Komentarze
2013.01.04 08:51

Tradipiranie w porze suchej i sentire cum Ecclesia

Jak wiadomo piranie są rybami drapieżnymi. A w swojej drapieżności z braku innych ofiar potrafią dokonywać aktów kanibalizmu i niszczyć przedstawicieli własnego gatunku[1]. Biologiem ani zoologiem nie jestem, ale jeśli ta informacja znaleziona w Internecie jest prawdziwa, nie waham się porównać do piranii części tradycjonalistów. A to z dwóch przyczyn.

Pierwsza leży w tym, że tradycjonaliści są wzajemnie skłóceni, a w tym skłóceniu dochodzi niejednokrotnie do wrogich zachowań wobec innych tradycjonalistów, jeśli tylko różnią się oni w poglądzie na jedną bądź drugą sprawę od przedstawiciela tradycjonalistów piraniowatych. Dzieje się tak bardzo często w okresie około świątecznym, na przykład kiedy obchodzimy suche dni. Jest to wyjątkowo zastanawiające, gdyż z reguły przed Świętami, starym obyczajem, ludzie starają się rozwiązywać konflikty, łagodzić spory i szukać pojednania. Ale bywa też, że o inną posuchę tu chodzi… Kiedy bowiem zabraknie możliwości atakowania przedstawicieli „posoborowia”, o których to atakach za chwilę, trzeba zwalczać „swoich”. Nie liczy się już to, że więcej nas łączy niż dzieli i że jesteśmy tak nieliczni, iż każdy podział jeszcze bardziej marginalizuje nasze środowisko. Liczy się tylko to, co pirania nazywa „swoim”. Liczy się „jej”. Wszyscy mają myśleć tak jak pirania, dokonywać takich samych wyborów jak pirania i żyć tak samo jak pirania, bo każda oznaka odmienności odbierana jest jako zdrada. Jeżeli pirania odkryje, że ktoś w jej otoczeniu ma np. inny pogląd polityczny (nie jest ważne, że pogląd ten nie jest sprzeczny z nauką Kościoła) przystępuje do niewysublimowanego ataku - na pewno ta osoba jest masonem, a jeśli nie, to przynajmniej jest konfidentem, a jeśli również nie, to w każdym razie na pewno jest głupia. Ale to byłby jeszcze mały i możliwy do wytłumaczenia względami osobowymi i psychologicznymi problem. Druga przyczyna użycia przeze mnie określenia „tradipiranie” jest znacznie poważniejsza.

W związku z toczącymi się rozmowami przedstawicieli Stolicy Apostolskiej z Bractwem Kapłańskim św. Piusa X, 16 marca 2012 roku padło sformułowanie „sentire cum Ecclesia”[2]. Jest to stwierdzenie św. Ignacego z Loyoli, tłumaczone na język polski jako „czucie z Kościołem”, którym założyciel Towarzystwa Jezusowego określał postawę bezgranicznej miłości do Kościoła i jednoczesnego współodczuwania z nim[3]. Współodczuwanie to znaczy życie tym, czym Kościół żyje, to znaczy czucie się jednością z Kościołem i to nie tylko w teorii, ale i w praktyce, to znaczy życie w samym sercu Kościoła. Jak sądzę chodzi o cieszenie się radościami Kościoła i smucenie jego zmartwieniami, w myśl zastosowanej do Oblubienicy Chrystusa zasady św. Pawła: „Weselcie się z tymi, którzy się weselą. Płaczcie z tymi, którzy płaczą.” (Rz 12, 15). I właśnie tego, czego w szczególny sposób brakuje „tradipiraniom” jest „sentire cum Ecclesia”. Watykan użył tego zwrotu odnośnie do konkretnego zgromadzenia, ale moim zdaniem, powinniśmy rozciągnąć to zalecenie na wszystkich katolików. Niemniej w jakiś szczególnie wyraźny sposób można zauważyć braki we „współodczuwaniu z Kościołem” w środowisku tradycjonalistycznym, nie jako całości, ale wśród niektórych tzw. „tradsów” i to wcale nie związanych tylko z jednym tym, czy innym zgromadzeniem.

