II były kolejne dokumenty „uwalniające” dawną liturgię i przywracające jej stopniowo miejsce w życiu Kościoła. Mam na myśli indult Quattuor abhinc annos, motu proprio Ecclesia Dei (lata 80. XX wieku) oraz motu proprio Summorum Pontificum (rok 2007). Nieuchronnie musi pojawić się pytanie, czy Papież Franciszek mógł jednym aktem swojej władzy przekreślić zarówno starożytną tradycję liturgiczną, jak i jej odnowioną prawomocność, kształtującą się poprzez refleksję oraz dokumenty kościelne ostatnich dziesięcioleci. Oczywiście, Papież posiada władzę nad liturgią – szczególnie władzę dyscyplinarną – zatem w sprawie godziwego działania w sytuacji pojawienia się nowych wskazań wyrażonych w TC trzeba szukać pomocy u rzetelnych prawników kanonistów[6] i do tego samego zachęcać biskupów. Jednak choć władza Papieża w tym zakresie nie podlega kwestionowaniu, trzeba pamiętać, że samo prawo Kościoła nie daje urzędowi Piotrowemu nieograniczonej pozycji porównywalnej do władzy tyrana[7]. Jednocześnie sprawa liturgicznego motu proprio Papieża Franciszka dotyka kwestii znacznie poważniejszych niż dyscyplina, ponieważ spod dyscyplinarnego płaszcza wyziera mechanizm likwidacji starszej formy liturgii rzymskiej, czyli – faktycznie – sukcesywne wprowadzanie zakazu jej praktykowania.
Intencja TC została wyłożona jasno – chodzi o to, by dawna rzymska liturgia zniknęła, ale bez wydawania na nią bezpośredniego wyroku o szybkiej wykonalności. Wybieg ten zapewne ma osłabić sprzeciw wielu środowisk Kościoła. Rzecz w tym, żeby dawny zwyczaj wygasł siłą nałożonych ograniczeń – poprzez zniechęcanie do niego kapłanów i wiernych. Cel regulacji TC nie jest przez Papieża kamuflowany mimo tego, że równocześnie dokument tworzy złudzenie, jakoby nie przeciwstawiał się zasadzie niezakazywalności świętych obrzędów wyrażonej choćby w SP. W szczególny jednak sposób objawienie celu liturgicznego motu proprio Franciszka widzimy nie w części dyscyplinarnej dokumentu, ale tam, gdzie pojawiają się elementy quasi-teologicznych definicji. Dodajmy, że elementy te są fałszywe i w efekcie zdradzają chęć prostego, dyscyplinarnego przekreślenia zarówno tradycji, jak i dziedzictwa Benedykta XVI. W przywołanym już art. 1 motu proprio starszy obyczaj liturgii rzymskiej został potraktowany tak, jakby w ogóle przestał być częścią życia katolickiego. Pytanie, jakie przed nami staje, brzmi prosto: czy mamy obowiązek być Papieżowi posłusznymi w tej sprawie, czy winniśmy uznać, że nadzwyczajna forma rytu rzymskiego jednego dnia po prostu przestała być wyrazem katolickiego lex orandi w sytuacji, gdy wiemy, że cieszy się ona wielowiekową prawomocnością? W dodatku prawomocnością odświeżoną i potwierdzaną od lat 80. przez władze kościelne, pomimo tak licznych niesprzyjających okoliczności historycznych.
Jak napisał Paweł Milcarek w artykule Życie „bez papierów”. Katolik i Kościół po „Traditionis Custodes” opublikowanym w „Christianitas”:
Magisterialne sprecyzowanie tych kwestii – sprecyzowanie, a nie ustanowienie – zawdzięczamy nauczaniu Benedykta XVI w tej części Summorum Pontificum, która nie została odwołana, nie będąc przepisami prawnymi, lecz objaśnieniem dotyczącym natury liturgii i jej rytów. Chodzi o tę część wywodów Papieża – zawartych także w liście do biskupów – którą streszcza dobrze słynne zdanie, że rzeczy kiedyś święte nadal pozostają święte[8].
Sprawa jest poważna – prawomocność dawnego obyczaju liturgicznego nie polega na takiej czy innej decyzji któregoś z Papieży. Podobnie jak i niezmienne elementy nauczania katolickiego, które swoje źródło mają w samym Objawieniu. Paweł Milcarek pisze w innym miejscu swojego tekstu:
Chodzi o prawomocność rytu klasycznego uprzedzającą wszelkie dekrety prawa stanowionego. Opiera się ona na trzech faktach powiązanych z sobą:
• po pierwsze – na tym, że jest to ryt istniejący przez wieki przed swą XVI-wieczną kodyfikacją potrydencką, jako przechodząca przez średniowiecze tradycja sięgająca w swym rdzeniu najdalszej starożytności rytu rzymskiego;
• po drugie – na tym, że przez kilkaset lat, począwszy od bulli św. Piusa V Quo primum tempore (1570), był to ryt posiadający zatwierdzenie i polecenie najwyższej władzy kościelnej, do powszechnego użytku w Kościele – i jako ryt rzymski otrzymał słynny przywilej swobodnego stosowania w całym Kościele;
• po trzecie – na tym, że ryt wprowadzony po Soborze Watykańskim II przez Pawła VI był nowym obrzędem, a nie tylko nowym wydaniem obrzędu tradycyjnego – w związku z czym nie zastąpił automatycznie tego ostatniego, tak jak przez wieki nowe edycje ksiąg zastępowały dotychczasowe księgi rytu rzymskiego[9].
