W dniu 7 kwietnia 2020 roku Australijski Sąd Najwyższy jednomyślnie zdecydował o uniewinnieniu kard. Pella i nakazał zmianę wyroków orzeczonych przez sądy niższych instancji w ostatnich kilkunastu miesiącach. Z jednej strony należało się takiego obrotu sprawy spodziewać, a z drugiej proces jaki wytoczono kardynałowi, i w którym próbowano go skazać oraz uwięzić, był zjawiskiem kuriozalnym. Trudno się zatem dziwić, że wśród australijskich katolików już od dawna pojawiały się głosy, że to, co spotyka najbardziej znanego hierarchę z tego kraju, jest po prostu prześladowaniem. Kardynał wprawdzie zaprzeczał, nie przyjmował tej interpretacji, wedle której zamiast jego czynów w rzeczywistości sądzono katolickie stanowisko w sprawach moralnych, a nawet po prostu zbiorowo cały Kościół w związku ze skandalami, jakie go dotyczą. Czy jednak jest dziwne, że myśl o prześladowaniu pojawiła się w sytuacji, gdy skazano człowieka wbrew zasadom procesowym, i któremu nie dowiedziono winy? W konsekwencji kard. Pella więziono przez trzynaście miesięcy w zakładzie dla najbardziej niebezpiecznych przestępców, choć wciąż oczekiwał na ostateczne rozstrzygnięcie swojej sprawy ze strony Sądu Najwyższego.
Zanim przejdziemy do konkretnych szczegółów w tej sprawie przypomnijmy podstawowe fakty. W pierwszym procesie dotyczącym zarzutu molestowania w 1996 roku, którego podstawą były te same zeznania i te same poszlaki, co w procesie skazującym, oskarżenie oddalono. W innym procesie oddalono także oskarżenia dotyczące rzekomych czynów z lat 60. i 70. Potem jednak proces z wątkiem dwóch rzekomo zgwałconych chórzystów wznowiono, ale po wcześniejszym przygotowaniu gruntu. Materiał zawierający zeznania świadka oskarżenia ograniczono do wybranych, korzystnych dla prokuratury fragmentów, obronie uniemożliwiono przesłuchanie jedynego świadka oskarżenia (druga, zmarła już, rzekoma ofiara Pella zaprzeczyła przed śmiercią w 2014 roku wersji drugiego z chórzystów) i w taki sposób przedstawiono sprawę sędziom. Pomiędzy dwoma procesami nie pojawiły się nowe materiały, poszlaki pozostały niewiarygodne. Kardynała zaś coraz bardziej zdecydowanie bronili także liberalni czy po prostu niezwiązani z Kościołem prawnicy i publicyści.
Wspomnieć trzeba jeszcze, że w roku 2019 ujawniono zaangażowanie służb australijskich w prowadzenie szeroko zakrojonej akcji poszukiwania haków na kard. Pella. Taka była kolejność wydarzeń – ów niewiarygodny świadek o utajnionych personaliach znalazł się dopiero po wielomiesięcznych staraniach o to… by się ktoś taki znalazł. Rozwiejmy wątpliwości: nie było tak, że pojawiła się ofiara, a potem rozszerzano śledztwo, szukając innych tropów. Pell był traktowany w Australii jak wróg publiczny, do którego skazania należy doprowadzić.
Kardynał George Pell po tym jak ogłoszono, że uznano go za winnego pedofilii wobec dwóch chórzystów, został aresztowany i osadzony w więzieniu. Uznanie winy zapadło już w grudniu 2018 roku, ale werdykt ujawniono dopiero 27 lutego 2019 roku, a 13 marca tego samego roku sędzia skazał kard. Pella na sześć lat więzienia. Przed ogłoszeniem marcowego wyroku można było przeczytać, że kardynałowi grozi nawet pięćdziesiąt lat więzienia. Ostatecznie skończyło się właśnie na sześciu, co dla siedemdziemdziesiąciosiedmioletniego człowieka i tak brzmiało niemal jak dożywocie. Kard. Pell cały czas, od samego początku, zaprzeczał wszelkim oskarżeniom i aktywnie brał udział w procesie. Po ogłoszeniu wyroku oraz kary złożył odwołanie od wyroku i czekał na tę decyzję w izolatce. Pojawiła się ona w czerwcu i była dla Pella niekorzystna. Kardynał pozostał w więzieniu, a w Watykanie czekano w blokach, by rozpocząć proces kanoniczny, który najprawdopodobniej zakończyłby się przeniesieniem Pella do stanu świeckiego.
