Istnieje ortodoksyjna interpretacja całej ostatniej adhortacji papieża Franciszka; taka interpretacja, w której wrażliwość wobec sytuacji wyjątkowych nie znosi podstawowych norm doktrynalnych i duszpasterskich istniejących w Kościele. Na przykład nie znosi takiej normy, zgodnie z którą osoby żyjące w powtórnych związkach i w nich współżyjące nie mogą przystępować do komunii.
Niestety przyjęcie tej interpretacji zależy głównie od dobrej woli czytającego. Ci zaś czytelnicy (a jest ich wielu), którym zależy na interpretacji nieortodoksyjnej, z łatwością ją znajdą. Tekst adhortacji im tego nie utrudni, jest on wobec nich bezbronny. Działa tutaj na pełnych obrotach mechanizm opisany przeze mnie w tekście “Zmiana języka” jako strategia apologetyczna.
Trudno powiedzieć, czy Redaktor Adhortacji (Papież i jego współpracownicy) właśnie taki efekt chciał osiągnąć. Z pewnością jednak taki jest jej właściwy skutek: nie zmienia się doktryny ani dyscypliny, jednocześnie de facto otwierając furtkę, która pozwoliłaby je obejść. To nie jest odpowiedzialne traktowanie prawa; to raczej klasyczny przykład jego psucia.
Oczywiście ktoś, kto wybiera interpretację nieortodoksyjną ma problem: musi bowiem wykazać, że jego interpretacja jednego przypisu (dokładnie przypisu nr 351 z rozdziału 8. adhortacji) anuluje narzucające się odczytanie wielu sformułowań głównego tekstu tego dokumentu, w których zapewnia się o jego ciągłości z całą dotychczasową doktryną w tej sprawie. Merytorycznie rzecz biorąc, wykazanie tego jest niemożliwe. Problem nieortodoksyjnego interpretatora jest nierozwiązywalny.
Niestety w kwestiach interpretacji prawa oraz ich społecznych aplikacji najważniejsza nie jest merytoryka, tylko władza i decyzja (non veritas, sed auctoritas facit legem). Ta zaś decyzja może być tutaj dowolna, ponieważ papież Franciszek nie rozstrzygając jednoznacznie, lecz konstruując tę wypowiedź nauczycielsko-prawną (tę adhortację) w taki, otwarty i niejednoznaczny sposób, de facto zrzeka się decyzji w ogóle. Rozstrzyga o niemożliwości czytelnego rozstrzygnięcia. Używa swojej władzy po to, by ją zawiesić. W tej sytuacji decydowanie – siłą społecznej inercji, nie zaś rzeczywistych uprawnień – spada na pojedynczych biskupów, księży a nawet indywidualnych katolików. To patologiczna sytuacja.
W stosunku do mechanizmu opisanego przeze mnie w przywołanym wyżej tekście zachodzi tu jedna, istotna różnica. Jest ona bardzo niebezpieczna: Amoris Laetitia pokazuje, że ten patologiczny mechanizm lokalnego rozmontowywania doktryny z zachowaniem pozorów jej trwania bywa logiką działania papieża. Nie jest już usprawiedliwieniem samowoli teologów i liberalnych katolickich publicystów wyznających wiarę w Ducha Soboru. Teraz jest też usprawiedliwieniem miłosierdzia Najwyższego Pasterza. Kto zaś chciałby dyskutować z miłosierdziem, nie mówiąc o sprzeciwianiu się papieżowi?
Skutkiem tej strategii duszpasterskiej jest faktyczne obumieranie doktryny z zachowaniem pozorów jej trwania – bo przecież nominalnie nikt jej nie zaprzeczył. To schizofreniczna sytuacja. Właśnie dlatego mechanizm ten jest tak niebezpieczny: nie ma tutaj otwartej apostazji i zerwania ciągłości, którym można się łatwo sprzeciwić.
Ktoś, kto spodziewał się papieża-apostaty, papieża-Antychrysta będzie zawiedziony. Jednakże psucie prawa i faktyczne unieszkodliwianie doktryny wcale nie wykluczają się z dobrymi intencjami. Wystarczy tylko wyznawać przekonanie – a Franciszek, czy też Redaktor Adhortacji zdaje się je wyznawać – że prawo obowiązuje nic nie znacząc lub innymi słowy: wyznacza ono nieosiągalny cel, który osiągnąć można obchodząc prawo i traktując wyjątek jako sytuację powszechną. Wyjątek staje się regułą, obowiązuje jako reguła permanentnego wyjątku.
Paweł Grad
(1991), członek redakcji „Christianitas”, dr filozofii, adiunkt na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Autor książki O pojęciu tradycji. Studium krytyczne kultury pamięci (Warszawa 2017). Żonaty, mieszka w Warszawie.