Ubogi człowiek dzień i noc leżał na ulicy, u progu domu bogacza. Nie wiadomo, jak się tam znalazł. Pewnego dnia po prostu tam był. Nie sposób zaprzeczyć, że jego obecność stała się dokuczliwa. Nigdy, co prawda, nie wyciągnął ręki, aby przyjąć jałmużnę, jednak najzwyczajniej nie pasował do otoczenia. Okoliczni rzemieślnicy, których skromne, dalibóg, dochody kontrastowały z przepychem bogacza, byli mniej uciążliwi – w pewnym sensie uszlachetniał ich bowiem trud pracy. Natomiast ten nędzarz, który leżał na ulicy, po prostu nie pracował. Czy on w ogóle kiedykolwiek parał się jakimś zajęciem? Czyżby brakowało mu na to sił? Czy może coś jeszcze innego przeszkadzało mu w znalezieniu posady? Niekiedy można było odnieść wrażenie, że to bynajmniej nie wyczerpanie fizyczne skłoniło go, by położył się na ulicy. Od czasu do czasu różni dobroczyńcy zwracali się do niego z propozycją zaprowadzenia do przytułku, gdzie po chwili odpoczynku znaleziono by dla niego jakieś zatrudnienie – na podobne sugestie nie raczył nawet odpowiadać. Szczególnie wymowne było to, że ubogi nigdy nie podnosił wzroku ani na bogatego, ani na żadnego z tych łaskawców. Czy może zatem dziwić, że nikt nie przynosił mu okruchów ze stołu bogacza? Ubogi bezustannie wpatrywał się gdzieś w pustkę, lecz owo Nic-a-Nic, w które spoglądał, stawało się w jego oczach tajemniczym Czymś. W każdym razie wywierał taki wpływ na otoczenie, że nikt nie śmiał wezwać policji, aby przemocą usunęła go z ulicy, a na to, by sprowadzić kata, było jeszcze za wcześnie.
Cała sprawa była jednak, jak powiedziano, nieznośna, najbardziej rzecz jasna dla bogacza, u drzwi którego leżał ubogi. Trzeba bowiem wiedzieć, że bogacz był z natury człowiekiem radosnym i wielkodusznym, który pomógł wielu potrzebującym. Jednak odkąd ubogi zaległ u jego wrót, stał się jakby odmieniony. Jego powszednia rozrzutność poczęła przeradzać się w przepych, a wystawiane przezeń uczty wyrodniały w rozpustę. Nigdy więcej żaden potrzebujący nie znalazł u niego łaski. Najwidoczniej bliskość ubogiego wywierała na bogatego zgubny wpływ. Oczywiście można by rzec, że bogacz nie był zbyt rozsądny. Mógł przecież uniknąć widoku biedaka, przenosząc wejście na inną ulicę. Prawdopodobnie jednak obecność ubogiego przeszywała bogacza na tyle głęboko, że z góry porzucił wszelkie próby pozbawienia się jego obecności. Być może istniało jedno wyjście z tej sytuacji, jakkolwiek paradoksalnie by nie zabrzmiało: to mianowicie, aby bogacz położył się na miejscu ubogiego, zapraszając go do zajęcia swojego pałacu.
Niestety jednak i to rozwiązanie było wykluczone, gdyż ubogi obstawał przy tym, by pozostać u drzwi bogatego, najwyraźniej po to, by tam właśnie umrzeć. Ani propozycja zamiany miejsc, ani próba złagodzenia jego losu dzięki wsparciu organizacji dobroczynnej nie mogły odwieść go od zamiaru zakończenia swego życia u wrót bogacza. Być może jednak mówienie w tej sytuacji o jakimkolwiek zamiarze to zbyt dużo; wystarczyłoby chyba powiedzieć, że tak po prostu się stało. Znamienne jest, że ubogi, zanim odszedł, został opuszczony przez wszystkich ludzi. Odwiedzały go jedynie psy liżące mu wrzody, a kiedy umarł, jego śmierci nie dostrzegł nikt prócz aniołów, którzy zabrali go z ziemskiego świata. Wydaje się, że jedyną drogą życia tegosyna ludzkiego było: leżeć, trwać między zwierzęciem a aniołem, jako ubogi u drzwi bogacza, i tam umrzeć.
Każdy wie, jak skończyła się ta historia. Ubogi zmarł przed bogaczem, bogacz jednak pośpieszył w ślad za nim. Żaden z nich nie umarł swoją własną śmiercią, lecz, podobnie jak w osobliwy sposób splecione były ze sobą ich żywota, tak tajemnicza więź złączyła ich śmierci. Pewien mądry człowiek wyraził raz przypuszczenie, jakoby bogaty i ubogi byli bliźniakami, ale to mało prawdopodobne. W każdym razie nie zmarli tego samego dnia, jak to często zdarza się u bliźniąt. Ponadto dochodzenia policji wykazały, że bogacz był tu wcześniej niż ubogi, o którym nie sposób ustalić, kiedy i skąd przybył. Co do bogacza, można jednak stwierdzić, że jego ogrodem władał już pierwszy człowiek.
Najgorsze w historii bogacza i ubogiego jest to, że tak naprawdę nigdy nie dobiegła końca. Po tym bowiem, jak bogaty z ubogim zmarli i przeszli na drugi świat, ubogi w dalszym ciągu leżał przed oczami bogacza (z tym że nie istniały żadne drzwi, które wiodłyby od jednego do drugiego), niezmiennie też ubogi nie patrzył na bogatego ani nie skierował do niego żadnego słowa. Zupełnie tak, jak gdyby ubogi powrócił na przyszły świat z ranami na ciele i wymówił do bogacza swoje: „Nigdy Cię nie znałem”, nawet jeśli w doczesnym życiu bezustannie leżał przed jego drzwiami. Najwyraźniej nie widział go nigdy dotąd. Choć to właściwie dziwne, skoro prawie wszyscy znali bogacza, a jedynie nieliczni zwracali uwagę na ubogiego.
Jak wiadomo, to wszystkojedynie opowieść i wielu uważa, że nie jest niczym więcej niż tylko opowieścią i że bogacza i ubogiego tak naprawdę nigdy nie było, lecz jedynie zawsze my, którzy ani ubodzy, ani bogaci nie jesteśmy. Jeśli by tak było, nie moglibyśmy rzecz jasna zakończyć naszego życia na drugim świecie w taki sposób, jak bogacz i ubogi, ale wszystko na wieki pozostałoby takie, jakie jest dzisiaj. Być może jednak nie można uznać za niebyłe tego, że pewnego dnia ubogi położył się na ulicy, u progu bogacza, by tam umrzeć. Jak inaczej wytłumaczyć fakt, że do tej pory ludzie z taką namiętnością śledzą losy ubogich i bogatych?
Erik Peterson
Z języka niemieckiego przełożyła Aleksandra Głos
(1890-1960), niemiecki teolog katolicki, konwertyta, wybitny znawca starożytności chrześcijańskiej. Wywarł duży wpływ na teologów protestanckich i katolickich XX w. Requiescat in pace!