Studia
2020.10.28 09:41

Błąd moralny czy intelektualny. Uwagi o przyczynach usprawiedliwiania aborcji

Pobierz pdf

Błąd moralny czy intelektualny

Uwagi o przyczynach usprawiedliwiania aborcji[1]

 

Władysław Tatarkiewicz, na którego Historii filozofii, lepiej lub gorzej, uformowały się liczne pokolenia polskich studentów, w swojej pracy O bezwzględności dobra[2] pisał:

To, co bywa brane za różnicę w wartościowaniu rzeczy, jest nieraz różnicą w ich pojmowaniu. To tłumaczy np. odstępstwa licznych szczepów od zasady szanowania ludzkiego życia i zakazu zabójstwa. W niektórych szczepach wolno zabijać barbarzyńcę i spędzać płód, bo barbarzyńca nie jest człowiekiem i płód też nie jest człowiekiem. Należy palić żonę na stosie razem z trupem męża, bo kobieta nie posiada własnej osobowości. Ojcu rodziny wolno zabić syna tak, jak „wolno mu odciąć człon własnego ciała”, a niewolnika wolno zgładzić tak, „jak wolno zniszczyć swoją rzecz”. W wielu przypadkach różnice między przekonaniami etycznymi pochodzą stąd, że szczep jakiś podlega przesądom, że żyje w błędzie nie moralnym, lecz intelektualnym.

Ten krótki akapit, będący owocem dojrzałego humanizmu, jako swój mogliby wziąć także i współcześni katolicy, traktując go niczym podsumowanie długiej drogi tradycji moralnej, którą i sami przebyli razem z Kościołem i kulturą Zachodu. Fraza zapisana przez Władysława Tatarkiewicza wyraźnie wskazuje, że w naszej cywilizacji, w jej dojrzałych formach, ustalił się konsensus filozoficzny i antropologiczny dotyczący statusu życia ludzkiego w fazie prenatalnej jako życia nie tylko w sensie fizjologicznym, ale i osobowym. Rzecz jasna istnieje też – dziś dominująca politycznie – tradycja zaprzeczania integralności ludzkiego życia jako osobowego w całym swoim istnieniu. Jednak, jak sądził Tatarkiewicz, jest ona raczej tradycją błędu. Polski filozof uważał także, że chodzi tu o błąd intelektualny. Nie deklaruje on wprost, że błąd ten prowadzi do błędu moralnego, jednak tak należy rozumieć jego uwagę – złe postępowanie wynika z braku wiedzy i mądrości. Można z tym dyskutować, czy aby nie jest dokładnie odwrotnie i czy to „ludzka skaza”, błąd moralny, skłonność do złego postępowania, nie ujawnia się poprzez poszukiwanie racjonalizacji, usprawiedliwianie i uzasadnianie zła – w tym wypadku – zła aborcji. Niezależnie jednak od tego, jak rozstrzygniemy kwestię pochodzenia zła i jego uzasadnień, istotny jest sam kod antropologiczny i jego praktyczne konsekwencje. Sprzeciw wobec mordu prenatalnego nie jest bowiem jakimś niespodziewanym współczesnym atakiem na wolność, to raczej wolność uśmiercania niewinnej osoby oznacza odradzanie się mrocznych atawizmów sprzecznych z wielowiekową drogą poznania.

W sprawie spędzania płodu i ontologicznego statusu człowieka można nieraz usłyszeć, że stanowisko integralne, czyli zakładające równoczesność i nierozłączność życia ludzkiego oraz jego osobowego charakteru, a także trwanie tego stanu od poczęcia aż do naturalnej śmierci człowieka, jest stanowiskiem przestarzałym[3]. Na pytanie, dlaczego by tak miało być, zamiast poważnych rozważań natury antropologicznej w debacie publicznej słyszymy przeważnie polityczne hasła mówiące o wolności jednostki, autonomii kobiety[4] czy emancypacji społeczeństwa od patriarchalnej tradycji[5]. Nie zamierzam oczywiście lekceważyć ani kwestii wolności, ani autonomii, ani też społecznych niesprawiedliwości w traktowaniu płci. Kwestie te jednak bardziej niż odpowiedzią same są wielowątkowymi problemami naszej kultury. Nawet więcej, stały się one elementem współczesnego systemu przesądów społecznych. Meritum leży gdzie indziej niż w orzekaniu o tym, co jest przestarzałe. Znajduje się ono w odpowiedzi na pytanie o aktualność rozpoznania osobowego statusu płodu i władzy, jaką nad osobami posiada społeczeństwo. Odpowiedzi ograniczające się do powtarzania liberalnych haseł politycznych stanowią poważny problem debaty o tym, czym jest ludzkie życie. Za hasłami tymi stoi niestety prosty postulat wprowadzenia do praktyki społecznej mechanizmu uznawania człowieczeństwa jedynie w oparciu o oczekiwania, jakie dorosłe osoby mają wobec tego, co określa się mianem „jakości życia”. Mówiąc o „dorosłych osobach”, mam na myśli jednostki zdolne do skutecznego stosowania przemocy lub przynajmniej udziału w jej społecznym systemie. Legalna obecność aborcji w życiu narodów to praktyczny efekt determinacji silniejszych jednostek w osiąganiu oczekiwanego poziomu jakości życia. To efekt dominacji zasady pożądania skutkującej dehumanizacją osób w prenatalnej fazie życia. Dzięki dehumanizacji moralne zło znajduje pozór usprawiedliwienia i uzgodnienia rzeczywistości.