Biorąc pod uwagę rangę liturgii w życiu Kościoła, którą przypomniał Sobór Watykański II – rangę określoną poprzez sformułowanie „źródło i szczyt życia chrześcijańskiego”[10] – możemy mieć przekonanie, że tradycja katolicka nie upoważnia nawet najwyższej władzy kościelnej do tego, by kwestię życia i funkcjonowania świętych rytów traktować ze swobodą, z jaką traktuje się normy dyscyplinarne. Trzeba rzeczywiście pytać o prawomocność działania Papieża w tej sprawie. Nie oznacza to, że księża i świeccy mają wypowiadać posłuszeństwo władzy duchowej, ale jest pewne, że mogą w dalszym ciągu zabiegać w rozmaity sposób, by „czcigodny i starożytny zwyczaj”[11] liturgiczny dalej trwał, a nawet się rozwijał.
Wobec zarysowanych powyżej problemów widzimy, że kwestia posłuszeństwa kościelnego związanego z urzędem papieskim staje się centralnym tematem, od którego nie ucieknie żaden świadomy swojej wiary katolik. Prawdopodobnie jesteśmy świadkami najgłębszego kryzysu władzy katolickiej od czasów rewolucji francuskiej. Być może zresztą kryzys ten jest doświadczany szczególnie mocno właśnie dlatego, że XIX- i XX-wieczny katolicyzm całym swoim ciężarem oparł się na urzędzie papieskim i na osobach Papieży. Ci zaś stali się w praktyce najwyższymi i ostatecznymi gwarantami zarówno jedności katolickiej, jak i prawowierności. Można w tym zjawisku dostrzec dziś niepokojący rys fideistyczny, w którym osoba Papieża staje się ważniejsza od samej treści wiary[12]. Także z tego powodu charyzmat Piotrowy, czyli zadanie umacniania braci w wierze, dziś wydaje być coraz słabiej reprezentowany. Nie warto zaprzeczać, że pontyfikat Papieża Franciszka postawił katolików przed problemem rozumienia własnego kościelnego zakorzenienia, którego elementem jest związek z następcą św. Piotra. Do tej pory najbardziej jaskrawe kontrowersje, ale także sprzeciw wobec woli Franciszka, spowodowała papieska interpretacja adhortacji Amoris laetitia (dalej AL),podważająca umocnioną przez samego Chrystusa nierozerwalność małżeństwa. Kontrowersje spowodowała również sprawa nowej formuły nauczania katechizmowego na temat kary śmierci. Ta nowa co do zasady jest sprzeczna z Pismem Świętym i tradycją katolicką[13], niezależnie od tego, czy się to komuś podoba, czy nie. Sprzeczność ta dotyczy zresztą nie tylko nauczania z dalszej przeszłości, ale odnosi się także do perspektywy, jaką przyjmowali Papieże św. Jan Paweł II i Benedykt XVI, tak stanowczo przecież występujący przeciw praktykowaniu kary głównej. Żaden z nich jednak nie naruszał fundamentalnej katolickiej zasady, która kary śmierci nie może wykluczyć całkowicie – zarówno z powodów religijnych, jak i roztropnościowych. Można do wątpliwych działań Papieża dodać też deklarację w Abu Zabi, mówiącą o rzekomo chcianym przez Boga pluralizmie religii[14]. Dokument ten wydaje się być próbą przekreślenia wydanej przez Kongregację Nauki Wiary Deklaracjio jedyności i powszechności zbawczej Jezusa Chrystusa i Kościoła Dominus Iesus [15]. Deklaracja ta nie stanowiła żadnej nowości, ale zreasumowanie pewnej oczywistej prawdy katolickiej wiary. Teraz do powyższych kontrowersji dołączyła – na nowo – sprawa tradycyjnej liturgii rzymskiej.
Kwestię posłuszeństwa warto poruszyć także dlatego, że część kościelnej opinii stara się – za pomocą samego autorytetu papieskiego słowa i papieskiej władzy – zdusić wszelką dyskusję i sprzeciw wobec zmian, które trzeba uznać za niesłychane z perspektywy Objawienia, na które składa się Pismo, ale i Tradycja, jak mówi Sobór Watykański II. Można odnieść wrażenie, że dla przedstawicieli współczesnego ultramontanizmu Franciszek bardziej niż następcą św. Piotra stał się „nowym” Chrystusem, który przychodzi znieść „stare” prawo chrześcijańskie, by dać nam jakieś inne prawo. Wszystko to powoduje wiele zamieszania i czyni kwestię posłuszeństwa wobec prawowitej władzy kościelnej, a także wobec formy i treści nauczania katolickiego sprawą centralną.
Katechizm Kościoła wielokrotnie zajmuje się kwestią posłuszeństwa[16]. I to rysując szeroką panoramę, która umieszcza dzisiejsze życie katolickie w perspektywie sięgającej dziejów Izraela. Możemy tam przeczytać o pierwotnym nieposłuszeństwie Adama, o posłuszeństwie wiary Abrahama, a także o posłuszeństwie Pana Jezusa wobec Ojca i kontrowersjach, jakie Jego postawa wywoływała wśród Żydów. Zatrzymajmy się jednak na posłuszeństwie, które winniśmy Kościołowi w sprawach wiary. W punkcie 891 Katechizm łączy tę kwestię ze sprawą nieomylności Kościoła. Cytowany jest tam fragment Konstytucji dogmatycznej o Kościele Soboru Watykańskiego II Lumen gentium:
Nieomylnością tą cieszy się na mocy swego urzędu Biskup Rzymu, głowa Kolegium Biskupów, gdy jako najwyższy pasterz i nauczyciel wszystkich wiernych, który swoich braci umacnia w wierze, ogłasza definitywnym aktem naukę dotyczącą wiary lub moralności… Nieomylność obiecana Kościołowi przysługuje także Kolegium Biskupów, gdy wraz z następcą Piotra sprawuje ono najwyższy Urząd Nauczycielski[17].
