Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl.
Z góry dziękujemy.
Na stronie magazynu sieciowego „FSSPX/Actualités. Informations et analyses de la vie de l'Église” ukazał się artykuł pod wiele obiecującym tytułem Guerre en Ukraine: quelques perspectives catholique (Wojna na Ukrainie: kilka uwag z perspektywy katolickiej). Niestety, zawartość całkowicie zawodzi, trudno bowiem w artykule znaleźć informacje o wojnie i teologiczną analizę wydarzeń. Co więcej, zawarte w nim – explicite et implicite – tezy, domagają się reakcji.
Uderza przede wszystkim brak kryteriów parwnonaturalnych, analizy charakteru wojny (identyfikacji agresora) i dóbr, którą są jej stawką. Nie mówiąc już o naturalnym prawie międzynarodowym, które tak podnosił Pius XII w „Summi pontificatus”, wojennej encyklice ogłoszonej „pod znakiem Jezusa Chrystusa Króla”. Bronił tam wagi „norm międzynarodowego prawa naturalnego”, które „nakazują uszanowanie prawa każdego narodu do wolności, niepodległości, życia i możliwości rozwoju cywilizacyjnego”. Encyklika ta była jak pieczęć potwierdzająca całą tradycję biegnącą do czasów współczesnych od świętego Tomasza, Włodkowica, Vitorii i Suáreza.
Zamiast tego w „kilku uwagach” serwisu znajdujemy tezę, że wojna o niepodległość Ukrainy jest „starciem dwóch podmiotów geopolitycznych, NATO i Rosji”. Jak na urąganie Ukrainie tekst jest opatrzony ilustracją, na której obok siebie powiewają flaga Rosji i NATO-owska Róża Wiatrów. W takiej konwencji właściwe byłoby umieszczenie niebiesko-żółtej flagi Ukrainy obok czerwonej, z sierpem i młotem, pozostającej oficjalnym sztandarem Armii Rosyjskiej. Pod tymi sztandarami toczy się ta wojna. Ukraińcy chcieliby, żeby Przymierze Atlantyckie interweniowało po ich stronie, ale walczą sami.
Nie wchodzę w tym miejscu w kwestię przynależności Ukrainy do NATO, jak pisałem w grudniu w „Do Rzeczy” – Ukraińcy sami muszą ocenić czy postulat ten ma dla nich charakter nienegocjowalny. Jego realizacja przecież zależy nie od większości, ale od wszystkich państw Przymierza, w którym nie brakuje polityków rozszerzeniu wschodniemu przeciwnych. Tym niemniej dla narodów, które po rozpadzie ZSSR odzyskały niepodległość – zwrot w kierunku Przymierza Atlantyckiego pozostawał naturalnym sposobem jej utrwalenia. Przecież NATO zostało zawiązane dla obrony narodów Europy przed Stalinem, a nie dla celów ideologicznych. Wśród jego założycieli była Portugalia Salazara, która grozy komunizmu doświadczyła na swych granicach, jeszcze za życia Stalina przystąpiła do niego Grecja, która przed komunizmem obroniła się w wojnie domowej. Cóż dziwnego, że w jego stronę kierowały się narody zniewolone przez Związek Sowiecki? Jednak państwa te, ich prawa, bezpieczeństwo, niepodległość – nie wydają się w ogóle budzić zainteresowania serwisu.