Na tym właśnie, jak się zdaje, wedle tego, co czytamy w powyżej zacytowanym fragmencie z pracy Władysława Tatarkiewicza, polega przesąd i zło, jakie on tworzy. Przesąd jest wtórnym uzasadnieniem jakiegoś rozwiązania społecznego, którego funkcjonowaniem nie kieruje zasada sprawiedliwości, rozumiana jako reguła adekwatności ładu ludzkiego świata i świata ludzkiej natury. Przesąd jako struktura mentalna legitymizuje przemoc, pozwala maskować niesprawiedliwość i arbitralność społecznych rozwiązań. Konkretny przesąd o nieosobowym charakterze życia ludzkiego w fazie płodowej pozoruje adekwatność terminacji bezbronnego życia osobowego. To jednak nie wszystko, uchylenie furtki zgodzie na dehumanizację nienarodzonych prowadzi do dalszych nieszczęść[6] wynikających ze złamania antropologicznego kodu, w którym to każde życie ludzkie – a nie abstrakcyjne, partykularne, subiektywne i arbitralne kategorie „jakości życia” czy „pożytku społecznego” – jest punktem odniesienia dla działania i tworzenia zasad etyki. Trudno nie dostrzec pokrewieństwa aborcjonizmu z innymi ideologiami, które także pozorowały uzgadnianie rzeczywistości za pomocą terminacji różnych „nieosób” lub „osób gorszej jakości”[7]. Legalna aborcja jest paradoksem naszych czasów. W społeczeństwach tak bardzo wyczulonych na stosowanie przemocy nie tylko wobec ludzi, ale także wobec zwierząt, granicę człowieczeństwa coraz częściej wyznacza siła ludzkich wad – takich jak np. rozwiązłość seksualna – a nie rozum i wynikające z niego poznanie rzeczy. Rozum pełni w tym nowym kodzie rolę jedynie instrumentalną. Tworzy wytłumaczenia zagłuszające etyczną ocenę spędzania płodu. Częścią paradoksu aborcyjnego jest to, że wrażliwy stosunek współczesnej cywilizacji do przemocy i cierpienia stanowi równocześnie jeden z motorów procesu umniejszania znaczenia płodu wobec możliwych niedogodności wynikających z pojawienia się nowego życia dla matki, rzadziej ojca. Wielowiekowe wysiłki intelektualne mające na celu trwałe i pełne wydobycie człowieka z tła przyrody i społeczeństwa, ze zbioru rzeczy są przekreślane. Ludzkie życie – jego istotność – stało się tylko przedmiotem decyzji społeczeństwa, a w wymiarze jednostkowym przedmiotem oddziaływania świadomości, dla której ciało jest jedynie nośnikiem, hardware’em, a czasem bywa wręcz traktowane jak więzienie. W konsekwencji jako cywilizacja doszliśmy do momentu, w którym brak możliwości medycznego rozpoznania obecności świadomość czyni życie ludzkie tylko materiałem biologicznym, zlepkiem komórek[8].

Co jednak z argumentem mówiącym o przestarzałości stanowiska integralnego? Już powyższe uwagi podważają tego rodzaju zarzut. Łatwiej jest argumentować za opinią, że to dzisiejsza etyka i praktyka znajdują się w kryzysie. Można wręcz zasugerować, że z perspektywy klasycznej europejskiej tradycji moralnej przyzwolenie na aborcję jest objawem regresu dotykającego nie tylko ludzkie nawyki etyczne, ale i cały system intelektualnych uzasadnień. Bez trudności moglibyśmy wskazać wyraźne różnice pomiędzy archaicznym uprzedmiotowieniem osób polegającym na niewyodrębnianiu ich z tła społecznego i świata natury a jego ponowoczesną formą. W niej to osoba, tracąc odniesienie do nadprzyrodzoności, na nowo staje się niewolnikiem społeczeństwa. Jednocześnie rozpada się na świadomość oraz ciało i wpada w mechanizmy społecznej utylizacji materii[9]. Mimo tych różnic praktyczne konsekwencje uprzedmiotowienia okazują się podobne, surowość obyczaju spartańskiego stoi koło utylizacyjnego zadania kliniki aborcyjnej. Jeśli coś możemy współcześnie określić mianem postępu, byłby to rozwój medycyny, który pozwala uratować i matkę, i dziecko w czasie trudnego porodu. Można zadać pytanie, czy rozwój etyki w cywilizacji zachodniej, tego szczególnego rodzaju chrześcijańskiego humanizmu, którego owocem stało się zrozumienie, czym jest osoba, nie stanowił ważnego impulsu dla rozkwitu systemu troski o ludzkie życia. Systemu, w którym człowiek nie był środkiem, narzędziem dla zachowania dobrostanu drugiej osoby. Jak bardzo może zmienić się medycyna, gdy staniemy się tylko ciałami, o których wartości będzie decydowała iskra świadomości oraz arbitralnie określana użyteczność?

