Komentarze
2012.01.16 13:44

Kościół nigdy nie skazywał samobójców automatycznie na piekło

Kwestia zbawienia samobójców obciążona jest taką ilością przekłamań, że wymaga uporządkowania podstawowych pojęć katechizmowych dotyczących zbawienia, grzechu, łaski. Pojęć, które często nie są wystarczająco znane nie tylko świeckim, ale także duszpasterzom i katechetom.

Swoją drogą warto przy tej okazji zauważyć, że podstawowym powodem tych przekłamań jest to, że katolicy stracili umiejętność mówienia o swojej wierze językiem Kościoła. Stracili, bo nikt ich tego języka nie nauczył. Ani na katechezie szkolnej, ani w duszpasterstwie akademickim, ani w zwykłych duszpasterstwie parafialnym. Ciągle zbyt dużo w Kościołach języka zapożyczonego z innych porządków: polityki, socjologii, psychologii. A przecież tej zasmucającej „mgły” w świadomości wielu katolików można by uniknąć. Wystarczy nie ukrywać przed nimi tego, co Kościół (a nie ten czy ów duszpasterz czy hierarcha) mówi o celu ludzkiego życia, jakim jest życie wieczne z Bogiem. Co mówi o głównej przeszkodzie osiągnięcia tego celu, jakim jest grzech. Co mówi o źródle odpuszczenia grzechu, jakim jest łaska Boga. Wreszcie co Kościół mówi bliżej o tej Łasce. Że jest konieczna. Że można ją utracić. Że póki życie trwa, można ją odzyskać. Że można to zrobić tylko w Kościele, który jest szafarzem sakramentów – które są tej Łaski źródłem.

Jeśli wierni nie będą wyposażeni w tę podstawową naukę będą bezbronni wobec intelektualnego kuglarstwa, jakim „świat” kusi od zawsze, a w naszych czasach szczególnie.

A teraz do meritum.

Po pierwsze, Kościół zawsze nauczał i naucza, że jeśli ktoś świadomie i dobrowolnie dopuścił się grzechu ciężkiego i umarł bez odpuszczenia tego grzechu, to jego dusza skazana jest na wieczne potępienie. Równocześnie Kościół zawsze nauczał i naucza, że do odpuszczenia grzechu ciężkiego wystarczy żal doskonały (żałujemy ze względu na odrzucenie Miłości Boga do nas) nawet, jeśli śmierć uniemożliwiła skorzystanie z sakramentu pokuty (żal doskonały zakłada, że przystąpimy do tego sakramentu wtedy, kiedy to będzie możliwe). Kościół nigdy nie przesądzał, czy umierający człowiek przed śmiercią otrzymał łaskę żalu doskonałego a zatem nigdy nie orzekał wiecznego potępienia konkretnej duszy.

Po drugie, nie przesądzając nigdy kwestii zbawienia duszy konkretnego człowieka Kościół zawsze wymagał, by w przypadku grzechu ciężkiego długotrwałego i publicznego, a więc takiego, który gorszy cała społeczność pokuta i żal za taki grzech również był publiczny. Jeśli ktoś, kto dopuszczał się takiego grzechu i umierał bez publicznego żalu Kościół zawsze zalecał i nadal zaleca, by pochówkowi zmarłego nie towarzyszyły obrzędy liturgiczne: tak, by nikt nie odebrał tego jako usprawiedliwienia grzechu. Warto podkreślić jeszcze raz wyraźnie: nie miało to nigdy ani tym bardziej nie ma teraz z jakimkolwiek orzekaniem o zbawieniu bądź nie duszy tego zmarłego.

