Studia
2016.05.20 23:28

Katolicy – rewizjoniści: nowa "wieloświatopoglądowość"

Pobierz pdf

Zaraz po zdobyciu władzy w Polsce przez komunistów wydawało się czymś oczywistym, że katolicyzm musi wejść w zasadniczy spór z Nową Wiarą. I tak to rozumiała ogromna większość katolików, bodaj cała Hierarchia i większa część elit katolików świeckich.

Z trzech ukształtowanych wtedy grup świeckich katolików tylko grupa tygodnika „Dziś i Jutro” Bolesława Piaseckiego (późniejszy PAX) stała na stanowisku współpracy z komunistami. Powszechnie wiadomo, że chadecki „Tygodnik Warszawski” reprezentował pogląd ideowej konkurencji z marksizmem. Nie jest faktem powszechnie znanym, że z początku (mniej więcej do końca 1948 roku) podobne było stanowisko „Tygodnika Powszechnego”.

To prawda, że w krakowskim tygodniku byli też w tym czasie zwolennicy innej strategii, z czasem nazwanej strategią „katolickiego minimalizmu”. Ale nie oni początkowo dominowali na łamach pisma założonego przez abpa Sapiehę, tylko zwolennicy taktyki wprost przeciwnej, która określana była mianem „katolickiego maksymalizmu”. Dominacja tych drugich była pierwotnie tak duża, że nawet programowy manifest „minimalistów”, artykuł Stanisława Stommy Maksymalne i minimalne tendencje społeczne katolików, ukazał się nie na łamach macierzystego „Tygodnika Powszechnego”, lecz w „Znaku”. Także późniejszy spór wokół tekstu Stommy na łamach „TP” wiele mówi o pozycji „minimalistów” w tymże czasopiśmie. Otóż artykuł Stommy został wręcz zmiażdżony[1] przez Józefa Mariana Święcickiego[2], a na odpowiedź Stommy[3] w tym samym numerze replikował – równie stanowczo co Święcicki – ks. Jan Piwowarczyk[4]. Fakt, że replika Piwowarczyka zamieszczona została w tym samym numerze „TP” co odpowiedź Stommy, jest znamienny. Świadczy o tym, że poglądy, jakie reprezentował Stomma, nie były wtedy traktowane w „Tygodniku Powszechnym” jako będące „u siebie”, lecz jako poglądy zewnętrzne w stosunku do linii pisma.

Na pytanie o stosunek katolicyzmu do marksizmu oraz o nastawienie katolików do komunistów odpowiadano zrazu w „Tygodniku Powszechnym” tak, jak to ujął w swoim artykule z 1947 roku, zatytułowanym O katolickim maksymalizmie, Józef Marian Święcicki. Tę odpowiedź dałoby się streścić jako postulat obrony katolickiej Prawdy przed marksistowskim kłamstwem. Bowiem publicysta „Tygodnika Powszechnego” pisał: Kościół jako głosiciel Prawdy zmierza niewątpliwie do tego, aby nauką swoją przepoić wszystkie dziedziny życia [...]. Nie zadowala się tylko prywatnym apostolstwem, chciałby ogarnąć swoim duchem także i życie publiczne, nasycić, przetrawić społeczne urządzenia i instytucje, urzeczywistnić ideał chrześcijańskiego państwa, więcej nawet – chrześcijańskiej wspólnoty narodów, która by kiedyś mogła doprowadzić do tego zjednoczenia, o jakie ongiś modlił się Chrystus prosząc Ojca: ut sint unum![...]. Maksymalizm [...], o którym mówimy, [...][jest] po prostu tylko wyciągnięciem pełnych konsekwencji z faktu, że Kościół jest posiadaczem Prawdy, nie może więc godzić się na równouprawnienie z nią błędu [...]. Owszem, zmierza do obrony swoich wiernych przed infiltracją zła i uważa, że obowiązkiem państwa jest współdziałać z nim w tym zabezpieczeniu dusz przed zgorszeniem[5].

Tekstów pisanych z tej pozycji pojawiło się na łamach „Tygodnika Powszechnego” w owym pierwszym okresie (1945-1948) bardzo wiele[6], podczas gdy egzemplifikacji tendencji przeciwnej szukać trzeba ze świecą[7]. Owszem, Stomma, Turowicz i inni autorzy tej orientacji pisywali w „TP”, ale po pierwsze, nie tak często, jak zwolennicy „maksymalizmu”, po drugie zaś, w swoich tekstach raczej nie zajmowali stanowiska w tej centralnej kwestii[8] (tak jakby linia pisma wobec komunizmu była jednoznacznie zdefiniowana i nie podlegała dyskusji). Krótko mówiąc, „Tygodnik Powszechny” aż do momentu gwałtownego „przykręcenia śruby” na przełomie 1948 i 1949 roku, co wiązało się z wchłonięciem resztek po PPS przez PPR i powstaniem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, był trybuną „katolickiego maksymalizmu”. Ten zaś był najdalszy od traktowania marksizmu jako choćby partnera do dialogu.