Kiedy słyszę od osób, uważających się za tradycjonalistów, że Kościół katolicki obecnie prowadzi ludzi do piekła, to zastanawiam się, czy w ogóle jest sens pytać o „sentire cum Ecclesia”. Zastanawiam się też, na jakiej podstawie można twierdzić, że Kościół katolicki może prowadzić ludzi do piekła. Rozumiem, że pojedynczy członkowie tegoż Kościoła mogą swoją grzesznością, a nawet brakiem wiary skierować kogoś na złą drogę i ostatecznie do piekła, ale idée fixe o Kościele na usługach apokaliptycznej Bestii, nie ma żadnego poparcia w Piśmie Świętym, ani w Tradycji. Chrystus Pan wprawdzie zadaje retoryczne pytanie, czy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie (por. Łk 18, 8), ale jednocześnie stwierdza On, wbrew twierdzeniom niektórych tradycjonalistów, że Jego przyjście będzie niczym błyskawica widoczna od wschodu aż do zachodu (Mt 24, 27), a my, chrześcijanie, wcale nie mamy podejrzewać, czy czasem nie nadchodzi koniec, bo będzie on dla nas momentem łatwym do rozpoznania. Św. Paweł pisze, że chociaż Dzień Pański nadejdzie jak złodziej w nocy, to jednak: „Wy, bracia, nie jesteście w ciemnościach, aby ów dzień miał was zaskoczyć jak złodziej (1 Tes 5, 4).” Chrystus przestrzega wręcz przed uleganiem gorączce nadejścia Pana w sposób tajny i nieznany światu: „Wtedy jeśliby wam kto powiedział: "Oto tu jest Mesjasz" albo: "Tam", nie wierzcie! Powstaną bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i działać będą wielkie znaki i cuda, by w błąd wprowadzić, jeśli to możliwe, także wybranych” (por. Mt 24, 23-24). No właśnie – JEŚLI to możliwe… Nic w tym nie ma złowieszczego, jedynie przypomnienie, by kto stoi baczył, aby nie upaść (por. 1 Kor 10, 12). W innym miejscu Apostoł Narodów mówi, że część chrześcijan doczeka końca świata: „To bowiem głosimy wam jako słowo Pańskie, że my, żywi, pozostawieni na przyjście Pana, nie wyprzedzimy tych, którzy pomarli. Sam bowiem Pan zstąpi z nieba na hasło i na głos archanioła, i na dźwięk trąby Bożej, a zmarli w Chrystusie powstaną pierwsi. Potem my, żywi i pozostawieni, wraz z nimi będziemy porwani w powietrze, na obłoki naprzeciw Pana, i w ten sposób zawsze będziemy z Panem. Przeto wzajemnie się pocieszajcie tymi słowami! (1 Tes 4, 15-18)”. A zatem wizja całego Kościoła ogarniętego szatańskim zwiedzeniem, z którego wręcz trzeba uchodzić niczym z Nierządnicy Babilonu, nie ma potwierdzenia w Piśmie Świętym. Nie słyszałam też, aby mówili o czymś takim Ojcowie Kościoła. Nie jest wreszcie zgodne z nauczaniem Kościoła twierdzenie o niewidzialnym Kościele, tudzież o przetrwaniu Kościoła triumfującego, zamiast walczącego. Legat papieski na Soborze Efeskim w 431 roku stwierdził jasno, że Kościół widzialny będzie trwał aż do skończenia świata: "Nikt nie wątpi, owszem całemu światu jest to dobrze wiadomo, że święty, błogosławiony Piotr, książę i głowa Apostołów, filar wiary i fundament katolickiego Kościoła otrzymał od naszego Pana Zbawiciela i Odkupiciela rodzaju ludzkiego, klucze królestwa niebieskiego że jemu powierzono władzę odpuszczania lub zatrzymywania grzechów i że on aż do tego czasu i na zawsze żyje i rozstrzyga w swych następcach", co nie spotkało się z żadnym protestem ojców soborowych, a tę samą prawdę Sobór Watykański I wypowiedział takimi słowami: „Jeśliby ktoś twierdził, że to nie polega na ustanowieniu Chrystusa Pana, czyli na prawie Bożym, że Piotr św. ma w prymacie nad całym Kościołem ciągle trwających następców, albo, że Papież rzymski nie jest następcą św. Piotra w tymże prymacie, niech będzie wyklęty[4]". Skąd zatem porównywanie Kościoła katolickiego do Nierządnicy? Nie wiem.  Wiem natomiast, że już wcześniej uczynił to nie kto inny, jak… Marcin Luter[5]. Pomyślmy jeszcze jak bardzo niezgodny z Objawieniem byłby to Bóg, który dałby, aby Jego Kościół zaczął prowadzić ludzi do piekła. To tak, jakby Pan Bóg chciał nas oszukać. Nie po to założył on Kościół i ufundował go na Skale, by runął, bo przecież budowla wzniesiona na skale, to nie budowla na piasku i nawet największa zawierucha nie zdoła jej zniszczyć (por. Mt 7, 24-27).  Niestety na blogach i w wypowiedziach osób związanych z nurtem tradycjonalistycznym można niekiedy usłyszeć porównania Kościoła do babilońskiej nierządnicy.