Wszystko to dotyczyło jednego z najbardziej rozpoznawalnych na świecie katolickich duchownych, błyskotliwego autora znanego z obrony katolickiego nauczania w sprawach moralnych, także w czasach, gdy jest ono kwestionowane u samych szczytów watykańskiej hierarchii. Pell twardo sprzeciwiał się aborcji, wspierał katolicką moralność seksualną, dyskutował z kulturą laicką. W tym względzie był odważnym duchownym. Jego sprawę każdego dnia śledziły i komentowały media z całego świata. Czy można powiedzieć, że w kwietniu 2020 roku zwyciężyła sprawiedliwość? Ostatecznie tak, lecz nic nie cofnie Pellowi utraconych lat życia, zdrowia i cierpień moralnych a Kościołowi czasu, w którym jego wizerunek mógł być negatywnie szlifowany przez światowe media. W tym sensie, jeśli proces nie był tylko zbiegiem okoliczności, do których należą także antykatolickie uprzedzenia, akcja przeciwko Pellowi okazała się sukcesem.
Zaraz po orzeczeniu winy w 2019 roku dało się słyszeć pierwsze głosy złej satysfakcji, że za przestępstwo tak obrzydliwe jak gwałt oralny na dwóch chłopcach został skazany tzw. „konserwatysta”. Jednak większość tych autorów, którzy takie zadowolenie wyrażali, albo nie zamierzała w sprawę wnikać, przyglądać się jej szczegółom, albo nie chciała dzielić się wiedzą ze swoimi odbiorcami, przyjmując wyroki skazujące za dobrą monetę. Tak jak jednak wspomniałem, od samego początku przebieg procesu przeciwko Pellowi wyglądał na tak nieczysto prowadzony, że nawet w zlaicyzowanej, niekatolickiej i w ogóle mało chrześcijańskiej Australii orzeczenie winy Pella, a co za tym idzie, zasądzenie kary więzienia, budziło sprzeciw u licznych komentatorów. Ta gorąca dyskusja początkowo w nikłym stopniu docierała do Polski czy także w inne regiony świata. Katolicka Agencja Informacyjna opublikowała omówienie artykułu George’a Weigela, w którym przedstawia on wątpliwości dotyczące zarówno procesu jak i winy Pella. Na portalu wPolityce.pl niejasności dotyczące procesu kardynała opisał Grzegorz Górny. Jednak, co trzeba podkreślić, były to raczej pojedyncze głosy. Z czasem – dzięki anglojęzyczności Australii – wątpliwości przebijały się jednak przez Internet, a tą drogą do serwisów informacyjnych, portali opinii, blogów i vlogów. Tymczasem w Australii można było wręcz mówić o burzy medialnej i ogólnokrajowej dyskusji na temat procesu i wyroku dla Pella. Każde wydarzenie było rozkładane na czynniki pierwsze przez ekspertów i publicystów. By wszystko to zrelacjonować można by było napisać książkę, co też pewnie jakiś autor zrobi. W tym tekście przybliżę tylko niektóre głosy odsłaniające najistotniejsze aspekty sprawy kard. Pella.