Powyższe uwagi skłaniają raczej do odwrócenia przekonania wyrażonego przez Władysława Tatarkiewicza i stwierdzenia, że w epoce współczesnej to ludzka skłonność do zła uprzedza błędy intelektualne. Takie przekonanie potwierdza zwykła obserwacja życia publicznego społeczeństw, życia, w którym instrumentalne użycie rozumu, tak by uwieść publiczność polityczną, jest czymś codziennym. Jednak jeśli w jakiś sposób mielibyśmy odnieść się do hasła postępu – zapewne w domyśle – naukowego, pod który podpina się liczne ideologicznie nacechowane projekty społeczne oraz etyczne uzasadnienia postępowania, będziemy mogli zobaczyć także, jak błąd intelektualny umacnia trwanie zła społecznego. A zatem dlaczego nie powinniśmy odmawiać słuszności także przekonaniu Władysława Tatarkiewicza. Niespodziewanie okaże się, że za przestarzałe należałoby uznać raczej liberalne ramy myślenia o spędzaniu płodu. Schemat myślenia liberalnego kształtował się w mentalności poznania przednaukowego lub też na wczesnym etapie epoki naukowej. Został jednocześnie powiązany z odrzuceniem metafizyki i chrześcijaństwa, które przez wieki stanowiły zabezpieczenie – przynajmniej intelektualne – przed normalizacją dehumanizacji. Wczesny liberalizm – poczynając od Hobbesa – starał się zaproponować taką formułę uniwersalnego społecznego modus vivendi, w którym mogliby obok siebie żyć ludzie różnych wyznań chrześcijańskich uwikłanych w wojny religijne. Potem, szerzej, chodziło o ludzi reprezentujących rozmaite poglądy i przesądy, a jeszcze dalej również o tych, którzy postanowili uczynić ze swoich wad cnoty oraz powód do dumy[10]. Liberalizm jest wielką postprotestancką i nominalistyczną utopią usprawiedliwienia czynów ludzi, jeśli tylko zgadzają się oni z zasadą, że określanie, co jest dobre, a co złe, stanowi sprawę jedynie ludzką, przynależną np. władzy politycznej i w gruncie rzeczy pozbawioną esencji. Jednocześnie liberalizm, który jako praktyka polityczna starał się być pragmatycznym racjonalizmem, okazał się jednocześnie anachroniczny[11], podobnie jak wiele 

XIX-wiecznych teorii naukowych i społecznych. Pamiętajmy, że jeszcze Karol Darwin i bliscy mu badacze uważali komórkę za rodzaj plazmatycznej żelki[12] i nie mieli żadnej świadomości złożoności życia wewnątrzkomórkowego. To jeden z obrazów, które kształtowały epokę, w której liberalizm zaczynał odgrywać coraz większą rolę. Schemat teorii liberalnej – oparty według ideału na zasadzie deliberatywności – siłą rzeczy ignorował lub pozwalał na łatwe ignorowanie osób, które ludzi już urodzonych jeszcze nie przypominały lub przypominały w niewielkim stopniu. Ta redukcja człowieczeństwa do tego, co obserwowalne, była jedną z konsekwencji odrzucenia metafizyki w duchu postępującego scjentyzmu. Echo dawnego przesądu jest dziś bardzo wygodne, gdy ujawniły się inne konsekwencje praktykowania przez świat liberalnej nowoczesności. Scjentystyczny empiryzm i materializm połączony z nowoczesną ekspansją systemu prawnego – jako owocu liberalnej debaty i wzmocnienia państwa – regulującego ludzkie zachowania w coraz drobniejszych szczegółach, przekształciły sprawę aborcji w jedną z aren walki cywilizacji przemocy. Jak we wszystkich innych sprawach dozwolone lub zabronione stało się nie to, o czym przesądził rozum w swoim długim trwaniu rozpoznawany jako tradycja, ale to, o czym przesądziła walka społeczności zainteresowanych jakimś rozstrzygnięciem. Nowoczesne odrzucenie natury ludzkiej jako zrealizowanej cnoty zostało zastąpione przez naturę pojmowaną w perspektywie instynktu samozachowawczego[13], który rosnąc w siłę, stał się zachłanną walką o dominację, społeczeństwo silnych, estetycznych, przebiegłych i wymownych.

Kwestia aborcji dopiero w XX wieku stała się bezpośrednim przedmiotem takiej walki, razem z postępami nowego myślenia odrzucającego kolejne prawdy, na których wspierało się pojęcie godności ludzkiej. Długo, nawet w naznaczonych postchrześcijaństwem[14] społecznościach, sprawę spędzania płodu regulował w dalszym ciągu chrześcijański obyczaj oparty na klasycznej europejskiej tradycji intelektualnej, ale też na tekście biblijnym jasno wskazującym na świętość życia wyrażaną opisami zaangażowania Boga w proces „tkania” człowieka w łonie matki[15]. Zanim nowoczesność, potem nowoczesność w liberalnym odcieniu, objęła całą kulturę, Kościół, ale i w pewnym stopniu inne wspólnoty chrześcijańskie stanowiły rezydua dojrzałej cywilizacji moralnej Zachodu. Stanowiły go także ruchy sufrażystek sprzeciwiające się aborcji[16]. Okazało się jednak, że ci, którzy przekazywali tradycję wielowiekowych rozpoznań filozoficznych – czasem w nawykowy sposób, jak robi to kultura ludowa czy sakralna – nie mieli dość politycznej siły, by przeciwstawić się zasadzie nowego świata przypomnianej nam przez Hobbesa powiedzeniembellum omnium contra omnes[17].