To jest jednak wierzchołek góry lodowej. Brak lub też niedobór „sentire cum Ecclesia” wyraża się u „tradipiranii” również w sposobie mówienia na temat realnego i istniejącego kryzysu Kościoła. Można bowiem zwracać uwagę na problemy, ale trzeba też wiedzieć, jak to czynić. I zasadniczo nie byłaby konieczna ani lekcja savoir vivre, ani żadne pouczenia, gdyby było „sentire cum Ecclesia”. Wtedy nikomu nie przeszłoby przez usta określać papieża, żyjącego, czy też zmarłego, w sposób prześmiewczy i wulgarny. Co tu dużo mówić… dla każdego katolika takie zachowanie wydaje się, delikatnie mówiąc, nietaktem, ale przede wszystkim ranieniem Kościoła. Można powiedzieć, że w tej czy innej sytuacji, taki lub inny hierarcha Kościoła, w tym papież, postąpił według oceny konkretnej osoby w sposób niewłaściwy, ale używanie niewybrednych określeń pod adresem Namiestnika Chrystusa, czy wręcz poddawanie w wątpliwość tego, iż był papieżem, jest niestosowne. I niestosowne to naprawdę bardzo delikatne określenie. Tym bardziej jeśli osoby, chcące uchodzić za wzór katolików, czynią to na publicznie dostępnych forach internetowych. Pomijam już tutaj kwestię zgorszenia osób trzecich, o którą wcale nie trudno, bo przecież nawet dzieci mają dzisiaj dostęp do Internetu. Pragnę jednak zwrócić uwagę na coś, co może w wyraźniejszy sposób przekona „tradipiranie” do zmiany postępowania.