By dać obraz jak bardzo proces Pella był kontrowersyjny w kraju, który z pewnością nie jest pozytywnie uprzedzony do Kościoła, przywołajmy słowa autora artykułu To Kill A Cardinal opublikowanego na portalu ucatholic.com 2 marca 2019 w apogeum zainteresowania sprawą. Sens tytułu tekstu został wyjaśniony zaraz w jego pierwszym akapicie i jest on nawiązaniem do słynnej powieści Lee Harpera pt. „Zabić drozda” opowiadającej historię czarnoskórego chłopca Toma Robinsona oskarżonego o gwałt, którego nie dokonał. O tym jak wyglądała sprawa Robinsa wiedzieli mieszkańcy fikcyjnego miasteczka Maycombe, w którym ma miejsce akcja powieści. A mimo tego chcieli śmierci Robinsona ze względu na własne uprzedzenia, wbrew prawdzie. „Dowody, spór i świadkowie byli pokazem.[...] Był określony z góry wynik” pisze publicysta sugerując analogię pomiędzy sprawą Pella i Robinsona. Czy to obraz przerysowany? Porównania do procesów, w których uprzedzenia wzięły górę nad prawdą i praworządnością, pojawiały się też w innych tekstach.
Autor To Kill A Cardinal zanotował: „Wielu komentatorów w Australii, od byłych premierów, dziennikarzy, naukowców i wysokiej rangi członków stowarzyszenia prawników, wyraziło poważne obawy dotyczące przebiegu procesu”. W tekście można było przeczytać o „zaciekłej i skoordynowanej kampanii będących w zmowie australijskich mediów i policji stanu Wiktoria”, kampanii wspierania oskarżeń i określonego przebiegu procesu. „Komentatorzy zauważyli, że kard. Pell został ofiarowany jako kozioł ofiarny za grzechy Kościoła” – pisał publicysta wskazując, że proces był tylko ukoronowaniem wielu lat medialnych pomówień i kontrolowanych przez policję wycieków, po których „ława sprawiedliwości została zastąpiona uprzedzeniami”. Była australijska senator Amanda Vanstone cytowana w tekście To Kill A Cardinal w tamtych dniach mówiła: „To, co widzimy, nie jest lepsze od linczującego motłochu z mrocznych wieków. Publiczna arena jest wykorzystywana, by zniszczyć reputację i prawdopodobnie zapobiec uczciwemu procesowi, ponieważ tłum myśli, że może być sędzią winy i niewinności”. By nie zostawić wrażenia, że mamy do czynienia tylko z przewrażliwieniem autora katolickiego portalu, możemy przywołać słowa orzeczenia sędziego Petera Kidda, który wspominał w nim mentalność polowania na czarownice i atmosferze linczu jaka towarzyszyła procesowi.
Zaraz po opublikowaniu orzeczenia winy, czyli 27 lutego 2019, australijski „Herald Sun” opublikowało artykuł Andrew Bolta zatytułowany Dlaczego Pell został fałszywie skazany, w którym publicysta ten wymienił główne zastrzeżenia w stosunku do przebiegu procesu. Zastrzeżenia, które przecież nie zostały sformułowane w dniu werdyktu, ale były znane i powtarzane już wcześniej. Bolt sformułował na początku swojego tekstu swoiste credo: „Nie jestem katolikiem, a nawet nie jestem chrześcijaninem”, ale „nie mogę uwierzyć w werdykt”. Dalej krótko podaje fakty związane z oskarżeniem. Pell miał w roku 1996 przymusić do seksu oralnego oraz w inny sposób molestować w zakrystii katedry w Melbourne dwóch małoletnich chórzystów. Miał wtedy odłączyć się od uroczystej procesji liturgicznej kończącej Mszę, którą odprawiał i przy nawie pełnej wiernych oraz otwartych drzwiach zakrystii gwałcić przez dziesięć minut chłopców. Chórzyści mieli wcześniej odłączyć się od tej samej procesji i przejść do zakrystii, by podkradać wino mszalne. Gdy pierwszy raz pisałem o sprawie kard. George’a Pella dla Tygodnika „Do rzeczy” (nr 13/2019) powstrzymałem od komentarza, na który pozwolę sobie teraz –opis tych wydarzeń pod każdym względem wydaje się bardzo literacki, jakby skrojony dla jakiejś libertyńskiej powiastki, która ma przede wszystkim oddziaływać na wyobraźnię odbiorców. Dziś, gdy Pell został uznany za niewinnego można powiedzieć, że była to właśnie taka opowiastka.
