Podyskutuj o tym artykule na FB
Zmarł Albin Tybulewicz. Pojutrze w Londynie odbędzie się jego pogrzeb. Nie mogę powstrzymać się od myśli, że wraz z tym odejściem zakończyła się pewna epoka w naszym życiu. Dla naszego środowiska, dla tych, którzy w drugiej połowie lat siedemdziesiątych podjęli działalność antykomunistyczną w ramach Ruchu Młodej Polski, Albin Tybulewicz był jednym z tych kilku ludzi starszego pokolenia, którzy trwali z nami prawie od zawsze i na których zawsze mogliśmy liczyć. Wiesław Chrzanowski, Wojciech Wasiutyński i właśnie Albin Tybulewicz. Wojciech Wasiutyński nie żyje już od 20 lat, Wiesław Chrzanowski od 2 lat, a teraz przyszedł czas na Albina Tybulewicza.
Jeszcze niedawno, kilka miesięcy temu, dedykowałem im książkę Mariusza Kułakowskiego Roman Dmowski w świetle listów i wspomnień. Wtedy mogłem jeszcze napisać "przyjaciołom z tej i z tamtej strony". Teraz znów są razem po tej samej stronie.
Z książki ucieszył się bardzo, zresztą jej wydanie było także jego zasługą. Tak jak i wielu innych przedsięwzięć. Bo konkretna pomoc to była specjalność Albina. Co do dedykacji, to jak zawsze krygował się, że "gdzie mu do takich tuzów jak Wojciech czy Wiesław".
Jeszcze parę tygodni przed śmiercią dzwonił, żeby do nowego wydania Dmowskiego dołączyć nigdzie dotąd niepublikowaną laudację, jaka została wygłoszona w trakcie uroczystości przyznania Romanowi Dmowskiemu doktoratu honoris causa przez Uniwersytet w Cambridge. Kilkakrotnie przypominał, że Roman Dmowski to jedyny Polak, który otrzymał ten honorowy tytuł w Cambridge. Przy okazji, jak przystało na przedstawiciela starej emigracji, nie krył dumy, gdy opowiadał o obecnym rektorze tej uczelni, Leszku Borysiewiczu, który jest z pochodzenia Polakiem, a jego rodzice trafili do Anglii z armii gen. Andersa. "Tak jak Dmowski jest jedynym Polakiem - doktorem honoris causa Cambridge, tak sir Borysiewicz jest pierwszym Polakiem - rektorem tej najszacowniejszej europejskiej uczelni", tłumaczył mi przez telefon.
Ale ten jego telefon do nas już nie zadzwoni. Albin odszedł w wieku 85 lat, po bardzo pracowitym i pięknym życiu. Jako dziecko deportowany do Sowietów, skąd wydostał się z Armią Andersa. Później był Irak, Indie i wreszcie Wielka Brytania, gdzie założył bardzo dobrą rodzinę i osiadł na stałe. Zdobył sobie przez te lata pozycję cenionego tłumacza literatury naukowej. Pozostał jednak przede wszystkim wierny Polsce. Patriotyzm to taki jego znak firmowy. Tradycyjny i nowoczesny zarazem. Związany z emigracyjnym Stronnictwem Narodowym, a po powstaniu w Polsce opozycji demokratycznej zaangażowany w pomoc nawiązującego do dziedzictwa endecji Ruchu Młodej Polski. W stanie wojennym wraz z Żoną, Tuliolą, organizował pomoc charytatywną dla Polski przez swoją "Food for Poland Found", której kilka lat był prezesem. W wolnej Polsce włączył się w budowę Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego. Życiorys tak niezwykle prosty i klarowny, że nie tylko budzi podziw, ale wręcz zazdrość. Gdy dowiedziałem się, że umarł, najpierw bardzo się zasmuciłem, lecz później pomyślałem, że pewnie idą dla Polski lepsze czasy. Dlaczego? Bo jak znam Albina, to właśnie powstało w Niebie koło polskie, katolicko-narodowe. Bo jeśli w Niebie są jakieś regulaminy, to na pewno, ze względów oczywistych, w systemie trójkowym. Ergo: Wojciech Wasiutyński – zasady, Wiesław Chrzanowski – program, Albin Tybulewicz – organizacja i finanse.
W kraju będziemy modlili się za śp. Albina Tybulewicza między innymi 3 maja w Poznaniu, w kościele p.w. Maryi Królowej Polski o godz. 17.00. Choć to Msza w starym rycie, to jednak nie Requiem, bo święto Patronki Polski ma swoje prawa. Niech go więc Matka Boża Królowa Polski prowadzi.
Reqiescat in pace!
Bogusław Kiernicki
(1962), Prezez Fundacji Św. Benedykta, wydawca, szef Wydawnictwa Dębogóra. Mieszka w Dębogórze.