Komentarze
2013.05.09 11:57

Rwanda

Podyskutuj o tym artykule na FB

Gdy za oknem pogoda staje się coraz bardziej letnia, łatwiej niż wcześniej udać się myślami w podróż do okołorównikowej Rwandy. Nasza wędrówka będzie nie tylko drogą przez zalane słońcem pejzaże Kraju Tysiąca Wzgórz, ale także eksploracją rozwijającego się tam żywego Kościoła męczenników, Kościoła heroicznych katolików, których wiara w wielu przypadkach stanowi  dla nas, Europejczyków, zawstydzający przykład. Kontrast między kurczącym się Kościołem Starego Kontynentu, a kwitnącą wspólnotą katolików w tym afrykańskim państwie jest tym wyraźniejszy, gdy uświadomimy sobie, że Rwanda przyjęła chrześcijaństwo około 100 lat temu.

Moim przewodnikiem podczas duchowej wędrówki do Rwandy stał się o. Maciej Jaworski, karmelita bosy, autor książki pt. „Kwemera, czyli wierzyć. Świadectwo wiary Kościoła w Rwandzie”. Książka ta z wielu powodów, począwszy od brzmienia jej tytułu, powinna stać się lekturą w przeżywanym właśnie Roku Wiary. Pomaga ona lepiej zrozumieć wyzwania stojące przed Kościołem w jego globalnej działalności, sytuację afrykańskich katolików, ich problemy, troski, ale i nadzieje oraz sukcesy, a także poczuć się po prostu dumnym z tego, że będąc katolikiem, jest się bratem tylu innych członków Kościoła katolickiego na całym świecie, który chociaż z europejskiej perspektywy wydaje się poraniony i borykający z wieloma trudnościami, jednak mimo tego wszystkiego jest nadal świątynią, z której wypływa ożywczy strumień łaski na cały świat( por. Ez 47, 1-12). Niniejszą recenzję książki o. Macieja pragnę dedykować przede wszystkim innemu misjonarzowi z klasztoru krakowskich karmelitów bosych, o. Bartłomiejowi Kurzyńcowi, znanemu mi osobiście jeszcze z czasów dzieciństwa, który od wielu lat posługuje w Rwandzie. Mam również wielką nadzieję, że tekst ten przyczyni się do złożenia ofiar na działalność misyjną krakowskich karmelitów bosych. Pragnę w tym miejscu zaznaczyć, że dokonując zakupu książki o. Macieja Jaworskiego, jednocześnie przekazujemy środki finansowe na potrzeby karmelitańskiej placówki misyjnej w Rwandzie.

Książka o. Jaworskiego to wyrzeźbiony słowem pomnik ku czci bohaterskich katolików z Rwandy oraz piękna tamtejszego Kościoła. Zakonnik nie opisuje ogólnie, raczej przedstawia z imienia i nazwiska konkretne przykłady cichych bohaterów. Na początku spotykamy Dorothee, dyrektorkę szkoły pielęgniarstwa, świecką która prowadziła tak głębokie życie modlitewne, że jej podopieczne miały ją za bezhabitową zakonnicę. Dorothee wręcz heroicznie wypełniała swoje obowiązki zawodowe, a kiedy nadszedł czas wojny domowej w Rwandzie, ona- Hutu, oddała życie za swoje uczennice -Tutsi. Jej następczyni Domitylle podsumowuje historię w następujący sposób: „ Przez ostatnie piętnaście lat mówiło się prawie tylko o śmierci, za mało o życiu. Zbyt dużo dyskutowało się o mordercach i ofiarach, a niewiele o cichych bohaterach. Mordercy są w Rwandzie bardziej znani, niż ci, którzy próbowali ratować, nawet za cenę własnego życia. Zbyt dużo błota śmierci, a zbyt mało orzeźwiającej czystej wody wierności do końca[1]”. I rzeczywiście do takich wniosków można dojść po lekturze książki o. Macieja. Najwyższy czas, aby czysta woda wierności, mająca swoje źródło w wierze Kościoła, obmyła obraz Rwandy.

