15.06.2015

Kard. Kasper i „napomnienie braterskie” (Mt 18), czyli o pewnym nieporozumieniu

Na początku czerwca telewizja EWTN wyemitowała wywiad przeprowadzony przez Raymonda Arroyo z kard. Walterem Kasperem. Wywiad dotyczył w głównej mierze problematyki „synodalnej” i propozycji kard. Kaspera dotyczącej zmian w obrębie praktyki niedopuszczania do Komunii sakramentalnej osób rozwiedzionych żyjących w ponownych związkach. Zasadniczo można odnieść wrażenie, że Kardynał, nie wycofując się ze swojego stanowiska, stara się kłaść silniej niż do tej pory nacisk na jego „hipotetyczność”, nie na chęć jego forsowania, ale raczej wywołania dyskusji. Nawet odnośnie głośnego na cały świat „poparcia”, jakiego miał mu udzielić Papież Franciszek, teraz precyzuje, że dotyczyło ono samego wywołania debaty, a nie tego konkretnego rozwiązania, które zaproponował. Być może, wobec zauważanej przez niektórych watykanistów, a datującej się od zakończenia październikowej sesji Synodu, rezygnacji Ojca Świętego z wypowiedzi, które mogą sugerować, iż patronuje on optyce „kasperiańskiej”, sam jej główny protagonista poczuł, że musi nieco przełożyć akcenty.

Nie licząc tej delikatnej zmiany, pod względem kwestii sensu stricto synodalnych, wywiad nie mówi specjalnie nic nowego. Zawiera jednak jedno ciekawe miejsce, w którym kard. Kasper, podobnie jak robił to w innych wywiadach na krótko przed ostatnim Synodem, daje upust złości i żalowi w stosunku do swoich kolegów-kardynałów, którzy poddali jego propozycje miażdżącej krytyce i zapowiedzieli obronę tradycyjnej praktyki Kościoła w czasie zbliżających się obrad zwyczajnej sesji Synodu. Mówi w nim: „Zachowałem milczenie przez ostatni miesiąc, ponieważ powiedziałem papieżowi: ‘Ojcze Święty, nie wejdę w publiczny spór, w polemikę z innymi kardynałami’. To nie służy dobru Kościoła i jest mi bardzo, bardzo przykro, że ci kardynałowie wcześniej ze mną nie porozmawiali. Nigdy ze mną nie rozmawiali. Jest to niezgodne z Pismem Świętym: Ewangelia według św. Mateusza 18. Najpierw musisz przyjść i porozmawiać, a potem powiedzieć Kościołowi, a nie mówić mass mediom”.

Pozostawiam na boku kwestię rozumienia „dobra Kościoła” i pytanie, czy unikanie ewentualnego publicznego sporu nie ma w tle braku poważnych teologicznych argumentów w arsenale kard. Kaspera, którymi jednak dysponują jego oponenci. Moją uwagę zwróciło jednak wykorzystanie przez niego fragmentu Ewangelii o procedurze „braterskiego napomnienia”. Jest to tekst często używany w charakterze erystycznego „korka” albo rodzaju wytrycha, dzięki któremu można stosunkowo łatwo ustawić adwersarza w niekorzystnym świetle, jako kogoś, kto zachowuje się nieewangelicznie (czego idealny przykład mamy w powyższej wypowiedzi). Jednocześnie wydaje się, że częstotliwość jego stosowania w taki sposób jest wprost proporcjonalna do jego niewłaściwego interpretowania, a dokładniej do pominięcia istotnych elementów litery tekstu. W rzeczywistości bowiem tekst ten nie pasuje do sytuacji, przy okazji których jest wykorzystywany. Dotyczy to m.in. właśnie sytuacji okołosynodalnej kontrowersji w ramach kolegium kardynalskiego.      

Mt 18,15 mówi: "Gdy twój brat zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy" (Ἐὰν δὲ ἁμαρτήσῃ εἰς σὲ ὁ ἀδελφός σου, ὕπαγε καὶ ἔλεγξον αὐτὸν μεταξὺ σοῦ καὶ αὐτοῦ μόνου·). Zwracam uwagę na frazę "przeciw tobie" (εἰς σὲ). Co prawda bibliści mają wątpliwości co do jej autentyczności, gdyż pomija ją część ważnych źródeł, niemniej wątpliwości nie implikują odrzucenia, czego zresztą ostatecznie edytorzy wydań krytycznych Nowego Testamentu nie robią. Jeśli porównać go z częściowo paralelnym miejscem w Łk 17,3-4, wyraźnie będzie widać, że chodzi tu o grzech w ramach relacji osobowych. (Notabene, nawet jeśli przyjąć, że jest to nieautentyczna interpolacja, cały ten fragment raczej mało nadaje się do obrony optyki, która dąży do rozcieńczenia skandalicznej kategorii grzechu.) Jak to się ma do sytuacji kiedy jeden z kardynałów najpierw wygłasza wiadome tezy na konsystorzu, następnie wydaje je w formie książkowej, po czym szeroko opowiada o nich w mediach? Nie wiem na ile kard. Kasper zdawał sobie sprawę z tego, że przywołując Mt 18, sam określa swoją działalność jako grzech. Natomiast jest pewne, że odwoływanie się do tego tekstu w charakterze kryterium pozwalającego pokazać krytykę jego stanowiska ze strony innych kardynałów, jako zachowanie nieewangeliczne, jest co najmniej chybione. Kto bowiem ma pójść i porozmawiać w cztery oczy? Kto tu jest sensu stricto "przedmiotem" grzechu? Ci, którzy wierzą, że tradycyjne ujęcie nauczania Kościoła jest wyrazem Bożej woli i z niepokojem przewidują, że wypowiedzi kard. Kaspera i jemu podobnych mogą popchnąć niestałych do odstępstwa? Czy ci, którzy tego odstępstwa mogą dokonać/dokonują? I jacy "dwaj lub trzej świadkowie", skoro odbiorców przesłania Kardynała można pewnie liczyć na miliony? I do kogo udać się ze skargą na kogo? Pytania mnożą się jakby nie słyszały nigdy o odpowiedzialnym rodzicielstwie. Krótko mówiąc, wystarczy moment logicznej refleksji, aby uświadomić sobie, że stosowanie odwołania do "braterskiego upomnienia" w tego rodzaju sytuacjach jest po prostu absurdalne.

Właśnie w kontekście tej absurdalności pojawia się nieco inne zagadnienie. Kardynał Kasper mógł użyć nawiązania do Mt 18 w ferworze rozmowy w sposób bezrefleksyjny. Ale jednocześnie można się zastanawiać czy nie ma to głębszego podłoża, to znaczy, czy nie wypływa to z jakiegoś zatracenia przez niego poczucia, że wygłaszanie przez kogoś o jego pozycji pewnych tez nie kwalifikuje się do indywidualnie rozumianego "zgrzeszenia przeciwko tobie"? Innymi słowy, czy zarzut do innych kardynałów, że nie przyszli najpierw porozmawiać, nie ujawnia sposobu myślenia, któremu obce jest poczucie odpowiedzialności za wywoływanie zjawisk i procesów zbiorowych? Który jest skłonny przyznać, że coś jest z jego opiniami nie tak dopiero wówczas, kiedy ktoś poczuł się jego opinią zraniony czy dotknięty? Kardynałowie poczuli się tak i zamiast przyjść i wyjaśnić rzecz w cztery oczy rozpoczęli antykasperową kampanię. Oczywiście nie mam żadnej możliwości zweryfikowania tego domysłu, jeśli jednak jest słuszny, świadczyłoby to o niebotycznym wręcz oderwaniu od rzeczywistości i zabłąkaniu w subiektywnym świecie idei. Paradoksalnym, wziąwszy pod uwagę jak dużą rolę pełni w spojrzeniu kard. Kaspera „rzeczywistość”.

