Felietony
2014.06.01 20:13

Muzyka Ainurów

Powołanie Mateusza

Ostatnio pisałam na temat powołania. Tym razem postaram się również dotknąć tego tematu, jednak troszkę od innej strony. Za wprowadzenie niech posłuży fragment tolkienowskiej powieści.

Na początku był Eru, Jedyny, którego na obszarze Ardy nazywają Iluvatarem; On to powołał do życia Ainurów, Istoty Święte, zrodzone z Jego myśli. Ci byli z Nim wcześniej, niż powstało wszystko inne. Rozmawiał z nimi i poddawał im tematy muzyczne. Ainurowie zaś śpiewali dla Niego i On radował się tą muzyką. Przez długi wszakże czas każdy Ainur śpiewał sam albo też łączył swój głos z kilku jedynie współbraćmi, a reszta słuchała. Każdy bowiem pojmował tylko tą cząstkę myśli Iluvatara, z której się zrodził, a do zrozumienia swoich współbraci dochodził bardzo powoli. W miarę jednak, jak się wsłuchiwali, zaczynali rozumieć coraz głębiej, a głosy ich zespalały się w coraz doskonalszej harmonii. Aż wreszcie Iluvatar zgromadził wszystkich Ainurów i objawił im potężny temat, odsłaniając rzeczy większe i wspanialsze niż te, które im przedtem dał poznać, a blask początku i wspaniałość zakończenia tak olśniły Ainurów, że pokłonili się Iluvatarowi w milczeniu.

Wówczas rzekł:

"Chcę, abyście z tego tematu, który wam objawiłem, rozwinęli harmonijną Wielką Muzykę, a ponieważ natchnąłem was Niezniszczalnym Płomieniem, możecie, jeśli chcecie, wzbogacić temat własnymi myślami i pomysłami. A ja będę słuchał i radował się, że za waszą sprawą wielkie piękno wcieli się w pieśń."

Wtedy głosy Ainurów na podobieństwo harf i lutni, fletów i trąb, wiol i organów, i niezliczonych chórów wyśpiewujących słowa, zaczęły kształtować z tematu Iluvatara Wielką Muzykę; z przeplatających się i nieustannie zmiennych melodii wzbiły się harmonijne dźwięki i popłynęły poza zasięg słuchu w głębie i wysokości, wypełniły przestrzeń, którą zamieszkiwał Iluvatar, przelały się przez jej granicę; Muzyka i echa Muzyki rozległy się w Pustce, aż przestała być pustką. Nigdy już później Ainurowie nie stworzyli równie wspaniałej muzyki, chociaż powiedziane jest, że chóry Ainurów i Dzieci Iluvatara zaśpiewają piękniejszą jeszcze pieśń przed Jego obliczem po dopełnieniu się dni[1].

Można powiedzieć, że powołanie to odkrycie pierwotnej muzyki, tych dźwięków, tej cząstki myśli Iluvatara, z której każdy z nas się zrodził. Nie jest tajemnicą, że Tolkien był osobą głęboko wierzącą i często wykorzystywał w swojej twórczości motywy biblijne i chrześcijańskie. W przytoczonym fragmencie Silmarilliona da się to łatwo zauważyć.