Celowo przywołuję tu tekst Bolta, który będąc publicystą spoza kościelnego kontekstu pisał o sprawie często i punktował problematyczność opisu rzekomego ataku seksualnego. Bolt pytał w swoim artykule, jak to możliwe, że nikt nie zauważył nietypowego zachowania hierarchy znajdującego się na oczach wszystkich,. Z pewnością nie umknęłoby ono uwadze ceremoniarza, który towarzyszył Pellowi przez całą liturgię – pisze Bolt. Rzeczywiście: każdy, kto ma wyobrażenie o liturgii katolickiej wie dobrze, że biskup właściwie nie ma możliwości, tak po prostu oddalić się z miejsca nabożeństwa, zostać niezauważonym i nie wzbudzić zdziwienia. Nawet jeśli ma to miejsce w czasie procesji „na wyjście”. Można dodać – tym bardziej, ponieważ celebrans jest wtedy po prostu w centrum uwagi. Po Mszy następują modlitwy kończące posługę, biskup jest otoczony asystą, ubrany w ornat. W jaki sposób miałby spotkać samotnych chórzystów podkradających wino?
Nieprawdopodobieństwo tych okoliczności potwierdził były ceremoniarz kard. Pella, prałat Charles Portelli, który zeznał, że towarzyszył ówczesnemu arcybiskupowi od momentu przybycia do katedry, aż do chwili jej opuszczenia. Potwierdził to również zakrystianin katedry, Max Potter. Obaj w procesie podkreślali też przewiązanie Pella do norm liturgicznych, a jego domniemane oddalenie się w poszukiwaniu okazji do gwałtu byłoby nadużyciem nonszalanckim. Oddalenia się dwóch chórzystów od zespołu wokalnego nie pamiętają także ich dawni koledzy. Ani oddalenia się, ani też powrotu. Zresztą druga z domniemanych ofiar – o czym wspomniałem we wstępie – zmarły z powodu heroinizmu chórzysta, pytany przez swoją matkę o sprawę, zaprzeczył jakoby kiedykolwiek doświadczył molestowania. Bolt przytomnie, nawet nie mając zapewne specjalnej znajomości liturgicznego kontekstu, zauważył, że zakrystia podczas uroczystej Mszy z pewnością była miejscem, do którego ciągle ktoś wchodził, ponieważ zwykle wymagają tego różne czynności związane z celebracją. A mimo to nikt nie spostrzegł trwającego – jak wynika z oskarżenia – przynajmniej kilka minut gwałtu. „Każdy, kto zna się na uroczystej Mszy katedralnej z pełnym chórem, uznałby za mało prawdopodobne, aby biskup bez uzasadnionego powodu opuścił procesję i wycofał się do zakrystii bez opieki” – te słowa tylko potwierdzają wcześniejsze spostrzeżenia Andrew Bolta. Wszystkie te sprawy były podnoszone podczas procesu przez obrońcę kard. Pella.
Bolt przypomniał czytelnikom – wtedy, w lutym 2019 roku – jeszcze jeden szczegół, który mógł umknąć niezorientowanym odbiorcom sprawy. Sygnalizowałem go również wcześniej. Proces, którego finałem był wyrok dla kard. Pella był już drugim podejściem australijskiego wymiaru sprawiedliwości do tego konkretnego oskarżenia. W pierwszym procesie nie udało się przedstawić sędziom przekonujących dowodów i ława przysięgłych nie doszła do jednomyślności. Dodajmy, czego nie podaje przywoływany autor, że głosowanie zakończyło się wtedy 10 do 2 za niewinnością Pella. Jednak w pierwszym procesie przysięgli mieli okazję „na żywo” słuchać świadka oskarżenia, w drugim już tylko zapisu pierwszego procesu, a szerszej publiczności udostępniono tylko wybrane przez prokuraturę fragmenty jego wcześniejszych zeznań. Dziś wydaje się, że ta zmiana miała decydujące znaczenie w psychologii procesu.
