Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy.
Refleksja, którą pragnę zaproponować nie należy do łatwych. Siłą rzeczy tekst publicystyczny w związku z jej tematem opiera się na pewnej płaszczyźnie ogólności. Nie ma on charakteru demaskowania działań o charakterze „spiskowym” – bowiem wiele ludzkich aktywności oparte jest na uniwersalnych, wręcz automatycznych mechanizmach psychologii społecznej. Mechanizmy te można dostrzec także w obecnych dyskusjach w związku z dyskusją o rozliczaniu nadużyć i przestępstw w Kościele.
Można odnieść wrażenie, że od dłuższego czasu grupa powszechnie nazywana "skrzywdzonymi w Kościele" – a szczególnie jej aktywni w mediach i debacie publicznej przedstawiciele, przybiera formę aktywistów forsujących konkretną agendę zmian w nauczaniu katolickim. Dotyczy to zwłaszcza istotnych zagadnień teologii moralnej i szerzej, chrześcijańskiej antropologii. Dochodzi przez to do zatarcia delikatnej różnicy pomiędzy byciem poszkodowanym i sygnalistą słusznie domagającym się sprawiedliwości, a działaczem społecznym, dążącym do realizacji danego programu zmian. Przy tym grupa określana tym szyldem, jak i ośrodki ją wspierające stają się środowiskiem dość jednorodnym i hermetycznym światopoglądowo. Dzieje się tak pomimo obiektywnej uniwersalności doświadczenia poszkodowania w Kościele, mogącego dotyczyć ludzi i grup o różnorakim profilu duchowym, społecznym i ideowym. Trudno w istocie znaleźć w gronie najbardziej aktywnych „skrzywdzonych”, jak i we wspierających go mediach oraz wśród utożsamiającym się z ich linią redakcyjną odbiorców (co można wnioskować po komentarzach pod ich tekstami w sieciach społecznościowych) jednoznacznych zwolenników tradycyjnego nauczania Kościoła. Dotyczy to chociażby takich kwestii jak fundamentalne nauczanie moralne i antropologiczne. Wyzwaniem może być również próba odpowiedzi na pytanie o wyznawaną przez tę grupę eklezjologię i wizję ustroju samego Kościoła. Przypomnienie prawowiernego nauczania w obydwu wyżej wymienionych kwestiach, opartego na jedności dogmatycznej, sakramentalnej i jurysdykcyjnej, nie wspominając już o elementach katolickiej pobożności lub obyczajów, w dyskusjach z tą grupą i jej zwolennikami w mediach społecznościowych, zwłaszcza tych przyjmujących nieformalną rolę trybuny tego środowiska, coraz częściej prowokuje drwiny, gwałtowne i agresywne reakcje niechęci lub w najłagodniejszym przypadku – ignorowanie argumentów. Najczęstszymi przymiotnikami, które słyszymy ze strony tej grupy i jej zwolenników w odniesieniu do widzialnego kształtu Kościoła to "feudalny", „anachroniczny”, „nieewangeliczny” lub „oderwany od życia”. Ergo: wymagający gruntownych zmian na zasadniczym polu doktrynalnym, które wyjdą ku powszechnym i modnym tendencjom społecznym, nakreślanym przez wpływowe ośrodki animujące debatę publiczną.
„Skrzywdzeni” i ich sympatycy posługują się w tejże debacie narzędziem klasycznej narracji lobbingowej perswazji. Opiera się ona na mechanizmie, który nazwałbym zbiorową, "cyfrową empatią walczącą". "Cyfrową" - dlatego, że jest ona realizowana w głównym dzisiaj miejscu debaty, jakim są portale społecznościowe i profile popularnych mediów oraz komentatorów, mające odpowiednie algorytmy zasięgów, obejmujące co najmniej kilkaset potencjalnych reakcji w postaci kliknięcia „Lubię to”. "Walczącą" zaś, gdyż opartą na wyczuciu emocjonalnego resentymentu u odbiorców tychże internetowych algorytmów. Wyrażającym się w bezwzględnym, a niekiedy wręcz emocjonalnie okrutnym wskazywaniu nie tyle realnych sprawców realnych nadużyć oraz realnych poszkodowanych i ofiar, ale na uruchamianiu psychologicznych emocji. Główną z nich jest par excellence negatywna i wykluczająca stereotypizacja całych grup społecznych lub instytucji. W tym przypadku: Kościoła, jego prezbiterów, osób konsekrowanych, biskupów, papieży, a i też niekiedy zwykłych wiernych, jako że często milczą oni w kwestiach, które dla grupy skrzywdzonych są leitmotivem aktywności publicznej. Wieloletnie doświadczenie z aktywności w mediach społecznościowych wskazuje, że cyfrowe instrumenty zbiorowej empatii bywają bezlitosne. Nie pozostawiają praktycznie żadnego marginesu na spokojną, merytoryczną dyskusję i szacunek dla godności osobowej kogoś, kto wyraża zdanie odmienne od większości komentatorów. Niekiedy nosi wręcz znamiona wirtualnego hejtu lub linczu. Pozbawionego jakiegokolwiek niuansowania, ważenia racji, pokazywania niejednoznaczności nie tylko wielu ludzkich działań, ale też subiektywnych opinii i odczuć związanych z faktami.
