Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy.
Odpowiedź na pytanie postawione w tytule naszej konferencji powinna wydawać się nam oczywista. W sposób najbardziej syntetyczny zawiera się ona w rytuale chrztu świętego sprzed reformy liturgicznej. Kapłan na samym początku zadaje pytanie temu, który ma przystąpić do sakramentu chrztu: „Czego żądasz od Kościoła świętego?”, na co przystępujący do chrztu lub w jego zastępstwie rodzice, jeśli chrzczony jest dzieckiem, odpowiada: „Wiary”. Następnie kapłan zadaje pytanie: „Co daje ci wiara?”, na które pada odpowiedź: „Życie wieczne”. Wiara zatem daje nam życie wieczne.
Dokładnie tę samą prawdę wyraża Chrystus Pan w Ewangelii według św. Marka: „Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16, 16). Podobne stwierdzenie z ust Jezusa podaje nam ewangelista św. Jan: „Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego” (J 3, 17–18). Najbardziej radykalne słowa związane z koniecznością wiary do zbawienia padają jednak w Liście do Hebrajczyków. Jest tam mianowicie mowa wprost, że „Bez wiary zaś nie można podobać się Bogu. Przystępujący bowiem do Boga musi uwierzyć, że [Bóg] jest i że wynagradza tych, którzy Go szukają” (Hbr 11, 6).
Współczesnemu człowiekowi, również chrześcijaninowi, tak radykalne słowa wydają się przesadzone. Tchną one przecież pewnego rodzaju fundamentalizmem. Niektórzy skłonni byliby powiedzieć, że przecież takie słowa mają charakter wykluczający. Bo przecież, jak mniema wielu współczesnych, najważniejsze jest dobre życie. Przecież Bóg będzie sądził nas z miłości (i to, jak większość mniema, nie z miłości do Boga w pierwszym rzędzie, ale z miłości do bliźnich). Czasami możemy usłyszeć wręcz prześmiewcze twierdzenie, że na Sądzie Ostatecznym Bóg przecież nie będzie przepytywał nas z katechizmu.
Spoglądając na to zagadnienie z jeszcze innej perspektywy, możemy z ust wielu zadeklarowanych chrześcijan usłyszeć slogany w stylu: „Najważniejsze jest, żeby w coś wierzyć”, albo też że wszystkie religie są w jakiejś mierze dobre, a w gruncie rzeczy są do siebie podobne.
Zarówno podawanie w wątpliwość konieczności wiary dla zbawienia, jak i twierdzenia relatywizujące wiarę zdradzają głębokie niezrozumienie tego, czym jest wiara. W pierwszym przypadku widzimy zakwestionowanie samej treści wiary. Przecież Bóg nie będzie nas sądził z treści, z poglądów itp. W drugim przypadku zakłada się, że wiara w ogóle nie wiąże się z określoną treścią, ale jest po prostu aktem zaufania bliżej nieokreślonemu Bogu.
Powyższy przykłady są oczywiście obrazem współczesnej mentalności. Wyrażają one pewnego rodzaju kulturowe i społeczne przeświadczenie na temat tego, czym jest wiara. Inaczej rzecz ma się z teologią. Teologia musi przecież liczyć się z Objawieniem albo przynajmniej musi sprawiać takie pozory. Współczesna teologia niestety mocno dotknięta jest mentalnością naszego czasu. Z tego względu bierze ona pod uwagę wewnętrzne przeświadczenia człowieka, próbując połączyć je z tradycyjnymi orzeczeniami Magisterium. Jest to oczywiście błąd, gdyż teologia ma wyrażać to, co niezmienne, a nie dokonywać syntezy mentalności współczesnej i nauczania Kościoła. Jednakże właśnie na kanwie tego rodzaju ślepych syntez pojawiły się w ostatnich dziesięcioleciach tak tragiczne hipotezy jak na przykład Rahnerowska koncepcja mówiąca o istnieniu anonimowych chrześcijan. Skonstruowana ona została oczywiście właśnie po to, by zachować wierność tezie o konieczności wiary, ale jednocześnie dać przystęp współczesnej zsekularyzowanej mentalności. Rahner zatem chciał twierdzić, że owszem, wiara jest konieczna do zbawienia, ale wiara niekoniecznie musi być czymś jasnym, wyraźnym i określonym. Wiara może być nieuświadomiona i anonimowa. Może należeć do każdego człowieka bez względu na przynależność konfesyjną czy religijną.