Powyższe formuły soborowe wiążą zatem Papieża – w jego kompetencji strzeżenia, przekazywania i wyjaśniania depozytu wiary – nierozerwalnym węzłem z Kolegium Biskupów. Co więcej: zostaje tu wyraźnie powiedziane, że nieomylność w sprawach wiary połączona jest z „mocą urzędu”, co oznacza, że sprawy te nie są po prostu w osobistej dyspozycji Papieża. Gdyby były w osobistej dyspozycji, oznaczałoby to, że każdy Papież może nimi rozporządzać według własnej woli, nawet jeśli nie byłaby ona połączona w swoich uzasadnieniach z Objawieniem czy też tradycją katolicką. Zatem Papież wypełnia swoją osobowością ramy urzędu[18], który nie jest po prostu reprezentacją jego własnej woli mocy czy woli jakiejś frakcji. Tak właśnie jednak wyobrażają sobie papiestwo liczni przeciwnicy urzędu Piotrowego, ale też różnorodni modernizatorzy wiary[19]. W momentach gorszych dla Kościoła stan spraw rzeczywiście zaczyna przypominać te wyobrażenia. Jednak, co do zasady, jak zauważył jakiś czas temu w pewnej amerykańskiej telewizji kanonista ks. Gerard Murray: „Papież nie może obudzić się rano i stwierdzić, że to, co było cudzołóstwem, od dziś nim nie jest”[20].
Wypowiedź ta dotyczyła wspomnianej już afirmacji, jakiej dokonał Papież Franciszek wobec interpretacji adhortacji AL przygotowanej przez argentyńskich biskupów. Dopuszcza ona – w pewnych (dodajmy, że nieokreślonych z góry) sytuacjach[21] – do Komunii świętej osoby rozwiedzione i żyjące w nowych niesakramentalnych związkach, jakby to była tylko kwestia dyscypliny[22]. Tymczasem chodzi o osoby żyjące w stanie grzechu śmiertelnego. W praktyce Papież wytworzył sytuację legalnego przyzwolenia na niezachowywanie warunków, jakie takim osobom wyznaczała – zgodnie z całą tradycją Kościoła i słowami Pana Jezusa w Ewangelii – adhortacja św. Jana Pawła II Familiaris Consortio (FC). Bez wchodzenia w szczegóły, FC mówi o konieczności wstrzemięźliwości seksualnej osób, które znalazły się w takich nowych związkach, lub przynajmniej o rzeczywistej woli praktykowania owej wstrzemięźliwości, która musi być potwierdzana w sakramencie spowiedzi[23]. Nauczanie Kościoła wynika z jednoznacznego traktowania małżeństwa, które jeśli jest zawarte ważnie, pozostaje nierozerwalne niezależnie od okoliczności aż do śmierci jednego z małżonków. Jak wiadomo, Papież Franciszek swoją opinię zawartą w prywatnym liście, dotyczącą zapytania biskupów argentyńskich, zlecił opublikować w Acta Apostolicae Sedis (AAS) – oficjalnym publikatorze urzędowym Stolicy Apostolskiej. Wyraził w ten sposób wolę, by włączyć swój list do katolickiego nauczania kościelnego. Na osobne rozważanie zasługiwałoby tu pytanie, jaki jest rzeczywisty stopień zaangażowania Magisterium w ten dokument. A liczy się tu i ranga samego listu, jak i możliwość jego harmonijnego włączenia w wiarę katolicką. Analogiczne pytanie narzuca się, jeśli chodzi o art. 1 TC, który zdaje się traktować liturgię nieadekwatnie do jej znaczenia w życiu Kościoła. Tak jakby była ona jedynie – co już sygnalizowałem – kwestią dyscypliny. Lex orandi w TC nie jest bowiem już odniesione do lex credendi, jak w Summorum Pontificum i starszej tradycji. Można więc odnieść wrażenie, że ingerencja w życie dawnego obyczaju liturgicznego nie przedstawia się autorowi motu proprio jako interwencja w samo święte misterium, kult i rozumną służbę Bożą, gdzie narastająca przez wieki forma – dzięki działaniu Ducha Bożego w Kościele – stała się właściwie nieoddzielna od treści. Stała się narzędziem łaski dopasowanym zarówno do prawdy Bożej, jak i do natury ludzkiej.