Karmelita pokazuje także inne przykłady heroizmu, zrodzonego w tym afrykańskim kraju przez prawdę Ewangelii. Aby nie uczynić książki mało atrakcyjną, ograniczę się do wspomnienia jeszcze tylko dwóch spośród licznych podanych przez o. Macieja przykładów. Będą to najpierw siostry zakonne ze Zgromadzenia Dobrego Pasterza. W chwili wybuchu rzezi etnicznej w klasztorze pozostało trzynaście Hutu i dwanaście Tutsi. Siostry nie zgodziły się na rozdzielenie ich wspólnoty i nie pozwoliły by na śmierć odprowadzono same Tutsi. Albo wszystkie zginą, albo wszystkie ocaleją. Kiedy po raz kolejny do klasztoru przyszli pijani żołnierze, siostry powstrzymały ich nienawiść swoją modlitwą. Wzruszyła mnie szczególnie scena, którą o. Maciej odmalowuje w ten sposób:

Po tygodniu wracają, znowu pijani. Tym razem, najbardziej strachliwa spośród Hutu pada na kolana na środku korytarza, dziś jest tu wejście do podziemnego oratorium upamiętniającego te wydarzenia, i jakby wpadając w zachwycenie, pełnym głosem powtarza kilka razy:- Gdybyście widzieli tę piękną krainę, gdzie my pójdziemy, gdybyście ją widzieli… Wojsko się wycofuje, ktoś doradza dowódcy: - Zabijmy choć ze trzy, by nie przychodzić tu na darmo. Jednak odchodzą[2]”. Ostatecznie siostry z plemienia Tutsi zginęły, z wyjątkiem jednej, która uciekła z miejsca kamieniowania. Jednak to, że Hutu pozostały przy życiu, nie wynikło z ich tchórzostwa, ze zmiany zdania, z osłabienia poczucia wspólnoty. Nie. To same Tutsi poprosiły współsiostry: „ Pozwólcie nam odejść, a wy zostańcie, by nasz charyzmat przetrwał w Rwandzie[3]”. Czy nie jest to piękne, że w tak dramatycznych chwilach, siostry nie myślały przede wszystkim o sobie, ale o swoim zgromadzeniu?

Trzeci przykład to rwandyjskie małżeństwo Cypriana i Dafrozy. Trudną historię ich związku czytelnik znajdzie w książce. To właśnie Cyprian po swojej wizycie w Paray le Monial, zafascynowany Wspólnotą Emmanuel i proponowaną przez nią wizją małżeństwa i rodziny, stanie się założycielem tego ruchu w Rwandzie, do czego skłoni go jego rozmowa z papieżem Janem Pawłem II. Podczas pielgrzymki Ojca Świętego do Rwandy, 8 września 1990 roku, na spotkaniu z intelektualistami, Cyprian Rugamba, znany wykładowca, poeta, absolwent  wydziału literatury na Katolickim Uniwersytecie w Lowanium, przemawiał do papieża. Zadał mu pełne wyrzutu pytanie: „ Czy trzeba czekać na krwawe męczeństwo, aby Rwandyjczycy mogli mieć dostęp do beatyfikacji i kanonizacji, który wydają się zmonopolizowane przez jedną kulturę?”. Ojciec święty odpowiedział: „ Wasz przedstawiciel przedstawił wasze pragnienie, aby mieć świętych z Rwandy. To jest również moje pragnienie, moje wielkie pragnienie… pragnienie, które noszę w mym sercu, to kanonizować, i to jak najszybciej, małżeństwo. Cóż więc mogę wam życzyć? Życzę wam, by to małżeństwo pochodziło z Rwandy[4]”. Cyprian zobaczył na sobie papieskie spojrzenie… Kiedy później wybuchła wojna, małżeństwo Rugamba ewangelizowało rwandyjskie rodziny, prowadziło swój apostolat także na ulicach. Ostatecznie zginęli od maczet wraz z sześciorgiem swoich dzieci. Ostatnią ich czynnością była modlitwa przed Najświętszym Sakramentem, a ostatni werset piosenki, którą zaśpiewał Cyprian na czternaście godzin przed śmiercią brzmiał: „ wstąpię tańcząc do nieba[5]”. Proces beatyfikacyjny Cypriana i Dafrozy trwa. Książka o. Jaworskiego zawiera dużo więcej tego typu przykładów. Mowa tam m.in. o heroicznych kapłanach, niosących pomoc mimo ofiarom nienawiści, o tych, którzy nie poddali się mimo iż można by przytaczać też kontrprzykłady, lecz tych już znamy zbyt wiele, podczas gdy bohaterowie owiani są nadal całunem milczenia.