Kiedy jednak jeszcze raz spojrzymy na dialog z rytuału chrztu przytoczony na początku, w kontekście owych nowoczesnych koncepcji teologicznych, musimy zadać sobie pytanie: dlaczego w takim razie przystępujący do chrztu miałby prosić o wiarę Kościół święty? Dlaczego Kościół w ogóle miałby aspirować do monopolisty wiary?
Kiedy zaś jeszcze głębiej zastanowimy się nad tym rytuałem i zdamy sobie sprawę, że według tego rytuału może przyjmować chrzest również osoba dorosła, to rodzi się jeszcze trudniejsze pytanie. Dlaczego przystępujący do chrztu prosi o wiarę? Czy przecież to nie wiara doprowadziła go właśnie do chrztu? Przecież żeby przystąpić do chrztu, najpierw trzeba uwierzyć w Chrystusa. Dlaczego zatem na samym początku pojawia się prośba o coś, co przecież już musi być obecne w przyjmującym chrzest?
Otóż w tak skonstruowanym rytuale zawiera się prawda o naturze wiary. Wiara, o której mowa, jest w Kościele, nie jest jedynie opinią czy aktem zgody na pewien pogląd prezentowany przez Ewangelię. Wiara, o której mówi rytuał, to cnota nadprzyrodzona, która zostaje wlana w duszę chrześcijanina w momencie chrztu. Wiara w swojej naturze w pierwszym rzędzie nie jest jedynie przeświadczeniem rozumu, ale jest udziałem rozumu ludzkiego w życiu, a właściwie w intelekcie Boga. Chrzest wszczepia nas w Ciało Mistyczne Chrystusa, przez co mamy udział w Jego bosko-ludzkim życiu. To Boże życie zostaje udzielone chrześcijaninowi w postaci trzech cnót boskich: wiary, nadziei i miłości. Możemy zatem powiedzieć, że człowiek, który jest niechrześcijaninem i który słyszy Ewangelię i daje jej posłuch, zaczyna wierzyć swoim rozumem. Nie odbywa się to oczywiście bez udziału łaski. Rozum wspierany łaską zaczyna rozpoznawać prawdę Ewangelii. Takiego rodzaju wiara, charakteryzująca katechumena, jest aktem rozumu ludzkiego wspieranego łaską uprzedzającą i oświecającą, uzdalniającą ludzki rozum do przyjęcia Objawienia. We chrzcie zaś rodzi się w nas prawdziwe życie Boże. A cnota nadprzyrodzona wiary to już nie tylko akt rozumu oświeconego i wspieranego łaską, ale to włączenie w życie Boże i w akty wewnątrzboskiego życia. Stąd wiara nadprzyrodzona nie może polegać tylko na zgodzie rozumu lub na przyjęciu chrześcijańskiego światopoglądu. Wiara będąca udziałem życia ludzkiego w życiu Bożym jest związana przede wszystkim z posłuszeństwem. Posłuszeństwo to nie jest zaś podporządkowaniem się czemuś lub komuś obcemu i zewnętrznemu, ale jest włączeniem i zjednoczeniem przemieniającym człowieka.
Wiara zakłada oderwanie się od własnego ja, ku któremu jesteśmy skierowani przez piętno grzechu pierworodnego i skierowanie się ku Bogu. Zatem wiara daje zbawienie z trzech względów.