Zaskakująco trafnie, choć odnosząc to do szerszych tendencji społecznych, spuentował powyższe zjawisko Nick Cave w jednym ze swoich felietonów na autorskim blogu, przytaczanym wielokrotnie przez media, w tym dziennik „The Guardian” w 2024 r. Oceniając współczesną „cancel culture” artysta stwierdził, że cechuje ją między innymi „brak miłosierdzia i przebaczenia”, co stanowi jednoznaczny problem także na poziomie duchowym. Nie chodzi tu tylko o miłosierdzie lub przebaczenie wobec domniemanych sprawców, oskarżonych i tym, którym bezsprzecznie dowiedziono winę, ale także o troskę w stosunku do pokrzywdzonych. Oni również potrzebują uzdrawiającej i ponownie integrującej ze wspólnotą łaski spotkania z Bożym miłosierdziem. Działa ono nie w sferze debat i ścierania się środowiskowych wpływów, ale w rzeczywistości sakramentów, w których jest obecny i działa żywy Chrystus. Wiąże się również ze spotkaniem autentycznego wsparcia duchowego innych członków wspólnoty, pomagających w ponownej reintegracji i odnalezieniu w Kościele swojego miejsca, nie zaś inspirujących do działań przeciwko komuś i w związku z mniej lub bardziej słusznym programem zmian, który należy przeforsować zgodnie z dominującymi trendami. Ten aspekt zresztą dość rzadko (jeżeli w ogóle) wybrzmiewa w opowieści środowiska „skrzywdzonych” i komentarzach jego sympatyków, zazwyczaj nie potrafiących wyjść w narracjach poza popularne hasła o utracie przez Kościół i biskupów wiarygodności w związku z procesem rozliczania przestępstw.
Cyfrowa empatia walcząca stosuje przy tym również metodę budowania arbitralnego statusu społecznego grupy pokrzywdzonych w Kościele. Prezentuje je bowiem jako środowisko wręcz nieomylne, którego konkretne wypowiedzi i działania krytykować mogą tylko źli i zawistni ludzie pozbawieni uczuć. Tymczasem obserwacja realnego życia wskazuje, że bycie poszkodowanym, pomimo tego, że jest autentycznie ciężkim brzemieniem, nie daje automatycznego przywileju nieomylności lub słuszności ocen różnorakich zjawisk i wydarzeń.
Piszę te słowa z pozycji zdecydowanego zwolennika rozliczania krzywd i pomocy poszkodowanym - zarówno w naszej wspólnocie Kościoła, jak i w każdej instytucji publicznej. Bynajmniej nie próbując podważyć lub relatywizować mających miejsce krzywd i cierpień. Niemniej, rozliczanie ich powinno po pierwsze opierać na istniejących w naszej cywilizacji normach - zwłaszcza wyrażonych w cnotach moralnych sprawiedliwości, roztropności i umiarkowania - również w sferze komunikacji publicznej. Po drugie, na wypracowanych przez tę cywilizację podstawowych normach prawnych. Strzegą one, pomimo niedoskonałości ludzkich procedur, zarówno pokrzywdzonych i ich różnoraki, bardzo subtelny i intymny niekiedy sposób indywidualnego przeżywania przez nich krzywd, nie zawsze transformujący się ku postawie aktywisty - reformatora. Jednocześnie, normy te dają oskarżonym – konkretnym i symbolicznym - możliwość obrony przed oskarżeniami i wyrokami ferowanymi poprzez mechanizmy mediów społecznościowych i podtrzymywane przez nie emocje społeczne. Cyfrowa empatia walcząca, poprzez swoją bezwzględność nie wydaje się jednakże panaceum zarówno na doświadczaną we wspólnocie krzywdę przez ofiary przestępstw, jak i drogą do pełnego odkrycia prawdy i sprawiedliwej kary dla sprawców. Trawestując ponownie Nicka Cave`a – poprzez swoistą moralną pewność siebie staje się opowieścią pozbawioną zdolności do odkupienia i zmartwychwstania. Od tych dwóch kluczowych rzeczywistości nie możemy przecież abstrahować będąc świadomymi członkami Kościoła.
Łukasz Kobeszko
Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcia pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co więcej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.