Trzeba dodać, że sprawa, która zakończyła się w kwietniu 2020 roku nie jest pozbawiona szerszego kontekstu. Kard. Pell był wielokrotnie oskarżany o różne przestępstwa i nadużycia w sprawach seksualnych, jednak wszystkie one okazywały się fałszywkami.
Przytoczmy fragment teksty Bolta:
[...] Człowiek, którego znam, wydaje się niezdolny do takich nadużyć, jest tak inteligentny i ostrożny, że nigdy nie ryzykowałby swojej błyskotliwej kariery i dobrego imienia w tak szalonym ataku, w tak publicznym miejscu. Będzie wielu ludzi, którzy ze złością odpowiedzą, że zawsze powinniśmy wierzyć ofiarom [...] Dlaczego ktoś miałby wysuwać fałszywe zarzuty?
Takiego pytania nie można zbyt pospiesznie dyskwalifikować. Bolt jednak konsekwentnie wymienia te sytuacje, w których Pell był często oskarżany o ciężkie wykroczenia przez ludzi, którzy jednak się mylili, błędnie pamiętali, rozpoznawali niewłaściwego człowieka.
A może szukali kogoś, kto zapłaciłby za jakąś przeszłą traumę i wybierali człowieka, którego media oczerniały, odkąd wyłonił się jako najbardziej elokwentny i konserwatywny adwokat Kościoła w tym kraju.
Tak właśnie było, świadkowie mylili osoby, daty i miejsca wydarzeń, przypisywali kardynałowi przerażające czyny w miejscach, w których nie mógł być, ponieważ przebywał… na innym kontynencie. Jaka była w tym wszystkim rola policji, która przez lata prowadziła rozpracowanie Pella i przyznała się także do kontrolowanych przecieków o oskarżeniach? Pell jednak nie pasował – zdaniem publicysty „Herald Sun” – do profilu kościelnego pedofila, który swoje przestępstwa popełnia zwykle seryjnie przez wiele lat, sprytnie kamuflując te praktyki. Przykładem takiego przestępcy jest choćby zlaicyzowany ksiądz Gerard Ridsdale, ale też przeniesiony do stanu świeckiego były kard. McCarrick. Oczywiste jest jednak, że gdyby fakty potwierdziły winę Pella, tego typu dywagacje nie miałyby żadnego znaczenia.
To nie jest jednak koniec niejasności jakie miały miejsce w procesie kard. George Pella. Poszczególne wątki skrupulatnie rozwinął w swoim tekście The Pell Verdict dla „The Catholic Weekly” o. Frank Brennan, jezuita i profesor prawa z Australijskiego Uniwersytetu Katolickiego, krytycznie nastawiony do Pella. Skupmy się na niektórych z przedstawionych przez niego kwestii. Proces kard. Pella był publiczny, każdy kto chciał mógł wziąć udział w rozprawach, zainteresowani mogli poznać wszystkie dowody i okoliczności sprawy poza być może najważniejszymi materiałami, czyli zeznaniami świadka oskarżenia. Jego tożsamość była zatajona, nie składał on zeznań podczas interesującego nas procesu, a jedynie zaliczono w poczet materiału dowodowego zapis jego zeznań z pierwszego procesu, który jak już wspomniałem, zakończył się porażką oskarżenia. Obserwatorzy mogli zatem zapoznać się tylko z tymi fragmentami zeznań, które zostały przedstawione przez prokuraturę. Według o. Brennana takie postawienie sprawy uniemożliwiło rzeczywiste rozstrzygnięcie ławie przysięgłych intencji skarżącego, a także odebrało opinii publicznej oraz sędziom możliwość rzeczywistego wglądu w proces. Tą drogą utajnione przed opinią publiczną zostało także przesłuchanie skarżącego dokonane podczas pierwszego procesu przez obrońcę kard. Pella, Roberta Richtera – według o. Brennana – adwokata o najwyższej renomie.