Tomasz Dekert

 

Wywiad z kard. Walterem Kasperem.

09.06.2015

Msza z Tournai. Rewolucja estetyczna

Około roku 1320 Filip de Vitry pisze swój sławny traktat zatytułowany Ars nova, od którego to tytułu nazwę przejęła później cała epoka muzyczna. Mówi się o tym momencie dziejów muzyki jako o jednym z najistotniejszych punktów zwrotnych. Ja zaryzykowałabym tezę, że była to pierwsza chyba w dziejach muzyki rewolucja estetyczna. Rewolucja, gdyż było to faktyczne zerwanie z dotychczasową tradycją i praktyką. Już sama nazwa sugeruje takie zerwanie: dotychczasową praktykę muzyczną oraz techniki kompozytorskie nazwano bowiem starą praktyką: Ars antiqua. Od tej zaś pory autorytatywnym aktem twórczym wprowadzono i uczyniono wszystko nowym. Nieprzypadkowo też historia zachowała w pamięci nazwisko inicjatora tej rewolucji, mimo, że niewiele pozostało po nim zachowanych utworów, zachował się jednak traktat, który był intelektualną bazą tej rewolucji.

Oczywiście jak na nasze standardy ta średniowieczna rewolucja była wyjątkowo konserwatywna. Utrzymywała się ona bowiem w obowiązującym nurcie pitagorejskiego rozumienia muzyki jako zewnętrznego, cielesnego przejawu tego co wieczne, czyli boskich liczb. Stąd wszelka doskonałość w muzyce przejawia się w troistościach, trójkowym metrum czy trójkowych podziałach rytmicznych, również zachowane zostały dotychczasowe rozumienia konsonansu jako doskonałych proporcji wynikających z matematycznych zależności pomiędzy liczbami.

Kolejnym tradycyjnym elementem ideologii sztuki Ars nova było pojmowanie muzyki nadal jako sztukę przeznaczoną nie tyle dla uszu, ile raczej dla umysłowej rozkoszy płynącej z analizy konstrukcji utworu i ukrytych w niej liczb, zarówno w aspekcie horyzontalnym, wertykalnym, czy przede wszystkim rytmicznym. Ars nova to był wszak traktat o izorytmii, a więc o ukrytej dla zwykłego słuchacza misternej konstrukcji rytmicznej, dostępnej jedynie dla uczonego musicusa, który analizował zapis muzyczny. Muzyka,  zgodnie ze średniowiecznym rozumieniem była przecież sztuką przeznaczoną nie tyle dla uszu, co raczej dla oczu, stąd zresztą tytuł konkurencyjnego XIV-wiecznego traktatu przypisywanego Janowi de Muris, a napisanego faktycznie przez Jakuba z Liege Speculum Musicae (Zwierciadło muzyki), napisanego w duchu boecjańskim, w którym autor optuje za starym porządkiem, a odrzuca nowy.

Wiek XIV był, jak widać, areną sporów ideologicznych pomiędzy tym co nowe, a tym co stare, niemal jak w czasach sporów pomiędzy romantykami i klasykami. Przyznać jednak należy, że ten rodzaj zerwania ciągłości tradycji, z którym mamy do czynienia w przypadku traktatu Ars nova, jest chyba jednym z pierwszych, jeśli nie pierwszym w średniowieczu. Możliwe, że ten rodzaj spojrzenia na sztukę i postawy zerwania tradycji, który aczkolwiek zaowocował wybitnymi dziełami muzycznymi i wytyczył dalsze ścieżki rozwoju muzyki zachodniej, mógł powstać jedynie dzięki skomplikowanemu splotowi wydarzeń. Z jednej strony świat zachodni zachłysnął się na nowo odkrytym Arystotelesem, który przeniósł spojrzenie dotychczasowej filozofii, opartej głównie na platonizmie i neoplatonizmie, ze świata idei, na świat bytów podksiężycowych, z drugiej strony wiek trzynasty targany był niepokojami i oczekiwaniami natury eschatologicznej, których źródłem było odkryte i zaadaptowane głównie przez franciszkanów dzieło Joachima z Fiore, wraz z jego postulatami początku nowej epoki. To razem mogło rzeczywiście stanowić podatny grunt dla idei zerwania i stworzenia nowego porządku od podstaw przy jednoczesnym porzuceniu dotychczasowej praktyki jako niepotrzebnej. Rzecz do tej pory w średniowieczu nie do pomyślenia.

Msza z Tournai jest ciekawym przykładem mariażu obu technik kompozytorskich – Ars antiqua i Ars nova. Jest także (obok drugiej takiej, mszy z Barcelony) przykładem pierwszej mszy potraktowanej jako całość, do tej pory opracowywane były pojedyncze części mszalne

To także pierwszy cykl mszalny w którym wielogłosowo opracowano ordinarium missae, czyli części stałe, do tej pory wielogłosowo opracowywano proprium missae, czyli części zmienne. Od tej pory tak już właśnie pozostanie.

Msza z Tournai jest anonimowa, ale też jest o tyle wyjątkowa, że prawdopodobnie nie ma tylko jednego autora. Wskazuje na to jej patchworkowy charakter, msza-colage, każda część została napisana inną techniką. Zwłaszcza różnicę widać pomiędzy Kyrie i Gloria.

Kyrie jest napisane techniką Ars antiqua, wszystkie głosy w tym samym rytmie i skute manierą tzw. śpiewu menzurowanego, czyli według określonych wzorców rytmicznych, na wzór stóp metrycznych w poezji.

Gloria zaś jest już skomponowane według techniki Ars nova, głosy są uwolnione rytmicznie, do cantus firmus umieszczonego w najniższym głosie dopisane są głosy wyższe, im głos wyższym tym bardziej ruchliwy.  

Na szczególną uwagę zasługuje również Ite missa est, w prezentowanym przeze mnie nagraniu Ensemble Organum wykonane jest ono wyjątkowo ciekawie, incipit śpiewa, a właściwie nawet beczy sam Marcel Peres. Dla kogoś, kto słucha tego nagrania po raz pierwszy wydawać by się mogło, że dalszy ciąg tej części będzie utrzymany w tej samej manierze, tymczasem niespodzianka polega na tym, że Ite missa est z Mszy z Tournai to już klasyczny motet XIV-wieczny, a więc najbardziej wysublimowany intelektualnie rodzaj sztuki swoich czasów. Wykonany też został z całym szacunkiem dla tej sztuki. Ciekawostką jest , że w tym zderzeniu archaizmów Ars antiqua z nowatorskimi środkami kompozytorskimi techniki Ars nova, to właśnie Ite missa est jest częścią najbardziej nowinkarską. Być może zakładano, że można sobie w tej części pozwolić na wprowadzenie takich świeckich elementów, jak np. zupełnie świecki tekst po francusku w najwyższym głosie, gdyż ta część mszy ma już wprowadzać uczestników mszy z powrotem w świat ziemski (gdyż liturgia jest przecież uczestniczeniem w liturgii niebieskiej).

Polecam wyjątkowo udane wykonanie tej mszy zespołu Ensemble Organum Marcela Peresa, w którym, warto o tym wiedzieć, ze względu na możliwości wykonawcze śpiewaków, utwór został transkrybowany o kwartę w dół, co dodaje mroczności temu wykonaniu.

 

Antonina Karpowicz-Zbińkowska

Całą Mszę można znaleźć TUTAJ 

 

 

31.03.2015

Cykl Biblijny Håkona Gullvåga w bazylice Archikatedralnej w Warszawie. Omówienie wystawy.