Chrześcijaństwo zakłada, że za światem i jego dziejami, nawet po grzechu pierworodnym, kryje się myśl Boga i każdy anioł oraz człowiek ma w tym świecie swoją wyjątkową rolę do spełnienia. Bóg nie jest, jak twierdzą deiści, kimś, kto stworzył i zostawił swoje dzieło na pastwę ślepego losu. Bóg chrześcijan to Bóg Opatrzności, to dobry Ojciec. Bóg Ojciec jednak nie może być do końca porównany z ziemskim ojcem. Rodzice nie wiedzą, kim będą ich dzieci, wielokrotnie ich wyobrażenia o przyszłości pociech są bardzo mylne. Bóg natomiast wie równocześnie dwie rzeczy - kim powinniśmy być, aby w pełni zrealizować nasze zadanie i osiągnąć szczęście, a jednocześnie zna naszą przyszłość, wie, czy korzystając z danej nam wolności pójdziemy za głosem swojego powołania, czy też nie. Jest zarówno wszechwiedzący, jak i zostawiający nam wolność wyboru. Bez wolności nie jest bowiem możliwa miłość, a ostatecznym celem naszego życia jest przecież właśnie On-Miłość. Ta tajemnicza i fascynująca gra między wolnością aniołów i ludzi, a Bożym planem dla świata od chwili stworzenia aż do Paruzji, pozostanie dla nas tajemnicą aż do dnia Sądu Ostatecznego[2]. W tej tajemnicy mieści się także to, iż powołanie nie jest predestynacją, ale zakłada wolność osoby ludzkiej i że Bóg w swoich planach umieścił już tę naszą wolność, wkalkulował ją, dzięki swojej Wszechwiedzy. Nasza wolność i jej negatywne konsekwencje, w tym grzech, są jakby korektą na Bożym planie A i tworzą Boży plan B (parafrazując słowa ks. Twardowskiego – kiedy zamykają się drzwi, otwiera się okno i bywa tak nie tylko w skali całego stworzenia, ale w życiu poszczególnych osób: Bóg do końca daje szanse, czasami nowe, gdy poprzednie zmarnowaliśmy, nie może to jednak być zachętą do świadomego błądzenia i głuchoty na poruszenia Ducha Świętego, albo do niewierności raz obranej i zaakceptowanej przez Boga drodze). Przebiegłość szatana nie zniweczy dzieła Odkupienia, co więcej, Bóg w tajemniczy sposób wykorzysta zło, które dopuścił ze względu na anielską i naszą wolność, aby Jego chwała objawiła się w jeszcze wspanialszy sposób.

Nic nie sprzeciwia się temu, żeby natura ludzka po grzechu została przeznaczona do jeszcze wyższego celu. Bóg bowiem dopuszcza zło, aby wyprowadzić z niego jeszcze większe dobro. Stąd słowa św. Pawła: Gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska. (Rz 5, 20). A hymn wielkanocny Exsultet głosi: „O szczęśliwa wina, skoro ją zgładził tak wielki Odkupiciel".[3]

A Tolkien:

Chóry Ainurów i Dzieci Iluvatara zaśpiewają piękniejszą jeszcze pieśń przed Jego obliczem po dopełnieniu się dni.

Kiedy patrzymy na świat i stworzenie właśnie w taki sposób, zdajemy sobie sprawę, o ile szczęśliwsze byłoby życie nasze i innych ludzi, gdyby każdy pokierował nim tak, aby zagrać właśnie te nuty, które wybrał dla niego Bóg. Rozeznawanie powołania to poszukiwanie tychże nut, próba dotarcia do pierwotnego marzenia Boga na nasz temat. Wielokrotnie żyjemy nie do końca w zgodzie z Bożym marzeniem. Czasami dlatego, że się go obawiamy, wydaje się nam ono zbyt trudne, zbyt wymagające. Innym razem mamy za mało ufności wobec Boga. Powinniśmy jednak pamiętać, że Jego marzenie o nas to przepis na nasze szczęście, to coś zupełnie innego niż marzenia naszych rodziców, niekiedy tak bardzo błędne, całkowicie niedostosowane do naszych zdolności, potrzeb, naszej natury. Marzenie Boga o nas to pewny przepis na nasze szczęście, bo On w przeciwieństwie do nas samych, naszych rodziców, czy przyjaciół, wie wszystko i zna nas lepiej niż my znamy siebie[4].

Tutaj pojawia się jeszcze jedna przyczyna, dla której czasami nie realizujemy naszego powołania. Zdarza się, że sugestie otoczenia, niekiedy nawet presja rodziców, bliskich, przyjaciół, społeczeństwa, jest tak duża, że zaczynamy żyć inaczej, niż powinniśmy, zaczynamy fałszować, grać inną melodię… Jeżeli nie zorientujemy się odpowiednio wcześnie, możemy się bardzo poranić, albo poranić innych. Na dłuższą metę nie można bez negatywnych konsekwencji, będąc niedźwiedziem polarnym, żyć w amazońskiej dżungli, albo będąc orłem, mieszkać w norce. W życiu każdego z nas powinien nadejść moment rozeznania powołania. Powołanie nie musi być spektakularne, może być zwyczajne, proste. Powołanie to nie tylko wezwanie do wyłącznej służby Bogu; małżeństwo też jest powołaniem. Ważne tylko, aby stanąć przed Bogiem i samym sobą w prawdzie, wręcz w duchowej nagości, takimi, jakimi jesteśmy i zapytać - „co mam czynić? co chcesz, abym czynił/a?”. Odpowiedź niekoniecznie przyjdzie od razu, natychmiast. Nawet św. Paweł nie otrzymał jeszcze pełnego obrazu swojego powołania na drodze do Damaszku, lecz musiał najpierw udać się do Ananiasza[5]. Czasami rozeznawanie trwa wiele lat (bywało tak w życiu niektórych świętych). Nagłe iluminacje zdarzają się rzadziej. To, co najważniejsze, by nie wpaść w pułapkę pójścia drogą wyobrażeń naszego otoczenia, a nie Boga o nas samych, to umieć zasłonić, odrzucić, zakryć to, co myślą o nas inni, kiedy pytamy Boga o to, jaką drogę On widzi dla nas.