Zestawienie dogmatycznie sformułowanej nieomylności Papieża oraz równoczesnego ograniczenia jego woli przez urzędowy charakter posługi następcy Piotra z praktyką obecnego pontyfikatu wskazuje na istnienie swoistego rozdwojenia problemu najwyższej władzy w Kościele w ostatnich dziesięcioleciach. A skoro mamy problem władzy, to także nieuchronnie dotykamy również kwestii przeżywania posłuszeństwa przez wiernych. Jeśli chodzi o papieską interpretację adhortacji AL, pozostaje ona w sprzeczności z całą wcześniejszą nauką katolicką i wywołuje bez wątpienia zamieszanie w wielu sumieniach. Podobną sytuację mamy, jeśli chodzi o TC. Zamieszanie to oddają pojawiające się pytania: „czy należy w tej sprawie słuchać Papieża?”, „czy należy w ogóle słuchać tego Papieża?”, aż wreszcie w radykalnej postaci: „czy Franciszek jest prawdziwym Papieżem?”. To ostatnie pytanie, choć nie ma podstaw merytorycznych i ostatnio nieco przycichło, dobrze oddaje nastrój desperacji obecnej w Kościele oraz pojawiającego się poczucia, że prawdy i praktyka wiary są sprowadzane do dowolności decyzji legalnej władzy. Niezależnie od tego, czego by ona miała dotyczyć.
Zamieszanie, którego doświadczamy, to także efekt cywilizacyjnych problemów z ustaleniem, czym jest władza i jakie są jej kompetencje. Kłopoty kompetencyjne władzy nie ominęły także Kościoła. Jednym z elementów tej sytuacji jest rosnąca, a dobrze widoczna w życiu katolickim, tendencja do cedowania na Papieży całej władzy doktrynalnej, moralnej czy nawet politycznej, i to w sensie całkowicie osobistej zależności, a nie osobistej i urzędowej, jak być powinno. Obrazem tej personalizacji jest zjawisko, które zostało za pontyfikatu Franciszka określone mianem „magisterium samolotowe”. Oto słowa wypowiadane przez Papieża Franciszka, w swobodnym kontekście rozmów z dziennikarzami, stawały się niejeden raz punktem odniesienia dla szerokich medialnych dyskusji o możliwych doktrynalnych zmianach w Kościele. W komentarzu z 2012 roku na temat recepcji Vaticanum II Benedykt XVI posłużył się podobnym wyrażeniem, mówiąc o „soborze mediów”. Źródłem tego „soboru” były opinie poszczególnych uczestników obrad przekazywane światu poprzez media masowe oraz mniej lub bardziej istotne komentarze teologiczne, jakie się przy tej okazji pojawiały. Rzeczywistym problemem okazało się to, że te, jak się zdawało, niezobowiązujące wypowiedzi w praktyce niejednokrotnie zastąpiły – również w samym Kościele – treści zapisane w dokumentach sygnowanych w soborowej auli. Do tego rodzaju personalizacji władania, w której ignoruje się to, co zastane, oficjalne i urzędowe, można zaliczyć także włączenie do nauczania Kościoła prywatnej korespondencji Papieża. Taki właśnie charakter miał list afirmujący liberalną argentyńską interpretację AL.
Czytelnik mógłby postawić w tym miejscu zarzut, że przecież w historii mieliśmy podobne przypadki, np. dotyczy to listów Cyryla Aleksandryjskiego do Nestoriusza czy listu Papieża Leona Wielkiego do Flawiana w czasie kontrowersji monofizyckiej. Jednak odnosząc się do kościelnej praktyki ogłaszania nauczania w ostatnich stuleciach, publikacja prywatnego listu o niejasnym statusie, uniemożliwiającym odniesienie się do niego czy to na poziomie wiary, czy rozumu – w obu przypadkach znajomość statusu dokumentu jest konieczna – a potem drukowanie go w AAS, nosi znamiona papieskiego decyzjonizmu. W doktrynie decyzjonistycznej punktem oparcia dla sprawy jest możliwość wykonywania władzy połączona z forsowaniem osobistej opcji. Realny decyzjonizm obecny w Kościele ma konsekwencje zarówno na poziomie traktowania przez Franciszka sprawowanego urzędu, na poziomie traktowania przez niego Kościoła, będącego przecież mistycznym Ciałem Pana Jezusa, a nie własnością Papieża, jak i na poziomie troski – lub jej braku – o sumienia wiernych. Dodajmy, że nie jest pewne, czy interpretację biskupów argentyńskich, którą potwierdza Papież w swoim liście, w ogóle można uznać za spójną z tekstem AL[24]. Zatem Papież orzeka, pomijając zwykły, przyjęty i klarujący sposób głoszenia nauki, w sprawie, w której treść orzeczenia jest przynajmniej kontrowersyjna i wymagałaby odpowiedniej deklaracji urzędowej nieignorującej nie tylko rozumowej spójności, ale i kwestii niezmiennego w tej sprawie przekazu Ewangelii. Zwykle w takich sytuacjach angażowana jest do pracy choćby Kongregacja Nauki Wiary. Podobnie znów rzecz ma się z TC. Jeśli nie zakładamy złej woli twórców motu proprio, to dokument ten został przygotowany bez dbałości teologicznej, bez zainteresowania tym, jak poważnej materii dotyka i czy harmonizuje z wcześniejszym nauczaniem Kościoła, czy właściwie referuje treść teologiczną i dyscyplinarną SP, którą ma modyfikować. Wygląda to tak, jakby osobista dyspozycja Papieża, niezależnie, czy jest spójna intelektualnie i prawnie, wystarczała za całe uzasadnienie dla zmian w tym – według Soboru Watykańskiego II – najwrażliwszym obszarze życia Kościoła. Na przykładzie aktów papieskiej władzy w sprawie liturgii łatwo dostrzec różnicę w sposobie pracy i sprawowania urzędu między Benedyktem XVI a Franciszkiem. Papież Ratzinger swoją reformę przygotowywał przez wiele lat pracy intelektualnej. Dbał też o to, by zaordynowane formuły teologiczne oraz dyscyplinarne zaistniały w możliwie szerokim tle teologicznych i historycznych uzasadnień.
