Felietony
2015.08.18 11:13

Od podstaw

W traktacie Arystotelesa O duszy (tytuł zapewne każe komuś sformułować podejrzenie, że autor podlegał presji biskupów…) mamy kilka rozdziałów, w których mędrzec zatrzymuje się przy trzech dziedzinach funkcjonowania tzw. części wegetatywnej: odżywianiu się, rośnięciu i rozmnażaniu. Chociaż Arystoteles upiera się przy tym, że w człowieku za te działania odpowiada ostatecznie ten sam ośrodek organizujący, który stoi także za np. abstrakcyjnym myśleniem – to my zwykle widzimy w tym jedynie czystą fizjologię, czyli sprawy tak samo niezbędne i wstydliwe jak instalacje sanitarne, i bardzo odległe od szlachetnych porywów lub choćby wzruszających uczuć. Lecz przeciw jest Arystoteles, który właśnie sądzi, że i rozum, i fizjologia pochodzą w człowieku z jednego źródła.

Są jednak i tacy, którzy – wręcz przeciwnie – całą aktywność i motywację człowieka redukują do fizjologii, mówiąc tu albo o wszystkich trzech, albo o tylko niektórych działaniach „wegetatywnych”. W przeszłości o największą konsekwencję w takiej redukcji podejrzewany był komunizm (to zarzuca mu np. Pius XI w swej encyklice antykomunistycznej). Dzisiaj bardzo się ten błąd redukcji rozpowszechnił, chociaż już bez komunistycznego sztafażu, raczej jako tzw. materializm praktyczny. Lecz przeciw jest Arystoteles, który uważa, że rozum, wola i uczucia nie są jedynie pozorami rozsnutymi dla niepoznaki nad jedyną niezafałszowaną rzeczywistością: fizjologią i jej łaknieniami.

Mądrość starożytnych polegała na tym, że dysponując bardzo ograniczoną bazą danych i niedoskonałymi instrumentami, potrafili niejednokrotnie uchwycić samą zasadę. Arystoteles opisujący odżywianie, rośnięcie czy rodzenie na pewno rozczula dziś naiwnością swej wiedzy przyrodniczej, lecz jest doprawdy genialny w dokonywaniu podstawowych odróżnień.

Oznaczył przecież po prostu trzy fundamentalne dążenia człowieka. Niech nie myli nas ich własna, pierwotna natura fizjologiczna. Zaczyna się tu rzeczywiście od fizjologii i ona zawsze pozostaje tutaj – jednak, oparte na swej bazie fizjologicznej, te trzy dążenia stają się zaraz jakby podstawową strukturą otwartą, podatną na rozbudowę – lub może raczej zawierającą kod, z którego rozpakuje się i urośnie cała reszta, aż do nieba.

Nieprzypadkowo najmocniejsze metafory ludzkiej aktywności sięgają z łatwością głównie do tych funkcji wegetatywnych: czytamy, że ktoś „karmił się” taką czy inną myślą, albo „urósł” do jakiegoś zadania lub „zrodził” takie czy inne zjawisko. Czy są to jednak tylko poetyckie metafory – czy może po prostu analogiczne użycie terminów, uprawnione biologiczno-umysłową jednością człowieka?

Uważam, że to drugie. Dlatego święty Tomasz miał rację, gdy właśnie poprzez schemat trzech działań wegetatywnych opisał powody ustanowienia trzech sakramentów: chrztu – gdyż trzeba być zrodzonym do życia wiecznego; Eucharystii – gdyż trzeba się karmić, żeby żyć; bierzmowania – gdyż trzeba urosnąć w siłę dojrzałości. Ten wykład Akwinaty pokazuje dobrze jak istota trzech dążeń przenika razem i fizjologię, i religię, przecież nie omijając po drodze psychiki i życia umysłowego.

W rzeczywistości gdy mówimy o odżywianiu, to w człowieku słowo to obejmie i jedzenie, i przyjmowanie wzmocnień psychicznych, i poznawanie rzeczy nowych, i medytację, i nawet przyjmowanie Łaski. Każda z tych dziedzin – tak bardzo przez nas oddzielanych – zna i „zdrowe odżywianie”, i dietę, i przejedzenie, i trawienie, i wydalanie, i sytość, i głód. Co więcej: zjawiska tak chorobliwe jak bulimia czy anoreksja są być może najwyraźniej obecne w fizjologii, lecz nie omijają pozostałych obszarów. To samo z rośnięciem i uzyskiwaniem pełni sił, to samo z rodzeniem, rozmnażaniem.

Znamy powiedzenie o docieraniu „przez żołądek do serca”. Faktycznie nie chodzi tu o posłużenie się czystą fizjologią – lecz o otwarcie kanału, w którym kontakt z drugim człowiekiem nie będzie spełnianiem jego potrzeb fizjologicznych, lecz właśnie okaże się możliwe zwykłe spotkanie życzliwych sobie ludzi. To samo z primum vivere, deinde philosophari – też nie jest to przeciwstawienie, lecz właśnie pokazanie następstwa, związku, uzależnienia, które ukazuje spoistość całego człowieka.

Nasze myśli łączą się w nas z określonymi wspomnieniami w  sposób zgoła nieprzewidywalny. W tym momencie ja np. przypominam sobie trochę przez mgłę, że na początku swojego studium Wczoraj i jutro z roku 1938 Jan Mosdorf, przywódca narodowych radykałów wspominał z niejakim antyburżujskim obrzydzeniem jak pewien czołowy ekonomista europejski mówił mu, iż w życiu społeczeństw wszystko sprowadza się bądź do pożądań żołądka, bądź do żądz usytuowanych nieco niżej. Wydaje się nam to nadmiernie zwierzęce, dość obrzydliwe. I tak to zapewne obliczał w swym cynizmie mentor cytowany przez Mosdorfa, chcący „oświecić” młodego idealistę. Ale nie jest to ani tak obrzydliwe, ani tak oburzające, o ile tylko brzuch nie kojarzy się – nam sytym – z przejedzeniem, a strefy niższe – z rozpasaniem seksualnym. Mogą i powinny się nam kojarzyć inaczej, bardzo po ludzku, szeroko: z miejscem przy stole i z rodzicielstwem. Ale żeby tak było, potrzeba nam powrotu do rzeczywistości, w wymiarze osobistym, myślowym i społecznym.

 

Paweł Milcarek


Paweł Milcarek

(1966), założyciel i redaktor naczelny "Christianitas", filozof, historyk, publicysta, freelancer. Mieszka w Brwinowie.