Rwanda to także ubóstwo, a walka z nim prowadzona przez świeckie organizacje, często sprowadza się do niszczenia tradycyjnego rwandyjskiego modelu rodziny. Kobietom we wioskach darmowo rozdawane są środki antykoncepcyjne, a nawet rozprowadza się szczepionki, które w rzeczywistości są zastrzykami ubezpładniającymi. Przy okazji łamie się sumienia, zmuszając pracowników medycznych do udziału w tym procederze - albo dobrze prosperujący punkt antykoncepcyjny przy placówce medycznej, albo brak dotacji. Nikt nie liczy się nawet ze skutkami tych akcji dla zdrowia kobiet, nikt nawet nie wykonuje im badań poziomu hormonów, tylko „szczepi”, w końskich dawkach. Stopniowo następuje też moralna degeneracja społeczeństwa. „(…) upadająca kultura Zachodu duchowo zanieczyszcza Afrykę; twierdzi wręcz[ Benedykt XVI w homilii na otwarcie Synodu dla Afryki w październiku 2009 roku- przyp. autorki], że żywimy ich toksycznymi odpadkami kulturowymi. Niestety, kolejny raz ma rację. Gdy widzę nowych gorliwych misjonarzy w garniturach, opłacanych przez Baracka Obamę, propagujących w najbardziej prymitywnej i wręcz barbarzyńskiej formie wszystkie możliwe odcienie ubezwładniania, to się płakać chce[6]”- pisze ojciec Maciej. Zachodni model rozwoju jest narzucany również w wymiarze gospodarczym. Władze państwowe wyznaczają sobie kolejne cele, aby „dorównać do krajów rozwiniętych”, często z pominięciem lokalnej specyfiki i uwarunkowań. Niektóre działania nie rozwiązują żadnych problemów, są raczej „na pokaz”, stając się jednocześnie utrudnieniami dla przeciętnych Rwandyjczyków, jak na przykład absurdalne zarządzenia burzenia budynków parterowych, gdy ciśnienie wody pozwala na jej doprowadzenie jedynie do poziomu parteru lub też promocja łączy Internetowych, gdy wiele domostw pozostaje nadal bez prądu i bieżącej wody.

Karmelita zwraca też uwagę na duchowe problemy Kościoła w Rwandzie. Ciągle potrzeba przypominać Afrykanom, że świętość jest zadaniem każdego chrześcijanina, także świeckich, że nie jest czymś dla wybranych. Beatyfikacja Cypriana i Dafrozy mogłabym stać się dodatkowym impulsem do obudzenia gorliwości świeckich katolików, aby zrozumieli, że „proste zajęcia dnia: praca, opieka nad dziećmi, wspólna rodzinna modlitwa, to droga do świętości. Dla nich to zbyt zwyczajne, by mogło być święte[7]”. Budująca jest postawa szacunku wobec osób duchownych. Nie jest rzadkością, że kapłanowi ustępuje się tam miejsca w autobusie. Kościołowi rwandyjskiemu potrzeba wraz z podkreślaniem powszechnego powołania do świętości, pokazywać zewnętrzne symbole całkowitego oddania się Bogu. Ogromnie pozytywną rolę odgrywa w tej kwestii habit zakonny. „Ten Kościół jest jeszcze młody, potrzebuje czytelnych symboli zewnętrznych, chce widzieć, że są ludzie konsekrowani Bogu, że Bóg chrześcijański jest obecny w codzienności, że są ludzie, którzy właśnie w tej codzienności chcą z Nim żyć[8]”. Polscy karmelici odpowiadają na ogromny głód duchowości u  Rwandyjczyków. Wybudowali w Butare pustelnię wraz z domem rekolekcyjnym, gdzie odbywają się rekolekcje, mające na celu zapoznanie rwandyjskich katolików z duchowością karmelitańską. Ojciec Maciej zwraca także uwagę na problem swoistego wyobcowania tamtejszych katolików i szczególną potrzebę zapoznania ich z doświadczeniem Kościoła powszechnego, tak w znaczeniu geograficznym, jak i, a może przede wszystkim, historycznym. „Pewnym duchowym wyzwaniem jest także brak zaszczepienia w tradycji Kościoła. (…) Posługując w karmelitańskim domu rekolekcyjnym, widzę ten głód uczenia się modlitwy w duchowej tradycji Kościoła. Ludzie są tu gorliwi, chcą przeżywać na poważnie swoją wiarę, dlatego też szukają pomocy.[9]” Z głodem Tradycji łączy się też niejednokrotnie bardzo słaba znajomość historii Kościoła, natomiast dobra znajomość Biblii. Wyzwaniem stojącym przed misjonarzami jest wykorzystanie dobrej orientacji wiernych w spisanym Słowie Bożym i pogłębianie ich wiedzy na temat historii Kościoła. „Karmel w swej misji przede wszystkim jest powołany, by oprócz Ewangelii, którą trzeba głosić każdego dnia, pomóc wiernym odkryć sens i głębię Tradycji. Pokazać dwa filary wiary katolickiej: Biblię i Tradycję. (…) By tutejsze wspólnoty nie poszły w kierunku protestantyzmu, misjonarz powinien być kimś z Ewangelią w ręku, ale i z historią w pamięci. Misjonarz to ten, który pomaga wiernym wejść w wielką rodzinę Kościoła. (…) Ostatnio na wykładzie z teologii życia konsekrowanego, nowicjusz w odpowiedzi na pytanie, kiedy odbył się Sobór Watykański II, podał rok 313. Pewnie chciał powiedzieć przez to, że to dawno temu. No i miał rację, bo lata sześćdziesiąte, to dla miejscowego społeczeństwa początki państwowości nowożytnej. Tutaj perspektywa dziejowa Kościoła liczona jest w dziesięcioleciach, a nie wiekach, jak w Europie[10]”.