Po trzecie, świadome i dobrowolne samobójstwo Kościół zawsze traktował i traktuje jako grzech wyjątkowo ciężki, bo oprócz tego, że jest złem sam w sobie to jeszcze z oczywistych względów drastycznie ogranicza czas, jaki dopuszczający się go człowiek ma na wzbudzenie żalu doskonałego za niego. Z tego względu ryzyko wiecznego potępienia duszy dopuszczającego się go człowieka jest w tym wypadku o wiele większe, niż w przypadku innych grzechów. Znów jednak podkreślmy wyraźnie: również w wypadku tego grzechu Kościół nigdy nie przesądzał o braku możliwości zbawienia duszy jakiegokolwiek samobójcy. Tytułem ilustracji tylko można wspomnieć opowieść o św. Janie Marii Vianneyu, który mając dar wglądu w ludzkie dusze pocieszał wdowę pewnego samobójcy zapewniając ją, że rzucający się z mostu nieszczęśnik zdążył pożałować swojego czynu.

Z powyższych powodów od niepamiętnych czasów aż do wprowadzenia w 1983 r. nowego Kodeksu Prawa Kanonicznego zasadniczo nakazywał powstrzymanie się od religijnych obrzędów podczas pochówku samobójcy. Nie dlatego, żeby ogłosić pewność potępienie jego duszy ale żeby przestrzec żyjących przed powagą tego czynu i skrajnym niebezpieczeństwem jakie na duszę grzech ten sprowadza.

Ogłoszony w 1983 r. nowy Kodeks Prawa Kanonicznego zniósł tę automatyczność w odmowie katolickiego pochówku samobójcy. Motywowano to tym, że rozwój wiedzy o psychice człowieka nakazał pod dużym znakiem zapytania postawić kwestię poczytalności wielu samobójców a zatem świadomości i dobrowolności ich samobójczego czynu. Nowy KPK nakazywał, by w każdym przypadku proboszcz indywidualnie osądzał, czy można mówić o czynie świadomym i dobrowolnym, a więc o grzechu ciężkim czy też raczej o czynie popełnionym w stanie wzburzenia czy te ż depresji. O ile trudno odmówić zasadniczej słuszności temu rozumowaniu, to chyba przy podejmowaniu tej decyzji zabrakło wystarczającego wyjaśnienia jej wiernym i światu zewnętrznemu: stąd często obecne nawet wśród praktykujących katolików błędne przekonanie, że "Kościół ogłosił, że samobójcy będą zbawieni".

Ani przed 1983 r. nie skazywał ich automatycznie na piekło ani po 1983 r. ich hurtem nie kanonizował.

Osobną kwestią jest nie tylko odmowa katolickich obrzędów przy pochówku ale także samego miejsca na cmentarzu: owo słynne "pochowanie w niepoświęconej ziemi".

Do końca XVIII była to rzeczywiście "kara" (w cudzysłowie, bo przecież trudno ukarać zmarłego) dotkliwa. Zmarłych chowano w kościołach: tych godniejszych w podziemiach a z braku miejsca często w samym kościele (chodź to zasadniczo zastrzeżone było jedynie dla relikwii świętych) tych mnie godnych na cmentarzach bezpośrednio przy kościołach. W tej sytuacji grób znajdujący się poza murem od razu rzucał się w oczy i był widomym znakiem potępienia czynów, jakich zmarły dopuścił się za życia. Tymczasem d XVIII wieku, gdy z powodu wzrostu ludności, obaw przed epidemiami i powszechnej w okresie oświecenia troski o podniesienie stanu higieny w dużych skupiskach ludzkich standardem stały się wielkie, zbiorcze cmentarze na obrzeżach miast czy wsi. Te w dużych miastach często miały status komunalnych a więc nie należących do Kościoła. W tej sytuacji przy okazji każdego katolickiego pogrzebu poświęcano jedynie ten fragment ziemi, w którym spocząć miało ciało "kara" ta straciła swe praktyczne znaczenie. Tym bardziej współcześnie, gdzie (m.in. w Polsce) ze względów praktycznych prawo państwowe nie pozwala na odmówienie miejsca na cmentarzu katolickim komukolwiek, jeśli w pobliżu nie ma cmentarza komunalnego.

Michał Barcikowski

fronda.pl


Michał Barcikowski

(1980), historyk, redaktor "Christianitas", mieszka w Warszawie.

Komentarze

Henryk, : Trudny temat Pan napoczął, a jak szukać inne komentarze do tego tematu? (2012.01.24 17:00)