Po pierwsze, zmienia ona kierunek naszej egzystencji. Sprawia, że zmienia się miara i probierz naszego życia. W grzechu człowiek żyje podporządkowany egoistycznemu ja. W wierze porzuca swój egoizm i oddaje się, a nawet składa się w ofierze jedynemu Bogu w Chrystusie. Tradycja bardzo wymownie o tym świadczy, chociażby w prologu Reguły św. Benedykta, w którym mowa jest właśnie o wierze, która jest posłuszeństwem Bogu, gdyż tak jak przez grzech (nieposłuszeństwo) odeszliśmy od Boga, tak przez wiarę (posłuszeństwo) możemy do Niego wrócić.
Po drugie zaś, wiara nie jest tylko aktem prawidłowego myślenia czy też poznania prawdy. Raczej możemy powiedzieć, że wiara jest zjednoczeniem z prawdą, ale prawda ta nie jest rozumiana jedynie jako właściwy pogląd. Współcześnie często wydaje nam się, że prawda i wiara należą do domeny świata intelektualnego. Zatem prawda jest jedynie poglądem, mniej lub bardziej słusznym. Wiara jest więc czymś należącym do domeny świata intelektualnego. Tymczasem w chrześcijaństwie prawda odnosi się przecież do samej rzeczywistości. W wierze zatem nie chodzi o poglądy, ale o obiektywne fakty. Wiara zbawia, gdyż Bóg jest. W wierze nie mamy do czynienia z subiektywnymi mniemaniami, ale z samą rzeczywistością. Tu nie chodzi o to, co ktoś twierdzi na temat istnienia Boga. W takim kontekście wydaje się, że różne poglądy na ten temat są równouprawnione. Tymczasem Bóg przecież jest, i to nie jest pogląd, tylko fakt. Niebo, czyściec i piekło są. I nie są to tylko poglądy, ale to są fakty. Chrystus zmartwychwstał, i to nie jest metafora czy pogląd, ale to jest fakt. Wiara w tym względzie bardziej podobna jest do prawidłowej wiedzy na temat rzeczywistości aniżeli do subiektywnych przeświadczeń, które jedynie pozwalają nam nadać sens naszemu życiu. Zatem wiara nie jest podobna do pewnej teorii tłumaczącej rzeczywistość, która jest mniej lub bardziej odpowiednia w takim sensie, że tłumaczy świat, ale jest podobna do twardych twierdzeń o rzeczywistości. Przykładowo: ktoś może wbrew wszystkiemu mieć pogląd, że grawitacja nie istnieje. Ale to nie oznacza, że prawa grawitacji przestaną go obowiązywać. I właśnie taką naturę posiada wiara. Ona nie jest przeświadczeniem czy poglądem, ale jest prawdą (zgodnością intelektu z rzeczywistością).
Po trzecie w końcu, wiara jest udziałem w prawdzie samego Boga, udziałem w Jego intelekcie, w Jego wewnętrznym życiu. Wiara zatem jest włączeniem w życie Boże, jest zjednoczeniem. Nie jest tylko stanem, w którym nasz umysł jest zgodny z zamysłem Boskim, nie jest jedynie synchronizacją, zewnętrznym dostrojeniem się umysłu ludzkiego do prawdy Bożej, ale jest metafizycznym i egzystencjalnym udziałem w życiu Bożym.