Artykuł a także zdjęcia zostały przesłane redakcji przez dr Ewę Korpysz Kustosza Muzeum Archidiecezji Warszawskiej.

 

Zobacz zdjęcia 

 

27 lutego 2015 r. w Bazylice Archikatedralnej w Warszawie miało miejsce niecodzienne wydarzenie kulturalne – otwarcie wystawy współczesnego malarza norweskiego Håkona Gullvåga, zatytułowanej Cykl Biblijny.Pokaz pod patronatem ks. Kardynała Kazimierza Nycza, zorganizowany z inicjatywy Ambasady Norwegii w Warszawie i Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, jest pierwszą prezentacją dzieł tego artysty w Polsce.

W 2003 r. biskup i dziekan protestanckiej katedry Nidaros w norweskim Trondheim, (najdalej na północ usytuowanej gotyckiej katedry w Europie), zwrócił się do Håkona Gullvåga, by namalował do świątyni cykl biblijny. Kiedy dwa lata później, latem 2005 r. po raz pierwszy udostępniono prace publiczności, nikt chyba nie przypuszczał, że ogromne zainteresowanie dziełami zapoczątkuje ich dziesięcioletnią wędrówkę. Od momentu wystawienia w 2005 r. do dziś dzieła peregrynują po świecie (Norwegia, Orkady, Wyspy Owcze, Dania, Jerozolima, Francja), goszcząc zarówno w muzeach religijnych i państwowych jak też w katedrach, opactwach i świątyniach o szczególnej randze. Na tym szlaku pielgrzymkowym znalazła się również Polska, a Bazylika Archikatedralna p. w. Męczeństwa Św. Jana Chrzciciela w Warszawie jest tu pierwszym etapem (Cykl Gullvåga ma być eksponowany również w Krakowie, w Muzeum Archidiecezjalnym. Trwają też starania o wystawienie go w innych miastach).

Przedsięwzięcie artystyczne, jakim była organizacja wystawy, stanowiło owoc ścisłej współpracy strony norweskiej i polskiej, przebiegającej na każdym etapie realizacji projektu – koncepcji wystawy, opracowania scenariusza, plastycznej aranżacji, urządzenia wernisażu. Organizacją zajęli się prof. dr Øivind Lunde z Trondheim, Kurator wystawy, oraz ks. kanonik dr Mirosław Nowak, Dyrektor Muzeum Archidiecezji Warszawskiej i Piotr Plewa, Wicedyrektor Muzeum. Scenariusz wystawy jest koncepcją Autora oraz Kuratora. A zadanie było szczególnie trudne: wystawa została zaprezentowana w katedrze, w której aktualnie są prowadzone prace remontowe i konserwatorskie.

Otwarcie ekspozycji zgromadziło znakomitych gości, wśród których znaleźli się przedstawiciele ambasady norweskiej z Jego Ekscelencją Ambasadorem Królestwa Norwegii Karstenem Klepsvikiem. Ze strony polskiej gości oficjalnie powitali Jego Eminencja Kardynał Kazimierz Nycz oraz Proboszcz Katedry, ks. prałat Bogdan Bartołd i Dyrektor Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, ks. kanonik dr Mirosław Nowak, czuwający nad przebiegiem uroczystości. Następnie zabrał głos Jego Ekscelencja Ambasador Karsten Klepsvik. Z kolei prof. dr Øivind Lunde przedstawił ogólne przesłanie wystawy, po czym publiczność miała niepowtarzalną okazję oprowadzenia po ekspozycji przez samego Autora, Håkona Gullvåga, który objaśniał symbolikę obrazów. Wernisaż został uświetniony krótkim koncertem w wykonaniu Andersa Larsena, skrzypka z zespołu muzyki klasycznej Trondheim Soloists, towarzyszącego Cyklowi Biblijnemu w jego wszystkich podróżach.

 

Norweska sztuka współczesna jest polskiemu odbiorcy niemal nieznana. Håkon Gullvåg należy do grona najwybitniejszych artystów skandynawskich. Urodzony w 1959 r. w Trondheim, ukończył  tamtejszą Akademię Sztuk Pięknych (Kunstakademiet i Trondheim). Jego pierwsza samodzielna wystawa w 1983 r. w Oslo (w wieku 24 lat) odniosła wielki sukces zwieńczony zakupem dzieł do Norweskiego Muzeum Narodowego (Nasionalgalleriet). Gullvåg maluje portrety, zwłaszcza oficjalne wizerunki osób publicznych, (w tym pary królewskiej), ma również na swoim koncie martwe natury i sceny rodzajowe. Ale najwięcej miejsca w jego twórczości zajmuje tematyka sakralna i na tym polu artysta osiąga też największe sukcesy. Gullvåg został uznany za pioniera nowoczesnego malarstwa religijnego, a jego dzieła stały się ozdobą wielu norweskich kościołów.

Podejmując tematykę sakralną, współczesny twórca staje przed nader trudnym wyzwaniem, jakim jest dotarcie do zwykłej publiczności, odbiorcy o różnym stopniu przygotowania i wyrobienia artystycznego, często o tradycyjnym sposobie pojmowania. Sztuka religijna musi trafić do wszystkich wiernych i jej rola jest pod tym względem – w pewnym sensie użytkowa, służebna. Współczesna sztuka sakralna obfituje w proste przedstawienia, które można określić jako poprawny, nawet łatwy przekaz. Są to wizerunki portretowe lub sceny biblijne, niekiedy artystycznie bez zarzutu, innym razem ckliwe i balansujące na granicy kiczu. Tymczasem sztuka Gullvåga jest od inna. Jego dzieła nie są dosłowną ilustracją. Ukazując sceny biblijne, artysta nie obrazuje ich w ścisłym sensie. Daje widzowi przekaz ponadczasowy, wymaga zaangażowania. Håkon Gullvåg uprawia oryginalną odmianę malarstwa figuratywnego, do którego włącza elementy abstrakcyjne i surrealistyczne. Posługując się oszczędnymi środkami wyrazu tworzy poetyckie i pełne ekspresji kompozycje fantastyczno-symboliczne – niemal abstrakcyjne wizje z motywem przetransponowanej figury ludzkiej. W jego twórczości znajdziemy zarówno echa dawnych mistrzów – Petera Brueghela St. czy Hieronima Boscha, jak i klimat XX. wiecznych surrealistów – Francisa Bacona, Juana Miró, Yvesa Tanguy, Maxa Ernsta.

 

Prezentowany w 2005 r. w Trondheim Cykl Biblijny był rozmieszczony w obu nawach bocznych trójnawowej katedry: w północnej przedstawienia starotestamentowe, w południowej – Nowy Testament. Ekspozycja warszawska z konieczności została skupiona w jednej tylko, południowej nawie, Autorom wystawy udało się jednak uzyskać zbliżony efekt i zachować tradycyjny, sięgający korzeniami średniowiecza podział. Większość z 15 dzieł zaprezentowanych na wystawie została umieszczona na obustronnych panelach, ustawionych wzdłuż nawy. Ich stronę zwróconą ku wnętrzu świątyni zajęły sceny z Ksiąg Rodzaju i Wyjścia, zaś po stronie przeciwnej, oświetlonej wpadającym przez okna katedry, południowym światłem, znalazły się przestawienia z Ewangelii. Ciekawy zabieg kompozycyjny, polegający na ukośnym ustawieniu paneli z obrazami, dał możliwość objęcia wzrokiem szerokiego planu, tworząc panoramę barwnych scen.

