Wigilijne spotkania w Sejmie, szkole, urzędzie czy zakładzie pracy są już chyba na stałe wpisane w kalendarz corocznych celebracji. Dobrze wykorzystywać takie okazje, żeby zacieśnić więzi, powiedzieć sobie nawzajem coś dobrego, zjeść wspólnie świąteczny wypiek, pośpiewać. Pojawiają się jednak głosy, by z tych świątecznych obchodów kompletnie usunąć nawiązania do świąt Bożego Narodzenia, które stanowią dla nich podstawę…
Taki postulat, wyrażając zaskoczenie iż wigilijne spotkanie ma elementy religijne, wysunęła np. publicystka Krytyki Politycznej i warszawska radna Agata Diduszko-Zyglewska. O niereligijne wigilie (!) klasowe w szkołach zaapelowała w liście otwartym Dorota Wójcik, prezeska Fundacji Wolność od Religii.
To nie są oczywiście nowe pomysły. Świętowanie Bożego Narodzenia próbowano wyrugować np. w ZSRR, gdzie propaganda przedstawiała je m.in. jako burżuazyjną mentalność hamującą rewolucję. Nie wpadł wtedy nikt na argumenty z wykluczenia osób o innych poglądach, chyba przeczuwając, że są jeszcze mniej poważne. Nie udało się świętowania przesunąć nawet na huczne obchody Nowego Roku. W PRL władze raczej nie łudziły się, że wyeliminowanie Bożego Narodzenia jest możliwe. Obchodziły je nawet osoby mocno zaangażowane w ówczesny ustrój, co zgrabnie jest ukazane w niektórych komediach z tamtych lat.
Czy rzeczywiście spotkania wigilijne z opłatkiem i kolędą są niezdrowym przejawem relacji państwo-Kościół? Poza aspektem religijnym, stanowią one polskie dziedzictwo kulturowe, podobnie jak elementy judaizmu (nie zauważyłem, by ktokolwiek z oburzających się na kolędę w urzędzie czy Sejmie, krytykował np. zapalanie świec chanukowych przez polityków). Rozumieją to osoby kultywujące polską tradycyjną muzykę, naturalnie nasyconą przecież treściami religijnymi. Wśród nich jest wielu niewierzących, którzy widzą wartość w przekazywaniu dalej tego, co zostało po naszych przodkach, dlatego spotykają się na śpiewaniu również religijnych pieśni, a nawet biorą udział w ludowych nabożeństwach (np. pustych nocach czy majowym).
Zwyczaje świąteczne są wpisane w naszą tradycję i warto skupić się na wartościach, jakie niesie ich celebrowanie, żeby razem przeżyć i budować coś pozytywnego, zamiast frustrować się swoimi uprzedzeniami i psuć innym świąteczny nastrój. Czy nie jest piękne, że Boże Narodzenie było dniem, kiedy podczas wojen żołnierze potrafili odłożyć broń i składać sobie wzajemnie życzenia? Czy nie jest dobrym zwyczajem czas, kiedy ponad podziałami można przełamać się opłatkiem, spojrzeć sobie serdecznie w oczy i złożyć wzajemnie dobre życzenia?
A co z osobami, które nie wierzą, np. w szkole? Czy klasowe spotkanie wigilijne nie jest wykluczeniem innego? Dorota Wójcik napisała w swoim liście: „Demokracja to nie jest ustrój, w którym przysłowiowe dwa wilki i owca zastanawiają się, co zjeść na obiad, ale porządek, w którym szanuje się prawa mniejszości”. Brzmi ładnie, jednak dlaczego ten porządek ma zakładać, że prawem mniejszości jest wymuszenie na większości wyzbycia się tradycji i zwyczajów, które w społeczeństwie od wieków doświadczane były jako dobre? Moim zdaniem wyrazem szacunku jest właśnie zaproszenie mniejszości do wspólnego świętowania.
Skoro mniejszość czuje się źle na tradycyjnych spotkaniach nawiązujących do religii, w której polska tradycja i narodowość się ukształtowały, niech zaproponują w innym czasie inne celebracje, nie zabraniając świętowania chrześcijanom w przestrzeniach, w których się znajdują na co dzień. Nikt nikogo do udziału w takich wydarzeniach nie zmusza, wszyscy są zaproszeni, a fakt, że ktoś nie przyjmuje zaproszenia nie świadczy przecież o tym, że wyklucza zapraszający. Pani Wójcik proponuje w swoim liście, żeby zamiast wigilii wybrać się wspólnie na pizzę lub do schroniska dla zwierząt. A co, jeśli któreś dziecko jest uczulone? Co, jeśli któremuś dziecku nie podobają się popularne niereligijne piosenki, których wspólne wysłuchanie Wójcik wskazuje jako alternatywę? Wszystkim nigdy się nie dogodzi.
„Moje dziecko niestety nie będzie mogło świętować ze swoją klasą, bo jego rodzice nie wierzą w Boga. Przykre i wykluczające” – pisze w liście prezeska fundacji Wolność od Religii. Tak, to przykre, gdy rodzice nie potrafią uchronić dziecka przed własnymi uprzedzeniami i nauczyć go przy zachowaniu tożsamości świętować wspólnie z innymi, by samemu się nie wykluczać. Że nie uczą szacunku, dialogu, tolerancji a tylko agresywnego wymuszania realizacji kaprysów bazujących na nietolerancji.
Postulaty wymuszania laicyzacji zastanych tradycji wydają mi się przemocą i tanim szantażem moralnym na większości oraz próbą przejęcia Świąt, które dla zdecydowanej większości zarówno wierzących jak i niewierzących Polaków są bardzo ważne. Jeśli rzeczywiście jest się tak zamkniętym na inność, że ciężko świętować wspólnie z drugim, można tego po prostu nie robić i w razie potrzeby zaproponować inne okazje do wspólnego celebrowania. Ale chęć zawłaszczenia Świąt Bożego Narodzenia, wynikająca z uprzedzeń, braku tolerancji i otwartości oraz poszanowania tradycji, po prostu uderza w porządek społeczny, a także jest sprzeczna z demokracją i Konstytucją, która nie tylko w preambule przywołuje Boga i wyraża wdzięczność poprzednim pokoleniom Polaków „za kulturę zakorzenioną w chrześcijańskim dziedzictwie Narodu”, ale również gwarantuje wolność wyznania również w przestrzeni publicznej (art. 53).
Dawid Gospodarek
(1988), redaktor, publicysta. Pochodzi z Kaszub, interesuje się liturgią, Soborem Watykańskim II, dialogiem międzyreligijnym i ekumenizmem.