Polska chrześcijańska
2019.03.01 16:03

Bezdroża i pielgrzymki inteligenta polskiego. Ślubowanie akademików 1936

Artykuł ten pierwotnie ukazał się jako rozdział książki Polska chrześcijańska. Kamienie milowe (Dębogóra 2016).

 

Tradycja pielgrzymek na Jasną Górę liczy sobie wieki – najstarsze z nich zaczęły chodzić do Częstochowy jeszcze przed Potopem szwedzkim: ta z Gliwic w 1626, a ta z Kalisza – w 1637. Największa, pielgrzymka warszawska poszła po raz pierwszy w 1711 roku. Pielgrzymki jasnogórskie odprawiano w różnych intencjach – np. te pierwsze były społecznym wyrazem dziękczynienia za uratowanie miast od wojny i od zarazy. Z czasem, gdy pielgrzymki do Obrazu Częstochowskiego stały się czymś zwyczajnym i regularnym, coraz więcej było w nich intencji prywatnych, wziętych z codzienności uczestników.

W późniejszym okresie, gdy racjonalizm oświeceniowy i pozytywistyczny podmywał religijność w warstwie inteligencji, takie przejawy społecznej wiary jak pielgrzymka kojarzyły się coraz mocniej z katolicyzmem ludowym, niemal z definicji pozbawionym głębi i większych wymagań, przeznaczonym dla umysłów bezkrytycznych i słabych.

Katolicyzm ludowy – masowy, rytualny, emocjonalny – wraz ze swoją manifestacją, pielgrzymką jasnogórską, mógł z pewnością irytować sceptyków, ale mógł także intrygować ich: była tam przecież jakaś siła integrująca o tajemniczej sile przyciągania. W roku 1894 Aleksander Świętochowski, czołowy ideolog pozytywizmu warszawskiego, wróg „wstecznictwa i klerykalizmu”, namówił młodego i jeszcze szerzej nieznanego pisarza, Władysława Reymonta, aby napisał reportaż z pielgrzymki częstochowskiej. Reymont wziął udział w pielgrzymce, a napisana potem Pielgrzymka do Jasnej Góry przysporzyła rozgłosu autorowi – tym bardziej że utworowi temu poświęcił przychylną i wnikliwą recenzję ktoś taki jak Ludwik Krzywicki, socjolog i marksista: pielgrzymka jasnogórska była ciekawa jako fenomen socjologiczny!

Przyłączając się do pielgrzymki, Reymont czuł się w niej początkowo jak inteligenckie „ciało obce” pośród płynącego tłumu. Z początku doświadczał wyraźnie nieumiejętności wczucia się w tę gromadę i przełożenia swych kategorii myślowych na pojęcia tutaj obowiązujące: „Chciałbym się nawet poddać tej fali ludzkiej, byle wyczuć ten prąd, jaki ją musi przenikać - ale nie mogę... Nie umiem znaleźć słowa ani pojęcia prostego i naturalnego, aby się nimi włamać do ich dusz"[1]. Wraz z kolejnymi przeżyciami pielgrzymkowymi Reymont odczuwa natomiast coraz mocniejszy pociąg do tej wiary, która mimo wszystkich usterek ludzkich przebija w atmosferze pątniczej:

Notując te słowa, czuję, że w tej samej orbicie krążę, że ulegam przyciąganiu tego samego centrum. […] Dałem się porwać strumieniowi i płynę, dokąd?, nie pytam, bo mi jest dobrze. Czuję, jakbym się coraz więcej zrastał z nimi. Wchodzę w jakieś ciepłe, mistyczne powinowactwo z tymi duszami, zaczynam czuć to samo, to jest rzeczy najprostsze […]. Kogóż tu można olśnić i czym... wobec hipnozy, jaką wywiera cel podróży? Będę chory, to mnie wsadzą na wóz i powiozą. Będę biedny, to bez tańczącej filantropii nakarmią mnie, zbiorą wytartych groszków i dadzą ­ i prosto to zrobią, i szczerze. […] I zapominam chwilami, kto jestem, wydaje mi się, że zawsze tak żyłem i zawsze żyć będę[2].