Choć spędzanie płodu w jakimś zakresie praktykowano w każdej epoce, nie traktowano go jako jakiegoś dobra czy też uprawnienia, raczej jako nieprawość, grzech, oznakę moralnego upadku, zło, efekt niesprawiedliwych struktur społecznych. Takie ukierunkowywanie się tradycji moralnej było widoczne już w antyku pogańskim. Im bardziej jednak nowoczesny antyesencjonalizm przenikał myślenie społeczne, prowadząc do postrzegania czynów dotychczas uważanych za złe w kategoriach uprawnień i uzasadnionej realizacji pragnień, również aborcja zaczęła podlegać przewartościowaniom. Zaczęła być ona traktowana nie jako kwestia rozumnego rozpoznania moralnego i metafizycznego, ale pragmatyczny problem do rozstrzygnięcia pomiędzy jednostkami zdolnymi do akcji politycznej. W ten właśnie niestety sposób kwestia aborcji stanęła w centrum problematyki liberalnego modus vivendi z pominięciem rozstrzygnięć dotyczących ontologicznego i etycznego statusu osób pozbawionych reprezentacji, a będących przedmiotem umowy społecznej. Gdy religia czy filozofia w klasycznym sensie stały się z powodów politycznych dla nowoczesności czymś w rodzaju „czarnej skrzynki”, w której rzekomo nie da się odróżnić prawdy i przesądu, pojęcie osoby zaczęło się zacierać, tracąc swoje fundamenty. Można zatem powiedzieć, że nowoczesność (nie tylko liberalna przecież) konsekwentnie ignoruje wiedzę o człowieku i buduje mitologię społeczną m.in. w oparciu o naukowe przesądy minionych wieków. Te zaś dla dominującego myślenia utylitarnego są bardzo wygodne. Pozwalają na ignorowanie rozwoju mikrobiologii czy nauk genetycznych, które – w pewnej mierze niespodziewanie – wsparły tradycję klasycznego, chrześcijańskiego i biblijnego myślenia o człowieku. Niezmienną odpowiedzią etyczną liberalizmu na złożoność ludzkiego życia istniejącą od samego jego początku jest obcy zarówno metafizyce, jak i biologii atomizm, postulowany niezmiennie w teorii politycznej przynajmniej od Hobbesa. W ten sposób, pomimo wsparcia dla osoby, jakie wynika z rozwoju narzędzi ludzkiego poznania, relatywizm, którego panem jest przemoc, zwycięża zarówno w etyce, jak i w polityce głównego nurtu, przynajmniej na Zachodzie. Nie byłoby to możliwe bez tej właśnie przemocowej dominanty w kulturze naszej cywilizacji, która pojawiła się, gdy rozumną „cnotę” podmieniono na „instynkt”.

Trwanie takiej formacji w cywilizacji liberalnej wcale nie dziwi. Pomimo tego, że nie ma prostego przełożenia pomiędzy biologią i metafizyką a potem etyką, nieignorowanie osiągnięć nauki zmusiłoby liberałów – do nich się odnoszę, ponieważ w naszym kontekście oni są głównymi zwolennikami aborcji – do skonfrontowania się z empirycznym opisem rzeczywistości, będącym podstawą ich pojęcia natury i antropologii. Tak przynajmniej można było powiedzieć o klasycznych formułach liberalizmu[18]. Konieczne byłoby zatem uznanie przesłanek fizycznych i jakaś forma upodmiotowienia płodów jako stadium rozwojowego w kontinuum ludzkiego życia przy ustalaniu zasad społecznego modus vivendi[19]. Wtenczas to nie świadomość stałaby wobec komórkowej narośli, ale osoba wobec osoby. To jednak oznaczałoby już uznanie elementów metafizyki i wyjęcie pewnych spraw z obszaru społecznej walki o kształt umowy społecznej. Nowoczesność jednak – także liberalna – nieustannie sekularyzując dualizm duszy i ciała, w swoim idealizmie za osoby uznaje jedynie aktywne świadomości. Najpierw duszę zredukowano do czynnika życiowego, potem do świadomości, by unieważnić problem cielesności w dyskusji o życiu osobowym. Po raz kolejny widać, że za nowoczesnym uzasadnieniem dla aborcji nie znajdujemy żadnego pozytywnego projektu filozoficznego, ale relatywistyczny mechanizm, który pozwala na segregację ludzi wedle arbitralnych zasad i przyznanie praw oraz władzy okrucieństwu i egoizmowi. Ta, będąca przesądem, pokartezjańska metafizyka, a także jej krótkowzrocznie utylitarna skuteczność powodują, że liberałom stosunkowo łatwo jest nie konfrontować się z rzeczywistością. Judith Shklar, jedna z klasycznych współczesnych autorek liberalnych, pisała w swoim Liberalizmie strachu o okrucieństwie jako o swoistym summum malum[20], co do którego, jej zdaniem, mogliby zgodzić się i liberałowie, i chrześcijanie. Miałoby to sens, gdybyśmy zgadzali się co do tego, kim jest osoba.

Działanie takiego mechanizmu usprawiedliwiania aborcji jest możliwe dzięki podtrzymywaniu przekonania o niejasnym (lub jedynie konsensualnym) statusie płodu. Ów fideizm „czarnej skrzynki” polega przede wszystkim na społecznym utrzymywaniu się przesądu o nierozpoznawalności początków życia ludzkiego, a szerzej o niemożności rozróżnienia pomiędzy czymś i kimś w sposób bezwzględny. Dualistyczny dogmat liberalnych utylitarystów wydaje się nieprzekraczalny. Konsekwentnie wydają się oni niezdolni do uznania integralnego charakteru złączenia człowieczeństwa i osoby, formy (duszy) i ciała, w zamian proponują arbitralne definiowanie aktualności człowieczeństwa za pomocą stanów świadomości. W imię osłaniania żądzy emancypacji dominującej działania wielu dorosłych osobników ludzkich proponują ograniczanie wolności innych, zwykle zgadzając się na wykluczenie z człowieczeństwa tych stanów ludzkiego życia, w których człowiek nie dysponuje siłą zapisaną w naturze jego dojrzałego życia (życie płodowe, życie starcze, choroba, sen, upośledzenie)[21]. Czy jedność ludzkiego życia jest tak trudna do przyjęcia, czy po prostu jest nieakceptowalna z powodów praktycznych, a jej odrzucenie to – nomen omen – instynktowny bunt?

