Zagrożenie objawione przez masakrę paryską z piątku wieczór jest nie jedno. Są cztery zagrożenia.
Po pierwsze: zagrożenie ze strony islamskich fanatyków. Jest oczywiste, krwawe. Reakcja powinna być inteligentna (tzn. musi np. brać pod uwagę konflikt wewnątrz islamu, aby nie uderzać sumarycznie w cały świat muzułmański). Ale nie może być – paplaniną. To nie zabawa, rządy państw europejskich mają dziś obowiązek ograniczać ryzyko związane z ułatwianiem funkcjonowania komórek bandytów wewnątrz strumienia emigrantów.
Po drugie: zagrożenie antyreligijnego radykalizmu systemowewgo na Zachodzie. Jego ostrze zwróci się albo ogólnie przeciw każdej religii, albo – to bym obstawiał bardziej – w kierunku chrześcijan. Nie mogąc sobie poradzić z brutalnymi islamistami, instruktorzy laickiej republiki będą woleli ćwiczyć swe siły na coraz bardziej bezbronnych wyznawcach innego „fanatyzmu”.
Po trzecie: zagrożenie histerii antyarabskiej. Za chwilę będzie to najsilniejszy żywioł antysystemowy – już tak silny, żeby albo sięgać po władzę, albo mieć czym przerażać także ludzi o zdrowych zmysłach, nie tylko ofiary lękowych sesji z „Wyborczej”. Na horyzoncie widać siły polityczne rosnące nie na naszym historycznym dziedzictwie, lecz na prostych schematach biologiczno-etnicznych. To też jest i będzie antychrześcijaństwo, jak kiedyś nazizm.
Po czwarte: Putin. Jeśli nie ma on nic wspólnego z masakrą paryską, to jest mu ona bardziej niż na rękę. Już wyszedł z ofertą współpracy, jest to kolejny krok w drodze do odzyskania znaczenia w koncercie mocarstw. Ceną wliczoną w ofertę będzie – może być – wolna ręka dla Rosji w naszym regionie. Przy okazji Rosjanie nadal świetnie prezentują się w wygodnej roli tych „porządkowych”, którzy pójdą do boju z islamistami nie w obronie „swobody pieprzenia się”, lecz może i „w imię wartości i tradycji”. Już zgarniają za to w Europie nadzieje zagubionych konserwatystów.
Wszystkie te zagrożenia razem to diabelski koktajl dla Chrześcijaństwa i dla Polski. Każde z nich przychodzi z innego kierunku i należy do innej płaszczyzny, więc ktoś kto obserwuje tylko jeden poziom wydarzenia, będzie krzyczał alarm tylko w jednym kierunku, być możę stając się nieświadomie sojusznikiem innego zagrożenia. Tymczasem prawdziwy problem polega właśnie na tym, że te różne zagrożenia zbiegają się w tej chwili. Któreś z nich zapewne okaże się najbardziej niebezpieczne. Doprawdy trudno powiedzieć, które okaże się na dłuższą metę zagrożeniem nr 1.
Paweł Milcarek
(1966), założyciel i redaktor naczelny "Christianitas", filozof, historyk, publicysta, freelancer. Mieszka w Brwinowie.