Wiara w ten sposób rozumiana rzeczywiście nie stanowi jedynie jakiegoś systemu twierdzeń nadających sens naszemu życiu. Nie jest też jedynie zbiorem zasad, które pozwolą nam piękniej żyć. Nie jest też światopoglądem, który ma prowadzić człowieka do szczęścia i spełnienia. Te wszystkie aspekty wiara w sobie oczywiście zawiera – bardziej jako skutki wiary, a nie jej istotę. Sama wiara jest zaś aktem włączenia, zjednoczenia i podporządkowania życia ludzkiego życiu Bożemu. Chrześcijaństwo jest religią, która nie tylko podaje czy objawia pewne prawdy boskiego pochodzenia, ale w chrześcijaństwie sama Prawda, samo Słowo stało się Ciałem, przez co Prawda substancjalna, metafizyczna i Boża stała się udziałem natury ludzkiej. Człowiek uczestniczy w tej prawdzie poprzez włączenie do Kościoła i przylgnięcie do Niego. Ta jedyna prawda, która jest udziałem naszego życia nadprzyrodzonego, znajduje zaś swój wyraz w Objawieniu, a następnie w uroczystych orzeczeniach Kościoła.
Przypomniawszy sobie te podstawowe prawdy na temat nadprzyrodzonego charakteru wiary, możemy ją jeszcze dokładniej określić. Najlepiej będzie to zrobić w kontekście różnych współczesnych błędów na temat wiary.
Stosunkowo często w niektórych środowiskach wiarę w pewnym stopniu utożsamia się z uczuciami. Ten błąd swoimi korzeniami sięga herezji modernistycznej, która to twierdziła, że wiara jest w gruncie rzeczy aktem psychologicznym, uczuciowym, że religia rodzi się z uczucia religijnego, które jest werbalizowane w formie religijnej treści. Obecnie ten błąd przybiera dwie postaci.
Po pierwsze, czasami chrześcijanie uczucia traktują jako probierz swojej wiary. Jeśli na modlitwie doświadczają jakichś uczuć, to mniemają, że taka modlitwa jest bardziej autentyczna. Kiedy uczucia zanikają, to uważają, że coś niewłaściwego dzieje się z samą wiarą. Tymczasem uczucia nie są elementem istotnym ani samej wiary, ani też modlitwy. Mogą one towarzyszyć życiu duchowemu, lecz nie mogą być jego probierzem, a tym bardziej celem. Po drugie, w wielu środowiskach protestantyzujących spotkać możemy przeświadczenie, że tak zwana żywa wiara rozpala nas ogniem emocjonalnym. Jeśli ktoś prawdziwie wierzy, to płonie. Prawdziwa wiara ma wzniecać płomień uczuć. Częstokroć w takich środowiskach jako przykład prawdziwej wiary pokazuje się wiarę neofity. Neofita tymczasem rzeczywiście charakteryzuje się silnym emocjonalnym przeżywaniem wiary. Jednakże wiara neofity jest jeszcze nieugruntowana. I rzeczywiście w przypadkach zbyt silnego utożsamienia wiary i uczuć może dojść do tego, że nasze akty religijne będą prowokowane przez same uczucia, a nie przez Boga, który po prostu jest godzien czci. Może być tak, że będziemy modlili się wtedy, kiedy „czujemy”, albo ze względu na to, żeby coś „poczuć”. Wiara zaś, bez względu na uczucia, jest aktem duchowym, aktem rozumu i woli, dzięki którym człowiek może przylgnąć do Boga ze względu na Niego samego.
Innym błędem jest odarcie wiary z elementu nadprzyrodzonego i treściowego. Błąd ten również wiąże się z protestanckim rozumieniem wiary. Wiara w takim rozumieniu jest po prostu katem zaufania względem Chrystusa. Element treściowy jest tutaj zredukowany do minimum – właściwie jedynie do uznania Chrystusa za zbawiciela. Element nadprzyrodzony jest nieobecny, gdyż wiara jest aktem ludzkim. Człowiek wierzy zatem wtedy, kiedy ufa. Tymczasem wiara nie jest prostym aktem zaufania, ale jest przyjęciem treści objawionej. Wiara jest zgodą ludzkiego rozumu na światło i treść nadprzyrodzonego Objawienia. W wierze nie jest istotny jedynie sam akt, ale również treść tego aktu. Katolik jest zobowiązany do wierzenia we wszystkie dogmaty podane do wierzenia przez Kościół. Dogmaty zaś nie są jedynie abstrakcyjnymi formułami, ale opisują one rzeczywistość w perspektywie Bożej. Dogmaty nie są wynikiem i produktem mniemań na temat Boga, ale są wyrazem samej rzeczywistości nadprzyrodzonej, która ma znaczenie dla naszego zbawienia.