Fora internetowe są czytane również przez osoby duchowne i pracowników kurii diecezjalnych. Nie waham się stwierdzić, że często dużo bardziej szkodzą sprawie Mszy trydenckiej i szeroko rozumianej Tradycji katolickiej, sami tradycjonaliści, w osobie „tradipiranii”, niż czasami nieprzychylni biskupi lub kapłani. Kiedy zarzucamy duchownym nieprzychylność wobec Tradycji, częstokroć upraszczamy sprawę. Niewielu jest ludzi negatywnie nastawionych ideologicznie. Wielu natomiast duchownych, którzy w spotkaniu z „tradipiraniami” dochodzą do wniosku, że skoro biskup nie wydelegował ich do prowadzenia duszpasterstwa dla osób chorych psychicznie, to sami nie będą tworzyć takiej struktury przy parafii. Przepraszam, jeśli kogoś to zabolało, ale niestety, jeśli przeczyta się niektóre tradycjonalistyczne blogi, nabiera się przekonania, że naprawdę coś tu jest nie tak. Jeśli św. Paweł mówił:  "Błogosławcie tych, którzy was prześladują. Błogosławcie, a nie złorzeczcie. Weselcie się z tymi, którzy się weselą, płaczcie z tymi, którzy płaczą. Niech was ożywia to samo wzajemne uczucie. Nie gońcie za wielkością, lecz do tego się stosujcie, co pokorne. Nie uważajcie sami siebie za mądrych. Nikomu złem za złe nie oddawajcie. Starajcie się dobrze czynić wobec wszystkich ludzi. Jeżeli to jest możliwe, o ile to od was zależy, żyjcie w zgodzie ze wszystkimi ludźmi. Umiłowani, nie wymierzajcie sprawiedliwości sami sobie, lecz pozostawcie to pomście Bożej. Napisano bowiem: Do mnie należy pomsta, Ja wymierzam zapłatę -- mówi Pan -- ale: Jeżeli nieprzyjaciel twój cierpi głód -- nakarm go. Jeżeli pragnie -- napój go. Tak bowiem czyniąc, węgle żarzące zgromadzisz na jego głowę. Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj" (Rz 12,14-21), skoro tak mamy się zachowywać, to skąd w nas tyle jadu i nienawiści? Skąd tyle oszczerstw i uważania samych siebie za mądrych, ba, mądrzejszych od wszystkich? Niestety widać to wyraźnie w rzeczonych blogach: wiele tam błędów merytorycznych, pomówień i niesprawdzonych informacji, wyrwanych z kontekstu cytatów, których manipulację (najczęściej wynikającą z braku wiedzy lub bezmyślnego przepisywania po innych) łatwo zweryfikować. Wystarczy odrobina dobrej woli i sięgnięcie do źródeł. Dlaczego dziwi fakt, że po przeczytaniu nieprawdziwych, niegrzecznych, niejednokrotnie wręcz graniczących z dobrym smakiem wpisów otamowanych słowem „tradycja”, niektórzy kapłani i biskupi nie chcą z nami współpracować?

Odrębną kwestią w ramach rozważania „sentire cum Ecclesia” jest czucie się braćmi w wierze dla innych katolików. Nieustanne podkreślanie, że inni to „posoborowcy”, dyskredytowanie wiary bliźnich, a niekiedy sugerowanie, jakby znajdowali się oni w innej wspólnocie eklezjalnej, daje wiele do myślenia. Mam czasami wrażenie, jak sądzę nie bezpodstawne, że części tradycjonalistów lepiej by się współpracowało z ateistami, niż z innymi katolikami. Bo przecież ci, co chodzą na Mszę sprawowaną w Novus Ordo Missae to tacy „nie do końca katolicy”, którzy w dodatku „obrażają Pana Boga, bo uczestniczą w niegodnym rycie”. Czy w ten sposób trzeba mówić o niedostatkach zwyczajnej formy rytu rzymskiego? Nie można inaczej, kulturalnie, ale za to merytorycznie? Smutny jest ten niedobór „sentire cum Ecclesia”. Czy „tradipiranie” nie stworzyły sobie w głowie mitycznego Kościoła, który jest jakąś bardziej duchową niż cielesną wspólnotą? Wydaje się to niebezpieczne, ale jest z kogo brać wzór – Jan Kalwin ma doświadczenie w teoriach o „duchowym Kościele”.