W całym tekście Ukraina jako naród i państwo w ogóle się nie pojawia. Tak jakby była inwencją „antykatolickiego Zachodu”. Jest to tym bardziej niezrozumiałe, że chodzi przecież o naród, który ma swoje miejsce w historii dawniejszej i współczesnej, znaczonej również wielką wiernością dla Rzymu w okresie sowieckich prześladowań. A tego przecież nie można ignorować „z perspektywy katolickiej”. Choć bowiem Ukraina jest narodem w większości prawosławnym, ma również silną komponentę katolicką. Nie jest ani projekcją Lenina (jak twierdzi Putin), ani nie można jej zredukować – niezależnie od jego roli – do nacjonalizmu doncowowskiego. Jej historia współczesna to przede wszystkim wojna o niepodległość z Polską oraz obu Rosjami w latach 1918-20 (w drugiej części już w sojuszu z Rzecząpospolitą), to także arcyksiążę Wilhelm z Żywca (oficer Ukraińskiej Armii Galicyjskiej i pretendent do tronu ukraińskiego), Wacław Lipiński – jak pisał o nim Adolf Bocheński „ukraiński Maurras” – który przez całe życie zachował obrządek łaciński, reprezentując w ramach ukraińskiego patriotyzmu „Ukraińców kultury polskiej”, to przede wszystkim męczennicy – błogosławiony biskup Chomyszyn, błogosławiony ojciec Klemens Szeptycki i tylu innych. W 17. rozdziale napisanej przez bp. Tissier de Mallerais biografii abp. Lefebvre’a znajduje się wzruszający fragment o tym jak (bizantyjski przecież) kard. Slipyj, więzień sowieckich obozów koncentracyjnych, opuścił poruszony kaplicę sykstyńską w czasie odprawiania 24 października 1967 roku „mszy normatywnej”, antycypującej reformę liturgiczną. Nawet to wspomnienie wielkiego męża Kościoła nie wywołało u autorów „analizy” najmniejszego zainteresowania narodem, do którego należał. Jak można go traktować per non est?
My, Polacy, mieliśmy z Ukraińcami swoje geopolityczne, kulturowe i społeczne konflikty, niekiedy tragiczne. Ale właśnie dlatego, choćby jako ci, którzy wygrali wojnę z lat 1918-19 (tak konieczną dla obu stron), musimy przeciwstawiać się ignorancji na temat tego kraju.
Charakterystyczne w tym tekście jest też ignorowanie problemu komunizmu, mimo, że właśnie spuścizna sowiecka jest podstawą polityki Putina. Pius XI przewidywał w „Divini Redemptoris” (art. 57-58) możliwość zmiany komunistycznej polityki religijnej, aż po wysuwanie „propozycji niekiedy całkowicie zgodnych z duchem chrześcijańskim i doktryną Kościoła”. Mimo to wzywał wszystkich biskupów, by „czuwali, aby wierni nie dali się zwieść”, bo „komunizm jest zły w swej samej istocie”. Dziś ciągle to zło poświadcza Mauzoleum i pomniki Lenina, portrety Dzierżyńskiego w siedzibach policji politycznej, kwalifikowanie jako „nazistów” wszystkich, którzy walczyli ze Stalinem, utrwalanie świadomości społecznej opartej na sowieckiej propagandzie. Serwis w swym tekście uznaje słuszność „samych w sobie” antyzachodnich „analiz” patriarchy Cyryla, zarzucając mu jedynie, że pozostaje w schizmie. Nie baczy na to, że kontekst, w jakim patriarcha Moskwy wygłasza swe filipiki – kompromituje prawdy, na które się powołuje. A jeśli szukać ich prawosławnych rzeczników – czemu serwis nie pisze z kolei o zdecydowanym (i skutecznym) sprzeciwie kijowskiego metropolity Epifaniusza z autokefalicznego Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego wobec genderowej konwencji stambulskiej? Bo nie pasuje do schematu, w którym narody są jedynie projekcją geopolityczno-ideologicznych bytów idealnych?
Na koniec materiał ubolewa, że katolicy od dawna są „pozbawieni własnych geopolitycznych punktów odniesienia”. Geopolityka jest rzeczywistością ważną, ale dla prowadzenia polityki katolickiej i dla katolickiej perspektywy w polityce najważniejsze są prawnonaturalne kryteria teologii i filozofii moralnej. One są źródłem naszej orientacji, zdolności podejmowania odpowiedzialności za dobro wspólne narodu i sprawiedliwości wobec narodów, z którymi żyjemy.
Marek Jurek
-----
Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.
(1960), historyk, współzałożyciel pisma Christianitas, były Marszałek Sejmu. Mieszka w Wólce Kozodawskiej.