Warto rozmaitość ideowych etykiet, jakie pojawiły się w dotychczasowych rozważaniach, takich jak nowoczesność, liberalizm, relatywizm, antyesencjalizm, zebrać pod wspólną nazwą utylitaryzmu, która właściwie jest własną – i dominującą – etyczną tradycją nowoczesnej kultury Zachodu. Adam Swift w swoim Wprowadzeniu do filozofii politycznej pisze, że

utylitaryzm jest teorią moralną, zgodnie z którą najwyższą wartością jest użyteczność lub szczęście, dlatego powinniśmy się tak zachowywać w każdej sytuacji, aby maksymalizować sumę użyteczności lub szczęścia.

Jak dodaje Swift, Jeremy Bentham, jeden z ojców myśli utylitarnej, mówił o „największym szczęściu największej liczby osób”[22]. W innym miejscu Swift podaje krytykę, jakiej utylitaryzm poddawał John Rawls, jeden z najważniejszych teoretyków liberalnych XX wieku.

Rawls krytykuje utylitaryzm za to, że nie traktuje poważnie wielkości i odrębności jednostek. Maksymalizowanie sumy szczęścia jest błędnym celem, częściowo dlatego, że nie istnieje żadna osoba zbiorowa, która mogłaby z tego szczęścia korzystać. Istnieje tylko wiele odrębnych jednostek i czymś złym byłoby unieszczęśliwiać jedne z nich po to, by zwiększyć szczęście innych[23].

A jednak ten mechanizm tak właśnie działa. Historycznie utylitaryzm starał się według własnego mniemania wprowadzić racjonalną i empiryczną kalkulację do rozważań etycznych, zobiektywizować zasady działań przynoszących pozytywne i negatywne efekty[24]. Ten rodzaj racjonalizmu w kwestii metod, będący spuścizną oświecenia, szedł jednak za oświeceniem także na poziomie definiowania celów i środków. To znaczy odrzuceniu podlegała cała starsza tradycja metafizyczna oraz etyczna i jej niezwykle obszerny dorobek powstający od starożytności. W rzeczywistości takie pojęcia jak „jakość życia”, „użyteczność”, „szczęście”, opisujące cele etyki utylitarystycznej, nabrały charakteru subiektywnego w porównaniu z jej wcześniejszymi sensami i stały się tylko odmianą romantycznego emotywizmu[25]. Jest to etyka pragnień i chcenia, etyka pożądliwości, a zatem także dominacji, władzy i przemocy. Rawls słusznie zauważa niebezpieczeństwo takiego myślenia, ostatecznie utylitarne na swój sposób były systemy totalitarne, dla których człowiek był tylko przedmiotem realizowania historycznego ideału. Totalitarny robi się też liberalizm, gdy arbitralnie, w zgodzie tylko z poruszeniami społecznych emocji i idącej za nimi przemocy, dla osiągnięcia wiecznego pokoju końca historii określa granice człowieczeństwa, dobra i zła itd. Utylitaryzm to sposób patrzenia na rzeczywistość, w którym wszystko, co istnieje, jest tylko przedmiotem konsekwentnej realizacji zbiorowej „użyteczności”, ta jednak pozostaje czymś amorficznym, zależnym od płynności przesądów.

Sugestia Rawlsa, by zwrócić uwagę na jednostkę, nie jest jednak lekarstwem, okazuje się ona raczej dodatkową trucizną, ponieważ nie proponuje żadnej obiektywnej normy moralnej i tym bardziej sprowadza zasady etyki do indywidualistycznego chcenia, do samorealizacji, której granicą nie jest po prostu inna osoba, jak czytamy w podręcznikowych omówieniach liberalizmu, ale osoba, która ma wolę i moc postawić granice tej samorealizacji (w imię własnej samorealizacji). Człowiek nienarodzony nie posiada możliwości, by przeciwstawić się przemocy, także przemocy unieważniania jego ontologicznego statusu. Ważnym elementem utylitarnego myślenia jest przekonanie, że podmiotem może być tylko to, co posiada zdolność do realizacji siły i egzekwowania swoich uprawnień[26]. Ten sposób myślenia wynika z przyrodoznawczego traktowania nie tylko świata przedmiotów i zwierząt, ale też ludzi. Natura ludzka nie jest w tej perspektywie rozpatrywana jako mająca swoją konstytucję niezależną od stanów świadomości, swój cel i jako taka stanowiąca jedność. Natura dla utylitarystów to materialny przedmiot operacji świadomości, bez której człowiek okazuje się tylko przedmiotem własnych badań, można by rzec – czymś martwym, mięsem[27].