W czasie procesu szczegółowo badano kwestię czy ówczesny arcybiskup mógł dokonać gwałtu oralnego będąc w albie i ornacie bez wcześniejszego rozebrania się. Kwestia ta została rozstrzygnięta przez świadków negatywnie. Zresztą także świadek oskarżenia zmieniał na ten temat zdanie, raz sugerował, że alba została „rozsunięta”, raz że „przesunięta na bok”, jednak obie te czynności wydają się niemożliwe do wykonania z tego prostego powodu, że alby nie da się ani „rozsunąć”, ani też „przesunąć w bok”. „Policja nigdy nie sprawdziła szat w czasie dochodzenia, a prokuratura nie wykazała, że szaty mogły zostać rozdzielone lub odsunięte na bok, jak twierdził skarżący.” – podsumowuje ten wątek o. Brennan.
Jezuita trzeźwo zauważa – jest prawdą, że dzieci, które doświadczyły molestowania często nie pamiętają szczegółów wydarzenia, a nawet nieraz ogólnych jego ram czasowych i miejsca. Być może zatem sąd, niezależnie do tego jak bardzo byłaby nieprawdopodobna narracja prokuratury, uznał, że kard. Pell coś skarżącemu zrobił. Czy jednak poczucie krzywdy może górować nad rzetelnym zbadaniem sprawy? To była główna linia sporów publicystycznych wokół sprawy Pella. Do okoliczności procesu należy także ujawnienie informacji o operacji „Tethering”, czyli systematycznego szukania haków na Pella trwające już od roku 2013, gdy nie było podstaw do snucia podejrzeń dotyczących duchownego. Wcześniej miał miejsce tylko jeden przypadek – w roku 2002 – oskarżenia przeciw Pellowi. Ten wtedy na czas procesu usunął się w cień, aż do oczyszczenia z zarzutów. Natomiast od 2013 roku po prostu szukano chętnych, którzy byliby gotowi do świadczenia przeciwko Pellowi. Oskarżycieli poszukiwano nawet poprzez ogłoszenia w prasie.
W tym miejscu powinniśmy zająć się uzasadnieniem Sądu Najwyższego, który zdecydował ostatecznie o uniewinnieniu Pella. Poniższe akapity są tłumaczeniem komentarza Neila Addisona, adwokata i pisarza opublikowanym na łamach Catholic Herald pt. Analysis: Why australia's seven most senior judges overturned the Pell verdict. Pewne elementy układanki są już nam znane jednak powtórzę je dla jasności wywodu Addisona. Miejsca dokonanych skrótów zostały zaznaczone.
Istnieje „znacząca możliwość skazania niewinnej osoby, ponieważ dowody nie wykazały winy zgodnie z wymaganym standardem dowodu”. Tymi słowami sędzia Susan Kiefel zakończyła podsumowanie decyzji Sądu Najwyższego Australii o unieważnieniu wyroku skazującego kardynała Pella wydanego w związku z oskarżenie go o wykorzystywanie seksualne dzieci.
Wyrok Sądu Najwyższego w sprawie Pell przeciwko Królowej, była jednomyślną decyzją siedmiu sędziów Sądu Najwyższego Australii. Według nich kardynał nie został uniewinniony na podstawie jakiegoś drobnego dziwactwa prawnego, ale na podstawie podstawowych zasad prawa. W Australii, podobnie jak w Wielkiej Brytanii, oskarżony nie musi udowodnić swojej niewinności; osoba jest „niewinna, dopóki nie zostanie uznana za winną”. Podczas każdego procesu przysięgłym mówi się, że prokuratura wnosi oskarżenie i musi je udowodnić „ponad uzasadnione wątpliwości”. W tej sprawie Sąd Najwyższy wyraźnie stwierdził – na podstawie materiału dowodowego, że „uzasadniona wątpliwość” istniała.
W dniu 11 grudnia 2018 r. po rozprawie przysięgłej kardynał Pell został skazany za pięć zarzutów o seksualne wykorzystywanie dwóch chórów w katedrze w Melbourne w 1996 i 1997 r. kiedy był arcybiskupem Melbourne. Domniemane napaści miały mieć miejsce w zakrystii katedralnej po odprawieniu Mszy Świętej przez ówczesnego arcybiskupa, kiedy był on sam i pozostawał ubrany w szaty liturgiczne.