Sytuacja w „TP” zmieniła się po „zjednoczeniu” partii lewicowych, zresztą zmianie uległa też (co było warunkiem powyższego) sytuacja polityczna w Polsce w ogóle, a w szczególności „na odcinku” katolickim. Z trzech istniejących dotąd grup katolickich („Tygodnik Powszechny”, „Tygodnik Warszawski”, „Dziś i Jutro”) na placu boju pozostały dwie, bowiem „Tygodnik Warszawski” został zlikwidowany jesienią 1948 roku, a jego redaktorzy trafili do więzienia. Ale to nie wszystko, bo z tych dwóch grup jedna tylko („Dziś i Jutro”) kontynuowała swój dotychczasowy profil ideowo-polityczny. Druga, czyli „Tygodnik Powszechny”, radykalnie go zmieniła – na jego łamach zaczęła dominować strategia „katolickiego minimalizmu”. Jakkolwiek diametralnie różna od obowiązującego tam poprzednio „katolickiego maksymalizmu”, nie była ona tożsama ani nawet zbliżona do linii „Dziś i Jutro”, którą można by nazwać linią aktywnego zaangażowania w komunizm, chociaż zaangażowania wychodzącego z niemarksistowskich przesłanek światopoglądowych.

Nowa doktryna polityczna, mimo że zapanowała w „Tygodniku Powszechnym” dopiero w 1949 roku, została stworzona już trzy lata wcześniej (przypomnijmy, tekst Stommy Maksymalne i minimalne tendencje społeczne katolików został opublikowany w „Znaku” w 1946 roku). Jego główna myśl sprowadzała się do tego, że skoro zwycięstwo marksizmu jest przesądzone, katolicy nie powinni się wikłać w beznadziejną z nim walkę o to, kto ma lepsze pomysły na urządzenie życia publicznego, lecz muszą schronić się w swoistej niszy i tam przechować to, co dla katolicyzmu najcenniejsze. Stomma pisał w 1946 roku: Polak jest zasadniczo maksymalistą. Stąd też tendencje katolików polskich podporządkowania sobie i urobienia na własną modłę dziedziny życia społecznego. Tendencje prowadzące do starcia i walki.Przyszły przewodniczący Koła Posłów „Znak” oceniał, że takie tendencje są niebezpieczne, bo jeśli przyjąć, że socjalizm będzie się rozrastał w głąb i wszerz, to przyjść wypadnie do wniosku, że postawa taka jest bardzo eksponująca i że łączą się z nią poważne niebezpieczeństwa. Chodzi o to, że tendencje społeczne katolików polskich mogą doprowadzić do sprowokowania konfliktu już w najbliższym czasie. Niebezpieczeństwo leży w tym, że konflikt będzie się rozgrywał o zagadnienia, bądź co bądź, drugorzędne i że przez to wyrazistość jego konturów ideowych zostanie zamazana[9].

To, co Stomma wyraził jako program działania w roku 1946, mogło przyoblec się w ciało w 1949. Odtąd „Tygodnik Powszechny” próbował schronić się w owej niszy i w niej kultywować to, co – jak zakładał Stomma – nie wchodzi bezpośrednio w konflikt ze zwycięskim marksizmem: własne spojrzenie na kulturę i na religię[10], zaś programowo nie zajmować stanowiska w tym kwestiach, które marksizm uważał za domenę swojej wyłączności.  

Teoretycznym uzasadnieniem tej programowej absencji były przede wszystkim dwa teksty Stommy i Turowicza z 1950 i 1951 roku. Oba były polemiką z zaangażowaniem politycznym typu „paxowskiego”. Polemika z „maksymalizmem” już nie miała sensu po odsunięciu „maksymalistów” na margines (jak w przypadku Piwowarczyka i Święcickiego) lub po ich usunięciu z życia publicznego (jak w przypadku Kaczyńskiego, Brauna, Chrzanowskiego i innych z „Tygodnika Warszawskiego”). W pierwszym z tych tekstów redaktorzy „Tygodnika Powszechnego” pisali: Wśród katolików świeckich są ludzie, którzy z dużą siłą przekonania oraz z niezwykle wielkim nakładem energii i starań dążą do politycznego ustawienia obozu katolickiego w Polsce. Uważają oni, że wepchnięcie katolików polskich, a może nawet Kościoła katolickiego w Polsce, jako całości, na pozycje polityczne, jest koniecznym i niezbędnym warunkiem pozytywnego ułożenia stosunków między katolicyzmem i państwem demokracji ludowej. Tezę tę frontalnie odrzucamy [...]. Żyjemy w państwie, gdzie wszystkie siły polityczne zmobilizowane są dla jednego celu: budowy nowego ustroju socjalistycznego. Rządzący obóz marksistowski ma pod tym względem wymogi daleko idące i bezkompromisowe. Mobilizacja sił politycznych ma charakter integralny. W tych warunkach obóz katolicki w Polsce staje wobec alternatywy: albo włączyć się czynnie w jednolity ruch kierowany do celu wybudowania nowego ustroju socjalistycznego, albo też – uznając zwycięstwo obozu marksistowskiego – skierować swój aktywizm do takiej dziedziny pracy twórczej, gdzie praca ta nie wymaga przyjmowania odpowiedzialności za decyzje polityczne podejmowane przez obóz rządzący[11].