Na przeciwległym biegunie znajduje się błąd przeintelektualizowania wiary. Wiara oczywiście jest rozumna i ma poszukiwać zrozumienia. Wiarę należy zgłębiać. Błędna jest wiara, która nie troszczy się o zrozumienie czy o spójność z logiką. Jednakże wiara, która ma być zharmonizowana z rozumem, nie znajduje się na tym samym poziomie, co rozum. Wiara i rozum nie są równorzędnymi elementami. Wiara jest wyższa i bardziej pewna. Zatem błędną jest taka wiara, która akceptuje i uznaje jedynie to, co rozum uzna za słuszne. Na kanwie postawienia rozumu ponad wiarą niektórzy współcześni teologowie kwestionują na przykład istnienie cudów itp. Tymczasem pierwszorzędnym argumentem przemawiającym za wiarą jest to, że jest ona objawiona przez Boga. Wierzymy nie ze względu na autorytet naszego rozumu, ale ze względu na autorytet Boga. Rozum ma postępować za wiarą i ją zgłębiać, usiłując ją zrozumieć.
Jeszcze innym błędem jest postrzeganie wiary jako czegoś subiektywnego i indywidualnego. Wiara nie jest subiektywnym poglądem, ale jest obiektywną prawdą objawioną. Zatem jakiekolwiek inne poglądy religijne nie mogą być stawiane na jednym poziomie z wiarą katolicką. Nie jest wiara także czymś jedynie indywidualnym. Wiara nie może być sprowadzona jedynie do aktu ludzkiego, indywidualnego rozumu. We właściwym rozumieniu człowiek jest podmiotem wiary wtórnie. Właściwym i pierwszorzędnym podmiotem wiary jest Kościół. To Kościół jest depozytariuszem Objawienia i to Kościół posiada prawdziwą, nadprzyrodzoną i nieomylną wiarę. Człowiek zaś posiada wiarę ze względu na uczestniczenie w wierze Kościoła. Zatem wiara chrześcijanina jest udziałem w wierze Kościoła. Stąd poza Kościołem nie istnieje prawdziwa wiara w znaczeniu teologicznym.
Z powyższym błędem na temat wiary łączy się kolejny, który sprowadza się do rozumienia wiary jedynie jako aktu wewnętrznego, który nie ma lub nie musi posiadać zewnętrznego wyrazu. Wiara tymczasem nie dotyczy jedynie świata wewnętrznego, ale jest prawdą o całej rzeczywistości – również w sferze materialnej. Chrześcijaństwo nie opiera się jedynie na Słowie, ale na Słowie, które stało się Ciałem. Słowo ma przemieniać materię i ją uświęcać. Z tego względu prawdziwa wiara będzie dążyła do przemiany nie tylko serca ludzkiego, ale do przemiany świata w każdej jego płaszczyźnie. Stąd wiara posiada charakter kulturotwórczy. Chce ona się wyrażać w przestrzeni życia człowieka.