Sprawa oskarżenia miała dwa niezwykłe aspekty. Jeden z chórzystów przed śmiercią powiedział rodzicom, że nigdy nie był molestowany. Dowód prokuratorski zależał zatem całkowicie od dowodów jednego byłego członka chóru, zwanego w sądzie „A”. Nie było absolutnie żadnych innych dowodów potwierdzających winę.
Istniały jednak wyraźne dowody obronne, że napaść nie mogła mieć miejsca. Wiele z nich wygłosił prałat Portelli, który pomógł ustalić, że:
(i) Kardynał Pell niezmiennie uczestniczył w spotkaniach z wiernymi na schodach katedry lub w jej pobliżu po niedzielnej Mszy Świętej;
(ii) Ugruntowana i historyczna praktyka kościelna wymagała, aby arcybiskup był zawsze w asyście, gdy pozostawał w katedrze w stroju liturgicznym;
(iii) Przez 10–15 minut po procesji, która zakończyła niedzielną Mszę św., zakrystia kapłańska była stale „zakorkowana” przez przybywające osoby.
Znaczące było to, że prokuratura nigdy nie sugerowała, że prałat Portelli lub inny personel katedry zeznawali fałszywie. Dowodzenie prowadzone przez oskarżenie było bardziej subtelne: to, że coś jest „zwykłą praktyką”, nie oznacza, że ma zawsze miejsce. Sąd Najwyższy uznał, że całość dowodów prokuratury opierała się na opinii, że istniała „realistyczna możliwość, że przestępstwo… miało miejsce”.
[...] Innymi słowy, Sąd Apelacyjny zadał niewłaściwe pytanie. W procesie karnym nie było mowy o tym, czy domniemane przestępstwo mogło mieć miejsce. Liczyło się tylko to, czy prokuratura dowiodła, że rzekome przestępstwo wystąpiło.
Sąd Najwyższy przyjął, że zarówno ława przysięgłych, jak i Sąd Apelacyjny w Wiktorii uznały dowody „A” za wiarygodne. Ale jednocześnie uznał, że sama wiarygodność, choć ważna, nie wystarczy. Kiedy dowody oskarżenia zostały zestawione z dowodami obrony, uzasadniona wątpliwość okazała się wyraźna. W tych okolicznościach kardynał Pell miał prawo zostać uznany za „niewinnego”. [...]
Część reakcji na werdykt sprawia wrażenie, że kardynał Pell powinien zostać skazany dla uspokojenia ofiar wykorzystywania seksualnego, tak by potwierdzono wiarygodność ich zarzutów. Jednak decyzja podjęta wobec Pella powinna przypominać policji, prokuratorom, sędziom i być może mediom, że nie należy obchodzić normalnych zasad dowodzeniowych. Kardynałowie i biskupi nie są ponad prawem, ale mają tytuł do sprawiedliwego przez to prawo traktowania. Nawet kardynał ma prawo do rzetelnego procesu.
Trzeba jednak niestety sprawę kard. Pella nieco skomplikować. Katolicki filozof John T. Lamont, który wiele lat uczył na australijskich uczelniach katolickich i którego bardzo interesujący artykuł Tyrania i przemoc seksualna w Kościele katolickim: Tragedia jezuitów opublikowaliśmy w „Christianitas”, 7 marca 2019 na swoim profilu facebookowym napisał, że Pell powinien iść do więzienia, choć nie za to, o co został oskarżony, ponieważ w tej sprawie jest niewinny – oskarżenia są nieprawdopodobne. Lamont podał w swoim wpisie historię z własnego doświadczenia. Sprawa dotyczyła ks. Petera Dwyera, kierownika duchownego seminarzystów pierwszego roku w Sydney, który – jak pisze Lamont – okazał się przestępcą seksualnym. W tym czasie Lamont wykładał w sydnejskim seminarium i zgłaszał sprawę diecezji Sydney, choć nie samemu Pellowi. Ten ostatni zareagował dopiero jednak, gdy aktywność Dwyera wyszła na jaw. Niestety – jak pisze Lamont – w sposób godny kary więzienia, czyli przeniesieniem kapłana do parafii. „Kiedy historia o nim wyciekła do mediów, Archidiecezja Sydney wydała fałszywe oświadczenie do mediów, zaprzeczając, że Dwyer był winny jakiegokolwiek wykroczenia.” – pisze Lamont. Dwyer został uniewinniony przez sąd, ale zdaniem Lamonta sprawa ta była równie kontrowersyjna co niedawny wyrok skazujący wydany na Pella. Swoją opinię Lamont powtórzył 28 marca 2020 roku mówiąc, że jego zarzuty są dobrze udokumentowane, co wywołało gorącą dyskusję na jego profilu facebookowym. W podobnym duchu, wezwania do rewizji przeszłych spraw, w których Pell reprezentował władzę Kościoła wezwał niedawno na swojej stronie Joseph Sciambra w artykule Kard. George Pell: katolicki bohater? Temat ten wymagałby osobnego badania materiałów przedstawionych w linkach przez Lamonta i Sciambrę, a także przez inne głosy pojawiające się w dyskusjach.