Utylitaryści podważają wartość życia ludzi dotkniętych wadami genetycznymi i innymi ciężkimi chorobami. Przedstawiciele tej filozofii różnymi sposobami agitują na rzecz aborcji, selekcji prenatalnej czy eutanazji. W ich kalkulacji legalizacja tych działań zwiększy dobrobyt społeczny. Agitacja utylitarystyczna, zaczynając od podważania wartości życia ciężko chorego i cierpiącego człowieka, posuwa się dziś do twierdzenia, że moralnym obowiązkiem terminalnie chorych jest zakończenie eutanazją swego niekorzystnego stanu egzystencji. Zasada życia niewartego życia (lebenunwertes Leben), którą uznawała medycyna nazistowska, przeprowadzając eksperymenty na więźniach i dokonując eutanazji chorych, przybiera u utylitarystów postać zasady jakości życia (quality of life) albo złego urodzenia (wrongful birth) czy niewłaściwego życia (wrongful life). We wszystkich swych sformułowaniach zasady te podważają powszechność prawa do życia. Prawo takie przyznają tylko tym istotom ludzkim, w przypadku których biologiczny stan organizmu gwarantuje określone korzyści dla gatunku ludzkiego[28].

Michał Łuczewski w swoim eseju Nowoczesna Zagłada pisał:

Wizja doskonałego ładu wymaga określenia i wydzielenia grup społecznych, które do niego nie pasują. Upadek dawnych wspólnot skutkuje wyschnięciem innych niż prawo państwowe źródeł moralnego osądu. Rozwój nauki, techniki i biurokracji prowadzi do ich autonomizacji, uwolnienia od etyki i ekspansji instrumentalnych kryteriów na inne systemy społeczne. Nie pytamy już, czy dany czyn jest dobry, czy zły, ale czy można go uzasadnić naukowo, czy jest technicznie wykonalny i zgodny z ideologią państwa. Zarazem technologia i biurokracja wprowadzają dystans między ludźmi: popadamy w rutynę i zaczynamy traktować się przedmiotowo[29].

Argumenty ze spektrum narracji naukowych nie są – co rozważyliśmy wcześniej – decydujące, ale stanowią element społecznej walki, czasem po prostu konkretnego zła, realizowanego w imię abstrakcyjnych (w sensie arbitralnych i wyobrażonych) koncepcji dobra proponowanych przez etyków, polityków i społeczeństwa. Trafnie konflikt pomiędzy utylitaryzmem a integralną antropologią uchwyciła współczesna badaczka myśli społecznej Justyna Melonowska, pisząc, że dostępność aborcji

w optyce liberalnej – ma zabezpieczyć sprawstwo kobiet i wąsko rozumiane samostanowienie[30].

Gdy tymczasem:

argumentacja przeciw aborcji zasadza się na koncepcji osoby ludzkiej jako odrębnej osoby (...); na logicznej argumentacji na rzecz spójności prawa oraz – po prostu – zakazu zabijania[31].

W innym fragmencie czytamy, że ilekroć integralna i

katolicka myśl antropologiczna (...) wypowiada się o strukturze osoby ludzkiej i czynu (actus humani), tylekroć zdolna jest uchwycić pełnię władz osobowych kobiety[32].

Podczas gdy przedstawiciele praktyki i myśli liberalnej zachowują się tak, jakby nie uznawali kobiet „za zdolne do ponoszenia konsekwencji własnych czynów”, czyli np. „niechcianej ciąży jako skutku dobrowolnego współżycia”[33], zauważa Melonowska. Jednak człowiek utylitarny chce pełnej władzy, która przełamuje ograniczenia realnego świata, ponieważ inną sytuację uznaje za cierpienie nie do zniesienia.

Instrumentalny i przemocowy charakter utylitarnych etycznych i politycznych uzasadnień aborcji widoczny jest zresztą bardzo dobrze na tle języka popularnych wydawnictw dla kobiet oczekujących narodzin dziecka, w których o nienarodzonych osobach mówi się właśnie nie inaczej jak „dzieci”. Nie czytamy o „embrionach” czy „płodach” jako nierozwiniętych jeszcze bezosobowych nośnikach świadomości. Określenia te są, owszem, medycznymi terminami nazywającymi fazy ludzkiego rozwoju, jednak praktycznie są używane w publicystyce czy nawet piśmiennictwie akademickim w celach dehumanizacyjnych i dyskryminacyjnych. Nikt w parentingowych miesięcznikach wydawanych przez liberalne redakcje nie wspomni o „zlepku komórek”. Granica pomiędzy „kimś” a „czymś”[34] okazuje się oczywista w potocznym dyskursie, ale w jego politycznym ujęciu ujawnia się jako czysto subiektywna. Dziecko w przypadku niepowodzenia osobistego planu na jakościowe życie – może szybko stać się wrogim „płodem”. Utylitaryści – co już zauważyliśmy wcześniej – nie chcą po prostu ujednoznacznienia sytuacji, ponieważ przesądy z „czarnej skrzynki” nieokreśloności odpowiadają mechanizmowi formowania ładu społecznego opartego na nieustannym przekształcaniu wielkiego przesądu o człowieku. Zbliżając się do końca naszych rozważań, widzimy, jak błąd intelektualny, o którym pisał Władysław Tatarkiewicz, zazębia się z błędem moralnym, jak chęć poznania przeplata się z chęcią czynienia zła i jednoczesnym pragnieniem, by go nie widzieć lub znaleźć dla niego jakieś pozorne usprawiedliwienie.