Takie stanowisko wywołało polemikę ze strony publicystów tygodnika „Dziś i Jutro”. Na nią Stomma i Turowicz odpowiedzieli kolejnym tekstem, w którym pisali: Sprawę stawiamy prosto: chcemy współpracować czynnie w każdej sprawie, która służy dobru ogólnemu, ale nie możemy się łudzić: kierunek polityce wyznaczają marksiści, a nie katolicy [...]. Nie usiłujemy konkurować z marksistami w wytyczaniu kierunku Polski Ludowej[12].

Było to – jak widać – stanowisko jasne: nie bierzemy odpowiedzialności za coś, na co nie mamy wpływu. W domyśle: skoro nie bierzemy odpowiedzialności, to nie możemy występować (jak grupa „Dziś i Jutro”) z poparciem dla działań władz. Jeszcze bardziej w domyśle: swoim milczeniem w kwestiach „budowy socjalizmu” zaznaczamy dystans do tej „budowy”.

Takie były założenia. Najbliższa przyszłość miała pokazać, że w warunkach narastającego stalinizmu nie udało się ich zrealizować. Krok po kroku „Tygodnik Powszechny” czuł się zmuszony do publikowania następnych artykułów akceptujących czy wręcz popierających kolejne etapy stalinizacji. Widać wprawdzie w tych tekstach, że owa akceptacja (poparcie) wypowiadana jest półgębkiem, bez entuzjazmu. Że w ramach tejże akceptacji (poparcia) próbowano szukać formuł bardziej obywatelskich czy państwowych niż ideologicznych bądź wyznawczych, jakich pełna była ówczesna prasa. Niemniej jednak widoczny jest kierunek ewolucji pisma. Akceptacja coraz bardziej przechodziła w poparcie, a tym samym założenie z lat 1946-1949, że możliwe jest zachowanie politycznej neutralności wobec zwycięskiego pochodu marksizmu, coraz wyraźniej ulegało falsyfikacji. A dowodem tego fałszowania jest fakt, że cała fala tekstów w ostatnich latach przed likwidacją „TP” nigdy nie zostałaby opublikowana przez redaktorów z ulicy Wiślnej w Krakowie, gdyby nie działali oni pod przymusem[13]. Najbardziej spektakularnym przejawem tego staczania się po równi pochyłej w kierunku poparcia stalinizmu był tekst opublikowany w „TP” w związku z procesem Kurii Krakowskiej. Czytamy w nim między innymi takie oto słowa: Wymienione wyżej działania przestępcze, szkodliwe dla interesów państwa, wyrządziły też niezmierne szkody Kościołowi [...]. Angażowanie się duchownych katolickich w antypaństwową działalność konspiracyjną jest następstwem szkodliwej i opacznej tendencji do prowadzenia walki z ustrojem. Tendencjom tym, prowadzącym do konsekwencji fatalnych dla narodu i Kościoła, należy się przeciwstawić z całą stanowczością [...]. Zgodnie z postanowieniami Porozumienia katolicy polscy mają się włączać do walki o pokój światowy, mają się przeciwstawiać zakusom antypolskiego rewizjonizmu zachodnio-niemieckiego oraz bronić granicy na Odrze i Nysie, mają jak najwydatniej przyczyniać się do dzieła odbudowy kraju oraz bronić pokoju wewnętrznego, przeciwstawiając się antypaństwowej działalności obcych agentur dążących do podważenia podstaw naszej państwowości [...]. Wszelkie próby naruszenia tych zasad muszą się spotkać ze zdecydowanym sprzeciwem społeczeństwa katolickiego oraz władz kościelnych[14].

Wreszcie w czerwcu 1953 roku doszło do faktycznej likwidacji „Tygodnika Powszechnego”, gdy jego redaktorzy po kilkumiesięcznych negocjacjach (w tym czasie tygodnik był zawieszony) ostatecznie nie zgodzili się na drastyczną zmianę linii politycznej pisma. Kiedy „TP” pod starą redakcją (ale już – co znamienne – bez ks. Piwowarczyka i Święcickiego) wrócił na rynek czytelniczy na przełomie 1956 i 1957 roku, sytuacja polityczna znowu była zupełnie inna. A w tej – nowej – sytuacji już inna miała być ich odpowiedź na pytanie o stosunek do marksizmu.

Spróbujmy uporządkować nasz wywód. To, co zostało powyżej napisane, jest – z oczywistych powodów – zaledwie wstępem do zasadniczych rozważań o stosunku katolików w PRL-u do rewizjonizmu. Rewizjonizm pojawił się w polskim życiu intelektualnym po Październiku. Jeśli więc najpierw roztrząsamy stosunek katolików do marksizmu sprzed 1956 roku, czynimy tak, żeby zobaczyć, czy późniejsza skłonność niektórych z nich do dialogu z rewizjonizmem miała jakieś antecedencje w postaci ich większej niż ks. Piwowarczyka czy Jerzego Brauna wyrozumiałości dla marksizmu w pierwszych latach po zainstalowaniu nowej władzy.

