Felietony
2015.12.07 17:37

Święci władcy i narodowe świętowanie

Wokół nas dzieje się tak wiele budzących skrajne emocje wydarzeń, że dla spojrzenia na nie z pewnym, wskazanym jak sądzę, dystansem dobrze będzie skierować uwagę ku przeszłości. Kilka dni temu – 1 grudnia – Rumunia obchodziła swoje święto narodowe. Oczywiście podobnie jak w Polsce oraz w innych krajach naszego regionu, inny dzień „świętowano” pod rządami komunistycznymi. O ile jednak w Polsce do 11 listopada powróciliśmy (choć przed II wojną światową ten dzień był obchodzony bodaj tylko dwa razy), to w Rumunii od 1990 roku jest to nowe święto. Przed nastaniem komunizmu świętowano tam 10 maja. Data ta upamiętniała złożenie w 1866 roku, przez Karola Hohenzollern – Sigmaringen (później Karola I) przysięgi przed przedstawicielami obu hospodarstw: mołdawskiego i wołoskiego oraz ogłoszenie w 1877 niepodległości tychże zjednoczonych dwóch krain od imperium otomańskiego (przy okazji wojny rosyjsko – tureckiej, na której majątek  zbił nasz Wokulski). Po obaleniu Ceaucescu zdecydowano się jednak na świętowanie rocznicy tzw. Wielkiego Zjednoczenia. Otóż 1 grudnia 1918 roku w Alba Iulia zebrała się  Wielka Rada Narodu Rumuńskiego,  która ogłosiła  zjednoczenie Siedmiogrodu (Transylwanii) z Rumunią, która do tego czasu obejmowała jedynie Mołdawie i Wołoszczyznę.

Trzeba dodać, że Deklarację Zjednoczenia odczytał tam grekokatolicki biskup Julian Hossu.  Arcyciekawa to postać. Ordynariuszem diecezji Gherla (w latach trzydziestych siedzibę biskupstwa przeniesiono do Klużu),  został niecały rok wcześniej, z woli cesarza, bł. Karola Habsburga. Miał wtedy zaledwie 32 lata. Święcenia kapłańskie przyjął w Rzymie, w 1910 roku z rąk swego wuja, Wasyla Hossu. Dziad Wasyla po mieczu był jednocześnie pradziadem Juliusza. Obaj, Wasyl i Juliusz byli synami grekokatolickich księży. Kiedy pod koniec 1948 roku komunistyczny reżim w Rumunii przeprowadzał likwidację cerkwi grekokatolickiej (tłumacząc dosłownie z języka rumuńskiego:  Cerkwi [Kościoła] Rumuńskiego Zjednoczonego z Rzymem), biskup Hossu ogłosił dekret ekskomunikujący 37 kapłanów, którzy wzięli udział w tzw. „soborze” zjednoczeniowym. Skutek był oczywisty. Biskup został uwięziony. Choć proponowano mu stanowisko metropolity Jassów (drugie co do znaczenia w Rumuńskiej Cerkwi Prawosławnej po bukareszteńskim patriarchacie) nie wyrzekł się jedności z papieżem. Od 1964 przebywał w areszcie domowym. W 1969 bł. Paweł VI mianował go kardynałem in pectore, co ogłosił w roku 1973, 3 lata po jego śmierci. W 1918 roku sprawy miały się jednak inaczej. Deklarację Zjednoczenia do Bukaresztu zawiozła delegacja, w skład której oprócz biskupa Hossu wchodził też prawosławny bisku Caran Sebes, Miron Cristea, pierwszy, od 1925 patriarcha Rumunii.

Wydarzenia z jesieni 1918 roku oprócz nas i Rumunów świętują jeszcze na sposób państwowy i oficjalny Czesi. Pomimo rozpadu Czechosłowacji, który formalnie wszedł w życie 1 stycznia 1993 roku, Republika Czeska wciąż obchodzi uroczyście 28 października rocznicę proklamacji tego nieistniejącego już państwa Czechów i Słowaków. I jest to najważniejsze państwowe święto w tym kraju.