Liberalna i utylitarna retoryka w jej przejawach znanych z dyskursu publicznego porusza się zresztą także w dynamice „od ściany do ściany”, co ujawnia jej sprzeczności. Raz można usłyszeć, że sprzeciw wobec aborcji jest zmuszaniem ludzi do heroizmu, czyli że jest jakiegoś rodzaju hiperoptymizmem antropologicznym. Innym zaś razem przeciwnicy zabijania ludzi w fazie prenatalnej są oskarżani o pesymizm antropologiczny; skoro domagają się prawnego zakazu zabijania, to znaczy, że nie wierzą w człowieka i jego zmysł moralny[35]. Te sprzeczności wcale nie dziwią, ponieważ, tak samo jak sylogistycznie spójne i przerażające koncepcje teoretyków utylitarystów, mają one na celu otworzenie w umysłach ludzi dowolnego mechanizmu przyzwolenia na przesąd mówiący o możliwości pozbywania się problemu, którym jest niechciane dziecko, człowiek chory czy stary, zaburzający społeczną równowagę jakości życia. Widać to dość jasno, co do zasady w myśleniu utylitarnym nie chodzi o antropologiczne prawdy. Niestety ta relatywistyczna utylitarna utopia jest coraz bliższa realizacji. Hasła feministycznych manifestacji, takie jak „Moje ciało, moje prawa”, „Moja macica, moja sprawa”, są echem przesądów, które można było uczciwie intelektualnie wyznawać przed „odkryciem”, które nazywamy „osobą”, gdy niewolnik był rzeczą, a syn tylko odroślą ciała ojca, którą można było odciąć. Kiedy w lutym 2019 roku Senat USA odrzucił propozycję zakazu aborcji postnatalnej[36], czyli obowiązku ratowania dzieci, które przeżyły aborcję, zrobiony został kolejny krok na drodze moralnego regresu, w jakim znajduje się nowoczesna kultura ludzka. Regres jest tym wyraźniejszy, że zarówno perspektywy filozoficzne, jak i naukowe w oczywisty sposób potwierdzają tylko jedyną, niearbitralną, a zatem i nieprzemocową granicę początku osobowego ludzkiego życia – jego poczęcie.

Tomasz Rowiński 

----- 

Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.

-----

[1] Tekst jest częścią wstępną szerszego studium będącego w przygotowaniu i zatytułowanego O nieidentyfikowaniu osób. Krótkie i refleksyjne wprowadzenie do antropologii aborcji od antyku po współczesność.

[2] W. Tatarkiewicz, O bezwzględności dobra, [w:] tegoż, Dobro i oczywistość. Pisma etyczne, red. J. Smoczyński, Wydawnictwo Lubelskie, 1989, s. 59.

[3] Kiedy na jesieni 2016 roku Parlament Europejski postanowił dyskutować o trwającej w Polsce próbie wprowadzenia pełnej ochrony życia oraz protestach przeciw tej próbie, deputowani z różnych krajów używali w odniesieniu do sytuacji w Polsce słów takich jak „ciemnogród”, „średniowiecze”, „zamach na prawa kobiet”. Relację z tej debaty za Polską Agencją Prasową podał na swoich stronach choćby „Gość Niedzielny”, 6.10.2016.

[4] Takim argumentem posłużyły się choćby Polskie Towarzystwo Genetyki Człowieka i Polskie Towarzystwo Ginekologów Położników w marcu 2018 roku w swoim oświadczeniu przeciwko projektowi ustawy „Zatrzymaj aborcję” mającemu znieść przesłankę eugeniczną do wykonania aborcji, znajdującą się w polskiej ustawie chroniącej życie.

[5] Np. K. Szczuka: „Polska to jedyny – oprócz Nikaragui! – kraj na świecie, który w ciągu ostatnich 20 lat zaostrzył regulacje prawne dotyczące aborcji. Prawa reprodukcyjne jako część przysługujących kobietom praw człowieka nie powinny być łamane w żadnych ideologicznych okolicznościach. A to właśnie ideologia, głoszona przez polityków za hierarchami Kościoła katolickiego, czyni z kobiet w Polsce istoty niezdolne do samodzielnych wyborów, niemające sumień, niemogące rozpoznać tego, co dla nich właściwe i słuszne”, za:Zmieńmy ustawę!, takdlakobiet.pl, 16.09.2011. Ten cytat z 2011 roku pokazuje trwałą obecność tego typu haseł w publicystyce przeciwników integralnej antropologii. Można je znaleźć w wielu tekstach, które powstały w czasie polskich debat o prawnym umocowaniu ochrony życia.

[6]Zob. artykuł Tomasza Terlikowskiego pt. Kiedy można zabijać noworodki?, publikowany w tym numerze „Christianitas”.

[7] O tym, że dziś nie jest to jedynie problem niszowych autorów akademickich, można było całkiem niedawno przeczytać w wywiadzie z Wesleyem Smithem, w którym analizował on przypadki nie aborcji, ale przymusowej eutanazji, która jest inną konsekwencją tego samego zwrotu w kulturze Zachodu, co szerokie i zalegalizowane prawnie przyzwolenie na aborcję. W.J. Wesley, P. Włoczyk, Nadciąga kultura śmierci, „Do Rzeczy”, nr 23/325 (3–9.06.2019).

[8]Ciekawą książką o procesie nowoczesnego rozpadu podmiotu jest zbiór esejów Jacka Dukaja Po piśmie, Kraków 2019.

[9] Zob. T. Rowiński, Czy człowiek może przeżyć nowożytność. Uwagi o apologiach postsekularyzmu, [w:] Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa, Kraków 2015, s. 223-244.