Przechodząc zaś do zasadniczej części naszych rozważań, zaznaczmy jeszcze, że po Październiku wyraźnie zmieniła się mapa polityczna polskiego katolicyzmu. Obok PAX-u (dawnego środowiska tygodnika „Dziś i Jutro”) do gry wrócił „Tygodnik Powszechny”, ale w nieco innym kształcie. Nie było już w nim tendencji „maksymalistycznej”, za to ze środowiskiem tym zaczęli współpracować dysydenci z PAX-u, którzy wkrótce potem utworzyli w Warszawie miesięcznik „Więź”. Środowiska te po zawarciu politycznego dealu z powracającym do władzy Gomułką założyli ruch „Znak”[15], którego polityczną reprezentację stanowiło Koło Posłów Katolickich „Znak”[16]. Z kolei druga fala dysydentów z PAX-u[17] zawiązała nowe ugrupowanie świeckich katolików – Chrześcijańskie Stowarzyszenie Społeczne kierowane najpierw przez Jana Frankowskiego, a potem przez Kazimierza Morawskiego.

PAX oraz ChSS miały zbliżony stosunek do komunizmu polegający na daleko idącej abdykacji i podążaniu w polityce niemal dokładnie śladem PZPR. Inaczej ruch „Znak”, który wypracował oryginalną doktrynę „neopozytywizmu” i niekiedy – co prawda, raczej wyjątkowo niż stale – odróżniał się od rządzącej partii własną linią polityczną. Dlatego stosunek PAX-u i ChSS-u do ekipy Gomułki/Gierka oraz do niestalinowskiego marksizmu nie jest zbyt ciekawy[18]. To, co godne uwagi, to pewnego rodzaju flirt z marksizmem „neopozytywistów” z ruchu „Znak”, bo tylko oni spośród katolików świeckich dopuszczonych do oficjalnej polityki mieli ambicję krytycznego w niej uczestnictwa.

W ramach ruchu „Znak” w dialog z marksizmem najbardziej angażowało się środowisko „Więzi” redagowanej przez Tadeusza Mazowieckiego[19]. Dlatego warto prześledzić dzieje tego dialogu, pamiętając o tym, że nie wszystkie pozycje zajmowane w nim przez „Więź” były w pełni akceptowane przez sytuujące się bardziej na prawo odłamy ruchu „Znak”.  

Komuniści, godząc się w 1958 roku na wydawanie miesięcznika „Więź”, spodziewali się uzyskać z tego pewne korzyści polityczne. Jak pisał Andrzej Micewski, partia zezwoliła na wydawanie miesięcznika „Więź”, licząc, że będzie ona swoistą lewicą w prawicy, ponieważ środowisko to orientując się na demokratyzację, opowiadało się nadal za socjalizmem. Co prawda [...] „Więź” nie pozostawiała żadnych wątpliwości, że chodzi jej o socjalizm demokratyczny, ale partia wiązała z nią nadzieje na uzyskanie większego wpływu na ZNAK. Taktyka partii była obliczona na to, że deklaracje socjalistyczne katolików stawały się zawsze dla nich sztywnym gorsetem utrudniającym postawę niezależną i krytyczną. Z „Więzią” nie całkiem się to sprawdziło [przypis z Micewskiego]. Było istotnie tak, jak napisał Micewski, co postaramy się niżej wykazać. Ale po drodze padła pewna liczba owych „deklaracji socjalistycznych katolików”.

W pierwszym numerze „Więzi”, która, notabene, od początku zrezygnowała z używania katolickiego szyldu, autorzy jej deklaracji programowej wyrażali – za Emmanuelem Mounierem – postawę personalistyczną i odnosili ją do warunków, jakie istniały wtedy w Polsce, czyli do warunków zgrzebnego socjalizmu Gomułki. Pisali: Z tą postawą wychodzimy naprzeciw współczesności przeświadczeni, że nie w cofaniu historii do form minionych, ale w procesie rozwoju form postępujących naprzód trzeba szukać perspektywy dla rozwoju wartości osobowych i tu je zakorzeniać. Mazowiecki et consortes deklarowali gotowość do współpracy z innymi nurtami ideowymi, czyli także, chociaż bez wymieniania go z imienia, z marksizmem: [...] postawa służąca wartościom personalistycznym nie jest zależna od tego, czy tak lub inaczej się ją nazywa [...]. My jesteśmy przekonani o tym, że wymaga ona mocnego ugruntowania, absolutnej niejako afirmacji osobowej człowieka, ale równocześnie wiemy, że nie można jej naprawdę służyć, nie będąc otwartym na wszystko, co dobre, bez względu na motywy i uzasadnienia, jakie za tym stoją. Afirmacja PRL-u była bardziej bezpośrednia: Pewne swe rozdziały historia każdego narodu zamyka nieodwołalnie. Dlatego bezpłodna jest wszelka myśl i wszelki wysiłek nieliczący się z tym, że Polski nie można cofać do formacji kapitalistycznej. Chodzi natomiast o to, aby socjalistyczna formacja społeczno-ekonomiczna, w jaką Polska w wyniku dokonanych reform społecznych weszła, rozwijała się w kierunku najkorzystniejszym dla życia narodu i praw człowieka, którym winna ona służyć.