Autor Cyklu, poprowadził widza od Stworzenia do Odkupienia kolejnymi wersami Starego lub Nowego Testamentu, ukazując wzajemne relacje scen, unaoczniając powiązania między Zapowiedzią i Wypełnieniem. Uzupełnieniem do dzieł stal się zestaw cytatów z Biblii, które, towarzyszą kolejnym scenom i wyjaśniają ich sens, pomagają zrozumieć treść i wprowadzają w określony nastrój.

Ekspozycję otwiera umieszczone tuż przy wejściu do nawy Stworzenie świata z cytatami z Księgi Rodzaju (Rdz. 1:1-8; 1:31). Kompozycja w kwadracie, rozdzielona diagonalnie na cztery pola, zawiera w części środkowej wyobrażenie formującego się, barwnego ziemskiego globu. W jego centrum widnieje jajko – symbol prapoczątku. Wokół, na ciemnym tle, w czterech polach, w układzie krzyżowym zostały umieszczone symbole Ewangelistów, ukazane jakby w ich stanie niemowlęcym. Są to Cztery Zwierzęta apokaliptyczne, obecne u Tronu Chrystusa i przypominające skrzydlate tetramorfy, istoty żyjące z Wizji Ezechiela (Ez. 1:5-10). Cztery Zwierzęta, nawiązując do czterech stron świata, unaoczniają wszechobecność i uniwersalną władzę Boga, która rozciąga się nad całym stworzeniem, obejmuje wszechświat. Poprzez cztery symbole Stary Testament łączy się z Nowym, początek zapowiada koniec. Stworzenie świata Gullvåga to dzieło wizjonerskie, całkowicie abstrakcyjne. Artysta obrazuje wydarzenie niepojęte dla człowieka, nieogarnięte wyobraźnią, bo ogarnąć tego nie sposób, gdyż nie ma ono w dziejach ludzkości żadnych realnych odniesień. Fantazja artysty ukazuje nam porządkujący się Chaos, bezmiar nierzeczywistości, z której dopiero formuje się świat.

Stworzenie świata, wprowadza widza w klimat całej scenerii wystawy. Kolejne dzieła stopniowo budują napięcie.Schodząc do nawy stajemy przedZłotym Cielcem, nawiązującym do sytuacji, kiedy lud Izraela, zniecierpliwiony długą nieobecnością Mojżesza zwrócił się do Aarona o stworzenie bóstwa (W. 32:1-35). Gullvåg dał tu kompozycję niesłychanie oszczędną w środkach wyrazu. Nie opowiada wydarzenia. W jego wizji lud jest ledwie zaznaczony, a z ciemnego tła obrazu wybija się – niemal świeci – złota figura cielca ustawiona na wysokim cokole. Autor ukazał cielca w trzech ujęciach – tak, jak mógł go oglądać Mojżesz, kiedy schodząc z Synaju, z niedowierzaniem i gniewem oceniał sytuację w obozie.

Na odwrocie Złotego Cielca zawisł tryptyk Upadek człowieka, jedyna ze scen starotestamentowych umieszczona po południowej stronie panelu. Przekaz mówi o grzechu, który zaistniał na świecie z winy człowieka niewłaściwie korzystającego z danej mu wolności. Nieposłuszeństwo wobec nakazów Boga doprowadziło do upadku. Części tryptyku zajmują kolejno: wąż z jabłkiem, pierwsi rodzice w scenie grzechu pierworodnego i wygnanie z raju. Całość nie tworzy kompozycji o charakterze narracyjnym (jak np. przedstawił ten temat Michał Anioł na sklepieniu Sykstyny). Gullvåg potraktował każdą scenę oddzielnie, ale łączy je ogromna siła dramatycznego wyrazu. Artysta uzyskał ten efekt poprzez zastosowanie ciemnego tła, z którego wybijają się jaskrawym kolorem postacie o twarzach ludzi pierwotnych, brzydkie, zdeformowane, malowane szkicowo, jakby w pośpiechu. Motywem powtarzającym się we wszystkich częściach tryptyku jest wielkie, zielone jabłko. Owoc jabłoni został zastosowany w tej scenie tradycyjnie, bowiem Pięcioksiąg nie określa, jakiego rodzaju było Drzewo Wiadomości Dobrego i Złego. Jabłko ma kształt uniwersalny, kształt kuli, motyw powtarzający się w kilku innych obrazach Cyklu. Artysta świadomie przeskalował wielkość owocu trzymanego przez niewiastę, ukazując go jako paralelę do kształtu jej łona, symbolu początku życia. W scenie środkowej zwraca też uwagę delikatny, niemal finezyjny gest dłoni Adama, wyróżniający się precyzją na tle niedopowiedzianych sylwetek obu postaci. W trzeciej części tryptyku (Wygnanie z Raju) intryguje sposób usunięcia grzesznych rodziców: zza krawędzi obrazu wyłania się forma przypominająca kopiącą nogę.

Przesłanie zawarte w kolejnym przedstawieniu, Wieży Babel jest podobne: zuchwałość i pycha, wyrażające się w buncie przeciwko Bogu, pragnieniu poznania Jego tajemnic i w chęci dorównania Mu, wywołują gniew Stwórcy (Rdz. 11:1-8). Ludzki tłum, ukarany za swą butę, bezradnie kłębi się u podnóża niedokończonej budowli. U Gullvåga wieża przyjmuje kształt, jaki znamy z obrazu Petera Brueghela St. o tym samym tytule (1563, Wiedeń, Kunsthistorisches Museum), ale została ukazana z góry, jakby z perspektywy Nieba.

Z Nieba też nadlatuje anioł, zwiastujący Pannie Marii na następnym płótnie, umieszczonym po przeciwnej stronie (Zwiastowanie Najświętszej Maryi Pannie). Figura Marii jest tu ledwie zaakcentowana – skromna plama barwna w prawym dolnym rogu. Zadziwia postać Archanioła Gabriela, zajmująca środkową część kompozycji, zawieszona w nieokreślonej przestrzeni i przybierająca niepokojący, nieziemski, może nieco drapieżny wygląd. Jest to obraz o niezwykłych walorach malarskich, piękny kolorystycznie. Sylwetka anioła w przedziwnych tęczowych barwach wybija się z tła utrzymanego w głębokiej ciepłej czerni i zdaje się promieniować światłem. W całym prezentowanym cyklu, Zwiastowanie wydaje się być dziełem najbardziej zagadkowym.

Następna kompozycja jest zatytułowana Arka Noego. W katalogu wystawy czytamy, że dzieło obrazuje bezgraniczną niepewność i zagubienie stworzeń po wielkiej powodzi. Arka jest przedstawiona jako dryfująca po nieznanych głębiach wszechświata[1]. Tak jak w poprzedniej kompozycji, również tu  mamy głębokie, ciemne tło, z którego wyłania się świetlista bryła arki. Przypomina ona łupinę orzecha lub nieckę utworzoną ze złożonych dłoni, chroniących cenną zawartość. Dostrzegamy też, że arka nie płynie, lecz jakby wisi na ledwie widocznych linkach, namalowanych półprzezroczystą farbą. Artysta, poproszony w trakcie oprowadzania o skomentowanie tego szczegółu, wybrał jedną z interpretacji i porównał owe półprzezroczyste kształty do strug deszczu w czasie potopu.