Jest jeszcze jedno zagrożenie: mylenie powołania z naturalną skłonnością. Jest prawdą, że łaska bazuje na naturze, ale istnieją powołania, w których Bóg wymaga ofiary z pewnych naturalnych dążeń i pragnień każdego człowieka. Można powiedzieć, że poza wyjątkowymi przypadkami, czymś naturalnym jest pragnienie założenia rodziny, posiadania potomstwa. To pragnienie może być częścią powołania do małżeństwa, ale może być także zwyczajnym głosem natury, biologii, niczym więcej. Celibat jest ofiarą i musi nią być, jeśli jest wyborem bezżenności dla Królestwa. Celibatariusze to nie są ludzie, którzy nigdy nie chcieli założyć rodziny. Wręcz przeciwnie, bardzo często są to ludzie, którzy marzyli o stworzeniu ciepłego ogniska domowego, ale spotkawszy się z Bożym wezwaniem, zgodzili się ofiarować Panu swoją rezygnację z tego dobrego i naturalnego pragnienia ze względu na wyższe dobro, na inne zadania, które Pan Bóg im przedstawił. Łaska bazuje na naturze, ale także ją przekształca i oczyszcza, doskonali, ale nie niszczy. Celibat jest przykładem, jak Bóg przekształca naturalne pragnienie miłości, nie niszcząc ludzkiej natury.

Wszyscy po coś istniejemy, wszystko co istnieje, ma jakąś funkcję. Dzieło Stworzenia nie jest zwykłym zgromadzeniem stworzeń znajdujących się obok siebie, ale wspaniałą strukturą, która ma jedność, rację bytu i cel, a także jest uporządkowana na różnych płaszczyznach, od nieruchomych kamieni do aniołów służących u tronu Bożego. Żadna istniejąca rzecz nie jest bezużyteczna. (…) Bóg nie utrzymuje na ziemi rzeczy bezużytecznych i dopóki istnieje czas dla człowieka, istnieje również pewność, że ma jeszcze jakieś zadanie, które właśnie uzasadnia jego istnienie, które określa relację do Boga[6].

Księga Apokalipsy[7], a wcześniej także księgi Izajasza[8] i Tobiasza[9], opisują Jeruzalem czasów mesjańskich jako wspaniałą budowlę, złożoną z wielu różnych kamieni, a każdy z nich ma swoją symbolikę, stanowi nieodłączną część budowli. Podobnie jak porównanie do muzyki, tak też to, może mieć zastosowanie do powołania każdego człowieka. Mamy być częścią Bożej budowli, a zatem nasza rola jest wyjątkowa. Pisze o tym także św. Paweł[10], wskazując na niezastąpioną rolę każdego z nas w budowaniu Ciała Chrystusa, którym jest Kościół. Warto odkryć, jakie jest marzenie Boga względem każdego z nas, bo jego realizacja na pewno uczyni nas szczęśliwymi, już tu na ziemi, ale przede wszystkim w wieczności.

 

Monika Chomątkowska

 

 


 

 

[1] J.R.R. Tolkien, Silmarillion, Ainulindale [za:] http://poema.pl/publikacja/56953-1-ainulindale-muzyka-ainurow (data dostępu: 06.05.2014)

[2] Por. 1 Kor 4,5

[3] Św. Tomasz z Akwinu, Summa theologiae, III,1,3,ad3.

[4] Por. J 2,24; Ps 139

[5] Por. Dz 9,6

[6] F. Suárez, Maryja Dziewica, Pani nasza, wyd. POLWEN, Radom 2005, 67-68

[7] Ap 21,9-21

[8] Iz 54,11n

[9] Tb 13,17

[10] Por. Ef 2,20-22; 1 Kor 12,12-30


Monika Chomątowska

(1989), doktorantka Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, publikuje w Christianitas i Frondzie. Mieszka w Krakowie