Nie ulega wątpliwości, że w pierwszym okresie „Więź” afirmowała socjalizm, ponieważ widziała w nim wymiar prometejski, wyzwalający z ograniczeń właściwych epoce kapitalistycznej. Później te jej nadzieje zostały zawiedzione.

Partia spodziewała się także uzyskać pewne korzyści po awansowaniu Mazowieckiego na posła w roku 1961. Maciej Łętowski pisał, że dzięki wejściu do Sejmu naczelnego „Więzi” pojawiły się w wypowiedziach koła Znak nowe akcenty. Obok motywacji neopozytywistycznej ujawniło się zaangażowanie w socjalizm z pozycji personalizmu chrześcijańskiego. Dialog i krytyka realnego socjalizmu, prowadzona dotąd z zewnątrz, została wzbogacona dialogiem i krytyką prowadzoną od wewnątrz[20].

Trzeba jednak dodać, że rola Koła Posłów „Znak” w Sejmie PRL była szczególna. Mimo „neopozytywizmu” Stommy – zarówno nakazującego liczenie się z wymogami geopolityki, jak i doceniającego nawet pewną przewagę komunizmu nad liberalną demokracją – a także mimo „więziowych afirmacji socjalistycznych” na tle Sejmu PRL, z jego łże-parlamentarnym ceremoniałem, ze ślepym posłuszeństwem posłów wobec dyrektyw rządzącej partii, postawa posłów „Znaku” odbijała się korzystnie. Stanowisko zajmowane przez nich w komisjach, zgłaszane poprawki, interpelacje, a nawet (jakkolwiek rzadziej) wystąpienia na plenarnych posiedzeniach izby – wszystko to pokazywało „Znak” jako grupę odróżniającą się od pozostałych. Nie na tyle, by nazywać ją – jak się niekiedy czyni – opozycją. Na tyle wszakże, by móc ją określić mianem grupy krytycznie uczestniczącej.

Ważnym śladem dialogu katolików ze „Znaku” z rewizjonizmem jest tekst Mazowieckiego z 1962 roku zatytułowany Kredowe koła. List z pytaniem. Autor prowadzi w nim wyimaginowany dialog z anonimowym marksistą. Pisze, że dla marksistów katolicy w Polsce są jak ostatni Mohikanie i dalej: Rozumie Pan chyba, że nie jest przyjemnie czuć się cząstką zamierającego rezerwatu [...]. Zamiast [...] przesądzać, jaką odpowiedź filozoficzną wybiorą nasze dzieci i wnuki, trzeba przede wszystkim odpowiedzieć sobie, czy chce się, aby człowiek, tak dzisiejszy, jak i przyszły, te problemy i pytania sobie stawiał. Jest to sprawa należąca do dziedziny życia społecznego, ponieważ jego model i klimat może to ułatwiać lub utrudniać. Autor rozróżnia – co jest tu sprawą niebagatelną – między marksizmem ortodoksyjnym a liberalnym i oczekuje od swojego adwersarza podobnego podejścia do obozu katolickiego: A więc i Pan, i ja musimy odpowiedzieć, na co stawiamy. Pan musi wiedzieć, czy ja stawiam na humanistyczną ewolucję marksizmu, czy odwrotnie, łączę swe nadzieje z jego stagnacją i oderwaniem się od rzeczywistego rozwoju społecznego. Ja muszę wiedzieć, czy Pan stawia na trudny dialog z katolicyzmem pogłębionym i otwartym, czy na jego kołtunizację[21]. Można w tym – jak sądzę – widzieć zapowiedź późniejszego zbliżenia posoborowych katolików z marksistowskimi dysydentami.

Mazowiecki kontynuował problem dialogu w tekście zatytułowanym Kontury dialogu. Pisał zrazu o niewierzących: Rozmowa może być tylko informacją, dyskusja jedynie sporem toczącym się między odmiennymi stanowiskami; współpraca praktyczna może z kolei stanowić tylko czynność na wskroś pragmatyczną. W odróżnieniu od tego dialog polega na przekazywaniu sobie wartości [...]. Dialog ma [...] miejsce wtedy, kiedy zakłada – wprost lub pośrednio – gotowość do wniknięcia w odmienną rację i w odmienną perspektywę myślenia; to znaczy, kiedy zakłada otwartość na tkwiące w odmiennych stanowiskach wartości.

Następnie Mazowiecki nawiązywał do dialogu ze szczególną odmianą niewierzących, a mianowicie z marksistami: [...] fakt, że myśl katolicka w Polsce zaczęła w szerszej skali afirmować socjalizm dopiero wówczas, gdy stał się on ustrojem państwowym, nie jest bez znaczenia [...]. Ciągle jest [...] ważne, jaki jest rodzaj i klimat naszych afirmacji socjalistycznych. Czy biorą się one ze stosunku do panującej formy ustroju państwowego, nawet gdy stanowią jego ideologiczną akceptację, czy biorą się także z refleksji głębszej, sięgają aż do owej właściwej przyczynowości materialnej, która przed laty określiła sens socjalistycznego ruchu i która określiła to najistotniejsze, w czym ma się on spełnić jako rzeczywistość historyczna. Między tymi dwoma podejściami istnieje i dziś różnica wrażliwości społecznych i moralnych. Jest to różnica między konformizmem akceptacji a nonkonformizmem zaangażowania, u którego podstaw leży motyw moralny[22]. Ciekawe byłoby zbadanie, co i kogo Mazowiecki miał na myśli, pisząc o „konformizmie akceptacji”. Czy także Stanisława Stommę? Bo przecież jego akceptacja komunizmu raczej jako panującego ustroju niż jako podzielanego systemu wartości wydaje się odpowiadać powyższemu opisowi.