Stojąc przed Arką możemy docenić, jak wielkim walorem wystawy jest jej aranżacja. Autorzy ustawili obrazy w wąskiej przestrzeni z wielkim wyczuciem plastycznym, tworząc interesujące osie widokowe i perspektywy, w których określone grupy dzieł prezentują się najkorzystniej i uzyskują najlepszą wymowę. Sprzed Arki mamy optymalny widok na imponujący tryptyk Życie Chrystusa, wiszący na ścianie południowej, po prawej stronie. Poszczególne części tego dzieła to kolejno: Kobieta przy studni (w ikonografii katolickiej temat znany pod tytułem Chrystus i Samarytanka), Chrystus oczyszczający Świątynię (Wypędzenie przekupniów ze Świątyni) oraz Chrzest Chrystusa. Myślą przewodnią jest oczyszczenie.Dramat i napięcie, osiągane w poprzednich kompozycjach kolorem i światłem, tu zostały podkreślone ruchem. Obrazy są narracyjne, została w nich ukazana tocząca się opowieść. Artysta zastosował ciekawe skróty perspektywiczne, pozwalające widzowi zanurzyć się w głębię dzieła, w tajemniczą, niedopowiedzianą do końca przestrzeń  (zwłaszcza jest to widoczne w Wypędzeniu przekupniów). Dzieło ma w sobie coś z klimatu obrazów dwóch niderlandzkich wizjonerów – Petera Brueghela Starszego i Hieronima Boscha.

 

Na odwrociu panelu z Arką zawisło drugie w wystawianym Cyklu przedstawienie nowotestamentowe, Stajenka Betlejemska. Ze wszystkich prezentowanych na wystawie scen ta jest najbardziej realistyczna i prosta a zarazem sugestywna. Stajenka, wypełniona postacią Nowonarodzonego, nad którym pochylają się jedynie zwierzęta, jakby zastygła w głębokiej ciszy świętej nocy. Emanuje z niej nieziemski blask, jaskrawo odcinający się od nieba, którego czerni nie rozprasza nawet świecąca nad szopą gwiazda. Obraz cechują silne kontrasty światłocieniowe i głęboka kolorystyka. Jest to dzieło niezwykłe pod względem malarskim. 

Podążając dalej wzdłuż nawy, dostrzegamy zmianę w treściach ideowych zawartych w kolejnych obrazach. Tematem przewodnim staje się Pasja, Ofiara Krzyżowa Chrystusa, wreszcie Jego zwycięstwo i chwała. Zapowiedzią tych wydarzeń jest Ofiara Izaaka, a może poprawniej – ofiara Abrahama, jaką on, wiekowy starzec, posłuszny woli Boga, miał złożyć ze swojego ukochanego, długo wyczekiwanego, jedynego prawowitego syna (Rdz. 22:1-13). Artysta posłużył się narracją, ukazując moment, kiedy ręka Abrahama w ostatniej chwili zostaje zatrzymana przez anioła, który zdaje się wyrywać mu nóż z dłoni. Dramat wydarzenia został podkreślony ceglastoczerwonym tłem sceny, odmiennym od dotychczas oglądanych czarnych i ciemnozielonych. Kolor ten koresponduje z treścią obrazu – krwawą ofiarą, a ciernisty krzew, obramiający całość kompozycji przenosi nas już w inny wymiar i przypomina o innej Ofierze. Warto też przyjrzeć się dziełu od strony kompozycyjnej. Wydarzenie, jak wszystkie dotychczas oglądane, rozgrywa się w niezdefiniowanej przestrzeni. Linia kompozycyjna obrazu przebiega po diagonalii a scena zajmuje dolną lewą część płótna. Nie jest jednak ustawiona płasko, równolegle do powierzchni, lecz rozgrywa się w głębi, co jest najbardziej czytelne w pozie chłopca ułożonego ukośnie na ołtarzu i kierującego ku widzowi stopy i tylną część ciała. Tego rodzaju zabieg dowodzi wirtuozerskiego operowania perspektywą, użytą tu w sposób niewymuszony, naturalny. Podobne rozwiązanie zastosował kiedyś Caravaggio w Ukrzyżowaniu św. Piotra (1600-1601, Rzym, S. Maria del Popolo), podkreślając głębię nieokreślonej przestrzeni ukosem krzyża podnoszonego przez pochylonego, zwróconego stopami i tyłem oprawcę.

Ofiara Izaaka została na ekspozycji zestawiona z Ostatnią Wieczerzą. Oba dzieła wyróżnia spośród pozostałych czerwonoceglaste tło, w Wieczerzy nieco przygaszone. Przestrzeń dzieła wypełnia duży, okrągły stół, wokół którego zgromadzili się apostołowie. Chrystus zajmuje miejsce na wprost widza, w górnej części kompozycji. Po przeciwnej stronie, u dołu dostrzegamy Judasza, odzianego w szatę o symbolicznym żółtym kolorze i liczącego srebrniki. Do objaśnienia sceny Autorzy wystawy wybrali cytat o zapowiedzi zdrady Judasza (Mk. 14:13-18). Jest to w Ewangelii chwila przed drugim podniosłym momentem Ostatniej Wieczerzy – ustanowieniem Eucharystii. Pośrodku stołu, wśród bogactwa owoców – winnych gron, ale także i żółtych cytryn – leży chleb. Spływające po powierzchni stołu smugi o ciemnoczerwonej barwie odpowiadają barwie tła i przywodzą na myśl wino – przelaną krew i symbolizują Ofiarę.

Kolejne dwa obrazy wprowadzają w inny nastrój. Są to Egipskie wojska tonące w Morzu Czerwonym (Wj. 14:15-29) i Zdjęcie Chrystusa z krzyża (J. 19:23-42). Efekt osiąga artysta w każdym z dzieł inaczej. Scena starotestamentowa jest ekspresyjna, obrazuje grozę i przerażenie ludzi i zwierząt ginących bez szans. Zdjęcie z krzyża jest wyciszone, ascetyczne i surowe. Dramatyczny moment niesienia zwłok Chrystusa przez apostołów Håkon Gullvåg odnotowuje niezwykle obiektywnie, bez odniesień uczuciowych. Scena przypomina raczej niesienie ciała skazańca przez strażników obozu. Poczucie opuszczenia i beznadziei pogłębia szare, nijakie tło. Temat Zdjęcia z krzyża był w sztuce podejmowany niezwykle często, w każdej epoce. Jednak dotychczasowi artyści angażowali odbiorcę emocjonalnie, starając się swymi dziełami wywołać współcierpienie i ból. Dystans, jaki zaprezentował Gullvåg, jest w dotychczasowych obrazowaniach tego tematu w dziejach sztuki nieobecny.

           

Ostatnie trzy dzieła wystawy zostały potraktowane przez Autorów ekspozycji w sposób szczególny. Widz, prowadzony przez meandry biblijnych tematów, przygotowywany stopniowo, staje na koniec przed przekazami o największej sile wyrazu. wieńczącymi całe dzieło. Oto na zamknięciu nawy południowej, na ścianie wschodniej zostały spiętrzone obrazy stanowiące części tryptyku: Ukrzyżowanie, Zwycięski Agnus Dei i Zmartwychwstanie. Trzy niezwykłe dzieła o szczególnej wymowie. W Ukrzyżowaniu oprawcy, przedstawieni jako nieziemskie poczwary, podnoszą krucyfiks z ciałem Chrystusa, przedstawionego w dramatycznym, jakby konwulsyjnym skurczu, z opuszczoną głową, przesłoniętą w całości cierniem. Ekspresję przedstawienia podkreśla zarówno ukos krzyża, jak i posunięta do brzydoty deformacja postaci. Środkowa część tryptyku to Agnus Dei, ukazany jako jagnię w otoczeniu siedmiu gwiazd. Baranek trzyma chorągiew, u jego boku zaś widnieje tajemniczy okrągły kształt – symbol globu. W ostatniej części tryptyku, umieszczonej najwyżej, zostało zobrazowane Zmartwychwstanie. Tło kompozycji jest żółte – jedyne takie tło w całym prezentowanym Cyklu. Chrystus w nimbie krzyżowym powstaje z grobu. Jego ruch jest zdecydowany: postać nie unosi się, lecz energicznie  wychodzi z sarkofagu. Obok zwiesza się zwycięska chorągiew. Dostrzegamy też głowę woła, co, w zestawieniu z formą sarkofagu, przypominającą żłóbek, może przywoływać wspomnienie Betlejemskiej Stajenki.