Ta personalizacja czy decyzjonizm wynika, w pewnej przynajmniej mierze, z wpływów absolutystycznych w Kościele. Papieski „absolutyzm” wydawał się bowiem długo bastionem katolickości wobec rozmaitości ideologii oraz tendencji politycznych szturmujących rozpadającą się christianitas. Posłuszeństwo Papieżowi było swoistym testem katolickości, ponieważ urząd ten, będąc symbolem zwornikiem Kościoła, stanowił równocześnie znak sprzeciwu wobec podziałów wśród chrześcijan, którzy znajdowali się we wspólnotach odłączonych. W rzeczywistości katolickie oczekiwania, by Ojciec Święty był kimś w rodzaju – jak to kolokwialnie określił o. Paweł Krupa OP – „superbohatera”[25], wkładały na barki ludzi wstępujących na Stolicę św. Piotra brzemię trudne do uniesienia. Pomimo tego, że przez długi czas wspierani oni byli siłami, jakie daje instytucja i łaska, brzemię to okazywało się tym trudniejsze do dźwigania, im bardziej liczono na osobiste zalety Papieży zamiast na formę i zadania stabilizujące urząd. Praktyczne osamotnienie wynikające z absolutyzacji pozycji Papieży sprawiło, że ramy urzędu zaczęły być coraz słabiej widoczne, i to właśnie osobowość Papieża, niemal każdy jego gest, stawała się praktyczną reprezentacją całej katolickiej nadziei. Nie będzie przesadą powiedzieć, że ukształtowała się w ten sposób quasi-protestancka mentalność, którą można opisać jako solus papatus analogicznie do sola scriptura, sola fides itd.[26] Papieże zaczęli – niekoniecznie mając tego świadomość – rządzić nie tyle „mocą urzędu”, będącego reprezentacją Kościoła wszystkich czasów i realizacją powołania Piotrowego, co osobiście. To właśnie przesunięcie można określić mianem właściwej absolutyzacji papiestwa. Powyższy opis jest oczywiście rodzajem modelu kryzysu, jaki ujawnia się w zarysach obserwowalnych tendencji, których jesteśmy świadkami i które stały się bardziej wyraźne za czasów Franciszka niż poprzednio.
Osobiste cechy Papieża mogą dać Kościołowi dobre lub złe nawyki, dobry lub zły impuls w aktywności duszpasterskiej, społecznej czy intelektualnej, ale to zachowywanie urzędowości decyzji papieskich, a nie indywidualne skłonności Pontifexów, formuje Tradycję i zwiera Kościół. Cechy indywidualne co najwyżej mogą skłaniać katolików do skupienia się na pewnych aspektach swojej religijnej aktywności, na odnowieniu spojrzenia na liturgię czy ubogich. Nie stawiam tych spraw na jednym poziomie, ale staram się pokazać, jak osobowość Papieża może kształtować życie Kościoła w ramach urzędu papieskiego. Gdy osobowość zaczyna się zanadto wybijać ponad urząd – co jest konsekwencją absolutyzacji władzy – gdy trudno ją już odróżnić od urzędu, następnym krokiem okazuje się upowszechnienie wśród wierzących pomylenia woli człowieka z przekazem – treścią – i racjonalnością wiary. Uzasadnieniem wszelkich aktywności okazuje się przekaz osobisty, a nie powaga samego Chrystusa obecna w kościelnej formule. To wychodzenie Papieża z formy urzędowej, która sama została ukształtowana w dynamice rozwoju tradycji, w asystencji Ducha Świętego i przede wszystkim w wyniku założycielskiego aktu samego Pana, łatwo staje się pokusą. Pokusą odrzucenia tradycji wiary Kościoła jako rzeczywistej reprezentacji Ewangelii i łaski na rzecz władania charyzmatycznego, niewymagającego żadnej spójności i żadnego pośrednictwa z Bogiem objawiającym się w historii. Symptomy takiej sytuacji mamy i obecnie, gdy „to, co poprzednie pokolenia uważały za święte”[27], dziś jest przedmiotem wewnątrzkościelnych politycznych rozgrywek. Tej sytuacji z pewnością trzeba się przeciwstawić, nawet jeśli jej bezpośrednim rozgrywającym jest Papież.