Część katolickiej opinii już uczyniła z Pella męczennika za wiarę. Być może tak właśnie jest w sprawie oskarżeń o gwałt. Jednocześnie jednak może się okazać, że był on przynajmniej w jakiejś mierze częścią tego układu nieprawości, który psuł Kościół nie tylko w Australii przez ostatnie dziesięciolecia. I to pomimo tego, że już w latach 90. otworzył drogę do kościelnych odszkodowań dla ofiar bez drogi procesowej.
Andrew Bolt porównywał sprawę kard. George’a Pella do głośnej sprawy amerykańskiego futbolisty O. J. Simpsona. Wskazał, że tak jak oczyszczenie Simpsona z zarzutów zabicia swojej byłej żony i jej przyjaciela wynikało nie z materiału dowodowego, ale z uprzedzeń na tle rasowym, tak teraz skazanie Pella ma charakter odwetu na Kościele katolickim za przymykanie oczy na przestępczą działalność o charakterze seksualnym niektórych kapłanów. Stephen MacAlpine argumentował przeciwnie, Simpsonowi udało się zasiać wątpliwość w przysięgłych co do swojej winy podczas słynnej rozprawy, kiedy to pokazał, że rękawice mordercy są na niego za małe. Obrońca Pella miał uciekać się do takiego samego wybiegu, gdy argumentował, że gwałt oralny nie jest możliwy w biskupich szatach liturgicznych, a jednak wielu znanych ludzi dopuściło się molestowania w sytuacjach nieprawdopodobnych. Jest tylko jeden problem z takim tokiem rozumowania. W sprawie Simpsona wszystko do siebie pasowało oprócz rękawic, w sprawie Pella zaś nic do siebie nie pasowało.
Po wyroku Sądu Najwyższego na drzwiach katedry Melbourne pojawiły się napisy wykonane sprayem, m. in. brzmiące „Rot in hell, Pell”. Niestety nie dziwi to, ponieważ dziś Kościół jest na cenzurowanym, a każde oskarżenie skierowane wobec księdza dla wielu ludzi jest tożsame z wyrokiem skazującym. Tak było w sprawie Pella, opinia publiczna w Australii była przeciw niemu i decyzja Sądu Najwyższego wywołała niezadowolenie. Czy to koniec sprawy australijskiego kardynała? Tej konkretnej zapewne tak, ale to na pewno nie koniec turbulencji w Kościele australijskim i Pell – jeśli pojawią się kolejne problemy dotyczące diecezji Sydney czy Melbourne – na pewno będzie w nich świadkiem. A może jeszcze i oskarżonym. Jeśli tylko wystarczająco długo będzie żył.
Tomasz Rowiński
-----
Drogi Czytelniku, w prenumeracje zapłacisz za "Christianitas" 17 złotych mniej niż w zamkniętych do odwołania salonach prasowych. Zamów już teraz, wesprzesz pracę redakcji w czasie epidemii. Do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Po więcej unformacji kliknij TUTAJ.
(1981), redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, publicysta poralu Aleteia.org, senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.