Pokaz warszawski znakomicie wpisuje się w okres Wielkiego Postu i przygotowań do święta Zmartwychwstania Pańskiego. Tryptyk Ukrzyżowanie, Agnus Dei, Zmartwychwstanie nie tylko zamykają ekspozycję i wieńczą cały Cykl. Spiętrzone na zakończeniu nawy, tworzą jakby monumentalny pomnik chwały Chrystusa, stanowiąc dla wiernych zwiedzających wystawę szczególny znak. Stają się symbolem wyczekiwania na mającą nadejść niebawem radosną chwilę triumfu. Zestawienie to można uznać  jednym z najbardziej trafnych rozwiązań scenograficznych.

Niewielka wystawa obrazów Håkona Gullvåga w Archikatedrze Warszawskiej była pierwszą prezentacją twórczości wybitnego norweskiego artysty w naszym kraju. Ekspozycja Cyklu Biblijnego dała polskiej publiczności możliwość poznania warsztatu malarza, ale też – przede wszystkim – obejrzenia niezwykłych, przejmujących dzieł sakralnych, zaprezentowanych w sposób bardzo atrakcyjny. Dostojne gotyckie wnętrze starej katedry okazało się optymalnym miejscem dla ekspozycji obrazów o tak wzniosłej tematyce. Wystawa została świetnie zaaranżowana pod względem plastycznym i przemyślana w najdrobniejszym szczególe, łącznie z doborem odpowiednich cytatów ze Starego i Nowego Testamentu oraz podpisów, ułatwiających odbiór. Widz jest prowadzony od początku, od sceny Stworzenia do Odkupienia, przez całą nawę. Odsłaniają się przed nim coraz to nowe panoramy i widoki. Poruszanie się po wystawie ułatwia ilustrowany katalog, zawierający ciekawe interpretacje prezentowanych dzieł i notę o Artyście[2].  Pokaz malarstwa Håkona Gullvåga w Bazylice Archikatedralnej p.w. św. Jana Chrzciciela w Warszawie, mimo, że niewielki, można uważać za wydarzenie szczególne na stołecznej mapie wydarzeń artystycznych. Dzieła będą eksponowane od 28 lutego do 28 marca 2015 r.

 

Na zakończenie warto wspomnieć o jeszcze jednym pokazie dzieł norweskiego surrealisty. W kościele Św. Trójcy na warszawskim Solcu (Sanktuarium Jezusa Nazareńskiego), sąsiadującym z Muzeum Archidiecezji Warszawskiej,  z inicjatywy ks. kanonika Mirosława Nowaka, Proboszcza Parafii św. Trójcy i Dyrektora Muzeum, została 22 marca otwarta niewielka wystawa Håkona Gullvåga, skupiająca obrazy o tematyce pasyjnej. Zaprezentowana w V. Niedzielę Wielkiego Postu, ekspozycja wprowadza nas w okres rozpamiętywania Męki Pańskiej. Obrazy są udostępnione do obejrzenia w kaplicy Miłosierdzia Bożego. 

 

dr Ewa Korpysz

Muzeum Archidiecezji Warszawskiej

 

[1] Håkon Gullvåg. Wystawa obrazów w Bazylice Archikatedralnej, Bazylika Archikatedralna p. w. Męczeństwa św. Jana Chrzciciela w Warszawie. 28. 02 – 28. 03. 2015,  Katalog wystawy, s. 5

[2] Håkon Gullvåg. Wystawa obrazów w Bazylice Archikatedralnej, Bazylika Archikatedralna p. w. Męczeństwa św. Jana Chrzciciela w Warszawie. 28. 02 – 28. 03. 2015,  Katalog wystawy

08.12.2014

Domine salvum fac regem

Domine salvum fac regem, to ostatni werset psalmu 20 – Panie, wybaw króla, a nas wysłuchaj w dniu, gdy Cię wzywamy. We Francji werset ten stał się tekstem szczególnie ważnym, bo na żądanie Ludwika XIV miał być wykonywany podczas każdej mszy i stał się de facto tekstem hymnu narodowego, którą to rolę pełnił aż do czasów rewolucji francuskiej.
Św. Augustyn w swoich Objaśnieniach Psalmów dzieli Psalmy na te, w których słyszymy głos samego Chrystusa, te, w których słychać głos Kościoła, oraz te, w których prorok (tu akurat Dawid) zapowiada to co ma nadejść w odniesieniu do ziemskiego życia Pana Jezusa. Psalm 20 Augustyn zalicza właśnie do tej trzeciej kategorii.
Ta chrystologiczna interpretacja pozwala św. Augustynowi widzieć np. w słowach tego psalmu Niechaj pamięta o wszystkich twych ofiarach, i niech mu będzie miłe twe całopalenie zapowiedź wszystkich krzywd i obelg, które Pan Jezus miał znieść podczas swej męki, oraz zapowiedź krzyża, na którym został On ofiarowany Bogu jako całopalenie.
Dalej św. Augustyn objaśnia ten psalm jako zapowiedź Chrystusa-Kapłana, który w niebie wstawia się za nami nieustannie u swego Ojca:
„Niechaj Pan spełni wszelkie twoje prośby”. Niechaj Pan wypełni nie tylko prośby, jakie zanosiłeś będąc na ziemi, lecz także te, jakie w niebie przedstawiasz w naszym imieniu. „Teraz poznałem, że Pan zbawił pomazańca swego”. Teraz proroczo zostało mi pokazane, że Pan wywiedzie z martwych swego pomazańca. „Wysłucha go z nieba świętego”. Wysłucha go nie tylko z ziemi, gdzie prosił o swe uwielbienie, ale i z nieba, gdzie już po prawicy Ojca wstawiając się za nami, zlewa Ducha Świętego na wierzących w Niego.
Podobnie Doktor łaski objaśnia werset Domine salvum fac regem, a więc chrystologicznie i to na zasadzie opisywania sytuacji Chrystusa Pana jako niebieskiego Kapłana:
„Panie, zbaw króla”, ażeby Ten, który przez mękę swoją dał nam przykład wojowania, złożył również ofiary, jako kapłan zbudzony ze śmierci i umieszczony w niebie. „I wysłuchaj nas w dniu, kiedy będziemy Cię wzywać”. Kiedy już On za nas złoży ofiarę, wysłuchaj nas w dniu, kiedy wzywać Cię będziemy.
Oto chyba najpiękniejsze opracowanie wersetu psalmu 20 Domine salvum fac regem, którego autorem jest François Couperin.

 

Antonina Karpowicz-Zbińkowska


04.12.2014

Makowski//Pilśniak//Rowiński - "Myśląc Wojtyłą o..." synodzie poświęconym rodzinie

Na platformie Centrum Myśli Jana Pawła II - Foksal Eleven zostało opublikowane nagranie ze spotkania w Domu Arcybiskupów Warszawskich z cyklu "Myśląc Wojtyłą o..." Na temat ostatniego nadzwyczajnego synodu biskupów poświęconego rodzinie dyskutowali - Jarosław Makowski - filozof, o. Mirosław Pilśniak OP - duszpasterz oraz Tomasz Rowiski, historyk idei, redaktor "Christianitas". Spotkanie prowadziła Grażyna Torbicka

 

 


 

Christianitas o synodzie poświęconym rodzinie.