Przytoczenie tych wrażeń Reymontowych wydaje się na miejscu, chociaż zmierzamy tu do wydarzenia o wiele późniejszego, z lat 30. XX wieku. W swym reportażu przyszły noblista i genialny autor Chłopów notuje zdanie, które w trakcie pielgrzymki wypowiedział do niego sędziwy kapucyn Ojciec Prokop [Leszczyński]. Zwracając się do swego młodego rozmówcy jako do przedstawiciela dominujących nurtów nowoczesności wybitny kaznodzieja mówił:

Naprawdę, to wy w nic nie wierzycie, ani w Boga, ani w ludzi, ani w ducha, ani w materię. Oślepili się sami i krzyczą, że nic nie ma, bo oni nie widzą. […] Idźcie pić do źródła prawdy i dobra, a odzyskacie samych siebie…[3]

Reymont szedł już dalej ciągle wracając do tych słów: „idźcie do źródła prawdy i dobra” – i kończy nimi swój utwór, po wcześniejszym wyznaniu, że to, co „uczuł sam” przed Obrazem, zostawia „dla siebie”…

Niemal pół wieku później zdążała na Jasną Górę pielgrzymka mocno różna od tej opisywanej przez Reymonta w 1894: w dniu 24 maja 1936 ze wszystkich ośrodków akademickich Polski dotarły przed Obraz jasnogórski delegacje studentów i studentek, w łącznej liczbie około dziewiętnastu tysięcy.

Coś się zmieniło przez te lata: to już nie jeden inteligent przyłączał się do pielgrzymki ludowej (jak kiedyś Reymont, a w najbardziej kasowym polskim filmie międzywojennym, melodramacie Pod Twoją obronę z 1933 – młody lotnik ze swoją ukochaną), lecz tysiące inteligentów utworzyło pielgrzymkę; nie jeden inteligent, wychodząc ze świata sceptycyzmu próbował zrozumieć skąd bierze się siła i ciepło tego idącego zgromadzenia – lecz tysiące młodych inteligentów szło ślubować w obecności Prymasa i innych biskupów wierność Bogu we wszystkich wymiarach życia. W rocie uroczystego ślubowania powiedzieli:

[…]

Przyrzekamy przeto i ślubujemy Chrystusowi Królowi i Tobie, Królowej naszej, Patronce Polskiej Młodzieży Akademickiej, że zawsze i wszędzie stać będziemy przy Świętej Wierze Kościoła Katolickiego w synowskiej uległości dla Stolicy Apostolskiej.

Przyrzekamy i ślubujemy, że wiary naszej bronić i według niej rządzić się będziemy w życiu naszym osobistym, rodzinnym, społecznym, narodowym, państwowym.

[…]

Tak nam dopomóż Bóg i Ty Bogarodzico Dziewico, Bogiem sławiona Maryjo![4]

Ślubowanie to łączyło w jedno nurt osobistej wiary ludzi ze społecznym aktem religijnym. Wraz z tłumną obecnością „akademików” na Jasnej Górze, wraz z ich ślubami deklarującymi znacznie więcej niż prywatną dewocję – ujawniała się jakaś nowa jakość owego pierwszego pokolenia niepodległości. Owszem, nie byli do końca wolni ani od namiętnych sporów politycznych ich ojców, ani od bieżących namiętności codziennej konfrontacji rządu i opozycji: sanacji i endecji; walcząc z przesądami „zmurszałego liberalizmu”, wpadali nieraz w podstępy antydemokratycznej demagogii totalizmów. Wszystko to jest widoczne także w tych zastępach studenckich pątników. Jednak szli ku dojrzałości lepszej próby, a słowa obietnicy wierności wypowiadanej przed Cudownym Obrazem szły głębiej niż „uczucia religijne” i oficjalne deklaracje z pokolenia ich mentorów. W sposób równocześnie przejmujący i dosadny dążenia te wyraził w przemówieniu poprzedzającym akt ślubowania Witold Nowosad, jeden z członków Komitetu Pielgrzymki, prezes Czytelni Akademickiej we Lwowie:

[…] Jesteśmy dzieci XX stulecia, tego wieku, który wiele widział, wiele przecierpiał, ale który stworzy zapewne nowy porządek, obliczony na długie lata. […] Szuka ten wiek XX z jakąś gorączkową siłą trwałej podstawy, na której mógłby nową wznosić budowę. A nie brak fałszywych proroków, co jemu i nam, współczesnej młodzieży, chcą wskazać drogi wydeptane już przez poprzednie pokolenia, drogi błędu i rozpaczy. […]

Aż weszliśmy w głębię naszej duszy, a potem w tajniki ducha zbiorowego Narodu i tam odnaleźliśmy ów wieczny, niewzruszony fundament wszelkiego życia: Jedynego Boga. […]

Chcemy walczyć o Państwo Boże, […] państwo Boże naprzód we własnych duszach przez własne uświęcenie się, dalej w rodzinach i narodach przez oparcie ich na zasadach katolickiej moralności. […][5]

Zgodnie ze świadectwami z epoki, pochodzącymi od duszpasterzy inteligencji, „Ślubowania jasnogórskie akademików za jednym zamachem odmieniły opinię inteligencji o pielgrzymkach… Czyn inteligentów katolickich stał się zwrotnym punktem, od którego spodziewać się można pomnożenia sił duchowych wśród inteligencji”[6].

Niestety wbrew tym nadziejom następne lata XX wieku nie mogły być czasem pokojowego budowania ładu. Ledwie kilka lat później ślubujący akademicy staną na niebywałych egzaminach życiowych: wojna obronna 1939, potem konspiracja w kraju lub walka z dala od Polski.

Realizowany przez nazistowskie Niemcy Hitlera i przez komunistyczną Rosję Stalina program likwidacji polskich elit uderzył również w to duchowe odrodzenie inteligencji, którego manifestacją były „śluby akademickie” 1936: ci, którzy szli w swych ślubach jasnogórskich ku nowej integralności życia katolickiego, nie mogli wnieść tej idei do oficjalnego życia narodowego i państwowego Polski.

Jednak obietnica corocznej pielgrzymki akademickiej nie została złamana – w latach okupacji i w najcięższym okresie stalinizmu powojennego praktykowano ją poufnie i w małych grupach, zaś od roku 1957 wybuchła nową mocą, mimo ograniczeń systemu PRL. Razem z tradycją tej pielgrzymki wracały idee jej ślubowań. W roku 1962, w warunkach powracającej fali ateizacji Prymas Stefan Wyszyński pisał do studentów zmierzających na Jasną Górę:

Dziś wzrasta nasz obowiązek społeczny wyznawania Chrystusa i Jego Kościoła. Tym więcej, że istnieje cały zorganizowany system zwalczania Boga, sięgający po wszystkie środki społeczne do swego niecnego celu. Musicie włączyć się odważnie w dzieło Kościoła Chrystusowego, przystąpić do współpracy z nim w jego szlachetnym dziele, niosącym ludziom światło Dobrej Nowiny, zdrową moralność, zasady wyrównania społecznego, sprawiedliwości chrześcijańskiej, spotęgowanej przez miłość ludzi w Bogu, niosącej zbliżenie ludów w obliczu wspólnego Ojca oraz to, co najważniejsze - uświęcającą jedność nadprzyrodzoną[7].

Paweł Milcarek

----- 

Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.

Zamów „Christianitas” (pojedynczy numer lub prenumeratę)

Wesprzyj „Christianitas”

-----

[1] W. Reymont, Pielgrzymka do Jasnej Góry, Warszawa 1988, s. 5.

[2] Pielgrzymka, ss. 67-68.

[3] Pielgrzymka, s. 40.

[4] Cyt. za: Ślubujemy. Echa pielgrzymki akademickiej na Jasną Górę 24 maja 1936, Toruń 1936, s. 6

[5] Ślubujemy, ss. 41, 43-44.

[6] Ks. Władysław Lewandowicz, Dotychczasowe metody studiów religijnych katolickiej inteligencji w Polsce, Warszawa 1938, s. 23.

[7]Kardynał Stefan Wyszyński, Do studentów przed pielgrzymką na Jasną Górę, Gniezno, 29 kwietnia 1962 roku.


Paweł Milcarek

(1966), założyciel i redaktor naczelny "Christianitas", filozof, historyk, publicysta, freelancer. Mieszka w Brwinowie.