Rzeczywiście lektura książki o. Macieja poszerza spojrzenie na Kościół. Okazuje się, że misjonarz musi być niczym ojciec, o którym mówi Chrystus Pan, że wydobywa ze skarbca swojego rzeczy nowe i stare( por. Mt 13, 52). Specyficzna sytuacja Afryki, odmienność kulturowa, żarliwość apostolska tych ludzi, wymaga zdrowej inkulturacji. Często to, co dla nas Europejczyków( słusznie, bo naszej kultury nie można afrykanizować!), kojarzy się z rozrywką lub niestosownością, w afrykańskich Kościołach lokalnych, ma zupełnie inne znaczenie. To, czego my doświadczamy na terenie Europy jako innowację i co czynione w dobrej wierze, ale jednak negatywnie oddziałuje na liturgię- chociażby wprowadzanie do niej afrykańskich instrumentów- tam odbierane jest zupełnie inaczej. Dla nas bęben kojarzy się raczej z „dziećmi kwiatami” i muzyką rozrywkową. Tam oznacza instrument króla! Jeszcze pięćdziesiąt lat temu, w czasach gdy na terenie Rwandy panowały rządy monarchiczne, teren, na którym słychać było bębny królewskie, oznaczał terytorium króla. W lokalnym języku słowa z modlitwy „Ojcze nasz”- „przyjdź Królestwo Twoje” znaczą dokładnie to samo, co:

„ niech Twoje bębny zabrzmią na całej ziemi”. Oznaką Wielkiego Postu jest to, że bębny cichną aż do Wielkanocy. Rozbrzmiewają ponownie w Święto Zmartwychwstania, „gdy Król tak wielki odnosi zwycięstwo[11]”.  Z drugiej strony, aby zakorzenić gorliwych afrykańskich katolików w glebie Kościoła powszechnego, niezbędne jest równoczesne zapoznanie ich z historią Kościoła i jego Tradycją. Potrzeba tutaj naprawdę taktyki złotego środka w oryginalnym rozumieniu. Nie czegoś pośredniego, ale spojrzenia ponad, spojrzenia jakby z góry, z zewnątrz, by nie zniszczyć tych „krzaczków[12]”, które rozsiał tam już Duch Święty( jak nowe wspólnoty określił całkiem niedawno Tomasz Rowiński) i jednocześnie nie zaniedbać ich uprawy i obłożenia dobrym nawozem. Lektura książki o. Macieja napełnia radością i dziękczynieniem Bogu, który z taką mocą działa w młodym rwandyjskim Kościele. Jest przyszłość, jest nadzieja, Pan pozostanie z nami, aż do końca świata i sala napełni się biesiadnikami- „ Wielu przyjdzie ze Wschodu i Zachodu i zasiądą do stołu z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem w królestwie niebieskim” ( Mt 8, 11), a ja dodam „i z Północy i z Południa”, trzeba nam tylko rozsądnej troski o ten młody i już jakże piękny Kościół lokalny.

 

Maciej Jaworski OCD, „ Kwemera, czyli wierzyć. Świadectwo wiary Kościoła w Rwandzie”, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2012, stron 248

Monika Chomątowska

[1] M. Jaworski OCD, „ Kwemera, czyli wierzyć. Świadectwo wiary Kościoła w Rwandzie”, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2012, str. 39

 

 

[2] Tamże, str. 42

 

 

[3] Tamże, str. 43

 

 

[4] Tamże, str. 112

 

 

[5] Tamże, str. 115

 

 

[6] Tamże, str. 71

 

 

[7] Tamże, str. 50

 

 

[8] Tamże, str. 151

 

 

[9] Tamże, str. 182-183

 

 

[10] Tamże, str. 154

 

 

[11] Por. hymn Exultet

 

[12] http://info.wiara.pl/doc/1323158.Dzikie-krzaczki-Ducha-Swietego [ data dostępu: 08.04.2013]

 

 

 


Monika Chomątowska

(1989), doktorantka Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, publikuje w Christianitas i Frondzie. Mieszka w Krakowie