 

Tomasz Dekert, Tomasz Rowiński, Zdradliwa równowaga. Uwagi o Synodzie poświęconym rodzinie, 14.11.2014

Przeciąganie liny na synodzie. Nosowski, Rowiński, Szostkiewicz w Trójce

Duda i Rowiński w TV Republika o synodzie, 05.11.2014

Mateusz Czarnecki, Po śmierci aktorki i po synodzie (rzecz o obecności Kościoła), 23.10.2014

o. Bartłomiej Parys SVD, Zachmurzenie nad pontyfikatem, 21.01.2014

Podsumowanie synodu poswięconego rodzinie na antenie RDC, 20.10.2014

O synodzie w Profeto Radio, 16.10. 2014

Emilia Żochowska, Tęczowe flagi w katedrze, 15.10.2014

Tomasz Rowiński, Okołosynodalny festiwal światowości, 14.10.2014

O synodzie w Radio Plus, 13.10.2014

Piotr Chrzanowski, Komentarz do „Listu inteligencji katolickiej” na synod o rodzinie, 13.10.2014

Z Tomaszem Rowińskim rozmawia Marta Brzezińska, Kasper zmierza do rozpuszczenia Kościoła w złych praktykach nowoczesnego świata, 7.10.2014

Tomasz Rowiński, Gry małżeńskie kardynała Kaspera, 04.10.2014

Tomasz Rowiński, Kardynał Kasper nie kryje irytacji, 30.09.2014

Tomasz Dekert, Kardynał Kasper & co., czyli nowe oblicze ortodoksji, 24.09.2014

Tomasz Rowiński, Dokąd płyną wody Renu, 24.06.2014

Tomasz Dekert, „Ankieta Franciszka” w krzywym zwierciadle sondażu, 14.06.2014

Michał Barcikowski, Jarmark światowości, 11.06.2014

Ks. Krzysztof Irek, 1968-2014: kilka myśli w oczekiwaniu na październikowy synod o rodzinie, 21.05.2014

Tomasz Rowiński, Walter Kasper – kardynał celebryta kontratakuje, 09.05.2014

Elżbieta Wiater, Owdowiali czy rozwiedzeni. Rozważania na marginesie wystąpienia kard. Kaspera, 06.05.2014

Więcej o synodzie na łamach Christianitas nr 55 ("Jarmark światowości") - numer w wersji papierowej do nabycia w redakcji lub do pobrania po klinknięciu okładki.

01.12.2014

Quemadmodum desiderat cervus

Ponieważ św. Augustyn posługiwał się wersją Septuaginty przy komentowaniu Psalmów, zdarza się czasem, że odnosi się on do takiego wyrażenia, którego my w naszym tłumaczeniu nie mamy. Wynikają jednak czasem z tego ciekawe interpretacje.

Na przykład omawiając psalm 42 Quemadmodum desiderat cervus (Biblia Tysiąclecia podaje tłumaczenie: Jak łania pragnie wody ze strumieni) i zastanawiając się czego tak naprawdę człowiek pragnie w Bogu niczym jeleń wody, odnosi się do innego psalmu, w którym powiedziane jest: Ażebym z podziwem wpatrywał się w piękności Pańskie (Ps 26,4, LXX). Tłumaczenie z języka hebrajskiego już tego sformułowania nie posiada. A więc św. Augustyn powołując się na brzmienie z Septuaginty przypadkiem odkrywa kolejny pokład rozumienia omawianego psalmu. Oczywiście podaje także przepiękny tradycyjny wykład na temat naszego pragnienia Boga:

Biegnij do źródeł, pragnij źródeł wody. U Boga jest źródło życia, źródło niewyczerpane. W Jego światłości światło nie podlegające zaćmieniu. Tego światła pragnij, niejako źródła: jakiego światła, którego nie znają twoje oczy. Do oglądania tego światła przygotowuje się oko wewnętrzne, a celem zaczerpnięcia z tego źródła rozpala się wewnętrzne pragnienie. Biegnij do źródła, pożądaj źródła. Ale nie byle jak, nie byle jakie stworzenie, biegnij jak jeleń. Co znaczy jak jeleń? Nie opóźniaj się w biegu, biegnij rączo, pożądaj źródła. W jeleniu bowiem napotykamy szczególną cechę prędkości.

A więc człowiek pragnie Boga dla światła zrozumienia, dla życia, ale jednak zaskakujące dla współczesnego człowieka może się wydać to, że również tym, co sprawia, że usychamy z pragnienia Boga jest Jego Piękno.

Komentując werset Gdy wspominam o tym i wylewam duszę moją we mnie; jak to wstępowałem do przedziwnego namiotu, do domu Bożego, wśród głosów radości i dziękczynienia w świątecznym orszaku, św. Augustyn nawiązuje do swojego ulubionego tematu muzyki. Tak komentuje ten werset w znaczeniu dosłownym:

Wstępując do przybytku, dotarł do domu Bożego. A podczas podziwiania członków przybytku, zostaje doprowadzony do domu Bożego, kierując się jakąś słodyczą i jakąś nieznaną wewnętrzną rozkoszą, jakby z domu Bożego dochodził go dźwięk słodki jakichś organów. Podczas gdy przechodził przez przybytek, słysząc jakiś wewnętrzny głos, prowadzony odczuciem słodyczy, idąc za tym dźwiękiem, odrywając się od wszelkiego zamieszania ze strony ciała i krwi, dociera aż do domu Bożego.

Następnie Doktor łaski przechodzi swobodnie do interpretacji eschatologicznej, przybytek doczesny jest już nie tylko zapowiedzią, ale i uczestnictwem w niebieskiej liturgii, już teraz można w nim usłyszeć „uszami serca” tę pieśń chwały, która jest nieustannie śpiewana w niebie:

W domu Boży jest wieczna uroczystość. Wszak tam nie świętuje się czegoś, co przemija. Świętują wiecznie chóry anielskie. Obecność oblicza Boga, radość bezustanna. Tu trwa dzień świąteczny w taki sposób, że ani nie rozpoczyna się otwarciem, ani nie kończy zamknięciem. Podczas tej wiecznej i nieustannej uroczystości brzmi nieznana pieśń dźwięczna i słodka dla uszu serca, naturalnie o ile nie zgłusza świat. Przechodzącego przez ów przybytek i rozważającego cuda Boże dokonane dla zbawienia wiernych, pieści uszy dźwięk owej uroczystości i porywa jelenia do źródeł wody.

Zwłaszcza to sformułowanie „o ile nie zagłusza świat” brzmi wyjątkowo aktualnie w dobie zeświecczonej i udzisiejszonej liturgii, która bardziej opowiada samą siebie, niż liturgię niebieską.

Polecam przepiękne opracowanie psalmu Quemadmodum desiderat cervus autorstwa Dietricha Buxtehudego.

 

Antonina Karpowicz-Zbińkowska

 

 

 

24.11.2014

Graindelavoix. Muzyko-logika

Od kilku lat wśród wykonawców muzyki dawnej, średniowiecznej i renesansowej niekwestionowaną, choć budzącą wiele kontrowersji, gwiazdą jest belgijski zespół Björna Schmelzera Graindelavoix. Nie sposób w krótkiej recenzji opisać całego zjawiska artystycznego, które ten zespół stanowi, jego dość kontrowersyjnego stosunku do sacrum w muzyce, kwestii czysto estetycznych itd. Ja skupię się tutaj na ich oryginalnej koncepcji wspólnego wykonywania muzyki polifonicznej jako obrazującej w jakiś sposób współczesne tendencje – zarówno estetyczne, jak też socjologiczne (jak np. dezintegracja na poziomie społecznym), psychologiczne, a może nawet filozoficzne – dzisiejszego świata oraz na implikacjach filozoficznych wynikających z tej koncepcji.