W czerwcowym numerze „Więzi” z 1963 roku Mazowiecki komentował encyklikę Jana XXIII Pacem in terris, pisząc o możliwościach współpracy katolików z komunistami. Przyszły premier zauważa w tym tekście, że w encyklice oddzielono błąd od błądzącego człowieka, i stwierdza, że katolicy mogą i powinni współpracować z przedstawicielami innych światopoglądów: W świecie, a więc i w Polsce otwiera się nowa szansa dla rozwoju stosunków między wierzącymi i niewierzącymi [...]. Personalizm, postawa otwarta, a zarazem zaangażowana w socjalistyczny rozwój społeczny, znajduje nową perspektywę.

Jest oczywiste, że takie stanowisko musiało budzić nieufność Episkopatu, a szczególnie kard. Wyszyńskiego. Jak gdyby uprzedzając jego obiekcje, Mazowiecki napisał: Encyklika przynosi [...] w bardzo istotnych punktach dowartościowanie laikatu, kiedy mówiąc o współdziałaniu z ruchami o obcej katolicyzmowi filozofii, stwierdza: Gdy chodzi o katolików, decyzja ta należy przede wszystkim do tych, którzy żyją i pracują w określonych dziedzinach społeczności ludzkiej, w których problemy te powstają, ale musi być zarazem zgodna z prawem naturalnym, ze społeczną nauką Kościoła i wskazaniami władzy kościelnej. Jest to niewątpliwie uznanie kompetencji świeckich w sprawach politycznych, społecznych, gospodarczych czy kulturalnych, a także ich dojrzałości. Wymagania, które encyklika ich decyzji stawia, nie mogą stać się furtką dla klerykalizmu.

W tym samym 1963 roku na łamach „Więzi” ukazał się wspólny tekst Mazowieckiego i Andrzeja Wielowieyskiego pt. Otwarcie na Wschód. Autorzy napisali o stosunku Kościoła do antykomunizmu: Można przypuszczać, że Jan [...] zawsze myślał to, co wyraził jako papież, że komunizm jest wrogiem Kościoła, ale Kościół nie ma wrogów. Jednakże należy przyjąć, że jego linię wobec komunizmu i obozu socjalistycznego wytyczyło dopiero w okresie pontyfikatu narastające przeświadczenie, że antykomunizm i odcięcie od całej części ludzkości nie tylko utrudnia rozwój czy choćby zabezpieczenie życia religijnego w krajach komunistycznych, ale posiada zasadnicze znaczenie dla tych dwóch ogromnych zadań [aggiornamento i pokoju światowego – RG] stojących przed Kościołem [...]. Komunizm jest jedną z wielkich rzeczywistości naszych czasów, jedną z dróg wyjścia z kryzysu czasów współczesnych, którą proponuje się i ukazuje się ludzkości. Jeśli chce się duchowość chrześcijańską odnowić dla całego świata, to nie ma innego wyjścia, tylko trzeba wobec wszystkich, a więc także wobec ludzi kierujących się tą inspiracją okazywać gotowość do lojalnej współpracy w dążeniu do osiągnięcia wspólnymi siłami tego, co albo jest dobre z samej swej natury, albo też do dobrego prowadzi[słowa z Pacem in terris – RG].[...] Nie wolno nam dopuścić do ugruntowania się w chrześcijaństwie tej nieewangelicznej zamkniętej i wojowniczej postawy, która zdecydowała o losach reformacji i kontrreformacji i która [...] zahamowała na długie pokolenia rozwój myśli i duchowości katolickiej. Integralny antykomunizm jest więc jedną z istotnych przeszkód w odnowie wewnętrznej Kościoła.

Najważniejsza w tych słowach jest – jak mi się wydaje – myśl o intelektualnej symbiozie popierania komunizmu i popierania odnowy w Kościele. Bo to ona w dużej mierze zdecydowała o charakterze soborowej odnowy, której wielkimi orędownikami byli komuniści (a na poziomie pracy operacyjnej Służba Bezpieczeństwa[23]) i postępowi katolicy, a której w jakimś stopniu opierał się Episkopat z Prymasem na czele.

O samej odnowie Mazowiecki i Wielowieyski napisali: Spotkać można, co prawda, pogląd, że śmiała i głęboka odnowa katolicyzmu nie jest w Polsce możliwa do przeprowadzenia, ponieważ Kościół stoi u nas w obliczu ofensywy ateistycznej. Jest to rozumowanie, z którym nie można się zgodzić. Wielkie przemiany cywilizacyjne czynią tę odnowę sprawą, której odkładać dalej nie można. Jest ona konieczna, a wywalczenie zrozumienia dla niej jest wielkim i pilnym zadaniem polskiego laikatu.