Początek nowego roku sprzyja rachunkowi sumienia z minionego czasu, nieraz słyszy się też o noworocznym sakramencie pokuty. Chociaż procentowy udział „tradipiranii” w ogólnej liczbie tradycjonalistów jest zapewne niewielki, to jednak niczym łyżka dziegciu w beczce miodu, wyrządzają oni wiele szkód sprawie Tradycji. Może warto zastanowić się nad tym, czy tego nie robimy, czy nie gorszymy bliźnich, czy nie rzucamy oszczerstw na Kościół, NASZ przecież Kościół i wyspowiadać się z tego, zmienić postępowanie. Jeśli bowiem „tradipiranie” są gotowe sięgnąć nawet do pisma Jerzego Urbana, by znaleźć tam coś, co może zdyskredytować jednego z posoborowych papieży, to chylę głowę przed wysokim stopniem ich „współodczuwania z Kościołem”. Czy jeszcze czujemy się CZĘŚCIĄ tego samego Kościoła, którym rządzi Benedykt XVI, czy czujemy się braćmi dla ojców dominikanów, redemptorystów lub salwatorianów, naszych sąsiadów codziennie chodzących na Novus Ordo Missae i naszego księdza proboszcza? Czy może są oni dla nas już tylko „modernistami”, których należy unikać niczym trędowatych? Czy nie szafujemy pojęciem „modernista”, nie mając żadnych realnych podstaw, by oskarżać kogoś o wyznawanie tej potępionej przez Kościół doktryny? Czy możemy wskazać palcem, które tezy potępione przez Kościół wyznaje dana osoba, określana przez nas jako „modernista”? Pan Jezus ostrzega: „Plemię żmijowe! Jakże wy możecie mówić dobrze, skoro źli jesteście? Przecież z obfitości serca usta mówią. Dobry człowiek z dobrego skarbca wydobywa dobre rzeczy, zły człowiek ze złego skarbca wydobywa złe rzeczy. A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu. Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony” (Mt 12, 34-37). Może warto sobie te słowa wziąć do serca.

Monika Chomątowska



[1] http://twojezwierze.pl/akwarystyka/ryby-akwariowe/artykul/zobacz/piranie.html [data dostępu: 20.12.2012.]

 

 

[2] http://news.fsspx.pl/?p=776 [ data dostępu: 20.12.2012.]

 

 

[3]http://www.drgorka.deon.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=1067%3Aodezwij-si-a-powiem-ci-kim-jeste&catid=69%3Awiczenia-duchowne&Itemid=129&showall=1 [ data dostępu: 20.12.2012]

 

 

[4] Sobór Watykański I, sesja 4, Pastor aeternus, rozdz. II

 

[5] „Wielki Babilon to oczywiście aluzja do starotestamentowego centrum idolatrii i prostytucji, orientalnego przepychu, który zawładnął całym światem. W wykładni protestanckiej Babilon to Rzym, nierządnica to papież. i chociaż wczesne chrześcijaństwo widziało w nierządnicy następców Tyberiusza, Kaligulę, Klaudiusza, Nerona, Wespazjana i Tytusa, to przecież swoiste iunctim łączące Babilon i Rzym przenosiło jedynowładztwo cesarzy na przedsoborowe jedynowładztwo papieży, na co zwracali uwagę protestanccy reformatorowie Kościoła. Luter w „O niewoli babilońskiej Kościoła” jest jeszcze w miarę powściągliwy. Luter pisze o tyranii rzymskiej, która poddaje Pismo jednoznacznej, dzierżawczej interpretacji. w tekście ”O papiestwie rzymskim” ujawnia, że Roma dziedziczy ziemskie skarby Antychrysta , w liście do papieża Leona X, związanym z „Traktatem o wolności chrześcijańskiej” (1520) pisze, że Kuria Rzymska nie zasługuje na takiego papieża, jak Leon X, który jest przykładem ciągu dalszego starożytnego Babilonu, ponieważ zostawia po sobie korupcję i ruiny. Wszelki grzech nierządu, symonii, sprzedaż odpustów za grzechy popełnione także w przyszłości miały być dla protestantyzmu racją dostateczną metonimicznego zestawienia Babilonu i splugawionej Stolicy Piotrowej. Groźba państwa na Wschodzie przeistoczyła się w groźbę państwa (kościelnego) na Zachodzie – rzecz jasna w geograficznym położeniu względem wyspy Patmos.” http://www.tezeusz.pl/cms/tz/index.php?id=5646 [data dostępu: 20.12.2012]

