Komentarze
2014.06.12 12:36

Jak sumienie stało się wrogiem wolności

To, co dzieje się obecnie wokół prof. Chazana i klauzuli sumienia, jest kolejnym potwierdzeniem przewrotności „kultury liberalnej” w jej dominującym kształcie. Oczywiście ten „liberalizm” trzeba wziąć w nawias – nie ze względu na konieczną obronę dobrego imienia doktryny i jej wyznawców, ale dlatego, że z wielkim trudem oddaje ona to, co zamierza przekazać.

Choć wolność indywidualna jest dziś tym, co wysławia się ponad wszelkie inne wartości i wydaje się być ona podstawą stosunków społecznych, złudzeniem pozostaje możliwość zbudowania na niej społeczeństwa. Wolność indywidualna, w jej rozumieniu traktowanym już jako oczywistość, to możność bycia czymkolwiek i robienia czegokolwiek. W gruncie rzeczy, społeczeństwo „liberalne”, nie posiadając żadnych wartości pozytywnych, musi siłą rzeczy zajmować się nieskończonym tworzeniem kolejnych, opartych na konsensusie regulacji prawnych. Oznacza to przyznawanie coraz szerszych praw grupom i jednostkom bez weryfikacji oznaczonych przez nie tożsamości. Utopia liberalna jest zatem gigantyczną konstrukcją prawno-biurokratyczną, nieustanie ustanawiającą wolność przy pomocy coraz bardziej drobiazgowych restrykcji prawnych.

Tyle mówi nam sama ta utopijna narracja – która już na poziomie opisu felietonowego zamienia się we własną karykaturę. Niewiele lepiej jednak to wychodzi, gdy zajrzymy do opasłych tomów takich nauczycieli współczesnego „liberalizmu” jak John Rawls.

„Liberalizm” nie cierpi polityki. Polityka bowiem to konflikt, ucieranie racji, a nawet pod powierzchnią odrażających nieraz zmagań - spór o to, czym jest prawdziwe i dobre społeczeństwo. Liberalnym ideałem jest zastąpienie polityki zarządzaniem, administracją, władzą  prawników.

Tutaj też liberalizm spotyka się z prawdą, której nie chce znać – nowoczesność wcale nie kocha wolności ludzkiej, nowoczesność kocha władzę absolutną. Władza nowoczesna nie cierpi polityki, za to kocha administrację i biurokrację – ponieważ wobec władzy administracyjnej nie można dochodzić żadnych praw i nie liczą się też żadne sumienia, o których prawa zawsze można się dopominać w społeczeństwie politycznym. Czyli także - katolickim.

Zmieńmy tor myślenia. Ile to razy słyszeliśmy, że Kościół nie ceni sumienia tylko władzę, że sumienie jest najwyższą instancją „liberalnych” społeczeństw. To tylko wybieg. W realnym życiu trudno sobie wyobrazić większego wroga sumienia niż współczesny „liberalizm”, który kamufluje żądzę nieograniczonej władzy przez dopuszczanie „swobód obyczajowych”, „zabijanie nienarodzonych” itd. Ludzie pozbawieni cnót są bardziej plastycznym narzędziem w rękach takiej władzy, a gniew ich wyrzutów sumienia jeszcze straszniejszą bronią – są oni fanatykami władzy usprawiedliwiającej ich własną nieprawość. Nie ma prawa do posiadania sumienia ktoś, kto nie idzie ich drogą i publicznie przeciwstawia się złu, które liberalizm okrywa „zbawiennym płaszczem prywatności”. Tam gdzie wszystko jest prywatne, nic nie może być osądzone, a największą transgresją społeczną jest wywołanie wyrzutów sumienia.

 

Tomasz Rowiński

 

 


Tomasz Rowiński

(1981), senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.