Odsuwanie w cień tradycji – niedocenianie jej roli – wzmacnia jednak jeszcze bardziej dominantę woluntarystyczną (personalistyczną) i ułatwia lekceważące traktowanie tych, którzy zwracają uwagę, że Bóg sam sobie nie zaprzecza, a zatem i Kościół nie powinien. Jeśli Papież potrafi dziś czynić niejasnym lub nieważnym to, co w Tradycji jest niezwykle jasne i ważne, zdaje się bardziej realizować własne opcje niż zadania następcy Piotra. Z powodu takich tendencji dla wielu odbiorców przekazu kościelnego Tradycja przestaje być kontynuacją dziejów zbawienia toczących się w obecności wciąż tego samego Boga, będącego Zbawicielem i Mądrością, a objawia się jedynie jako emanacja czysto ludzkiej religijności wypełnianej rozmaitymi ideami. Staje się czymś, co można dowolnie formować i co nie posiada większej wiarygodności. Sam Papież zaczyna być postrzegany poza kontekstem, który powierzono mu reprezentować, staje się „światowym liderem duchowym”, „katolickim Dalajlamą”, a nie tym, który ma umacniać braci w wierze. Pokusą papiestwa w samym Kościele jest dziś przede wszystkim pokusa władzy nad Kultem Bożym, nad Słowem Bożym i nad Tradycją, którą tu rozumiemy jako wierną realizację nauczania Pana Jezusa podanego Kościołowi powszechnemu. Czy nie jest tak, że już dziś możemy sobie wyobrazić sytuację, w której całe nauczanie Kościoła będzie opierać się na „wyczuciu” jakiegoś przyszłego Papieża? Byłby to prawdziwy horror teologiczny. Dlatego pomimo zamieszania, które wywołało opublikowanie motu proprio TC, wyglądające na akt kościelnej autoagresji, wierność starożytnej tradycji liturgicznej, choć bez zrywania z Piotrem naszych czasów, jest koniecznym gestem sprzeciwu wobec niszczenia duchowych dóbr Kościoła.
Spójrzmy bardziej bezpośrednio na trwający od dziesięcioleci kryzys liturgiczny. Niewątpliwie punktem zwrotnym omawianych problemów z władzą w dwudziestowiecznej historii Kościoła była reforma liturgiczna, której praktyczna realizacja nie znajduje odzwierciedlenia w oczekiwaniach biskupów całego świata zapisanych w dokumentach Soboru Watykańskiego II, a konkretnie w Konstytucji o Liturgii świętej Sacrosanctum Concilium[28]. Mimo to reforma została przeprowadzona, ponieważ Paweł VI jej chciał, w takim sensie, że wydawał zgodę na kolejne jej „momenty” i elementy. W Kościele w latach 60. XX wieku panowało przekonanie, że Papież ma całkowitą władzę nad liturgią. Reforma została wprowadzona z taką łatwością, ponieważ patrzono na kult Boży jako na coś praktycznego, dydaktycznego[29] – jedynie element kościelnej dyscypliny, czas głoszenia i udzielania sakramentów. Wprowadzono reformę, zanim dokonała się recepcja zasadniczego twierdzenia, że „liturgia jest źródłem i szczytem życia chrześcijańskiego”. Publikacja TC oraz treść tego dokumentu, dramatycznie powierzchownie traktująca najświętsze katolickie misteria, potwierdzają, że recepcja Sacrosanctum Concilium do dziś dokonała się w niewielkim zakresie. Możemy powiedzieć, że choć wszystko w przypadku zmian w liturgii odbyło się formalnie zgodnie z kościelnym prawem, reforma była odstępstwem od integralności Tradycji i tego, czego na Soborze chciał Kościół. Była pragnieniem pewnej części elit katolickich, któremu nadano pozory urzędowej powagi dzięki przelicytowanemu autorytetowi Papieża. Najlepszym przykładem złego użycia władzy Papieży stało się zresztą przekonywanie katolików – przez dziesięciolecia – że stara Msza mogła zostać zakazana. Ona była zakazywana w praktyce, co nie znaczy, że brakowało jej rzeczywistej prawomocności, by trwać dalej. A wiemy dziś, że trwała i przetrwała. Od lipca 2021 roku otworzył się niestety nowy okres nadużyć, w którym, podobnie jak w latach 70., gra się autorytetem Papieża i nieprawdą, by wyeliminować rdzeń katolickiej treści i formy wiary. Sama treść TC i towarzyszący dokumentowi list składają się ze znacznej liczby półprawd, niedomówień, a nawet po prostu odwracania intencji Benedykta XVI sformułowanych w SP. Trafnie napisał Paweł Grad w artykule Papież i liturgia:
Niemniej Papież Franciszek odwołał ten dokument i to właśnie rozporządzenie [chodzi o SP], nie odnosząc się do jego treści. Gdyby ją uwzględnił, musiałby zupełnie inaczej uzasadnić swoją decyzję, a może w ogóle odstąpić od jej podjęcia[30].
W przypadku reformy liturgicznej nie mówimy o kwestii, która z dnia na dzień przekreślałaby życie i misję Kościoła. Jednocześnie widzimy, że jej skutki duszpasterskie są opłakane. To cena, którą ponieśliśmy za lekceważenie zamysłu, jaki Ojcowie Soboru rzeczywiście zapisali jako autentyczną naukę Kościoła w sprawie liturgii, za lekceważące powtarzanie bez zrozumienia cytatu „o źródle i szczycie”, przy jednoczesnym rozmontowaniu strumienia łaski, którym jest cały Kult Boży w swojej bogatej formie, a nie tylko same akty sakramentalne. Możemy mówić w tym przypadku o błędzie naprawialnym w jakiejś perspektywie czasu, jednak będącym widocznym znakiem konsekwencji zaburzeń w rozumieniu posłuszeństwa w wierze, któremu podlega sam Papież i jego urząd. Chodzi o posłuszeństwo wobec tradycji, która nie jest zespołem nawyków wynikających z charakterologicznej różnorodności kolejnych pontyfikatów, ale odłożoną w doktrynie, rytach, praktykach, w pobożności, a nawet przedmiotach, praktyczną racjonalnością wiary w prawdę Ewangelii. Z pewną ostrożnością można powiedzieć, że Paweł VI nie rozpoznał wezwania Soboru Watykańskiego, by Papież też był posłuszny, i że leży to w charakterystyce jego powołania. Ono zaś realizuje się, gdy Biskup Rzymu działa „jako najwyższy pasterz i nauczyciel wszystkich wiernych, który swoich braci umacnia w wierze”. Niewątpliwie trzeba także pytać, czy mamy dziś do czynienia z właściwą realizacją postulatu większej kolegialności Papieża i biskupów, która nie byłaby tylko kościelnym partyjniactwem, dominacją partykularnych opcji reprezentowanych przez liczniejszych przedstawicieli.