Wreszcie napisali o ewentualnym nawiązaniu stosunków dyplomatycznych między PRL-em a Stolicą Apostolską: W wykonywaniu swych zadań obydwie suwerenne władze [państwo i Kościół – RG] muszą jednak ze sobą często współdziałać [...]. Wobec tego, że szereg decyzji zależy bezpośrednio od Stolicy Apostolskiej, stały bezpośredni kontakt między przedstawicielami Watykanu i Rządu ułatwiłby rozwiązywanie wielu problemów. A poza tym pozwoliłby na lepsze poznanie i zrozumienie stanowisk obu stron, co z kolei jest warunkiem niezbędnego zaufania [...]. Stworzono by w ten sposób czynnik stabilizacji stosunków, zabezpieczający przed naruszaniem ogólnej linii, co zawsze może grozić łatwiej w różnorodnych stosunkach wewnętrznych[24].

Sprawa ustanowienia stosunków dyplomatycznych pomiędzy PRL-em a Stolicą Apostolską była niezwykle dwuznaczna. Dążyli do tego komuniści, bo chcieli w ten sposób ominąć Prymasa, a liczyli na nieznajomość specyficznych problemów Kościoła w państwie komunistycznym ze strony prałatów watykańskich. Wyszyński całkiem świadomie się temu dążeniu przeciwstawiał i nie była to tylko kwestia osobistej urażonej ambicji. Natomiast postępowi katolicy oceniali, że relacje państwo – Kościół cierpiały także (czy głównie) na skutek uporu Prymasa. Mazowiecki i Wielowieyski napisali to niemal wprost, powiadając, że stosunki PRL – Watykan mogą być destabilizowane z powodów wewnątrzpolskich.

Już artykuł Mazowieckiego i Wielowieyskiego nadwerężył – i tak napięte – stosunki „Znaku” z Prymasem. W grudniu 1963 roku relacje te weszły w fazę krytyczną w związku ze sprawą tzw. rzymskiej opinii Stommy.

 

Roman Graczyk 

----- 

Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.

Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)

Wesprzyj "Christianitas"

-----

 

[1] Autor niniejszego tekstu nie bierze strony w tym sporze sprzed 65 lat. Użyte sformułowanie oddaje jedynie stopień krytycyzmu Święcickiego wobec Stommy.

[2] Józef Marian Święcicki, Kwestia zasady czy taktyki?, „Tygodnik Powszechny”, 20 kwietnia 1947.

[3] Stanisław Stomma, O pozornym maksymalizmie i urojonym defetyzmie, „Tygodnik Powszechny”, 20 kwietnia 1947.

[4] Ks. Jan Piwowarczyk, Rada nie na czasie, „Tygodnik Powszechny”, 20 kwietnia 1947.

[5] Józef Marian Święcicki, O katolickim maksymalizmie, 2 lutego 1947.

[6] Ks. Jan Piwowarczyk, Ku Polsce katolickiej, „Tygodnik Powszechny”, 24 marca 1945; tenże, Wierność wobec Kościoła, „Tygodnik Powszechny”, 26 stycznia 1947; Stefan Kisielewski, Żółkiewski jako prawdziwy marksista, „Tygodnik Powszechny”, 26 stycznia 1946; ks. Jan Piwowarczyk, O stronnictwo dla katolików, „Tygodnik Powszechny”, 20 października 1946; Konstanty Turowski, Gospodarka planowa w koncepcji katolicko-społecznej, „Tygodnik Powszechny”, 19 maja 1947; ks. Jan Piwowarczyk, Sprawiedliwy ustrój, „Tygodnik Powszechny”, 19 maja 1947; tenże, Cel państwa, „Tygodnik Powszechny”, 29 czerwca 1947; tenże, Państwo chrześcijańskie, „Tygodnik Powszechny”, 13 lipca 1947; tenże, Chrystus i ustroje społeczne, „Tygodnik Powszechny”, 21-28 grudnia 1947; tenże, Kościół i państwo, „Tygodnik Powszechny”, 23 listopada 1947; tenże, Państwo humanistyczne, „Tygodnik Powszechny”, 7 września 1947; tenże, Racja stanu, „Tygodnik Powszechny”, 21 września 1947; tenże, Filozofia marksizmu, „Tygodnik Powszechny”, 21 października 1945; tenże, Teologia marksizmu, „Tygodnik Powszechny”, 28 października 1945; tenże, Socjalistyczny humanizm, „Tygodnik Powszechny”, 1 lutego 1948; tenże, Moralność materialistyczna, „Tygodnik Powszechny”, 6 czerwca 1948; tenże, Setna rocznica „Manifestu Komunistycznego”, „Tygodnik Powszechny”, 7 marca 1948; tenże, „Komunizm” ojców Kościoła, „Tygodnik Powszechny”, 22 sierpnia 1948; tenże, Katolicka organizacja, „Tygodnik Powszechny”, 23 maja 1948; tenże, Odpowiedzialność społeczna katolików, 31 października 1948.

[7] Jerzy Turowicz, Sprawa katolicyzmu, „Tygodnik Powszechny”, 3 czerwca 1945.