Jeżeli zastanowimy się chwile nad tymi świtami Czechów i Rumunów, zrozumiemy dobrze dlaczego żadnego wydarzenia z 1918 roku nie świętują Węgrzy. Oni w jakiś sposób do dziś nie mogą się pogodzić z wynikiem I wojny światowej. A święta Czech i Rumunii to w pewnym sensie drażnienie ich otwartych ran, bo są upamiętnieniem oderwania od Korony św. Stefana znaczących obszarów: Górnych Węgier (czyli Słowacj)i i Erdely (jak po węgiersku nazywa się Transylwania; erdő – las). Dlatego Węgrzy świętują 15 marca,  dla upamiętnienia wydarzeń z 1848 roku oraz 23 października, kiedy to z kolei wspominają swój antysowiecki bunt z 1956 roku. Ale najważniejszym świętem jest tam 20 sierpnia, dzień św. Stefana, pierwszego króla Węgier. Jest to rocznica jego kanonizacji w 1083 roku i jednocześnie dzień, kiedy jego uroczystość obchodzi tam Kościół katolicki.

Podobnie Czechy, choć jak wspomniałem najważniejszy jest 28 października, obchodzą 28 września, jako święto państwowe dzień św. Wacława, księcia, jednego z pierwszych, historycznych władców Czech.  (Na marginesie dodajmy, ze zarówno w Republice Czeskiej jak i na Słowacji, świętem państwowym jest 5 lipca, kiedy w tych krajach obchodzi się uroczystość świętych Cyryla i Metodego). Oczywiście u nas w Polsce jakimś odpowiednikiem tych wspomnianych świat węgierskich i czeskich jest 3 maja, kiedy to świętujemy jednocześnie rocznicę konstytucji z 1791 roku i uroczystość NMP Królowej Polski. Moim zdaniem jednak jest to analogia, która ma pewne braki.

Najświeższa moją lekturą była książka Elżbiety Wiater  „Wierny Pieś Pański”, poświęcona św. Jackowi Odrowążowi. Autorka wyjaśniając przewlekłość  procesu kanonizacyjnego bohatera przywołuje pojawiające się w dokumentach pojęcie negligentia fratrorum – niedbałość braci [dominikanów]. Cóż rzecz zatem o niedbałości ogółu naszych przodków? Przypatrzmy się historycznym narodom europejskim.  Nie tylko wspomniani Węgrzy i Czesi mają swoich świętych władców, ale także  Niemcy – św. Henryk II, Francuzi – św. Ludwik IX, Anglicy – św. Edward Wyznawca, Szkoci – św. Dawid I, Hiszpanie (Kastylijczycy) – św. Ferdynand III, Szwedzi – św. Eryk IX, Duńczycy – św. Kanut IV, Norwegowie – św. Olaf II. Także w kręgu bizantyjskim znajdujemy przykłady: św. Włodzimierz na Rusi, św. Stefana Nemania w Serbii czy Borys I w Bułgarii.

Tymczasem my Polacy jakoś o te sprawy nie zabiegaliśmy. Nie mieliśmy długie lata kanonizowanego władcy. Parę cudzoziemskich księżnych zamężnych za Piastów lub piastówien wydanych za sąsiednich władców i to poza jedną Jadwigą Śląską same błogosławione. Trzeba było dopiero polskiego papieża, żeby nadrobić zaległości. I w końcu mamy świętego króla, Jadwigę Andegaweńską. Ale to kanonizacja przeprowadzona prawie 600 lat po jej śmierci. Jednak niedbałość psów pańskich była o prawie połowę mniejsza.  A może jednak wstawiennictwo świętych biskupów jest skuteczniejsze niż świętych władców i dlatego dzięki Wojciechowi i Stanisławowi jesteśmy bardziej oporni wobec nacisków współczesnej sekularyzacji?

Na zakończenie wrócę do Rumunii. Oni też zaniedbali kanonizacje swoich władców. Można by dyskutować czy nie mieli lepszych usprawiedliwień niż my, ale faktem jest, ze tutejsza cerkiew prawosławna dopiero 1992 roku kanonizowała św. Stefana Wielkiego, hospodara mołdawskiego w II połowie XV wieku. To ten władca, przez którego za króla Olbrachta wyginęła szlachta. Pewnie wg naszych dzisiejszych wyobrażeń ocenialibyśmy krytycznie praktykowanie przez niego cnót w stopniu heroicznym (równie licznie fundował klasztory jak płodził nieślubne dzieci), ale to przydarzało się też i niektórym innym z wyżej wymienionych władców.

 

Piotr Chrzanowski


Piotr Chrzanowski

(1966), mąż, ojciec; z wykształcenia inżynier, mechanik i marynarz. Mieszka pod Bydgoszczą.