Nauka Vaticanum II mocniej osadzająca Papieża wewnątrz Kościoła, a nie tylko ponad nim, ewidentnie nie została przepracowana, można odnieść wrażenie, że recepcja tych prawd nie nastąpiła w ogóle. Kolegialność wydaje się służyć głównie do „demokratyzowania” i rozmontowywania jedności katolickości, a nie do osłabienia papieskiego decyzjonizmu. Ten wydaje się tylko wzmacniać dzięki legitymizacji synodalnej, nad którą ma władzę, i może swobodnie wykorzystywać różne tendencje obecne w światowym episkopacie do prowadzenia gry umacniającej przede wszystkim jego pozycję władcy, a nie autorytet apostolski. Podobnie nie nastąpiła recepcja apelu św. Jana Pawła II o przemyślenie sposobu funkcjonowania prymatu Piotrowego[31]. Stoimy obecnie wobec problemu przerostu władzy, która wykorzystuje szacunek katolików wobec urzędu papieskiego do dekompozycji wiary katolickiej.
Nieurzędowość, personalizm, absolutyzm papiestwa Franciszkowego bardzo wyraźnie widać we wspomnianej tendencji, by Synody działały jako dodatkowe narzędzie wzmacniania osobistej władzy Papieży. Tymczasem powinny sugerować kierunek papieskiego urzędowania. Niestety dziś w sytuacji kryzysu wiary i władzy Synody wydają się być pozbawione większego sensu. Proces ich wasalizacji był obecny od samego początku posoborowej synodalności, ale nie ujawniał się tak drastycznie z powodu osobistej formacji Papieży takich jak św. Jan Paweł II, formacji opartej na współodczuwaniu z Kościołem wszystkich czasów. To kolejny aspekt pokazujący, że przypominanie o obowiązku papieskiego posłuszeństwa jest konieczne. Na potrzebę wycofania do urzędowego papiestwa zdawał się wskazywać Benedykt XVI, rezygnując z postawy ciągłej kreacji własnego wizerunku i nieustannego aggiornamento[32]. Recepcja tego pontyfikatu – np. ekumeniczny wymiar takiego wycofania – także nie doczekała się zrozumienia w Kościele wciąż mówiącym o ekumenizmie.
Wróćmy do osobistego wymiaru posłuszeństwa, które jest naszym niełatwym katolickim obowiązkiem. Papieżowi jesteśmy winni synowską podległość jako Ojcu ze względu na to, co reprezentuje, a nie ze względu na jego osobiste przymioty. Urząd ten jest zwornikiem życia katolickiego. Ma to dwie konsekwencje – nie powinniśmy porzucać Ojca, gdy stawia niepewne kroki, może nawet błądzi, ale też nie mamy kompetencji, by porzucać to, co obiektywnie reprezentuje, czyli wiarę, kult czy moralność – nawet jeśli łączą nas z nim osobiście wspólne upodobania moralne i estetyczne idące w poprzek tradycji. To chętnie czynią współcześni ultramontanie mający upodobanie w „magisterium samolotowym” Franciszka.
Zakończyć chciałbym cytatem z przywoływanego już tekstu Pawła Milcarka, którego uwaga wydaje się mieć kapitalne znaczenie dla praktycznych działań, które podejmiemy jako ludzie przywiązani do łacińskiej tradycji liturgicznej, chcący zachować zarówno „źródło i szczyt”, jak i wierność wobec „Piotra naszych czasów”.
Wierność i lojalność muszą być praktykowane na podwyższonym poziomie[33]. Mówiąc najkrócej, chodzi o taką postawę, która składa się zarówno z myśli, że dopóki tylko można, trzeba szanować prawo stanowione i autorytet reprezentowany przez konkretnych ludzi – jak i z myśli, że w przypadku ustaw o nadmiernej surowości czy prawdopodobnej niesprawiedliwości nie tylko można, ale i należy działać raczej słusznie niż legalnie. Ale i trzecia niezbędna myśl: że o ile praktyczna zgoda na wyeliminowanie tradycji jest czymś niedopuszczalnym, zwłaszcza u kogoś, kto zna wagę sprawy – o tyle nie należy traktować odprawiania wyłącznie liturgii tradycyjnej lub uczestniczenia wyłącznie w niej jako czegoś o słuszności stającej zawsze i automatycznie ponad surowym prawem i ponad poleceniem przełożonego[34].
Tomasz Rowiński
-----
Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.
[1] Zabierałem w tej sprawie głos kilkakrotnie. Chciałbym zwrócić uwagę na dwa moje teksty na temat współczesnego problemu papiestwa. Pierwszy to wywiad Turbopapiestwo z książki Alarm dla Kościoła. Nowa reformacja? (Warszawa 2019), który przeprowadził ze mną Paweł Milcarek, a drugi to artykuł Turbopapiestwo superbohaterów („Pch24 Co Tydzień”, nr 110, 22.05.2020, tekst dostępny jest na portalu pch24.pl); zwracam także uwagę na mój szkic Papież jako wydarzenie, „Christianitas”, nr 51, 2013, oraz artykuł F. Łajszczaka Ukryty sens pontyfikatu Franciszka z „Christianitas”, nr 71–72, 2018.