[8] Np. Jerzy Zawieyski, Zagadnienie literatury katolickiej, „Tygodnik Powszechny”, 8 czerwca 1947; Stanisław Stomma, Problemy polskiej Alzacji, „Tygodnik Powszechny”, 5 października 1947; tenże, S.O.S. nie tylko dla Warmii, „Tygodnik Powszechny”, 26 października 1947; Jerzy Turowicz, Kultura i plan, „Tygodnik Powszechny”, 16 listopada 1947.

[9] Stanisław Stomma, Maksymalne i minimalne tendencje społeczne katolików, „Znak” 3/1946.

[10] Jerzy Turowicz, Kultura i polityka, „Tygodnik Powszechny”, 23 stycznia 1949; tenże, O socjalistycznym realizmie i politycznym katolicyzmie. Na marginesie szczecińskiego zjazdu literatów, „Tygodnik Powszechny”, 20 lutego 1949.

[11] Stanisław Stomma, Jerzy Turowicz, Katolicy w Polsce Ludowej, „Tygodnik Powszechny”, 10 grudnia 1950.

[12] Stanisław Stomma, Jerzy Turowicz, Apolityczność katolików, „Tygodnik Powszechny”, 10 czerwca 1951.

[13] Zob. np. Zofia Starowieyska-Morstinowa, Pax, „Tygodnik Powszechny”, 10 kwietnia 1949; artykuł odredakcyjny (niepodpisany), Stosunek Kościoła do państwa, „Tygodnik Powszechny”, 10 kwietnia 1949; Stanisław Stomma, Jerzy Turowicz, Eksperyment polski, „Tygodnik Powszechny”, 3 lutego 1952; artykuł odredakcyjny (niepodpisany), Projekt nowej konstytucji, „Tygodnik Powszechny”, 16 marca 1952; artykuł odredakcyjny (niepodpisany), 60 urodziny Prezydenta RP, „Tygodnik Powszechny”, 16 kwietnia 1952; artykuł odredakcyjny (niepodpisany), Nowa konstytucja, „Tygodnik Powszechny”, 3 sierpnia 1952; artykuł odredakcyjny (niepodpisany), Nic, co polskie, nie jest nam obce, „Tygodnik Powszechny”, 21 września 1952; artykuł odredakcyjny (niepodpisany), W dzień wyborów, „Tygodnik Powszechny”, 26 października 1952; artykuł odredakcyjny (niepodpisany), Ważne akty państwowe, „Tygodnik Powszechny”, 30 listopada 1952; artykuł odredakcyjny (niepodpisany), Sprawa odpowiedzialności, „Tygodnik Powszechny”, 4 stycznia 1953.

[14] Artykuł odredakcyjny (niepodpisany), Po procesie krakowskim, „Tygodnik Powszechny”, 15 lutego 1953.

[15] U schyłku 1956 roku zaliczyć tu należy „Tygodnik Powszechny”, tzw. Frondę z PAX-u, oraz grupy, które niebawem miały utworzyć warszawski Klub Inteligencji Katolickiej. Istniejący już jesienią 1956 roku Ogólnopolski Klub Postępowej Inteligencji Katolickiej można uznać – w pewnym przybliżeniu – za protoplastę ruchu „Znak”.

[16] Od 1961 roku – Koło Posłów „Znak”.

[17] Zapamiętana pod nazwą „Secesja”.

[18] Nie oznacza to, że PAX i ChSS nie miały jakichś godnych uwagi celów własnych (np. gospodarczych czy wydawniczych), ale to już nie wchodzi w zakres niniejszego opracowania.

[19] Pomijam w tych rozważaniach konflikt wewnętrzny w „Więzi”, w wyniku którego wykształcił się ODiSS Janusza Zabłockiego. Flirt ODiSS-u z władzą komunistyczną (w mniejszym stopniu z marksizmem) był niewątpliwie dalej idący. Ale z podobnych przyczyn, jak w przypadku PAX-u i ChSS-u, nie wydaje się on intelektualnie zbyt zajmujący.

[20] Ruch i Koło Poselskie ZNAK 1957-1976, Wydawnictwo Unia Jerzy Skwara, Katowice 1998, s.

[21] Tadeusz Mazowiecki, Kredowe koła. List z pytaniem, „Więź”, 6/1962.

[22] Tadeusz Mazowiecki, Kontury dialogu [w:] Rozdroża i wartości.

[23] Więcej na ten temat: Roman Graczyk, Cena przetrwania? SB wobec Tygodnika Powszechnego, Czerwone i Czarne, Warszawa 2011, szczególnie rozdział I, s. 21-81.

[24] Tadeusz Mazowiecki, Andrzej Wielowieyski, Otwarcie na Wschód, „Więź”, 11-12/1963.


Roman Graczyk

(1958), absolwent dziennikarstwa i nauk politycznych na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dziennikarz. Debiutował w bezdebitowym studenckim piśmie "Aplauz" w 1981 r., po stanie wojennym pisywał dla emigranckiego "Kontaktu" i podziemnego "Bez Dekretu". W latach 1984-1991 pracował w "Tygodniku Powszechnym", od 1991 do 1993 w "Radiu Kraków", od 1993 do 2005 w "Gazecie Wyborczej". Od 2007 r. pracuje w Biurze Edukacji Publicznej IPN w Krakowie. Autor licznych książek.