[10] Nie ma tu miejsca na prezentowanie dziejów liberalizmu, ale opis jego charakteru jako relatywistycznej dyktatury znajdujemy także u liberalnych historyków dziejów myśli politycznej. Marcin Król, gdy pisze o protoliberalnym projekcie Tomasza Hobbesa, konkluduje: „W państwie rządzonym przez Lewiatana nie mają sensu rozważania nad słusznością lub sprawiedliwością prawa czy też nad jego związkami z moralnością. Prawo jest takie, jak zadecyduje władca i ma on możliwość stosowania siły wobec tych, którzy nie chcą go przestrzegać”, M. Król, Historia myśli politycznej od Machiavellego po czasy współczesne, Gdańsk 2001, s. 34. Relatywistyczny rys jest stałą cechą tradycji liberalnej; więcej o jej dynamice pisałem w eseju Cywilizacja przemocy. Bardzo krótkie wprowadzenie do kultury liberalnej, „Christianitas”, nr 67-68/2017.

[11] Zob. moje teksty Anachroniczność liberalizmu, christianitas.org, 16.10.2015, oraz Czy liberalizm jest okrutny i nierozumny. Przypadek aborcji, christianitas.org, 30.07.2018.

[12] Np. zob. Th.H. Huxley, Biogenesis and Abiogenesis, [w:] Collected Essays of Thomas H. Huxley, vol. 8, Discourses Biological and Geological, New York 1968, s. 256.

[13]Michał Podlesiński – instynkt samozachowawczy.

[14] Temat postchrześcijaństwa szeroko omówiliśmy w numerze 78 naszego pisma.

[15] Zob. Psalm 139. Warto na moment zatrzymać się na tej intuicji zawartej w tekście psalmu, w którym podkreśla się odrębność dziecka od matki i to, że Bóg jest tu przede wszystkim tym działającym.

[16]Z. Kędziora. Alice Paul: aborcja jest ostatecznym wyzyskiem kobiet, misyjne.pl, 7.11.2017.

[17] Hobbes często wraca do tego wątku, a szeroko omawia go w 13 i 14 rozdziale Lewiatana.

[18] Empiryczne podejście do rzeczywistości postulowali utylitaryści tacy jak Bentham czy obaj Millowie. O tych wątkach można przeczytać w rozmaitych omówieniach, np. w dostępnym w zasobach internetowych tekście doktoratu: M. Małek, Liberalizm etyczny J.S. Milla: współczesne nawiązania i kontynuacje (analiza poglądów Johna Graya i Petera Singera), Katowice 2007.

[19] Zresztą stopniowanie dostępności do aborcji nawet w prawodawstwie społeczeństw liberalnych wskazuje na nieoczywistość rozwiązań permisywnych w ramach przesądów tych społeczeństw.

[20] J. Shklar, Liberalizm strachu, „Res Publica Nowa”, nr 221/2015; zob. T. Rowiński, Czy liberalizm jest okrutny i nierozumny. Przypadek aborcji, „Fronda LUX”, nr 1-2/2018; warto przywołać w tym kontekście tekst M. Łuczewskiego Nowoczesna Zagłada. Czy aborcja to najdoskonalszy produkt naszych czasów, „Gazeta Wyborcza”, nr 201, 29.08.2014, s. 21-22: „Główną zasadą nowoczesności – zgodnie z definicją filozofa Odona Marquarda – jest «odbieranie złu znamion zła». Na początku zło jest czymś przerażającym, czego nasz rozum nie jest w stanie objąć. Każda próba zrozumienia zła prowadzi jednak do tego, że zdejmujemy z niego grozę. Wynajdujemy różne racje, zło staje się coraz bardziej zrozumiałe, aż wreszcie zaczynamy je usprawiedliwiać. Na samym końcu następuje przemiana zła w dobro”.

[21] Swoistym kompendium tego stylu myślenia jest książka P. Singera Etyka praktyczna, Warszawa 2007.

[22] A. Swift, Wprowadzenie do filozofii politycznej, Kraków 2019, s. 121.

[23] Tamże, s. 40.

[24] T. Biesaga, Uzasadnienia norm moralnych w bioetyce, mp.pl, 27.05.2014.

[25] Krytyce emotywizmu poświęcona jest znaczna część dzieła A. MacIntyre’a pt. Dziedzictwo cnoty, Warszawa 1996, np. rozdział II pt. Istota współczesnych sporów moralnych wobec teorii emotywizmu.

[26] „Płód nie ma takiego samego roszczenia do życia jak osoba, (...) nowo narodzone niemowlę nie ma go również”, pisze P. Singer w Etyce praktycznej, cyt. za: T. Terlikowski, Faktura na zabijanie. Współczesny przemysł śmierci, Bytom 2013, s. 121.

[27] O tego rodzaju odcieleśnieniu ludzkiej samoświadomości w kontekście idei transhumanistycznej pisał w bardzo zajmującym eseju pt. Trzecia Wojna Światowa Umysłu z Ciałem J. Dukaj w przywoływanym już zbiorze Po piśmie.

[28] Tamże.

[29] M. Łuczewski, Nowoczesna Zagłada..., dz. cyt.

[30] J. Melonowska, Ordo amoris, amor ordinis. Emancypacja w konserwatyzmie, Warszawa 2018, s. 184.

[31] Tamże, s. 185.

[32] Tamże.

[33] Tamże.

[34] Nawiązuję tu do tytułu, ale i głównego przedmiotu rozważań z książki R. Spaemanna, Osoby. O różnicy między czymś a kimś, Warszawa 2001.

[35] J. Melonowska, Jeszcze kilka słów w kwestii spędzania płodu, christianitas.org, 23.05.2018.

[36] M. Król SJ, USA: nie będzie zakazu zabijania noworodków, vaticannews.va, 28.02.2019.


Tomasz Rowiński

(1981), senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.