Liturgia
2019.02.02 20:21

Claude Lévi-Strauss a problemy Novus Ordo Missae

Rozważając w Myśli nieoswojonej relację rytuału religijnego do gry (np. sportu), Claude Lévi-Strauss notuje ciekawą uwagę:

"Na zasadzie odwróconej symetrii rytuał [w zestawieniu z grą – T.D.] jest koniunktywny, bowiem ustanawia jedność (można tu powiedzieć: wspólnotę), lub w każdym razie ograniczoną relację między dwiema grupami (utożsamiającymi się w końcu: jedna – z celebransem, druga – ze społecznością wiernych), które początkowo były rozdzielone. W przypadku gry symetria jest więc z góry ustalona; jest też strukturalna bo wynika z zasady  jednakowych reguł dla obydwu obozów. Asymetria zaś wypływa nieuchronnie z przypadkowości zdarzeń, na które wpływa rozmysł, traf lub talent. Odwrotnie jest w przypadku rytuału: ustanawia się z góry powziętą i założoną asymetrię pomiędzy świeckim i sakralnym, wiernymi i celebransem, zmarłymi i żywymi, wtajemniczonymi i niewtajemniczonymi itd.., a ‘gra’ polega na przeprowadzeniu wszystkich uczestników na stronę wygrywającą"[1].

Istotne trendy w teologii współczesnej przyzwyczaiły nas do myślenia, że chrześcijaństwo jest, a przynajmniej powinno być a(nty)sakralne. Że wiara w absolutnie transcendentnego Boga radykalnie desakralizuje naturę, natomiast Wcielenie czyni „świętą” dokładnie całą przestrzeń człowieczeństwa. Całą, to znaczy, że nie ma w niej miejsca na żaden podział na święte i świeckie. W kontekście historycznego rozwoju liturgii do połowy XX w., jeśli traktować tę ostatnią jako kluczowy czy też rdzeniowy element inkarnacji wiary Kościoła, teza ta jest zwyczajnie nieprawdziwa. Liturgia przedsoborowa w bardzo jasny sposób porządkowała i porządkuje świat według kategorii sacrum i profanum, dostarczając jednocześnie narzędzi mediujących między nimi. Nie bez przyczyny zatem propagacja tezy o “świętości” tego, co zwykłe, codzienne i profaniczne zawierała krytykę tradycyjnych form liturgicznych jako już nie tylko nieprzystosowanych do mentalności „współczesnego człowieka”, ale wręcz teologicznie nieprawdziwych. To sprzężenie było jednym z ważnych i wpływowych składników tła prac nad reformą liturgii, tak że kard. Antonelli, prominentny członek Consilium, komentując działanie komisji mógł w swoim dzienniku zanotować z troską, że „praca nad desakralizacją, nazywaną teraz ‘sekularyzacją’ dokonuje się w studiach na najwyższych szczeblach[2].  

Temat jest bardzo szeroki, natomiast ja chciałbym tu podzielić się tylko pewnym spostrzeżeniem czy intuicją opartą na zacytowanym wyżej fragmencie Myśli nieoswojonej. NOM powstał i był wdrażany (często w sposób łamiący również jego własne reguły) w klimacie postulatów desakralizacji. Na poziomie kształtu rytualnego znajduje to swój wyraz, w różnym stylu i z różnym natężeniem, przede wszystkim w zacieraniu granicy między prezbiterium a nawą (którego najbardziej oczywistym i widocznym przejawem, choć bynajmniej nie wyczerpującym sprawy, była likwidacja balasków). „Demokratyzacja” przestrzeni nie oznacza „uświęcenia” wszystkich, ale odróżnorodnienie, które rozciąga zasady codziennej społecznej praktyki (jak najbardziej profanicznej – wszak „świętość” wszystkiego, co ludzkie opiera się tylko na teorii) na przestrzeń rytuału. Patrząc na ten fakt przez pryzmat uwagi Lévi-Straussa można by powiedzieć, że opisana przez niego logika rytuału zostaje zniesiona i pod pewnymi względami przesunięta w stronę logiki gry. Jeżeli porządek rytualny nie zaznacza (nie ustanawia) sfery sakralnej i sfery świeckiej, dochodzi do symetrii. Mówiąc językiem gry, wszyscy zaczynają niejako na tym samym poziomie, jeśli nie po prostu od razu jako "strona wygrywająca". W zależności od tego, którą z tych opcji przyjmiemy, dostaniemy albo obraz gry, w której nie ma uniwersalnych reguł i wszystko zależy od nieprzewidywalnych okoliczności zewnętrznych i indywidualnych zdolności graczy, albo z kolei obraz permanentnego walkowera, w którym zwycięzcy mają się cieszyć z wygranej bez walki. W jednym i drugim przypadku liturgia nie prowadzi do prawdziwego przejścia i transformacji – człowiek zostaje tam, gdzie był i taki, jaki był, ponieważ nawet w pierwszym przypadku jego przemiana kręci się wokół niego samego.

Ciekawym trafem, całkiem niedawno wróciłem uwagę na analogiczne zjawisko przy nieco innej okazji, a mianowicie próbując spojrzeć na logikę „mszy z udziałem dzieci” (tak, jak jest ona opisana w watykańskim dyrektorium z 1973 r.) przez pryzmat Durkheimowskiego rozumienia funkcji rytuału. Jednym z kluczowych wniosków z tego zestawienia było, że wytyczne dotyczące „mszy dziecięcych”, silnie akcentujące dydaktyczny charakter takich celebracji i nakładające na organizatorów odpowiedzialność za maksymalne zmniejszenie kosztów, jakie mogliby ponosić najmłodsi uczestnicy (np. nudy), w rzeczywistości znoszą "kult negatywny" (sfera zakazów, tabuizacji itd.). Patrząc od strony rozumienia rytuału przez Durkheima w konsekwencji dekonstruują przez to całą sferę tego, co sakralne, w co "kult pozytywny" ma dopiero człowieka inicjacyjnie wprowadzić. Tym samym rezygnują z postrzegania liturgii jako procesu inicjacyjnego, przez który wchodzi się coraz głębiej w tajemnicę. Mówiąc wprost, w tak rozumianej liturgii po prostu nie ma żadnej tajemnicy, w którą można by wejść czy zostać wprowadzonym. Uczestnicy nigdzie nie przechodzą, są statyczni, ponieważ rytuał (jeśli można dalej o nim mówić) spotyka ich dokładnie w tym miejscu, w którym się znajdują. Mają być pełni radości paschalnej, ale bez Paschy.

Tomasz Dekert

[1] C. Lévi-Strauss, Myśl nieoswojona, tłum. A. Zajączkowski, Warszawa 1969, s. 54-55.

[2] N. Giampietro, Le cardinal Ferdinando Antonelli et les développements de la réforme liturgique de 1948 à 1970, Versailles 2004, s. 329, za: P. Milcarek, Historia Mszy, Kraków 2009, s. 215.

 

----- 

Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.

Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)

Wesprzyj "Christianitas

-----


Tomasz Dekert

(1979), mąż, ojciec, z wykształcenia religioznawca, z zawodu wykładowca, członek redakcji "Christianitas", współpracownik Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.