Pierwszym przychodzącym na myśl określeniem tego rodzaju uprawiania muzyki polifonicznej jest zautonomizowanie poszczególnych głosów. I nie mam tu na myśli tylko odmiennych stylów wokalnych poszczególnych członków zespołu, tego, że niemal każdy z nich przedstawia zupełnie inny rodzaj emisji, od głosów szkolonych, przez wystudiowaną kreację w stylu zespołu Organum, aż po biały głos (co w zestawieniu razem daje niepowtarzalny i bardzo świeży efekt brzmieniowy). Mam na myśli styl wspólnego śpiewania.

To wspólne uprawianie wokalnej muzyki polifonicznej jest w wykonaniu tego zespołu koncertowaniem każdego z jego członków osobno (co można ewentualnie przyrównać do barokowej formy concerto grosso), w przeciwieństwie do np. stylu uprawiania śpiewu polifonicznego przez zespół Organum Marcela Pérèsa, które jest jednak wspólnym muzykowaniem, trochę na wzór muzykowania śpiewaków tradycyjnych czy konserwatywnego stylu śpiewu zespołów anglosaskich, który polega na maksymalnym stopieniu barw, a więc podporządkowaniu pojedynczych głosów brzmieniu całości. Graindelavoix to zespół, w którym każdy ze śpiewaków funkcjonuje jako solista, na równych prawach z innymi, zatem każdy głos w konstrukcji wykonywanej kompozycji zyskuje u nich przez to autonomię.

Można by w tym miejscu postawić oczywiście pytanie o to, które z tych podejść jest najbliższe dawnemu rozumieniu i praktykowaniu śpiewu polifonicznego, gdyby to pytanie jednak nie było z góry skazane na brak odpowiedzi. Jestem zwolenniczką tezy, że współczesne jej wykonania są jedynie pewnym rodzajem sztuki współczesnej, czyli obrazują rozmaite prądy estetyczne czy mody panujące we współczesnym świecie, a także różne rodzaje rozumienia i postrzegania dawnego obrazu świata. W zależności od tego, kto podejmuje się próby rekonstrukcji czy odczytania na nowo tej muzyki, takie będzie jej wykonanie. Nie da się przecież dotrzeć do autentycznego brzmienia z tamtej epoki, możemy docierać do niego tylko za pośrednictwem naszego o nim wyobrażenia. Byliśmy więc już świadkami mody na uprawianie muzyki dawnej w stylu prerafaelicko-wyidealizowanym, sonorystycznym, folkowym, tradycyjno-ludowym, a nawet jazzującym.

Ten styl wspólnego śpiewania, którego zespół Graindelavoix jest chyba prekursorem, wymaga zatem od każdego z członków zespołu wyjątkowo wysokiego poziomu artystycznego. Jednak nawet pomimo tego wysokiego poziomu każdego z nich taki styl uprawiania śpiewu polifonicznego grozi czasem chaosem. Jest to przecież tak naprawdę balansowanie na krawędzi kakofonii. Harmonia różnych, równoprawnych elementów jest możliwa do ogarnięcia ludzką percepcją tylko do pewnego stopnia. Po przekroczeniu pewnej granicy zaczyna się właśnie chaos. I trzeba to powiedzieć, że niektóre utwory w wykonaniu tego zespołu brzmią nieprzekonująco. Kontrowersyjne, choć bardzo ciekawe było np. koncertowe wykonanie sławnej Mszy Notre Dame Guillaume’a Machauta na tegorocznym festiwalu „Wratislavia Cantans”. Nie zmienia to faktu, że zespół Björna Schmelzera wniósł do wykonawstwa muzyki dawnej nową jakość.

Słuchając płyty Cecus zespołu Graindelavoix, doszłam do wniosku, że najlepszym komentarzem do tej muzyki jest ten pobudzający wyobraźnię fragment dialogu św. Augustyna De musica:

W rzeczach ziemskich dostrzegamy pozornie wiele chaosu i zamieszania, gdyż – jak na to zasługujemy – przytwierdzeni do ich porządku, nie zdajemy sobie sprawy, co za piękno czyni wokół nas Opatrzność Boża. Bo gdyby na przykład umieścić kogoś jak posąg w kącie jakiegoś niezwykle wielkiego i pięknego gmachu, nie potrafiłby ocenić piękna tej budowli, której sam także jest częścią. Podobnie żołnierz w szeregu nie może dostrzec szyku całego wojska. A gdyby zgłoski zawarte w jakimś poemacie obdarzone były życiem i zdolnością odczuwania przez czas, jaki wypełnia ich brzmienie, nie znalazłyby nigdy upodobania w rytmicznym pięknie mowy wiązanej. Nie potrafiłyby przecież dostrzec i ocenić w całości dzieła, którego budowla i doskonałość zasadza się właśnie na przemijaniu pojedynczych zgłosek (De musica, 6, 11, 30).

 

O ile w innych wykonaniach muzyki dawnej głosy traktuje się w sposób instrumentalny bądź np. jako tradycyjne wspólne muzykowanie, tutaj głosy potraktowane są na sposób tych „zgłosek obdarzonych życiem i zdolnością odczuwania przez czas, jaki wypełnia ich brzmienie”, o których pisze św. Augustyn, a więc nie tylko jako coś autonomicznego, ale nawet jako udzielne byty rozumne i świadome swojego miejsca oraz roli w konstrukcji kontrapunktycznej. Byłaby to więc jakaś próba stworzenia muzyki logicznej – od logike – a więc muzyki rozumnej, świadomej, muzyko-logiki.

Jakkolwiek muzyka jest najlepszym obrazem czasu, z jego rozpadaniem się na przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, bo przecież w uszach odbiorcy składa się ona ze wspomnienia brzmienia przed chwilą usłyszanego, tego obecnego, jak również tego przez nas przeczuwanego, które wybrzmi za chwilę, to jednak dla człowieka, z jego tęsknotą do przekraczania własnej natury, w tym także czasowości, muzyka jest także obietnicą poskładania kiedyś, może w przyszłym świecie, w jedną możliwą do ujęcia umysłem całość, piękno niepodzielne, ujrzenia kiedyś sensu (logos) całości. Czy taka muzyko-logika, a więc próba stworzenia głosów autonomicznych, rozumnych, logicznych, nie jest także próbą spełnienia już teraz, w warunkach czasowości, tej naszej metafizycznej tęsknoty?

Oczywiście próba taka jest skazana na niepowodzenie z racji ograniczeń naszej natury, tak jak zgłoski zawarte w jakimś poemacie nie otrzymają życia i zdolności odczuwania przez czas, jaki wypełnia ich brzmienie, tak nam nie będzie dane w tym życiu usłyszeć i „zobaczyć” muzyki i jej piękna w taki sposób, jak może to ująć jedynie Bóg, który sam jest źródłem wszelkiego sensu.

Inny obraz, który przywodzi na myśl wykonywanie muzyki dawnej przez zespół Graindelavoix, to balthasarowska wizja kondycji ludzkości jako całości, z jego sławnego dzieła Prawda jest symfoniczna. Ludzkość, która rzępoli, jak rozstrojona orkiestra, każdy sobie. Ujarzmić ją może dopiero doskonały Dyrygent, czyli Chrystus. Wtedy każdy z nas może ujawnić całe swe wewnętrzne piękno w zgodnym współbrzmieniu wszystkich, bez naruszenia harmonii brzmienia całości.

 

Antonina Karpowicz-Zbińkowska 

 

Graindelavoix, Björn Schmelzer, CECUS Colours, blindness and memorial Alexander Agricola and his contemporaries, Glossa, 2010. 

 

Oto utwór Alexandra Agricoli Fortuna desperata z płyty Cecus w wykonaniu zespołu Graindelavoix pod dyrekcją Björna Schmelzera:

 

 

:)