 

 

 


Monika Chomątowska

(1989), doktorantka Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, publikuje w Christianitas i Frondzie. Mieszka w Krakowie

Komentarze

sacdjo, http://sacdjo.wordpress.com/: Czy piraniożerca może być piranią? http://sacdjo.wordpress.com/ (2013.01.19 21:41)

 

Czy piraniożerca może być piranią? | CATHOLICA, http://sacdjo.wordpress.com/2013/01/19/czy-piraniozerca-moze-byc-pirania/: [...] http://pismo.christianitas.pl/2013/01/chomatowska-tradipiranie-w-porze-suchej-i-sentire-cum-ecclesia... [...] (2013.01.19 20:29)

 

Michal, : Czekam na kolejne artykuły np. z propozycją jak współodczuwać, żyć tym czym żyje Kościół w kontekście zbliżających się Dnia Judaizmu, Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan i Dnia Islamu? Tak, aby weselić się z tymi, którzy się weselą... (2013.01.14 16:54)

 

Mateusz Augustyn, : Bardzo dobry tekst. W 100% się zgadzam. (2013.01.09 18:49)

 

greg, : Tu trwa dyskusja o tym artykule: http://krzyz.nazwa.pl/forum/index.php/topic,7198.msg160620.html#msg160620 (2013.01.07 21:45)

 

Wojciech, : Czy krytyczna ocena Pani wypowiedzi ( lub jej częsci) jest już dowodem bycia "tradipiranią" ? Chłoszcze Pani niemiłosiernie zwykłe chamstwo ( i słusznie) wrzucając do jednego wora niektóre poglądy, obawy, które podnoszą ludzie żyjący wielkim szacunkiem dla Tradycji - szacunkiem dla drugiego człowieka. Hmm, przyrównywanie do "duszpasterstwa dla osób chorych psychicznie" - no jako prenumerator "Christianitas" spodziewałbym się po redaktorach jesli nie "potęgi smaku" - to choćby kindersztuby.... (2013.01.07 14:59)

 

Józef, : Czy można delikatnie sugerować posoborowianom, że NOM tak w szczegółach jak i całości odbiega od katolickiej definicji Mszy Świętej, sformułowanej na Soborze Trydenckim (XXII Sesja) i Bulli Quo Primum Tempore? Tak się robi, ale to nie działa. Dopiero użycie innych słów w rodzaju że NOM jest Mszą wprawdze ważna ale niegodziwą, wywołuje jakiś skutek. Lenistwo posoborowian w odkrywaniu nauk Przedsoborowego Magisterium jest powszechnie znane, dlatego tak trudno znaleźć wspólny z Wami język do dyskusji.Nazywanie tradipiraniami tych, ktorzy wczesniej byli okraszani rozmaitymi epitetami sprawia, że tradsi odpowiadaja podobnym tonem.Warto zajrzeć do swojego ogródka Szanowni ''nowoordusowcy''. (2013.01.06 13:23)

 

Paweł, : Zgadzam się z tekstem i dodam, że takie zachowania zazwyczaj powodowane są po prostu... zwykłą pychą. Osobnik taki przeczytał kilka skleconych artykulików i z rozpaloną głową 'odkrył' modernizm w Kościele. Na prawo i lewo chlapie takie brednie, że głowa boli. Dogmat katolicki mówi "poza Kościołem nie ma zbawienia" - jeżeli ktoś jest zbawiony to tylko w Kościele i przez Kościół. A jeżeli logicznie wziąć rozumowanie takich 'tradycjonalistów' to trzeba by powiedzieć, że wierzą oni, że aby się zbawić trzeba być poza widzialnymi strukturami Kościoła! Już dawno zauważyłem, że ich sposób mówienia o Papieżu i Kościele to język ... Marcina Lutra. Tak, to neoprotestanci - prywatny osąd wyznawany z iście luterską "dufnością". (2013.01.04 18:58)