Coraz częstszym błędem związanym z wiarą jest mniemanie o jej niepewności. Coraz częściej możemy usłyszeć, że wiara nie jest czymś pewnym, nie posiada potencjału takiej pewności i ewidentności jak na przykład nauka. Z tego też względu niektórzy twierdzą, że wiara zakłada wątpienie. Niektórzy mówią wprost: „Wierzyć to znaczy wątpić”. Tymczasem, jak to zauważyliśmy już wcześniej, wiara jest bardziej wiarygodna i pewniejsza niż rozum. Rozum poszukuje i odkrywa prawdę doczesną. Aktywność intelektualna ma przybliżać do prawdy. Rozum w tym względzie, aczkolwiek jest władzą piękną i szlachetną, to jednak sam w sobie nie jest doskonały i nieomylny. Wiara zaś ze względu na autorytet Boga jest doskonała i nieomylna. Zatem przyjęcie wiary nie może prowadzić do wątpliwości czy chwiejności. Przyjęcie wiary jest przyjęciem ostatecznej i niepodlegającej wątpliwości prawdy. Przyjęcie wiary jest więc kresem poszukiwania prawdy. Wątpliwości, jakie mogą rodzić się w indywidualnym akcie wiary człowieka, nie pochodzą ze słabości wiary, ale właśnie ze słabości rozumu, który wiarę przyjmuje. Wiara rzeczywiście swoim ogromem może przerastać rozum, który nie jest w stanie jej wyczerpać. Jeśli jednak posiadamy wiarę, to sama wiara nie rodzi w nas wątpliwości. Wiara daje nam pewność i sprawia, że wierzący osiąga kres poszukiwania prawdy, którą w wierze odnajduje. Jednakże ze względu na słabość rozumu przyjęcie wiary jest początkiem jej zgłębiania. Zatem przyjmując wiarę, przestaje poszukiwać Prawdy o Bogu, bo odnajduje ją w wierze, ale jednocześnie zaczyna zgłębiać tę nieskończoną i nadprzyrodzoną Prawdę.
Wiara w takim znaczeniu nie może być również sprowadzona do poglądu. Wiara nie jest światopoglądem, zbiorem twierdzeń, które mają w jakiś sposób nadawać sens życiu. Wiara nie dotyczy jedynie sfery intelektualnej, nie jest ona czymś, co dotyczy świata mentalnego, ale wiara opowiada o rzeczywistości. Istnienie nieba nie jest tylko poglądem, ale jest faktem. Zatem twierdzenia przeciwne wierze nie są tak samo uprawnione jak twierdzenia wiary, bo rzeczywistość nadprzyrodzona albo jest, albo jej nie ma i nie zależy ona od naszych mniemań.
Spoglądając na powyższe błędne tendencje, na zasadzie przeciwieństwa i kontrastu możemy jeszcze dokładniej zdefiniować to, czym jest wiara teologiczna. Przede wszystkim, nie jest ona jedynie poglądem, ale jest wejrzeniem w Prawdę Bożą. Jest ona udziałem w prawdzie nadprzyrodzonej. Wiara zatem nie jest wyłącznie uzgodnieniem rozumu z jakąś objawioną treścią, ale jest zgodnością, a nawet współuczestnictwem rozumu ludzkiego w umyśle Boskim. Moglibyśmy powiedzieć, że wiara odnajduje pewną analogię w ludzkich związkach. Mąż i żona nie tylko przyjmują wzajemnie swoje poglądy, ale zaczynają je dzielić, utożsamiają się w swoim przeżywaniu życia ze sobą. I czymś podobnym jest wiara, jest przylgnięciem i zażyłością człowieka do Boga, które prowadzą do zjednoczenia i do uczestniczenia w życiu Bożym. Wiara sprawia, że człowiek wespół żyje z Bogiem i sam w swoim myśleniu przemienia się, stając się podobnym do Syna Bożego.
Jan Strumiłowski OCist
Artykuł zawiera treść wystąpienia z Kongresu Stowarzyszenia Świętego Benedykta Patrona Europy, który odbył się w 2023 roku w Poznaniu.
Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.
dr hab. teologii dogmatycznej, wykładowca Wyższego Seminarium Duchownego w Katowicach-Panewnikach. Zajmuje się teologią piękna, teologią trynitarną i chrystologią oraz teologiczną teorią poznania, zwłaszcza w aspekcie egzystencjalnym i estetycznym, a także jej relacjami z filozofią współczesną oraz naukami empirycznymi.