[2] Kard. R. Burke, Oświadczenie odnośnie do Motu Proprio „Traditionis Custodes”, tłum. I. Parowicz, pch24.pl, 23 lipca 2021.
[3] Tamże.
[4] Za stroną Konferencji Episkopatu Polski, episkopat.pl, 17 lipca 2021.
[5] Kard. J. Ratzinger, Rozproszyć obawy przed dawną liturgią, „Christianitas”, nr 1–2, 1999.
[6] Zob. T. Kisiel, F. Warowny, Analiza kanonistyczna motu proprio „Traditionis custodes”, „Christianitas”, nr 83–84, 2021.
[7] Chodzi tu przede wszystkim o kan. 87 kodeksu prawa kanonicznego, który został już wykorzystany przez wielu biskupów, by ograniczyć bezduszność regulacji Franciszka w sprawie tradycyjnej liturgii.
[8] P. Milcarek, Życie „bez papierów“. Katolik i Kościół po „Traditionis Custodes”, „Christianitas”, nr 83–84, 2021.
[9] Tamże.
[10] Sobór Watykański II, konst. Lumen gentium, 11.
[11] Benedykt XVI, Summorum Pontificum, art. 1, za portalem sanctus.pl, dostęp: 6 września 2021.
[12] Więcej o tym pisałem w artykule Turbopapiestwo superbohaterów, art. cyt.
[13] Zob. T. Rowiński, Co napisała Kongregacja Nauki Wiary na temat kary śmierci?, „Christianitas”, nr 71–72, 2018.
[14] Dokument o ludzkim braterstwie dla pokoju światowego i współistnienia, deon.pl, 4 lutego 2019.
[15] Deklaracja o jedyności i powszechności zbawczej Jezusa Chrystusa i Kościoła „Dominus Iesus”, opoka.pl, 6 sierpnia 2000.
[16] Od tego miejsca aż do ostatniego kończącego akapitu korzystam z poprawionego na potrzeby tej publikacji artykułu Nawet Papież powinien być posłuszny, który najpierw ukazał się w „Teologii Politycznej Co Tydzień”, nr 90, a potem w nieco zmienionej wersji w „Christianitas”, nr 70, 2017; zwracam jednak uwagę, że materiał ten został poddany znaczącej redakcji.
[17] LG 25; Sobór Watykański I: DS. 3074.
[18] P. Milcarek, Portrety czy rama, „Do Rzeczy”, 25.02.2013; tenże, Kim jest papież?, „Christianitas”, nr 51, 2013.
[19] Pisze o tym P. Grad w artykule Liturgia i decyzjonizm eklezjalny, „Christianitas”, nr 83–84, 2021.
[20] Za komentarzem T. Terlikowskiego na nieistniejącym już portalu malydziennik.pl, 15.12.2017.
[21] Zob. T. Rowiński, Pusty zbiór wyjątków Papieża Franciszka, „Christianitas”, nr 70, 2018.
[22] Zob. P. Grad, Unieszkodliwianie Magisterium. Studium dyskusji o Amoris Laetitia, 305, „Christianitas”, nr 65, 2021.
[23] FC, 84.
[24] Zob. P. Grad, Unieszkodliwianie Magisterium, dz. cyt., s. 52.
[25] Zrobiliśmy z Papieża superbohatera – z o. Pawłem Krupą OP rozmawia Tomasz Rowiński, „Christianitas”, nr 51, 2013.
[26] Zwracałem uwagę na ten problem już w 2014 roku w tekście Antyrzymski resentyment dzisiaj, „Christianitas”, nr 52, 2013.
[27] Benedykt XVI, List towarzyszący motu proprio Summorum Pontificum, za portalem sanctus.pl, dostęp: 16.09.2021.
[28] Więcej czytelnik znajdzie na ten temat choćby w książce Historia Mszy Pawła Milcarka (Dębogóra 2009; także jako „Christianitas”, nr 41–42, 2009).
[29] Polecam czytelnikowi zerknąć do tekstów wybitnego polskiego przedstawiciela ruchu liturgicznego Sługi Bożego ks. Władysława Korniłowicza, gdzie te tendencje były widoczne już w latach 30. XX wieku, Wartości kulturalno-wychowawcze liturgji, Warszawa 1936, oraz Praca nad ożywieniem ruchu liturgicznego w Polsce, [w:] Pamiętnik piątego zjazdu w Łodzi, 3/IV–5/IV 1929, Związek Zakładów Teologicznych w Polsce pod wezwaniem św. Jana Kantego, nr 8.
[30] P. Grad, Papież i liturgia, christianitas.org, 5.08.2021.
[31] Ut unum sint, 95.
[32] Zob. mój tekst Papież jako wydarzenie, „Christianitas”, nr 52, 2013.
[33] Por. P. Milcarek, Wierność i lojalność, „Christianitas”, nr 17–18, 2004, s. 3–7.
[34] P. Milcarek, Życie „bez papierów”. Katolik i Kościół po „Traditionis Custodes”..., dz. cyt.
(1981), redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, publicysta poralu Aleteia.org, senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.